9.

-Jutro robię imprezę. Będziesz, prawda? - zapytała Ally, gdy siedziała na fotelu, bawiąc się moim skórzanym paskiem do spodni.

-Pewnie tak. - odparłem znudzony.

Na ton mojego głosu, głośno prychnęła i wstała ze swojego miejsca. Poszła do mojej sypialni, a ja dalej siedziałem przy wyspie i piłem wodę. Byłem dzisiaj nieobecny i nie mam pojęcia dlaczego. Głowę miałem w chmurach i nie reagowałem na nic.

-Odprowadzisz mnie? - pretensjonalny głos Ally dobiegł mnie zza pleców. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, ubraną już w swoje ciuchy, dziewczynę

-Wiesz gdzie są drzwi. - mruknąłem, odwracając się w stronę blatu. Znudzony wpatrywałem się w szklankę przede mną, która teraz wydawała się ciekawsza niż cokolwiek innego.

Już nic innego nie usłyszałem, tylko stukot szpilek i trzask drzwi frontowych. Jej foch zapewne potrwa ze dwa dni, więc nie mam się czym przejmować.

Co się ze mną dziś dzieje? Jestem taki... znudzony. Nawet seks z Ally nie był taki jak zawsze. Nie lubię tego uczucia. Uczucia, że czegoś mi brakuje.

Tylko czego?

***

-Już jadę. - mruknąłem, poprawiając telefon przy uchu.

-Ty się szykujesz dłużej niż baba. - jęknął Jasper, przez co przewróciłem oczami.

-Dzwoniła moja siostra. - odpowiedziałem krótko.

-O stary, to przepraszam. - parsknął śmiechem, na co cicho się zaśmiałem, stając na światłach. - Oj, dzisiaj popijemy.

-A właśnie. Jutro jest impreza u Ally. Idziemy, nie? - było zielone, więc znowu ruszyłem.

-Czy kiedykolwiek zrezygnowaliśmy z jakiejkolwiek imprezy? - przewróciłem oczami na jego pretensjonalny ton głosu.

-Dobra, zaraz będę. Zajadę tylko po Josh'a i Amber i jesteśmy w klubie. - mruknąłem.

-Ja z Mike'iem, Cam i Lily będziemy za jakieś dwadzieścia minut.

-Dobra.

-Cześć. - rozłączyłem się, a telefon rzuciłem na siedzenie obok.

Zaparkowałem pod domem Livinów i nawet nie musiałem wychodzić z samochodu, bo po kilku sekundach, drzwi budynku się otworzyły, a przez nie wyszedł Josh. Myślałem, że zaraz po nim pojawi się jego siostra, ale nic takiego się nie stało.

-Cześć. - rzucił chłopak, wsiadając do mojego samochodu.

-Siema. Gdzie Amber?

-Nie jedzie z nami. Źle się czuje. - wyjaśnił.

-Ok. - mruknąłem i bez zbędnych słów, ruszyłem w stronę klubu.

***

-Jeszcze po jednym! - zawołałem głośno do barmana.

-Gdzie wy to magazynujecie? - zaśmiał się, nalewając do kieliszków napój bogów.

-Nie. Będziem pić! - bełkotał Jasper, uwieszony na moim ramieniu. Pokiwałem szybko głową, w której zaczęło mi się trochę kręcić.

-Dobra. - dał za wygraną, na co uśmiechnęliśmy się niczym psychopaci. Po krótkiej chwili czułem już smak czystej wódki.

Mieszałem dzisiaj wiele rzeczy i gdzieś w mojej podświadomości dociera do mnie, że jutro nie będę w stanie się podnieść.

Cóż, bywa.

-A dzie są nasi ludzie? - zapytał mnie Jasper, który miał już nieprzytomny wzrok.

-A nie wiem stary, ale my będziemy pić. - uśmiechnąłem się i z lekkim problemem odwróciłem w stronę barmana, który wycierał szklanki.

-Dawaj jeszcze dwie kolejki. - pokazałem mu trzy swoje palce, na co się zaśmiał.

Przecież nie zrobiłem nic śmiesznego.

-Wystarczy wam, a poza tym, idą tu już wasi znajomi. - z tymi słowami obok naszej dwójki pojawiła się Lily.

