6.

-Możesz już stąd iść? - warknęła niezbyt miło Amber. 

-Nie, dobrze mi tu. - wzruszyłem nonszalancko ramionami. 

-Ale mi jest źle. - jęknęła i przewróciła oczami. - Albo ja sobie stąd pójdę. 

-To pójdę za tobą. Wiesz, jestem za ciebie odpowiedzialny. - zrobiłem poważną minę, ale chyba mi nie wyszło, bo Amber spojrzała na mnie z czystym politowaniem. 

-Ty za mnie? Błagam, najpierw zajmij się sobą. - odpyskowała i zeskoczyła z murku. Poprawiła swoją kurtkę i zaczęła kierować się w tylko sobie znanym kierunku. 

Przewróciłem oczami i zacząłem iść za nią. Od zdarzenia z papierosem minęło jakieś dwadzieścia minut, a w tym czasie panowała cisza. Blondynka obserwowała miasto, a ja się jej przyglądałem i analizowałem.

Dziewczyna przeszła przez krzaki, a ja podążałem za nią. Byliśmy już przy fontannie, gdy siwooka odwróciła się w moją stronę. Zatrzymałem się i na nią spojrzałem. Była czymś wyraźnie zirytowana. 

-Powiedz mi jedno. Dlaczego ty za mną łazisz? - warknęła zirytowana. Rozejrzałem się dookoła siebie i stwierdziłem, że poza parą staruszków, którzy siedzą na ławce, nikogo więcej tu nie ma. Cóż, nie jest to Central Park, a to właściwie tam jest najwięcej ludzi o tej porze. Ten park był mały i należał do osiedla, na którym mieszka Josh. 

-Bo mi się nudzi. - odpowiedziałem, co poniekąd było prawdą. Tak naprawdę to staram się zrozumieć jej tok myślenia. Chyba kiepsko mi idzie.

-Weź się odpierdol. Idź gdzieś z kumplami, albo zabaw się z jakaś laską, a mnie zostaw w spokoju. - zawarczała, a ja zacisnąłem szczękę. 

-Zmień ton, a wtedy porozmawiamy. - nie lubię, gdy ktoś mówi do mnie w ten sposób. 

-Wal się. - już chciała odejść, ale szybko znalazłem się przy niej i złapałem za jej nadgarstek. - Co ty robisz!? Puszczaj! - syknęła, próbując wyrwać rękę z mojego uścisku. 

-Nie będziesz mówiła mi co mam robić. - ton mojego głosu był lodowaty. 

-Ty mi też. - odpowiedziała hardo.

-Amber nie chcę być niemiły. - mruknąłem, na co dziewczyna głośno prychnęła. 

-Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi. Od kiedy cię tylko poznałam, wiedziałam jak będzie. Ty jesteś chujem dla mnie, a ja suką dla ciebie. Spędzamy czasami razem czas, ponieważ ty jesteś kumplem Josh'a, a ja jego siostrą, ale ty to utrudniasz, zachowując się tak, jak się zachowujesz! - wytknęła mi, przez co przewróciłem znudzony oczami. 

-Skończyłaś? Prawda jest taka, że gdybyś nie była tak cholernie irytująca z tym swoim gderaniem, to nie byłoby problemu. - dopiero po krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że cały czas mocno trzymam jej nadgarstek. 

-Ja jestem irytująca? Ja? To ty od jakiegoś tygodnia cały czas za mną łazisz! - po chwili jej wyraz twarzy ze wściekłości zmienił się w zdziwienie. - A może ty jesteś zaskoczony, bo w końcu jakaś dziewczyna ma cię w dupie i nie spełnia każdej twojej zachcianki?Jeśli tak to powiem ci szczerze, że już możesz się poddać, bo prędzej sprzedam nerkę, niż cię do końca zaakceptuję i jakoś polubię. 

-Skąd wiesz, że ja tego chcę?

-Boli cię to, że jakaś dziewczyna, oprócz Lily i Camille cię ignoruje i nie chce ci wskoczyć do łóżka. - przyznała. 

-Mogę mieć każdą, więc skąd pomysł, że akurat chcę ciebie? - na moje pytanie zmarszczyła brwi, a jej mina nie wyrażała żadnych emocji. 

-To sobie idź do tych wszystkich, a mnie zostaw w spokoju. Szczerze powiedziawszy to będę najszczęśliwszą osobą na świecie z tego powodu. - wykrzyczała mi prosto w twarz i w końcu wyszarpała rękę z mojego uścisku. 

-A pójdę! - powiedziałem tym samym tonem co dziewczyna. 

