4.
-Czuję się, jakby przejechał po mnie walec. - jęknął Mike, pocierając swój kark.
-Nie dziwię ci się. Całą noc spałeś na podłodze. - rzuciłem, a chłopak tylko mruknął coś pod nosem. Staliśmy właśnie przed uczelnią.
Od Josh'a pojechałem około drugiej, a chłopaki zostali. No i spali na podłodze, bo nikomu nie chciało się ich budzić.
-A ty gdzie teraz jedziesz? Znowu wizyta u Ally? - popatrzył na mnie znacząco i poruszył brwiami.
-Nie. - przewróciłem oczami. - Jeśli chciałbyś wiedzieć to ja nie fatyguję się po nią. Sama przyjdzie.
-Człowieku, ty się kiedyś ustatkujesz? - niebieskooki oparł się rękoma o dach mojego auta.
-Ustatkuje się wtedy kiedy ty. - stwierdziłem z triumfalnym uśmiechem.
-To całe życie będziemy kawalerami. - zaśmiał się i odepchnął od samochodu. - Trzymaj się! - zawołał i poszedł w stronę swojego samochodu, a właściwie samochodu jego matki.
Pokręciłem głową i wsiadłem do Mercedesa. Zamknąłem drzwi, a na swój nos założyłem czarne okulary przeciwsłoneczne. Zerknąłem jeszcze na złoty zegarek, który znajdował się na moim lewym nadgarstku. Już po piętnastej.
Gdy miałem odpalić silnik i wyjechać z parkingu uczelni, mój wzrok powędrował na niską blondynkę. Szła w stronę ulicy, nie zwracając uwagi na nikogo. Jej włosy jak z zawsze żyły swoim życiem, a usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu.
Niewiele myśląc, wysiadłem z auta i szybkim krokiem podszedłem do Amber. Zagrodziłem jej drogę, stając naprzeciwko jej.
-No hej. - powiedziałem z lekkim uśmiechem, a ona uniosła głowę i teatralnie jęknęła.
-Dlaczego to zawsze musisz być ty? - zapytała, głęboko wzdychając, a ja wzruszyłem ramionami i założyłem ręce na piersi.
-Przeznaczenie? - zapytałem, a siwooka prychnęła.
-Sranie w banie, po prostu mam pecha. - warknęła i już chciała mnie wyminąć, ale złapałem za jej nadgarstek. Odwróciła się i popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
-Chodź, podwiozę cię. - wskazałem na mój samochód.
-Obejdzie się. - mruknęła i próbowała wyszarpać swoją rękę, ale znaczenie jej to uniemożliwiałem.
-Chodź. - powiedziałem ostrzej. Czy ta dziewczyna zawsze musi być taka uparta? To zaczyna być nudne.
-Och, odezwała się twoja natura dominanta? - parsknęła, a ja przewróciłem oczami i pociągnąłem ją w stronę auta. Chcę, żeby wsiadła do tego auta i to zrobi.
-Wsiadaj. - otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a Amber z kilkoma przekleństwami pod nosem, wsiadła do środka.
Obszedłem samochód i już miałem zająć miejsce, gdy kątem oka zobaczyłem Ally. Piorunowała mnie wzrokiem, a bardziej blondynkę w środku. Wzruszyłem ramionami i wsiadłem. Będzie obrażona na cały świat, ale wróci. Zawsze wraca.
Wie, że jestem typem faceta, który nie bawi się w związki. Jest mi to po prostu niepotrzebne. Mam pieniądze, jestem przystojny i z jakiegoś powodu przyciągam do siebie dziewczyny. Przecież ja nie wytrzymałbym z jedną. Mam dwadzieścia dwa lata. Całe życie przede mną.
-A ty co nagle stałeś się taki dla mnie miły? - dopytywała dziewczyna obok, gdy staliśmy na światłach.
-Powiedzmy, że przebywanie obok ciebie już nie irytuje mnie tak bardzo jak wcześniej. - spojrzałem na blondynkę spod ciemnych okularów, a ona tylko przewróciła oczami. Nagle zauważyłem, że nie ma zapiętych pasów.
-Pasy. - upomniałem ją.
-Ty nie masz zapiętych. - wskazała na mnie.
-Ale ja to ja, a ty to ty. Zapnij. - powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Już, już. - mruknęła, posłusznie wykonując czynność.
-Gdzie jest Josh? - zapytałem, bo nie widziałem chłopaka od ostatnich zajęć. Wyleciał z klasy jak oparzony i już się nie pokazał.
-Nie wiem. Miał coś do załatwienia. - mruknęła. - Gdzie ty w ogóle jedziesz? Miałeś zawieźć mnie do domu. - zaśmiałem się cicho, ale nie odpowiedziałem. - Mówię do ciebie. Will! - uderzyła mnie w ramię, przez co ciężko westchnąłem.