-Panowie. My już będziemy się zbierać. - wyjęła mi kieliszek z ręki, na co głośno jęknąłem.

-Jeszcze po jednym. Prawda Jas? - szturchnąłem łokciem głowę chłopaka, która leżała na blacie.

-I jeszcze jeden i jeszcze dwa! - zawył, wznosząc jedną rękę do góry, po czym uderzył nią w blat. - Ameryka jest najlepsza! - wydarł się na cały głos, a później prawdopodobnie zasnął.

-Najlepsza! - poparłem go. -Wstawaj, pijemy. - szarpałem go za barki, ale na nic to było.

-Idziemy. - warknęła Lily, po czym obok niej pojawił się Mike.

-No wstawaj, cała noc przed nami. - jęknąłem, starając się obudzić Jaspera.

-Ale się schlali. Chociaż Cam nielepsza. Ledwo stoi na nogach. - szatyn spojrzał na nas z rozbawieniem. - Boże, on zasnął?  - wskazał na chłopaka obok mnie, a ja pokiwałem głową.

-Zajebiście. Josh, pomóż mi! - krzyknął gdzieś za siebie, a po chwili z tłumu ludzi wyłonił się mój przyjaciel z uwieszoną na ramieniu i totalnie schlaną Camille.

-Co jest? - zapytał blondyn, podtrzymując jedną ręką brunetkę.

-Jasper zasnął. Trzeba go jakoś przenieść do samochodu. - wyjaśnił Mike, na co mój kumpel głośno jęknął.

-Jeszcze jeden do kompletu. Dobra, Lily przypilnuj Cam i Willa, a my go zaprowadzimy do samochodu. - blondyn posadził roześmianą dziewczynę na stołku obok mnie, po czym podszedł do Jasa.

-Fiucie! Wstajemy! - krzyknął Mike, szarpiąc go za ramię, na co tylko mruknął coś pod nosem, nic sobie z tego nie robiąc.

Westchnęli i przewiesili sobie jego ręce przez barki, podnosząc go na równe nogi. Prawie wlekąc go po tej podłodze, zniknęli w tłumie ludzi.

-Ale on jest gorący. - mruknęła do mnie Camille, a ja dopiero po chwili zrozumiałem, że to ona.

-Kto? - zmarszczyłem brwi, patrząc na nią niezrozumiałym wzrokiem. Jestem najebany w trzy dupy i już nie kontaktuję. Dziewczyna nachyliła się w moją stronę i cicho zachichotała.

-Josh. - z tymi słowami podeszła do nas Lily, która stała cały czas przy barmanie i z nim rozmawiała.

-Zbieramy się. - klasnęła w dłonie i nie dała nam dokończyć.

Ale ja chcę pić!

Podniosła z wysokiego krzesła moją skórzaną kurtkę i po wielu próbach, nałożyła ją na moje barki.

-Jesteśmy. - znikąd pojawił się Josh, a za nim Mike. - Jasper śpi w samochodzie, więc nie ma problemu. Gorzej będzie z tym, że mamy za mało miejsc. Tylko Mike nie pił i tylko on może prowadzić. - coś tam tłumaczył, ale całą moją uwagę absorbowała szklanka z colą. Boże, jaki to ma dziwny kolor.

-Więc zadzwoniliśmy do Amber, która przyjedzie tu taksówką i zabierze samochód Willa. Zawiezie go do domu. - dokończył Mike, na co zmarszczyłem brwi. Seksowna siostra mojego kumpla po mnie przyjedzie? Ale fajnie.

-Okej, w takim razie idziemy na dwór. - postanowiła blondynka.

Josh z prędkością światła znalazł się obok Camille i wziął ją pod ramię. Z drobną pomocą Mike'a, poszedłem za nimi, chociaż moim zdaniem umiałem iść sam!

Po kilku minutach, byliśmy na zewnątrz. Było chłodno, a ja widziałem swój oddech. Ze śmiechem patrzyłem jak do bordowej Mazdy, Josh próbuje wepchnąć pijaną Cam, która usilnie się broni. Po dłuższych staraniach chłopaka, jednak do niej wsiadła z wiązanką przekleństw pod nosem.

-Amber przyjechała. - powiadomił nas Mike, przez co spojrzałem jak z żółtej taksówki wychodzi dziewczyna.