-Świetnie! - wyrzuciła ręce w powietrzu. 

-Wspaniale! - siwooka odwróciła się napięcie i szybkim krokiem powędrowała w stronę wyjścia z parku. Zrobiłem to samo, tylko w przeciwną stronę. 

W międzyczasie zobaczyłem jak ci dtarsi ludzie patrzyli na nas z rozbawieniem.

No bardzo, kurwa, zabawne

Szybkim krokiem wyszedłem z parku i skierowałem się w stronę miasta. Żadna dziewczyna, a tym bardziej ona, nie będzie mi mówić co mam robić, jak mam to robić i nie będzie mną rządzić. Myśli, że jest jakaś, kurwa, wyjątkowa, czy co? Takich jak ona jest pełno, a ja nie będę się nią przejmować. Uważa się za nie wiadomo kogo.

Nawet nie wiem jakim cudem znalazłem się pod domem Ally. Zapukałem do drzwi, a po chwili otworzyła je rudowłosa. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy wykwitł ten sukowaty uśmiech. 

Kurwa, jak ja cię dziewczyno nie cierpię.

-Jesteś sama? - warknąłem na przywitanie, na co pokiwała głową. 

-Możemy się zabawić. - szepnęła uwodzicielsko i wciągnęła mnie do budynku. Zamknęła drzwi i bez zbędnych gadek, przyszpiliła mnie do ściany. - A powiesz mi, kim była ta dziewczyna, z którą ostatnio cię widziałam?

-To nikt ważny. - odpowiedziałem i ścisnąłem ją za pośladki, na co jęknęła w moje usta. 

-Jakaś szmata. - prychnęła, rozpinając mi spodnie. 

-Jak ich mało. - przytaknąłem jej, a później zdjąłem jej bluzkę i stanik. Nie chciało mi się iść gdzieś indziej, więc posadziłem ją na komodzie obok nas.

-Będę cię pieprzył. - wysapałem.

-Nie mogę się doczekać.

***

-Mam nadzieję, że tu jeszcze wpadniesz w tym tygodniu. - odpowiedziała, przejeżdżając swoim w chuj długim paznokciem po mojej czarnej bluzce. 

-Tia. - odpowiedziałem krótko, po czym zarzuciłem na siebie kurtkę. 

-Na pewno nie masz ochoty na powtórkę? - ta dziewczyna jest nienasycona. - Tym razem ja mogę być na górze.

-Dzisiaj już nie. Jak coś to wpadnij w sobotę. - pocałowała mnie i przytaknęła, po czym zamknęła za mną drzwi. 

Było

Minęła już dwudziesta pierwsza, a na dworze było praktycznie czarno. Światło dawały tylko uliczne latarnie, bo dom Ally był na obrzeżach Nowego Jorku. Nie chciałem zamawiać taksówki, bo muszę się przewietrzyć. Mój samochód jest pod domem Josh'a, więc trzeba tam pójść, bo stąd jest bliżej do niego, niż do mojego mieszkania. 

Założyłem na głowę kaptur kurtki i włożyłem ręce do kieszeni. Ally była odskocznią, chociaż ostatnio zacząłem podejrzewać, że sobie coś ubzdurała i myśli, że coś do niej czuję. 

Nim się zorientowałem, byłem już pod domem Livin. Światła w salonie były zapalone, co oznaczało, że jeszcze nie śpi. Już chciałem kierować się w stronę samochodu, ale o czymś sobie przypomniałem. 

Kluczyki są w środku. 

Głośne westchnięcie wyrwało się z moich ust, ale postanowiłem wejść do środka. Wezmę tylko co moje i wrócę. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem, bo miałem zapasowe klucze, które zabrałem przed wyjściem do parku. 

Wszedłem do budynku i usłyszałem, jak coś głośno gra. Jakaś muzyka i okrzyki. Wszedłem do środka i ujrzałem ciekawy widok. 

Amber stała naprzeciwko telewiozra i grała na konsoli w tenisa. Miała na sobie czarne dresy i biały top. Jej włosy były w kucyku, a sama wykonywała ruchy jakby chciała kogoś zabić. A tym kimś w jej głowie, zapewne jestem ja.

Na stoliku obok niej stało otworzone piwo. Po dosłownie sekundzie, blondynka skończyła ostatniego seta, a na środku plazmy pojawił się wielki napis WINNER.

Dziewczyna głośno odetchnęła i odwróciła się w moją stronę. Lekko się wzdrygnęła, ale po chwili na jej twarz wstąpił grymas złości.

-Czego chcesz? - warknęła, upijając łyk piwa z butelki.

