24.

W ciszy przemierzyliśmy drogę do klubu. Byłem całkowicie pogrążony w swoich myślach.

No bo w końcu oddałem jej swoją bluzę.

Nigdy nikomu nie oddawałem swoich ubrań z własnej woli. Nawet Ally nie pozwalałem, ale ona i tak je zabierała. Najczęściej moje koszule.

Nawet nie mogłem tego zrzucić na alkohol, bo i tak wypiłem ze cztery shoty, więc wytłumaczenie jest jedno. Zwariowałem.

-O czym chciała z tobą porozmawiać wczoraj Lily? - zapytałem, aby przerwać jakoś niekomfortową ciszę.

-Dziewczęce sprawy. - wzruszyła ramionami, a swoje ręce włożyła do kieszeni bluzy.

-No powiedz. - mruknąłem, lekko uderzając ją łokciem w ramię, ale i tak pokręciła głową.

-Amber? - zapytałem, gdy do mojej głowy wpadł pewien pomysł, którego prawdopodobnie będę żałować.

-Hm? - wymruczała, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

-Masz ochotę gdzieś ze mną pojechać? - zapytałem. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć. - Poczekaj tu. Wrócę po moją kurtkę i uregulować rachunek. Będę za pięć minut.

Nie miała nic do gadania.

***

-Nie no serio? - blondynka odwróciła głowę w moją stronę z głupim uśmiechem.

-A masz coś przeciwko? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, lekko się uśmiechając. Zgasiłem silnik i wyjąłem kluczyki ze stacyjki.

-No wiesz... - zaczęła, ale widząc mój rozbawiony wzrok, przewróciła oczami i otworzyła drzwi auta. - No chodź. - powiedziała i wyskoczyła z samochodu.

Jak dziecko.

Wysiadłem z Mercedesa, po którego musieliśmy pojechać spod klubu taksówką i zamknąłem go z pilota, a następnie podszedłem do siwookiej.

-Ale się nie obrażaj. - powiedziałem ze śmiechem, widząc jej minę.

-Uh, po prostu chodź. - złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę budynku.

Byliśmy przed motelem, który mieścił się jakieś piętnaście kilometrów od Nowego Jorku. Często zatrzymywaliśmy się tu, gdy jeździliśmy na mecze.

-Dobry wieczór. - powiedziała Amber, gdy weszliśmy do małego budynku, w którym mieściła się tylko recepcja.

-Dobry wieczór. W czym mogę pomóc? - starsza kobieta, która siedziała za biurkiem, spojrzała na nas z szerokim uśmiechem.

-Czy jest wolny jakiś pokój? - zapytałem.

-Och, tak! Dwuosobowy z jednym łóżkiem?

-Tak. - odpowiedziałem zanim zdążyłaby to zrobić Amber.

Siwowłosa pokiwała głową i podała mi kluczyk, a ja zapłaciłem wyznaczoną sumę pieniędzy.

Wyszliśmy z pomieszczenia na dwór i zaczęliśmy iść w stronę drugiego, dwupiętrowego budynku. Do pokoi wchodziło się od zewnątrz, co bardzo mi odpowiadało.

-Dwadzieścia pięć. - mruknąłem, patrząc na białą przywieszkę przy kluczu.

-Ugh, drugie piętro, czyli więcej ruchu. - warknęła dziewczyna obok i zaczęła wchodzić po schodach. Okej, patrzyłem na jej tyłek, ale jestem tylko facetem.

Weszliśmy na piętro i znaleźliśmy odpowiednie drzwi. Otworzyłem je, przepuszczając w drzwiach dziewczynę. Zapaliłem światło i zamknąłem za sobą drzwi.

Pokój był mały. Na środku stało duże, dwuosobowe łóżko, obok szafka nocna i lampka. W pomieszczeniu było jedno okno zasłonione roletą, a po przeciwnej stronie znajdowały się białe drzwi, które prowadziły do łazienki.

-I co ty chcesz tu robić? - zapytała, rzucając się na łóżko.

Uwierz, zrobiłbym z tobą wiele ciekawych rzeczy.

-Nudziłaś się w klubie, więc lepiej będzie spędzić tu czas. - odpowiedziałem, kładąc się na plecach obok niej.

Podłożyłem ręce pod głowę i kątem oka na nią spojrzałem. Również leżała na plecach i patrzyła w sufit.

-Nie gap się. - parsknęła, nawet na mnie nie patrząc.

-Będę.

-Poniewaaż? - przeciągnęła, przekręcając głowę w moją stronę

-Ponieważ jesteś piękna.