Miała na sobie czarne jeansy i jakąś bluzę. Na nogach jak zwykle miała swoje nieśmiertelne trampki.

Podeszła do naszej paczki i spojrzała na nas z powątpieniem.

-Żeby w cztery godziny się tak schlać? - jęknęła.

-Niestety. Słuchaj my musimy już jechać, bo Camille będzie zaraz rzygać. Pomóc ci załadować tego idiotę do samochodu? - na słowa Josh'a głośno prychnąłem. Nie jestem idiotą!

-Jeździe. Ja sobie poradzę. - westchnęła.

-Jesteś najlepsza. - po chwili każdy wsiadł do samochodu, a na parkingu zostaliśmy tylko ja i dziewczyna.

-Chodź. Jedziemy do domu. - warknęła chłodno. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej.

-Jesteś wredna. - podsumowałem, chowając ręce do kieszeni. - Nie bądź wredna.

-Taka moja natura. Idziemy. - zaczęła kierować się w stronę mojego samochodu, ale zauważając, że ja nigdzie nie idę, stanęła w miejscu. - Mam ci wysłać specjalne zaproszenie? - widziałem, że traciła cierpliwość.

-Może. - wzruszyłem ramionami, cicho się śmiejąc pod nosem. Gdy to zauważyła, sama parsknęła śmiechem i spojrzała na mnie z politowaniem.

-Matko święta, ale z ciebie idiota. - pokręciła głową i podeszła do mnie. Złapała mnie za rękę i popatrzyła w moje oczy. - Jedziemy, bo jesteś totalnie zlany.

-Może. - powtórzyłem swoje słowa. Nic więcej nie mówiąc, pociągnęła mnie w stronę mojego pięknego Mercedesa. - Kluczyki. - powiedziała, odwracając się w moją stronę.

-Co? Ty chyba nie myślisz, że pojedziesz moim skarbem? Co to, to nie. - zaprzeczyłem, czym ją chyba zdenerwowałem.

-Posłuchaj mnie ty pojebany debilu. Przyjechałam tu w środku nocy, bo ty się schlałeś i miałeś w dupie wszystko inne, więc bądź chociaż odrobinę wdzięczny i nie sprawiaj kłopotów, jasne!? Kluczyki! - wydarła się, a ja posłusznie wyciągnąłem z kurtki klucze do domu jak i do samochodu.

-Dziękuję, a teraz wsiadaj. - otworzyła mi drzwi, a ja niezgrabnie wlazłem do środka. Po dłuższej chwili, ona również wsiadła do auta. Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Sięgnęła za pas za mną i zapięła go. Przez chwilę złapaliśmy kontakt wzrokowy, który szybko przerwała.

Dziesięć minut później byliśmy pod moim blokiem. Jechaliśmy właśnie windą, a następnie musieliśmy przejść mały kawałek korytarza, aby dostać się do mojego mieszkania.

Nie chce mi się.

-Black, proszę cię. Jeszcze trochę. - mruknęła i pociągnęła mnie w stronę drzwi do mojego domu.

Gdy przy nich staneliśmy, wyciągnęła klucze i przekręciła zamek w drzwiach. Razem weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do salonu, a dziewczyna w międzyczasie kopniakiem zamknęła drzwi.

Przyznam szczerze, że się cieszę, że w końcu tu jestem. No nie moja wina, że wszystko zaczęło się tak kręcić!

-Weź mnie zabierz do sypialni. - mruknąłem w jej włosy, na co głośno prychnęła. Tak ładnie pachniała. Wanilią?

-Za duże masz wymagania. - burknęła, ale posłusznie skierowała się ze mną na ramieniu do mojego pokoju.

Otworzyła drzwi i poprowadziła mnie w stronę łóżka. Usiadłem na nim, a blondynka zapaliła lampkę nocną.

-Ściągaj te ubrania. - westchnęła. Chciałem ściągnąć swoją kurtkę, ale mi to nie wyszło. Było to jakieś takie trudne.

-Dawaj to. - warknęła po mojej piątej i nieudanej próbie. Stanęła miedzy moimi nogami i delikatnie zsunęła mi czarny materiał z ramion. Walczyłem z tym, aby nie położyć swoich rąk na jej udach. Niestety, przegrałem tę walkę.

Bywa.