-Przyszedłem po kluczyki. - odpowiedziałam tak samo jak ona.

-To je weź i spierdalaj.

-Jak zawsze miła. - uśmiechnąłem się drwiąco i przeszedłem przez salon, aby zabrać kluczyki z komody.

Gdy już je zabrałem, miałem skierować się w stronę wyjścia, ale w całym pomieszczenia zapanowała ciemność. Nie było widać kompletnie niczego.

-Kurwa, super. Korki wywaliło. - usłyszałem mruknięcie dziewczyny, a następnie krótkie szamotanie.

W tym samym czasie, zobaczyłem twarz Amber, która została oświetlona jej telefonem. Włączyła latarkę, która dawała chociaż trochę światła. Podeszła do okna i cicho jęknęła.

-Cała dzielnica nie ma. Cholera, chyba awaria. - mówiła sama do siebie, ale doskonale ją słyszałem.

-I co teraz? - zapytałem głupio, a dziewczyna prychnęła.

-Pewnie prąd będzie dopiero jutro. - odpowiedziała z wyraźną złością. - A ty możesz już sobie iść.

-Dwa razy mi nie trzeba powtarzać. - odwarknąłem i wyciągnąłem telefon, aby włączyć latarkę.

Gdy już widziałem drogę, zacząłem iść w kierunku drzwi wyjściowych. Złapałem za klamkę, gdy zdałem sobie z czegoś sprawę.

Jest noc, a na dodatek nie ma prądu. Amber siedzi sama w domu, bo Josh wróci nad ranem i może by mnie to obeszło, gdyby nie była jego siostrą. Miałem tu z nią dzisiaj nocować, więc nie mogę sobie iść. Gdyby coś jej się stało, to on by mi tego nie wybaczył, a ja nie wybaczył bym sobie tego, że go zawiodłem.

Zacisnąłem zęby i powieki, po czym z moich ust wydobyło się głośne westchnięcie. Zdjąłem buty, oraz kurtkę, po czym znów skierowałem swoje kroki do salonu.

Blondynka kucała przy jakiejś szafce, w jednej ręce trzymając telefon, a drugą buszując po szufladach.

-Czego ty tam szukasz? - zapytałem i skierowałem na nią światło. Prawdopodobnie się przestraszyła i straciła równowagę, po czym upadła na tyłek.

Wybuchnąłem głośnym śmiechem, co przyjęła prychnięciem.

-Co ty tu robisz? - fuknęła, niezgrabnie podnosząc się z miejsca.

-Aktualnie to stoję.

-Wyostrzył ci się poziom żartów. Teraz przynajmniej już jakiś masz. - uśmiechnęła się kpiąco, a jedynym powodem, dla którego jeszcze tu jestem, był Josh. - Miałeś iść.

-Miałem, ale obiecałem Josh'owi, że z tobą zostanę. - już chciała mi przerwać, ale uciszyłem ją spojrzeniem. - A znając twoją fajtłapowatość to wywrócisz się idąc do łazienki.

-Wcale, że nie! - oburzyła się.

-Błagam cię. - spojrzałem na nią z politowaniem. - Gdzie masz te świeczki? - na moje pytanie, wskazała na szafkę, w której jeszcze przed chwilą szperała. - Dobra, ja je znajdę, a ty idź po zapałki. - pokiwała głową i otworzyła jedną z szuflad.

W tym samym czasie, ja znalazłem świeczki i wyjąłem kilkanaście z opakowania. Razem z blondynką, wszystkie zapaliliśmy i porozstawialiśmy po całym domu. Kilka w kuchni, salonie i na schodach.

Teraz w domu panował połmrok. W tym czasie, w ogóle ze sobą nie gadaliśmy i podejrzewam, że będzie tak do końca dzisiejszego dnia. Usiadłem na fotelu, a dziewczyna na kanapie. Nie odzywała się do mnie, a ja do niej.

-Naprawdę możesz iść. Nie jestem dzieckiem. - odezwała się po dłuższej chwili ciszy. Nie patrzyła na mnie, ale ja na nią tak.

Dwie świeczki, które stały na szklanym stoliku, oświetlały jej bladą twarz. Zastanawiełem się dlaczego na mnie nie patrzy.

-Też bym wolał siedzieć w swoim domu, w którym przynajmniej jest prąd, ale Josh by mnie wykastrował, więc raczej nie chcę ryzykować.

-Wiesz, u ciebie to nawet nie byłoby co kastrować. - docięła ze słabym uśmiechem.

-A chcesz to sprawdzić? - odszczekałem jej, na co tylko przewróciła oczami.