-Sadystka. - powiedziałem poważnie, ale w duchu się śmiałem. - Teraz mnie przeproś. - na te słowa Amber wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Stary. Uderzyłam cię kiedyś drzwiami od lodówki. Wylądowałeś w szpitalu, a ja jakoś dalej cię za to nie przeprosiłam. - zaśmiała się, przez co zrobiłem grymas niezadowolenia, gdy przypomniałem sobie tamtą sytuację.
-Współczuję twojemu chłopakowi. - mruknąłem.
-A ja twojej dziewczynie.
Wyjechałem na podziemny parking i zaparkowałem samochód. Wysiadłem z auta, a za mną niebieskooka.
-Chciałam, żebyś mnie zawiózł do mojego domu, a nie swojego. - mruknęła, gdy potulnie szła za mną do windy.
-Nie panikuj. Wiele chciałoby być na twoim miescu. - popatrzyła na mnie z przymrużonymi oczami.
-To się chętnie z jakąś zamienię. - warknęła.
-Pisałem do Josh'a. Niedługo będzie wracać to cię zgarnie i razem pojedziecie do domu. - wyjaśniłem jej, a ta tylko prychnęła i mruknęła ciche "świetnie".
Gdy otworzyłem drzwi swojego mieszkania, Amber weszła do środka, a za nią ja. Ściągnęliśmy buty, a blondynka jeszcze kurtkę, gdyż ja miałem na sobie tylko granatową bluzę.
-Powinnam ci jeszcze coś zrobić za ten telefon! - usłyszałem jej krzyk z salonu. Zaśmiałem się cicho i wszedłem do pomieszczenia. Oparłem się o framugę drzwi i założyłem ręce na piersi.
-Nie marudź. Powinnaś się cieszyć, że to ja go znalazłem. - na moje słowa przewróciła oczami. - Ale hej! Wytrzymaliśmy już w swoim towarzystwie... - popatrzyłem na zegarek na moim nadgarstku. - piętnaście minut bez kłótni.
-Jeśliby to ode mnie zależało, to już dawno dostałbyś w nos. - mruknęła i zaczęła szukać czegoś w torebce.
-Ty dostałabyś ode mnie, ale w coś innego.
-Co? - powiedziała, patrząc na mnie pytająco.
Brawo, William.
-Mówię, że głodny jestem.
-Ty całe życie jesteś głodny. - przewróciła oczami i wstała z kanapy. - Idź coś wykombinuj, a ja pójdę do łazienki. - poszła w głąb korytarza i zniknęła za drzwiami.
Westchnąłem i przeczesałem palcami swoje włosy. Postałem tak jeszcze chwilę, aż w końcu odepchnąłem się od tej framugi i powędrowałem korytarzem. Szedłem właśnie do swojego pokoju, aby się przebrać.
Gdy przechodziłem obok łazienki, w której była dziewczyna, drzwi się otworzyły, a blondynka wychodząc z pomieszczenia, wpadła prosto na mnie. Podniosła głowę i spojrzała w moje oczy. Była lekko zmieszana i poddenerwowana. Jej wielkie szare tęczówki patrzyły na mnie z niezidentyfikowanym blaskiem. Skanowałem każdy milimetr jej twarzy, aż spojrzałem na te pełne wargi. Była tak blisko...
A gdyby tak...?
-Pierdolić to. - warknąłem i w tym samym momencie wbiłem się w jej wargi. Szczerze przyznam, że to teraz najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć.
Przycisnąłem ją do ściany, a jej nadgarstki złapałem w swoje dłonie i umieściłem obok jej głowy. Stała chwilę jakby sparaliżowana. Nie wiedziała o co chodzi i nie dziwię jej się. Spodziewałem się wszystkiego. Tego, że mnie odepchnie, tego, że mnie uderzy, ale nigdy nie spodziewałbym się tego co zrobiła.
Ona oddała pocałunek.
I nie planowałem tego. Naprawdę tego nie planowałem. Nie planowałem tego, że ją pocałuję. To było jak nagła dawka adrenaliny.
Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, prosząc o dostęp, którego po chwili mi udzieliła. Puściłem jej ręce i zjechałem nimi na jej talię. Wiedziałem jak na nią działam. Gdy jej dotknąłem, zadrżała, a na ciele pojawiła się gęsia skórka.
Uwielbiałem to uczucie.
Jedną dłoń niepewnie umieściła na moim karku, a drugą wplątała we włosy. Gdy pociągnęła za końcówki, gardłowo jęknąłem. Ta dziewczyna jest tak cholernie pociągająca. Musiałem uchylić nogi, bo te trzydzieści centymetrów różnicy robią swoje.