Ciebie to ktoś powinien utopić.

Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem odwróciła wzrok, przez moje spojrzenie. Leżeliśmy tak jakieś pięć minut, a potem wstała i odwróciła się w stronę szafki nocnej.

-Czego szukasz? - zapytałem, gdy szperała po szufladach.

-Chusteczek, ale są tu tylko karty. Nie no serio? - prychnęła, rzucając pudełko kart na łóżko i zamykając szufladę.

-Umiesz grać? - zapytałem, oglądając pudełko z kartami.

-Tak, a co? - mruknęła, więc posłałem jej spojrzenie.

***

-Okej, ta gra jest głupia. - stwierdziła dziewczyna, przez co wybuchłem głośnym śmiechem.

-Trzeba umieć przegrywać, kochanie. - zaśmiałem się, patrząc na jej zbulwersowaną minę. - Okej, ściągnęłaś już dwa buty, kurtkę i bransoletki, więc. - wzruszyłem ramionami, a siwooka zagryzła wargę i westchnęła, ale posłusznie chwyciła za swoją koszulkę i przeciągnęła ją przez głowę.

Przełknąłem ślinę, widząc jej piersi, okryte czarnym stanikiem. Okej, to wszystko idzie w bardzo złym kierunku.

-Graj. - warknęła, widząc gdzie się gapię i szybko przycisnęła poduszkę do swojego ciała.

Od dwudziestu minut graliśmy w pokera rozbieranego i cóż, wygrywałem. Okej, może i oszukiwałem, ale warto było.

-Dobra. - zaśmiałem się i szybko zdjąłem z siebie swoją koszulkę, rzucając ją gdzieś na podłogę. - Żebyś nie była samotna.

Jej wzrok przeskakiwał z mojego torsu na moją twarz i tak kilka razy.

-Wiesz. - odkaszlnęła. - Myślę, że powinniśmy już... kończyć.

-Dlaczego? - zapytałem, tasując karty.

-Boo... - przeciągnęła. - Bo jest już późno i powinniśmy iść spać. - stwierdziła.

-Nie ma jeszcze dwunastej.

-Uh, znów to robisz. - warknęła, posyłając mi spojrzenie.

-Co takiego? - parsknąłem.

-Zachowujesz się tak... odważnie i patrzysz na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, ale odpuść sobie, bo nic ci to nie da. - zaczęła gestykulować rękoma, co w jej wykonaniu wyglądało komicznie.

-Ah tak? - uniosłem jedną brew i rzuciłem karty na bok, a następnie szybko popchnąłem blondynkę na plecy i zawisłem nad nią. - Czyli nie mogę nawet liczyć na buziaka?

-Psh, nie. - odpowiedziała, kręcąc głową.

-Ale wiesz, że mogę sam go sobie wziąć? - znacznie się przybliżyłem, a nasze nosy prawie się stykały.

-Tylko spróbuj. - już miałem dalej w to brnąć, ale spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej.

-Za minutę północ. Chodź. - wstałem na równe nogi i chwyciłem swoja bluzkę, a w tym samym czasie Amber założyła swoją.

W ciszy wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy przy barierce balkonu. Na niebie nie było jeszcze nic widać, ale zaraz to się zmieni.

-Will? - odwróciłem głowę w jej stronę i posłałem jej pytajace spojrzenie.

W pewnym momencie stanęła na palcach i położyła dłonie na moich policzkach, a następnie przycisnęła swoje usta do moich. Nie czekałem nawet sekundy, tylko położyłem swoje dłonie na dole jej pleców i przycisnąłem bliżej siebie.

Po chwili usłyszeliśmy huk, więc Amber oderwała się ode mnie na małą odległość i odwróciła głowę w bok. Również to zrobiłem i zobaczyłem różnokolorowe fajerwerki, które były na całym niebie.

-Szczęśliwego nowego roku. - usłyszałem szept przy swoim uchu, na co pokiwałem głową i znów ją pocałowałem.

Całowanie tej dziewczyny było czymś, co chciałbym robić cały czas i nie obchodzi mnie to, jak oklepanie i żałośnie to brzmi. Tak po prostu jest.

Nie przerywając tego co robiliśmy, zacząłem iść w kierunku drzwi naszego pokoju. Otworzyłem je, a gdy tylko byliśmy w środku, popchnąłem siwooką na łóżko. Nie wiem do czego to zmierzało. Nie chciałem o tym myśleć, po prostu działałem.