-Nie zagalopowałeś się przypadkiem?  - mruknęła zła i zaczęła ściągać moją bluzkę, więc musiałam zabrać swoje dłonie z jej ciała.

-Nie.

-A ja uważam, że tak. - moją już zdjętą bluzkę położyła obok kurtki. Pchnęła mnie na łóżko i zajęła się moimi spodniami. Gdybym nie był tak zlany i zmęczony to bym z chęcią wykorzystał tę sytuację.

Nawet nie wiem kiedy moje spodnie i buty wylądowały na ziemi, a ja zostałem w samych bokserkach.

-Połóż się. - usłyszałem jej cichy głos, gdy już przysypiałem. Przeturlałem się na odpowiednią stronę łóżka i z ulgą dotknąłem głową swojej poduszki. Blondynka przykryła mnie kołdrą i kiedy miała wychodzić, złapałem za jej nadgarstek.

-Nie wściekaj się na mnie za to, że jestem kretynem. - spojrzałem w jej stalowe oczy.

-Nie wściekam się za to. - mruknęła. - Idź spać.

-Jesteś ładna, gdy się wściekasz. Właściwie to jesteś zawsze ładna, a najlepiej wyglądasz w tych swoich dresach, bo wtedy twoje nogi się w nich zatapiają. Ogólnie to jesteś niska. - przerwał mi jej cichy śmiech.

-Ale jesteś zlany. Śpij Black. I tak jutro nie będziesz tego pamiętać.

-Zapewne nie będę. - z tymi słowami odpłynąłem.

***

Pierwszym co zarejestrowałem, gdy się obudziłem, był ostry ból głowy. Powolnie otworzyłem oczy, ale szybko je zamknąłem przez światło, które wpadało przez okno. Po kilku minutach ponowiłem próbę i z ulgą stwierdziłem, że jestem w swoim pokoju.

Ale wczoraj zabalowałem.

Podniosłem się do siadu i z głośnym jękiem złapałem za moją obolałą głowę, która teraz ważyła chyba z tonę. Rozejrzałem się dookoła i uznałem, że jestem sam. Bywało tak, że budziłem się obok jakiejś laski, a później był problem z kulturalnym wyprowadzeniem jej z mojego mieszkania.

A teraz najważniejsze pytanie. Jak ja się do cholery jasnej tu znalazłem? Ostatnie co pamiętam, to jak jakiś facet przystawiał się do Jaspera i chciał wyskoczyć z nim na mały numerek w kiblu.

Po dłuższej chwili wykopałem się z pościeli i stanąłem na równych nogach. Moja głowa bolała niemiłosiernie. Zmarszczyłem brwi i zdałem sobie sprawę, że jestem w samych bokserkach. Czyli ktoś musiał mnie rozebrać, bo wątpię, abym wczoraj sam to zrobił.

Chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi, w międzyczasie zakładając na nogi szare dresy, które leżały na fotelu. Otworzyłem je, a potem dziesięć minut schodziłem po tych pieprzonych i krętych schodach! Gdy byłem już w kuchni, jak opętany zacząłem przeszukiwać szafki, aby znaleźć jakieś proszki na ból głowy.

W końcu natrafiłem na opakowanie z moim wybawieniem.

Z butelką wody w dłoni udałem się do salonu, a tam rzuciłem się na kanapę, uprzednio kładąc wodę na stoliku obok. Przymknąłem oczy, z nadzieją, że zaraz przejdzie mi ten cholerny ból. Nigdy więcej nie będę mieszał wódki z innym alkoholem. Nie za taką cenę. Jest już trzynasta, a ja czuję, jak gdyby była czwarta w nocy.

Zmarszczyłem brwi, gdy moja ręka, która znajdowała się pod moją głową, dotknęła czegoś dziwnego. Wiele wysiłku mnie to kosztowało, ale przekręciłem się na brzuch i uchyliłem lekko powieki. Na skraju kanapy leżała bordowa, damska bluza. Chwyciłem ją jedną ręką i przysunąłem bliżej siebie.

Oczywiście wiedziałam, że to jej bluza. Po pierwsze przesiąkła jej waniliowymi perfumami, a po drugie, na jej kapturze było naszyte małe, niebieskie A. Naszywała je na każdą swoją bluzę, ale nie mam pojęcia dlaczego to robiła.