Ten pocałunek nie był brutalny, ale był mocny, energiczny. Moje usta szukały jej ciepłych warg, a ona nie chciała tego przerywać. Tak jak ja.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy obojgu nam zabrakło powietrza. Słychać było tylko nasze ciężkie oddechy. W tym korytarzu panował półmrok, więc nie widziałem jej dokładnie, ale tych czerwonych rumieńców nie musiał mi nikt tłumaczyć.
-To... - zaczęła, ale nie chciałem, aby kończyła.
-Nic nie mów. - lekko przygryzła wargę i popatrzyła na mnie spod rzęs. Swoje dłonie trzymałem nadal na jej plecach, a ona swoje na moich barkach, jakby chciała stworzyć tę odległość. Małą, ale jednak odległość.
Ona tego żałuje.
-Musimy... - znów nie dane było jej dokończyć, ale tym razem to nie ja jej przerwałem.
-Will! Amber! - krzyk Josh'a z małego holu i trzask drzwi frontowych. Popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami i chciała się ode mnie oderwać, ale jej to uniemożliwiłem.
-Wiem, że ci się podobało. - szepnąłem do jej ucha, a Amber cała zadrżała. - Nie możesz żałować. - przygryzłem płatek jej ucha i jak gdyby nigdy nic wszedłem do łazienki obok. Zamknąłem drzwi na klucz, uśmiechając się sam do siebie
-O Amber, a gdzie Will? - usłyszałem głos Josh'a.
-Um... Will? Jest... W łazience jest. - wyjąkała dziewczyna, a ja powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem.
Przejechałem kciukiem po mojej dolnej wardze, jakby upewniając się, że moje usta nie płoną po tym pocałunku, a tak się właśnie czułem. Rozgrzany. To było coś co zapewne jeszcze nieraz powtórzę.
Siedziałem w tej łazience jakieś pięć minut i starałem się trochę ochłodzić, po zdarzeniu jakie miało miejsce kilka minut wcześniej.
-Siema, stary. - powiedziałem, wychodząc z pomieszczenia.
Ta irytująca dziewczyna zaczyna mnie intrygować. Niby taka twarda, a gdy ją pocałowałem to zbytnio się nie opierała.
-No cześć. - odpowiedział wesoło blondyn, gdy tylko zobaczył, że wyszedłem.
Kątem oka spojrzałem na Amber. Nie patrzyła na mnie, a swoje spojrzenie uparcie wgapiała w krajobraz za wielkim oknem. Jej policzki były lekko czerwone, a dłonie nerwowo zaciśnięte na swojej bluzie. Zaśmiałem się lekko na ten widok i wróciłem do rozmowy z Josh'em.
Chociaż po mojej głowie plątało się jedno zasadnicze pytanie.
Czy żałowała?
-Dzięki, że ją podwiozłeś. Miałem jedną sprawę i musiałem szybko iść. - powiedział blondyn, wskazując na niską dziewczynę, która nawet na nas nie patrzyła.
-Spoko, nie ma problemu. - odpowiedziałem i posłałem siwookiej uśmieszek. Ta, wyczuwając, że się na nią gapię, podniosła wzrok i wlepiła we mnie swoje spojrzenie.
Tak chce się bawić...
-Dobra, to my spadamy. Jak coś to się odzywaj. - zaśmiał się chłopak i poszedł w stronę drzwi wejściowych.
Amber też zaczęła się tam kierować, ale kiedy była obok mnie, złapałem za jej łokieć i zatrzymałem ją. Nachyliłem się nad jej ciałemi czułem, jak dziewczyna spina.
-Wiem, że ci się podobało, ale możesz być pewna, że jeszcze to kiedyś powtórzymy. - szepnąłem, a blondynka prychnęła i wyrwała rękę z mojego uścisku.
-Palant. - warknęła i zaczęła iść w stronę małego holu, w którym znajdował się jej brat.
Zaśmiałem się nad jej tonem. Mogła mówić wszystko, ale i tak wiedziałem, że jej się to podobało.
Może żałowała, ale jej się podobało.
Poszedłem za nimi i zobaczyłem jak nakładają buty.
-Okej, spadamy. Trzymaj się. - powiedział Josh, przybijając ze mną męską piątkę. Wyszedł z mieszkania.
-Cześć. - burknęła blondynka, chwytając za klamkę.
-Do zobaczenia, Amber. - powiedziałem z lekkim śmiechem, a dziewczyna przede mną, z wiązanką przekleństw, wyszła, trzaskając mocno brązowymi drzwiami.
Przetarłem ręką twarz i lekko się zaśmiałem.
No, zrobiło się ciekawie.
***
-Siema, pedale. - usłyszałem po drugiej stronie roześmianą Lily.
-Cześć, suko. Czego chcesz? - zapytałem, nalewając sobie soku do szklanki.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz dziewczynę? - na jej słowa, oplułem się sokiem, który teraz znajdował się na blacie przede mną.