-Nie dziękuję. Oszczędź mi tej traumy. - z jej słowami wstałem i podszedłem do kanapy. Nachyliłem się nad nią tak, że jej nos był zaledwie kilka centymetrów od mojego.

-Uważaj na słowa. Żadna dziewczyna nigdy nie rezygnowała dobrowolnie z mojej sypialni. - mruknąłem. Amber przełknęła ślinę i popatrzyła na mnie lekko zawstydzona spod rzęs.

Ostatni raz spojrzałem w jej siwe oczy, po czym jak gdyby nigdy nic, skierowałem się do łazienki na parterze.

Wszedłem do pomieszczenia i zamknąłem drzwi. Oparłem się o umywalkę. Spojrzałem w lustro, a mały uśmiech wkradł się na moje usta.

Czyżbym zaczął już wygrywać?

***

Otworzyłem zaspany oczy, rejestrując to, co się dzieje. Pierwszym na co zwróciłem uwagę było to, że kurewsko boli mnie szyja. Powoli się podniosłem i rozmasowałem obolały kark. Spojrzałem na pomieszczenie, w którym się znajdowałem i z ulgą stwierdziłem, że jestem w salonie Livin.

Przeniosłem wzrok na kanapę, na której spokojnie spała blondynka. Zwinięta w kłębek i szczelnie przykryta kocem. Zabrałem swój telefon ze stolika. Wytrzeszczyłem oczy, gdy zobaczyłem godzinę. 02:18.

Ostatnim co pamiętam, było sprzeczanie się z Amber na jakiś temat, a następnie foch i nie odzywanie się do siebie.

Standard.

Cicho wstałem i już miałem ruszyć do jednego z pokojów gościnnych, ale coś mnie zatrzymało. Stanąłem przy śpiącej dziewczynie i sam siebie przeklnąłem za swoją cipowatość.

Dlaczego w ogóle to robię?

Pokręciłem głową i zdjąłem z niej koc. Wzdrygnęła się lekko przez zimno jakie panowało w salonie. Bardzo delikatnie wziąłem ją na ręce, tak aby jej nie obudzić.

-Zwariowałem. - westchnąłem i zacząłem wspinać się po schodach, dziękując w myślach za to, że pomyśleliśmy o świeczkach na stopniach.

Niestety na piętrze już ich nie było, więc z trudem udało mi sie dotrzeć do jej sypialni, bez większego uszczerbku na zdrowiu. Otworzyłem drzwi i podziękowaniem za to, że dziś była pełnia, a blondynka miała duży balkon.

Podszedłem do łóżka i delikatnie położyłam na nim dziewczynę. I właśnie teraz zaczął się ten dylemat.

Rozebrać ją czy nie?

Z jednej strony, będzie jej wygodnie, ale z drugiej to mnie jutro zabije. No, ale z trzeciej to powinna być mi wdzięczna, że o niej pomyślałem.

W sumie chcę zobaczyć ją nago.

I niestety to było prawdą, ale hej! Jestem tylko facetem, a takiego widoku to nie mogę sobie oszczędzić.

Uniosłem ją delikatnie i zdjąłem koszulkę. Poczułem, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, gdy moja skóra dotknęła jej ciepłego brzucha. Przeciągnąłem biały top przez głowę, a po chwili leżał on obok niej. Spojrzałem na jej piersi ukryte w białym staniku i mocniej zacisnąłem szczękę.

Przełknąłem ślinę i złapałem za jej dresy. Delikatnie je ściągnąłem z jej chudych nóg.

Nie patrz się tam, nie patrz się tam.

Szybko przykryłem ją kołdrą, aby się nie katować. Blondynka od razu wtuliła się w wielką poduszkę. Szkoda, że ten seksapil przegrywa z jej cholerną irytacją i tym, że zawsze musi mieć rację. Tak, z tym nic nie wygra.

Westchnąłem i skierowałem się do drzwi. Gdy już miałem je zamknąć, odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę.

-A niech ci się przyśni coś tak strasznego, że będziesz bała się iść do łazienki. - rzuciłem i wyszedłem z pokoju.

Zszedłem do salonu i pogasiłem świeczki. Z latarką w telefonie, poszedłem do pokoju gościnnego. Ściągnąłem bluzkę i spodnie, po czym położyłam się na dwuosobowym łóżku. Podłożyłem ręce pod głowę i spojrzałem w sufit. Po mojej głowie plątała się jedna, zasadnicza myśl.

Czy jutro przeżyję spotkanie z Amber, która zapewne mnie zabije, ponieważ ją rozebrałem?

Nie, nie przeżyję.

***

Kocham i do następnego x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top