Nie przypominam sobie, aby ją tu zostawiła. Wczoraj na pewno jej tu nie było.

O co tutaj chodzi?

-No jasne! - przybiłem sobie z otwartej dłoni w czoło, czego od razu pożałowałem, bo cholernie mnie to zabolało. Cicho jęknąłem, ale po chwili na mojej twarzy zakwitł prawie niewidoczny uśmiech.

Są dwie opcje. Albo mam jakiś problem psychiczny i wyobrażam sobie rzeczy, których nie ma, albo to ona wczoraj przywiozła mnie do domu. Myślę, że jestem raczej normalny, więc obstawiam opcję numer dwa.

Tylko jak ona niby miała mnie tu zabrać, jak jej nawet nie było na tej imprezie? Przecież nie pojawiła się tam tak znikąd. Westchnąłem i ponownie położyłem się na plecach. Ułożyłem bordowy materiał na swoim nagim torsie i zacząłem bawić się jednym z rękawów. Co się wczoraj stało? Przez te drinki nic nie pamiętam, a bardzo bym chciał.

***

-Dobra, musisz mi wyjaśnić co się wczoraj stało, bo ja nie pamiętam nic. - westchnąłem, siadając na kanapie i poprawiając telefon przy uchu.

-Nie dziwię się. Ty, Jasper i Cam ostro wczoraj zabalowaliście. - zaśmiał się Josh, na co przerwróciłem oczami.

-Z rana kurewsko źle się czułem, ale jest już lepiej. Ty mi lepiej powiedz kto mnie wczoraj odwiózł do domu i to w dodatku moim samochodem. - kilka godzin temu poszedłem do podziemnego parkingu, aby się dowiedzieć czy mój samochód jest na swoim miejscu. Na szczęście był tam cały i zdrowy.

-No, a jak myślisz? Byłeś tak schlany, że nigdy nie pozwolilibyśmy ci prowadzić. Amber przyjechała i cię zabrała. Podziwiam ją, że jakoś cię zawlokła do tego mieszkania. - wyjaśnił, ale mu nie odpowiedziałem, bo zajęty byłem teraz swoimi myślami.

A więc jednak, to ona. Popatrzyłem na jej bluzę, która spoczywała obok mnie i lekko się uśmiechnąłem.

Przyjechała po mnie, zawiozła mnie do mojego mieszkania, zawlokła mnie pijanego w trzy dupy do sypialni i rozebrała, po czym położyła mnie w łóżku. Nie powiem, miło.

-Zmieniając temat, jedziesz dzisiaj na imprezę do Ally? - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego kumpla.

A no tak, impreza.

-Chyba pojadę, ale na pewno nie będę pić. Jutro muszę pojechać na obiad do rodziców, więc lepiej być trzeźwym.

-A no tak! Ciocia Elena będzie robiła obiadek dla swojego synia. - na jego słodki głos przewróciłem oczami i głośno prychnąłem.

-Spierdalaj. - warknąłem, w zamian czego, dostałem jego głośny śmiech, przypominający głodującą fokę. Popierdoleniec.

-To jak jedziemy?

-Pojadę swoim samochodem. - odpowiedziałem pewnie, bo już czułem się lepiej i przecież mogę prowadzić.

-Stary, na pewno? - dopytywał zmieszany.

-Tak, nie jestem dzieckiem. - znów przewróciłem oczami. - A Amber jedzie? - zapytałem mimochodem.

-Tak jedzie. Będziemy tam po dwudziestej, więc jak coś to dzwoń.

-Okej, cześć. - rozłączyłem się i rzuciłem telefon na miejsce obok mnie.

Czyli się dzisiaj zobaczymy.

***

-Cześć, misiu! - usłyszałem ten głos, nawet przez głośną muzykę. Odwróciłem się w stronę Ally i posłałem jej wymuszony uśmiech.

-Cześć. - mruknąłem, próbując oderwać jej ręce od swojego karku. Była ubrana w czarną, skórzaną i krótką sukienkę, która przylegała do jej ciała jak druga skóra. Czerwone, wysokie szpilki i wyzywający makijaż. Tak, cała Ally.

-Cieszę się, że wpadłeś. Załatwię jeszcze kilka swoich spraw i się tobą zajmę. - przejechała swoim czerwonym paznokciem po mojej klacie i uśmiechnęła się lubieżnie. - Dziś się zabawimy. Na ostro.