Zawisnąłem nad nią, umieszczając dłonie po obu stronach jej głowy. Zjechałem z pocałunkami na jej szczękę, a następnie na szyję i dekolt, aby potem znów wrócić do ust.

-Pachniesz tak dobrze. - wymruczałem w jej skórę i przeniosłem ręce na jej talię. Zacisnąłem dłonie na jej bokach, gdy poczułem jak złapała mnie za włosy i siłą przyciągnęła do swoich ust.

-Czasami mam ochotę cię zabić. - mruknęła, łapiąc za moją bluzkę.

-Więc to zrób. - odpowiedziałem, ściągając koszulkę i rzucając ją gdzieś w bok.

-Może później. - uśmiechnąłem się na jej słowa i powróciłem do jej ust. Przygryzła moją wargę, na co syknąłem w jej usta, a moje dłonie powędrowały do jej bluzki. Już miałem ją z niej ściągnąć, gdy w pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu.

No nie. No po prostu, kurwa, no nie.

-Telefon. - wysapała, ale nic sobie z tego nie zrobiłem. Żaden pierdolony telefon nie przeszkodzi mi w moich planach.

-Trudno. Będzie musiał poczekać.

-Nie. - powiedziała, kładąc rękę na mojej klatce piersiowej. Odepchnęła mnie, co przyjąłem warknięciem. Przewróciłem oczami i niecierpliwie się poruszyłem.

Blondynka podniosła się do siadu i sięgnęła do swojej torebki. Wyciągnęła z niej telefon, a następnie odebrała, przeczesując ręką włosy.

-Hej, Josh. - spojrzała na mnie, nerwowo zagryzając wargę, przez co miałem ochotę zacząć się śmiać. Uwielbiam doprowadzać ją do szału i niezręcznych sytuacji, bo wtedy nie wiadomo co się stanie.

-Tak, wszystko okej... Tak, źle się czułam, a Will zawiózł mnie do domu... - nachyliłem się w jej stronę, aby trochę się z nią podroczyć. - Huh, co? - sunąłem nosem po jej policzku, aż dotarłem do jej ucha. Przygryzłem je, przez co cicho krzyknęła. - Co? Nie, po prostu uderzyłam się w nogę. - wyjąkała i uderzyła mnie w ramię.

Wyszeptała cicho "odczep się", przez co cicho się zaśmiałem i znów padłem na poduszki.

-Tak, jasne... Okej, dzwoń. No cześć. - rozłączyła się, rzucając telefon na materac. - Musisz być takim idiotą?

-Tak. - odpowiedziałem. - A skoro już...

-Nie. - przerwała mi, ściągając moją rekę ze swojego ramienia. - Skoro tak bardzo lubisz mnie denerwować, to ja podenerwuję ciebie. Dziś jedziesz na ręcznym, kochanie. - powiedziała przesłodzonym głosem, a moja miną zrzedła.

-Ale...

-Nie powinieneś ze mną zaczynać. - mrugnęła, wstając z łóżka.

Czasami mam ochotę zrobić jej coś złego.

-Amber? - powiedziałem, gdy do mojej głowy wpadł pewien pomysł.

-Hm? - mruknęła, spoglądając na mnie.

-Może się gdzieś przejedziemy? - zapytałem, uśmiechając się tajemniczo.

***

-Gdzieś ty nas przywiózł? - zapytała blondynka, która właśnie wysiadła z samochodu. Zaśmiałem się pod nosem i skierowałem w stronę ciemnej uliczki.

-Chodź. - zawołałem ją i nie musiałem długo czekać, bo zaraz znalazła się przy mnie. Ścisnęła moją kurtkę, nie odstępując mnie na krok. - Boisz się?

-Ja? Psh, nie. - wyjąkała. Przewróciłem z rozbawieniem oczami i zatrzymałem się przed jedną ze starych kamienic. Zapukałem w duże drzwi trzy razy i czekałem, aż ktoś mi otworzy.

-Ciebie naprawdę coś... - zaczęła dziewczyna, ale przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciliśmy głowy w tamtym kierunku, a na moją twarz wkradł się uśmiech zadowolenia.

-Nudzi ci się po nocy? - zapytał Steve, który zaspany stanął w progu. - Sylwester jest.

-I tak wiem, że go nie obchodzisz. - zaśmiałem się, zbijając z nim piątkę.

-Ale żeby o pierwszej w nocy? - brodataty facet po trzydziestce spojrzał na dziewczynę za mną i zmarszczył brwi. - A to kto?

-To Amber. Twoja dzisiejsza klientka. - uśmiechnąłem się zadowlony.

