20.

-Hej, Bianca. - odpowiedziałem spokojnie, nie podzielając entuzjazmu siostry.

Wszedłem do domu, a za mną blondynka, która ani razu się nie odezwała. Nawet nie zdążyłem ściągnąć kurtki, a brunetka rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. Była wysoka, bo miała ponad sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, więc nie musiałem się schylać.

Gdy już się ode mnie odkleiła, przeniosła swój wzrok na Amber, która nieśmiało się uśmiechała.

-A ty jesteś pewnie Amber? - zapytała, po czym dwuznacznie na mnie spojrzała. Siwooka pokiwała głową i znów posłała jeden ze swoich niezręcznych uśmiechów. - W końcu mogę cię poznać! Jestem Bianca, siostra tego idioty. - i nim moja "dziewczyna" mogła chociażby się odezwać, brunetka zamknęła ją w ciasnym uścisku.

-Nawet nie wiesz, jak dobrze cię w końcu poznać! - przewróciłem oczami zirytowany.

-Mogłabyś ją w końcu puścić? Udusisz ją. - postanowiłem zainterweniować, ponieważ widziałem, że Livin robi się coraz bardziej zdenerwowana.

-Spokojnie, przecież ci jej nie zabiorę. - parsknęła, odsuwając się od Amber.

Znów przewróciłem oczami i ściągnąłem swoją kurtkę. Zawiesiłem ją na wieszaku na ścianie. To samo zrobiłem z płaszczem Amber, który mi podała.

Posłała mi zdenerwowany uśmiech, więc odpowiedziałem jej tym samym, aby choć trochę ją uspokoić.

Nie wyszło.

-Chodźcie, rodzice już czekają. - ponagliła nas Bianca. Westchnąłem i wiedziałem, że zaraz zacznie się cyrk.

Powolnym krokiem ruszyłem w stronę salonu, mając cichą nadzieję, że Amber się nie wycofa i nie ucieknie, kiedy nie będę patrzeć.

-Will! - moja matka, która stała obok Louisa, klasnęła wesoło dłońmi, gdy mnie zobaczyła.

Podeszła w moją stronę, o mało nie wywracając się na swoich szpilkach, które były kurewsko wysokie. Dlaczego wszystkie łażą w tych obcasach? Nogi można na tym połamać.

-Jak ja cię dawno widziałam! - chciała mnie przytulić, ale w odpowiednim czasie się schyliłem i stanąłem obok Amber. Nie lubiłem okazywania uczuć.

-A to jest właśnie Amber. - mruknąłem, wskazując na dziewczynę, która ze stresu chyba zaraz zwymiotuje.

Błagam, nie.

-Dzień dobry. - udało jej się wydusić.

-Ależ ty jesteś śliczna! - pisnęła radośnie i nim mogłem się zorientować, już trzymała ją w swoich objęciach.

Moja rodzina czasem mnie dobija.

-Siema stary. - podszedłem do Louisa, zostawiając siwooką na pastwę mojej matki. Pewnie zaraz zacznie ją o coś wypytywać, a nie chcę przy tym być.

Wymieniłem z nim męski uścisk dłoni, a następnie rozejrzałam się dookoła za moim ojcem. Mam nadzieję, że go dziś nie będzie.

-Jest ojciec? - zapytałem Bianci, która pojawiła się obok nas, przytulając się do swojego narzeczonego.

-Jest na górze. Zaraz przyjdzie, bo zadzwonił ktoś z firmy. - wyjaśniła, a ja pokiwałem głową.

Kurwa.

-William, dlaczego ty tak późno przedstawiłeś nam Amber? - wtrąciła moja matka, a wszyscy troje spojrzeliśmy w jej stronę.

Szczerzyła się od ucha do ucha, będąc naprawdę zadowoloną. Boże, gdybym wiedział, że już nie będzie mi truć dupy to przyprowadziłbym ją tu wcześniej.

-Taa, tak wyszło. - burknąłem, drapiąc się po karku.

-Hej, jestem Louis. Narzeczony Bianci. - chwilową ciszę przerwał blondyn, który wystawił rękę w stronę Livin.

-Amber. - uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń.

-Pani Black, czy podawać już obiad? - obok nas pojawiła się jedna z pokojówek. No tak, moja matka musiała się popisać. To takie irytujące.