-Że. Co? - zapytałem, wycierając ręką swoją brodę.
-No była niedawno u mnie Ally i skarżyła się na ciebie. - zachichotała, a ja przewróciłem oczami. - Podobno nie masz już dla niej czasu, bo zadajesz się z pewną blondynką.
Przeszedłem do salonu, siadając na kanapie i włączając telewizor. Że niby ja i Ally mielibyśmy być razem? Ja i jakaś dziewczyna na stałe?
Ktoś sobie, kurwa, ze mnie żartuje?
-Po pierwsze, ja i Ally jesteśmy tylko znajomymi.
-Och, a ta ruda szmata o tym wie? - zaśmiała się.
-Wątpię, bo jej inteligencja umarła wtedy, kiedy jej mózg. - przełączałem kanały w telewizorze, znudzony tym, że pomimo dwustu stacji, nie ma nic sensownego.
-Ja nie wiem dlaczego ty się jeszcze z nią zadajesz. - zastanawiała się, a ja poprawiłem telefon, który był przy moim uchu.
-Jest niezła w łóżku. - przyznałem szczerze.
-Męska świnia z ciebie, nie powiem.
-Znasz mnie nie od dziś. - cóż, to prawda. Znamy się już jakieś piętnaście lat i dziewczyna wie o mnie więcej, niż ktokolwiek inny.
-Dobra, jeśli już to sobie wyjaśniliśmy to proszę mi powiedzieć co to za blondynka kręci się obok ciebie? Ally mówiła mi, że się z nią spotykasz. Nie bardzo jej się to podoba.
I co ja jej miałem odpowiedzieć? Że to Amber? Przecież ona mi już żyć nie da.
-Jesteś dzisiaj bardziej wścibska niż zazwyczaj. - próbowałem wymigać się od odpowiedzi, ale chyba jej nie przekonałem, bo usłyszałem głośny świst powietrza. Przecież to Lily Traxon.
-Czyli to prawda? A myślałam, że ta suka sobie coś ubzdurała. Podobno pojechaliście gdzieś po szkole, a nie od dziś wiem, że żadna laska nie wsiada ot tak, do twojego samochodu. Więc jak? - szlag! Tak było zawsze. Lily jest cholernie inteligenta i wyciągnie z ciebie każdą informację. Na szczęście Ally nie widziała, że była to Amber. Jest zbyt tępa, aby połączyć fakty.
-Ale to nie była żadna dziewczyna, z którą miałbym coś... - zacząłem, ale nie dane było mi dokończyć.
-Williamie Jacksonie Blacku!
-O nie. Nie moim drugim imieniem! - oburzyłem się. Nienawidzę go tak bardzo jak jest to tylko możliwe. Moi rodzice musieli być pod wpływem, kiedy mi je wybierali.
-Przez ciebie, kurwa, zaczynam znów przeklinać, a do chuja wiesz, że muszę ograniczyć! - wydarła się. - Mów mi tu jaką laskę dziś tam młuciłeś?
-Żadnej nie młuciłem. - przewróciłem oczami.
-Ale z jakąś byłeś? - cicho mruknąłem, aby potwierdzić jej słowa. - Czyli, że t...
-Kurwa, dobra! To była Amber! - krzyknąłem, aby dała sobie spokój. - Tylko Amber. - albo aż.
-Czy ty, kurwa, chcesz mi powiedzieć, że przespałeś się z Amber?
-Co? Czy ty masz jakieś problemy?
-William...
-Cześć. - rzuciłem i szybko się rozłączyłem.
Super, teraz nie da mi żyć. Znam Lily od podstawówki. Byliśmy jak ci trzej muszkieterowie, tylko, że we dwójkę.
Gdy byliśmy w liceum zaprzyjaźniliśmy się również z Michaelem.
Lily można porównać do takich typowych dziewczyn, które walczą do końca i wiedzą czego chcą. Była kapitanem cheerleaderek, przewodniczącą samorządu i najpiękniejszą dziewczyną w liceum. Królowa balu i autorytet wszystkich dziewczyn w szkole.
W drugiej klasie poznałem Josh'a. Przyjechał do nas na wymianę na miesiąc. Od razu załapaliśmy kontakt. Był taki sam jak ja. Rozrywkowy, nie bał się życia. Po miesiącu musiał wyjechać, ale nie straciliśmy kontaktu. Studiujemy na tej samej uczelni, a na dodatek jesteśmy na tym samym kierunku.
Potem zgadaliśmy się też z Jasperem i teraz trzymamy się wszyscy razem. No i jeszcze Camille. O tej to nie można zapomnieć. Mała iskierka, która pobudza wszystkich dookoła. Taki nasz wspólny promyczek.
A potem pojawiła się ona i namieszała. Strasznie namieszała.
***
Kocham i do następnego x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top