-Jak ty coś wymyślisz. - narzekał. -Wejdźcie do środka. Ja pójdę się jakoś ogarnąć i zaraz jestem. - przepuścił nas w drziach.

Wszedłem do środka, zadowolony z siebie. Amber powoli kroczyła za mną, a jej mina wyrażała tylko jedno. Strach.

-Chodź. - nie zastanawiając się dłużej, wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Niepewnie przeplotła nasze palce, a wtedy po moich rdzeniu przeszedł dziwny dreszcz.

To dziwne.

-Gdzieś ty nas przywiózł? - warczała, kiedy przechodziliśmy ciemnym korytarzem.

-W bardzo fajne miejsce. - odparłem i w końcu puściłem jej dłoń. Na ślepo wyszukałem dłonią włącznik światła. Po chwili całe pomieszczenie rozjaśniło się.

-No chyba sobie żartujesz. - wyjąkała dziewczyna, rozglądając się dookoła.

-Nie. Kiedyś mówiłaś mi, że chciałabyś mieć tatuaż, więc proszę. - wskazałem na czerowny pokój, w którym na każdej ścianie wisiały wzory z tatuażami.

-Ale nigdy nie sądziłam, że to tego dojdzie. I do tego, że przywieziesz mnie do takiego studia. - złapała się za głowę.

-Naprawdę nie chcesz choć raz zrobić czegoś szalonego? - zaśmiałem się, podchodząc bliżej. - Jeden raz, aby pamiętać tę noc. - spojrzała na mnie niepewnie, wzdychając.

-Ale...

-Jestem. - jej głos zagłuszył Steve, który wszedł przez drzwi. - Możemy zaczynać.

-Więc? - zapytałem z lekkim uśmiechem. Widziałem, że cały czas się zastanawiała.

-Ugh, możemy. - powiedziała, wymijając mnie. Parsknąłem śmiechem i ruszyłem za nią.

-Wiesz, jaki chcesz wzór? - zapytał mężczyzna, siadając przed biurkiem, przy którym rysował wzory.

-W sumie to tak. - odpowiedziała, co bardzo mnie zdziwiło. Myślałem, że nie będzie wiedziała, co chce sobie wytatuować. Wyciągnęła telefon i po chwili wystawiła go w stronę Steve'a. Pokiwał on głową.

Więc zaczynamy.

***

Po godzinie wszystko skończyliśmy. Amber na swój tatuaż wybrała wzór czterech, małych ptaków w locie. Znajdował się on za prawym uchem, a tatuowanie tego miejsca było dla niej strasznie bolesne, przez co przez pół godziny ściskała moje ramię. Chciałem ją jakoś zagadywać, ale średnio mi to wychodziło. Mimo tego dzielnie to znosiła.

-Gotowe. - oznajmił Steve, zaklejając opatrunkiem świeży tatuaż. - Pamiętasz, co ci mówiłem, aby dobrze się zagoił?

-Średnio. - skrzywiła się, schodząc z fotela. - Zbyt zajęta byłam nie wyciem z bólu.

-Nie moja wina, że na swój pierwszy tatuaż wybrałaś tak wrażliwe miejsce. - zaśmiał się. - Will powie ci, co i jak.

-Ile trzeba zap...- zaczęła blondynka, ale Steve szybko jej przerwał.

-Na koszt firmy. Will powiedział, że masz urodziny, więc to prezent. - uśmiechnął się, schodząc z fotela. Posłała mi spojrzenie, nachylając się w moją stronę.

-Urodziny miałam wczoraj. - szepnęła tak, aby mężczyzna nie usłyszał.

-Wiem, ale tego nie musimy mu mówić. - mrugnąłem do niej. Chwilę jeszcze pogadaliśmy ze Steve'em, a później wyszliśmy na zewnątrz. Amber była bardzo podekscytowana tym, że w końcu ma tatuaż.

-Dlaczego akurat ptaki? - zapytałem, gdy szliśmy ciemną uliczką w stronę samochodu.

-Nie wiem, po prostu... Lubię to, że są wolne. W każdej chwili polecą gdzie chcą i nigdzie nic ich nie trzyma. Są... wolne. - zatrzymaliśmy się w miejscu, a dziewczyna stanęła naprzeciw mnie.

-Też chciałbyś taka być?

-Chyba każdy chciałby. - uśmiechnęła się. - Ale nie teraz. Teraz cieszę się, że jestem właśnie tu.

Uwierz, też się z tego cieszę.

***

Kocham i do następnego x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top