-Oh tak! Chodźcie kochani, pewnie jesteście głodni! - matka tryskała energią, co mnie odbijało.

W piątkę ruszyliśmy w stronę jadalni. Razem z Amber szliśmy z tyłu. Korzystając z tego, że nikt nas nie widział, położyłem rękę na dole jej pleców i nachyliłem się nad jej uchem.

-Nie stresuj się tak, bo wyglądasz jakbyś miała zarzygać moją matkę. - szepnąłem, na co prychnęła pod nosem.

-Ty się już lepiej zamknij. Mogłam cię z tym zostawić. - fuknęła. Zacząłem się cicho śmiać i przewiesiłem rękę przez jej ramię.

-Nie zrobiłabyś tego. - mruknąłem wprost do jej ucha. Dotknąłem nosem jej włosów, które pachniały cytryną i czekałem, aż mi odpowie.

-Zdziwiłbyś się. Byłabym suką, ale takie jest życie.

-Ale uroczo razem wyglądacie! - wtrąciła się moja matka, gdy tak weszliśmy do pomieszczenia.

Louis z Biancą już siedzieli przy stole, a moja matka stała obok i obserwowała jak dwie gosposie przynoszą różne potrawy.

Przewróciłem oczami i zabrałem swoją twarz z włosów Amber. Usiadłem przy stole, naprzeciwko mojej siostry, a blondynka obok mnie.

-Zaraz powinien przyjść... - zaczęła mama, ale przerwał jej mój ojciec, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

-Wybaczcie, że musieliście czekać, ale miałem ważny telefon. - powiedział, podchodząc bliżej nas. Jego wzrok spoczął na mnie, a następnie na siwookiej. - Witaj Will. My się chyba jeszcze nie znamy? - zwrócił się do Amber, a ona wstała od stołu i odwróciła się w stronę mojego ojca.

Kurwa, nienawidzę tego.

-Amber Livin. Bardzo mi miło. - uśmiechnęła się i wystawiła swoją dłoń, którą po chwili uścisnął mężczyzna.

-Frank Black. - ujął jej dłoń, a następnie przesunął się i usiadł u szczytu stołu, a mama po jego prawej stronie. Livin znów zajęła swoje miejsce.

-Więc, jak się poznaliście? - zapytała z podekscytowaniem kobieta, przez co przewróciłem oczami.

-Mamo. - jęknąłem zły, że zaczęła swój wywiad.

Przyjechałem z nią? Przyjechałem, więc po chuj drążyć?

-No co!? Jesteś moim jedynym synem i chyba mam prawo wiedzieć. - fuknęła, splatając dłonie.

-Ale nie musisz drążyć. - mruknąłem, biorąc łyk wody że szklanki.

-To było w czerwcu. Przyjechałam tu do Josh'a no i na studia. - wtrąciła Amber, na co co zmarszczyłem brwi. Myślałem, że się w ogóle odzywać nie będzie.

-Czekaj, znasz Josh'a? - zapytała Bianca, a blondynka pokiwała głową.

-Um, tak. To mój brat.

-Serio!? Nigdy nie mówił, że ma siostrę. - ekscytowała się brunetka. Chciałem tylko uderzyć głową w ścianę, bo to było tak cholernie idiotyczne.

-Jakoś tak wyszło. - powiedziałem, chcąc przerwać ten idiotyzm.

-Amber, a ty co studiujesz? - wtrącił mój ojciec, intensywnie przyglądając się dziewczynie.

-Architekturę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

-Przyszłościowy zawód. - skomplementował, co zdarzało mu się bardzo rzadko.

-Też tak sądzę.

-Wiesz, cieszę się, że postanowiłaś związać się z moim synem. Wydajesz się rozsądna, w przeciwieństwie do niego.

Zaczyna się.

Automatycznie moje ciało się spięło, bo wiedziałem jaki temat chce poruszyć.

-Nie zaczynaj. - warknąłem, wpatrując się w szklankę przede mną.

-Nie zaczynałbym teraz, jeśli nie zacząłbyś wtedy. - odpowiedział takim samym tonem, więc przeniosłem na niego swój wzrok.

Atmosfera się zagęściła, a Bianca i moja matka niespokojnie się poruszyły. Amber za to nie wiedziała kompletnie o co chodzi, tak jak Louis.