-Okej. - wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po tłumie ludzi. Dom Ally był wielki, a na imprezę przyszła chyba cała uczelnia.

Luźnym krokiem poszedłem w stronę kuchni, w którym znajdował się bar. Gość, który za nim stał, chętnie dawał ludziom różne drinkini i napoje. Niestety dzisiaj nie piję, więc będzie tylko cola.

Siadłem na wysokim krześle i zamówiłem picie. Po chwili je dostałem. Obserwowałem ludzi dookoła, popijając napój. Jedni tańczyli, drudzy pili, a jeszcze inni wciągali coś w kącie przy fotelach.

-Siema, schlana dupo! - usłyszałem krzyk Josh'a, więc odwróciłem się w jego stronę.

Przeciskał się przez tłum ludzi, z szerokim uśmiechem na ustach. Gdy już był kilka metrów ode mnie, zauważyłem, że obok niego idzie Amber. W granatowych, przylegających spodniach, czarnym topie i czarno-czerwonej koszuli w kratę, która luźno opadała na jej ramionach. Na nogach nieśmiertelne, czarne trampki, a włosy wyglądały tak, jakby właśnie uprawiała ostry seks.

To gorące.

-Żyjesz? - obok mnie pojawił się mój kumpel, który przerwał moje myśli.

-Nie widać? - odpowiedziałem, przewracając oczami.

-Nie bocz się tak księżniczko. - parsknął śmiechem, a mój wzrok znów powędrował na dziewczynę obok, która nawet na mnie nie patrzyła.

-Yhym. - mruknąłem, a wtedy Amber odwróciła głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Szarość jej oczu jest naprawdę przytłaczająca. 

Niestety, szybko odwróciła głowę i zniknęła w tłumie ludzi.

-A tej co? - zapytał Josh, widząc, że dziewczyna prawie od nas uciekła.

-Nie mam pojęcia.

Impreza trwała w najlepsze. Towarzystwo było bardzo schlane i mogę się założyć, że zaraz któryś z sąsiadów zawiadomi policję.

-Muszę się odlać. Zaraz wracam. - powiedziałem do Josh'a, który był już lekko wstawiony.

Jest już po drugiej w nocy, a ja zaraz będę się zbierać, bo muszę wcześniej wyjechać, aby być na czas u rodziców. W końcu to dwie godziny drogi stąd.

Dobra, z moją jazdą to godzina.

Poszedłem na górę, mijając jakieś dwie laski, które się już prawie pieprzyły.

Byłem w tym domu już nieraz, więc wiem gdzie co jest. Na pierwszym piętrze nie było prawie w ogóle ludzi, ale zza ścian dochodziły różne ciekawe dźwięki. Gdy miałem już wchodzić do łazienki, zauważyłem Amber. Siedziała sama na fotelu w końce korytarza. Patrzyła się pusto przed siebie, a w ręku trzymała niebieski kubek z alkoholem.

Westchnąłem i poszedłem w jej stronę. Nie zauważyła, gdy stanąłem obok niej i oparłem się jedną ręką o ścianę.

-Nad czym tak myślisz? - na moje słowa podskoczyła w miejscu i spojrzała na mnie z przerażeniem.

-Ugh, spierdalaj. - warknęła i wstała ze swojego miejsca. Zaczęła kierować się w kierunku schodów.

Znów to samo? Amber, robisz się naprawdę nudna.

-Ktoś tu jest chyba nie w humorze. - kpiłem sobie w najlepsze.

Blondynka stanęła w miejscu, a po chwili odwróciła się w moją stronę.

-Czego ty chcesz? - westchnęła.

-Ja? Absolutnie niczego.

-Więc spierdalaj. - warknęła i znów chciała stąd odejść, ale jej nie pozwoliłem.

Szybko do niej podbiegłem i złapałem za jej łokieć. Odwróciłem ją w swoją stronę i wcisnąłem w jej usta mocny pocałunek. Było to gwałtowne i energiczne, tak jak najbardziej lubię. Niestety, Amber nie była tego samego zdania, co ja.

Nie oddała pocałunku, ale za to dostałem mocnego, prawego sierpowego.

***

Kocham i do następnego x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top