-Będziesz mi to wypominać do końca życia? - sarknąłem, zaciskając ręce w pięści.

-Po prostu dziewczyna powinna wiedzieć z kim się związała. - odpowiedział, więc posłałem mu puste spojrzenie.

-Frank... - zaczęła moja matka, ale jej przerwałem.

-Jesteś chyba ostatnią osobą, która może mi coś wypominać. - poczułem na swojej pięści, którą trzymałem na udzie, dłoń Amber.

-Nie takim tonem, gówniarzu. Sam chyba najlepiej wiesz jakim jesteś człowiekiem. Czasami żałuję, że jesteś moim synem. - warknął już poważnie zdenerwowany. Gwałtownie się podniosłem, przez co puściłem dłoń Livin.

Zawsze musi do tego wracać. Zawsze musi mi wypominać, że jestem ten najgorszy. Wszystko przez jakieś cholerne błędy z przeszłości.

-Wiesz ty co? Odpierdol się ode mnie i mojego życia. - powiedziałem poważnie i odwróciłem się, przez co krzesło gwałtownie upadło i obiło się echem po domu.

-Will! - krzyknęła moja matka, gdy niewzruszony szedłem w stronę wyjścia.

Wiedziałem, że nie trzeba było tu przyjeżdżać, a zwłaszcza z Amber. Ojciec uwielbiał wypominać mi moje wybryki przy innych ludziach.

To takie typowe.

Gdy byłem już w holu, szybko chwyciłem swoją kurtkę z wieszaka i wyszedłem z domu, ignorując krzyki i nawoływanie mojej siostry i matki. Nałożyłem ubranie w drodze do samochodu, ostro przeklinając pod nosem.

Niech oni się już wszyscy pierdolą i dadzą mi święty spokój. Nie utrzymuję dobrego kontaktu z rodziną, chyba że z mamą, która często mnie odwiedza, ponieważ chce odbudować relacje, których i tak nigdy nie było. Robi to na siłę, ale ja tego i tak nie chcę. Wolę być sam. Lepiej mi samemu.

Wsiadłem do samochodu i głośno zatrzasnąłem za sobą drzwi. Oddychałem ciężko, jakbym właśnie przebiegł maraton.

Siedziałem tak chwilę, patrząc pusto przed siebie i myśląc, że chyba jestem tym najgorszym z rodziny. Zawsze największe napierdalanie jest na mnie, ale przyzwyczaiłem się do tego.

Bo jestem złym człowiekiem.

Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi od strony pasażera, a przestrzeń wypełnił zapach cytrusów.

-Will? - zapytała niepewnie, więc odwróciłem wzrok w jej stronę. Miała zmartwiony wyraz twarzy, czego kompletnie nienawidziłem, bo gardziłem litością.

To gówno.

-Wracamy. - odpowiedziałem, odpalając silnik i przenosząc spojrzenie z jej siwych tęczowek na drogę.

Nie odzywała się, za co byłem jej trochę wdzięczny. Szczerze, to nie cieszyłem się, że Amber słyszała tę kłótnię, ale nic nie mogłem poradzić.

Mam wybuchowy charakter, więc często wpadam w kłopoty, o rodzinie nawet nie wspominając.

Jechaliśmy tak w ciszy przez ponad godzinę, a napięta atmosfera nawet przez chwilę nie opadła.

Nawet nie zdążyłem zjeść obiadu, a już się z nim pokłóciłem. Szybko.

Zaparkowałem pod domem dziewczyny i nawet nie zaszczyciłem jej jednym spojrzeniem. Chciałem, aby wysiadła i zostawiła mnie samego.

-Will, spójrz na mnie. - westchnęła ciężko, więc po chwili odwróciłem na nią swój wzrok. - Wiem, że nie chciałeś, żebym to widziała, ale...

-Wyjdź. - przerwałem jej, na co spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. - Nie słyszałaś mnie? Wyjdź.

-Ale...

-Kurwa, nie baw się w psychologa, bo gówno wiesz. Wyjdź, kurwa, z tego pierdolonego samochodu. - ostatnią część zdania wypowiedziałem już głośniej i ostrzej. Blondynka przełknęła ślinę i posłusznie wysiadła z samochodu, a ja dojechałem z piskiem opon.

Wiem, że zachowałem się jak skończony kretyn, ale nie umiem inaczej.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top