10.

Dobrą chwilę zajęło mi, aby ogarnąć, co się właśnie stało. Trzymałem swoją dłoń na moim obolałym policzku, a mój wzrok wypalał w Amber dziury.

-Co to, do kurwy nędzy... - zacząłem, ale szybko mi przerwała.

-Nie jestem twoją zabawką ty popieprzony hipokryto! To nie jest tak, że gdy ty tylko będziesz miał ochotę, ja przylecę do ciebie, robiąc z siebie drugą opcję! - warknęła, wskazując na mnie palcem.

-Ty jesteś...

-Odpierdol się ode mnie! - znów mi przerwała, odwracając się napięcie. Odeszła szybkim krokiem w stronę schodów 

-Wariatka! - krzyknąłem, a blondynka nawet się nie odwróciła, tylko uniosła rękę i pokazała mi środkowego palca.

Zbiegła po schodach, a ja dalej stałem w miejscu i zastanawiałem się co tu się właśnie stało. Ona mnie uderzyła.

Ona, do kurwy, mnie uderzyła.

Podszedłem do dużego lustra, które wisiało na ścianie obok. Jej uderzenie mocne nie było, ale skuteczne, bo już widzę jak miejsce pod moim okiem jest lekko zaczerwienione.

Gdyby nie to, że nie jestem damskim bokserem to bym jej oddał. Dlaczego ona w ogóle to zrobiła? O co tej popieprzonej dziewczynie chodzi!? Wiedziałem, że jest wariatką, ale teraz to już przesadziła.

Wściekły zszedłem na dół i skierowałem się w stronę Josh'a, który siedział na kanapie z innymi ludźmi.

-Stary, ja już spadam. - mruknąłem, gdy znalazłem się obok niego.

Odwrócił głowę, a ja już wiedziałem, że jest całkowicie zjarany. Przekrwione oczy i głupi uśmieszek na twarzy, a przed nim białe kreski na stoliku.

-A co ci się stało? - wskazał na moją twarz, a ja machnąłem ręką.

-Nic ważnego. - tylko przyjebała mi twoja siostra. - Dasz sobie radę, nie?

-Spoko. Nara. - zlał mnie i wrócił do swoich zjaranych znajomych.

Zacząłem przeciskać się przez tłum tańczących i pijanych ludzi, aż wyszedłem na zewnątrz. Minąłem jakiegoś gościa, który rzygał do kwiatków i skierowałem się do swojego samochodu.

Spojrzałem na zegarek, na moim nadgarstku i stwierdziłem, że jutro na pewno nie będę wyspany.

Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik. Odjechałem spod domu Ally, a następnie skierowałem się do swojego mieszkania.

Zerknąłem w lusterko, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy był czerwony ślad pod moim okiem.

Suka mi za to zapłaci.

***

-Will! - usłyszałem, a po chwili byłem już w objęciach mojej rodzicielki. Nie lubiłem zbytnich czułości, więc nie było to dla mnie komfortowe.

-Cześć, mamo. - odpowiedziałem, gdy już mnie puściła. Musiałem schylić głowę, bo moja mama była chyba najniższą osobą, jaką znam. Góra metr pięćdziesiąt pięć.

-Wchodź, wchodź. - mruknęła, zamykając za mną drzwi i popychając mnie w głąb domu.

Byłem dzisiaj tak cholernie niewyspany, bo mój wypoczynek trwał 6 godzin. Jeśli wczoraj bym jeszcze pił, to nie byłoby szans, abym dzisiaj wstał z łóżka.

Wszedłem do wielkiego salonu w odcieniu brązu. Ten dom był urządzony na mały pałacyk. Brąz, złoto i przepych.

Na pewno nie czułem się tu jak w rodzinnym domu.

-William. - zobaczyłem jak mój ojciec wstaje ze swojego dużego fotela i podchodzi do mnie z kamienną miną.

-Cześć, tato. - po chwili złapał mnie w męskim uścisku. Aż dziwne.

-Urosłeś. - mruknął, a ja wzruszyłem ramionami.

Po chwili do pokoju weszła moja matka z pokojówką u boku. Nie byłem ani trochę do niej podobny. Była strasznie niska, miała niebskie oczy i blond włosy, które zawsze były w schludnym koku. Z wyglądu jestem podobny do ojca i naprawdę cieszę się, że tylko z wyglądu.

-Martha, podawaj już jedzenie. - zwróciła się do kobiety, a ona skinęła głową i pośpiesznie wyszła z pomieszczenia.

W trójkę przeszliśmy do jadalni, a ja w międzyczasie zdjąłem skórzaną kurtkę i rzuciłem ją na jedną z kanap. Usiadłem przy stole obok mojego ojca, który miał jak zawsze miejsce u szczytu stołu. Naprzeciw mnie, usiadła moja matka, która wpatrywała się we mnie jak w obrazek.

-Więc, co tam u ciebie Will? Jak tam na uczelni? Jest w porządku? Czy profesorzy dobrze prowadzą wykłady? - zaczęła mnie zasypywać pytaniami, gdy kucharki zaczęły podawać obiad.

-Jakoś leci. Jutro przyjeżdża nasz trener, więc wznawiamy treningi. - odpowiedziałem, nawiązując do tego, że od dwóch tygodni nie ćwiczyłem na boisku co mnie lekko irytowało.

-Nie wiem po co ci ta cała piłka nożna! - znów się zaczyna. - To niebezpieczne. Możesz sobie coś zrobić i wtedy będzie. 

-Mamo, nie przesadzaj. - przewróciłem oczami. - W grudniu zaczynają się finały, więc muszę trenować.

-Oczywiście, że musi. Wszyscy wiedzą, że w piłkę nożną grasz jak nikt. - wtrącił mój ojciec, a ja lekko skinąłem głową. - Jako kapitan, poprowadzisz drużynę do zwycięstwa.

-Proste i logiczne. - odpowiedziałem pewny siebie, więc otrzymałem pełne dezoprabaty spojrzenie matki.

-Mój syn jest zawsze najlepszy. - dodał dumny, a ja pokiwałem głową.

Ta, zawsze najlepszy.

-Więc Will. Masz tam jakąś dziewczynę? - przez cały obiad, który trwał już ponad godzinę, czekałem, aż zada to pytanie. Standard mojej matki.

-Mamo. - mruknąłem, przewracając oczami.

-No co!? Masz już dwadzieścia dwa lata. Trzeba się ustatkować. - odpowiedziała, popijając wino.

-Mam czas na dziewczyny, a teraz korzystam z życia. - gdybyście wiedzieli jak korzystam to byłbym wydziedziczony.

-Ale masz kogoś, prawda? Po prostu mógłbyś już sobie kogoś znaleźć, abyś trochę dorosnął. Czasami zachowujesz się jak...

-Mam dziewczynę. - przerwałem jej, na co nawet mój ojciec posłał mi zdziwione spojrzenie.

-Nie kłam. - mruknęła moja matka, a ja głośno westchnąłem i przewróciłem oczami.

-Poważnie. Ma na imię Amber i jest siostrą Josh'a.

J a  p i e r d o l e.

-Naszego Josh'a? - dopytywała moja matka, a ja pokiwałem głową. - Twojego przyjaciela, Josh'a Livina?

-Tak. - przyznałem, a w duchu ździeliłem sobie po głowie.

-To on ma siostrę?

-Tak, Amber. Jesteśmy razem od dwóch miesięcy. - przy tym kłamstwie, nawet oko brew nie drgnęło. Kwestia wprawy.

-Co... to... Dlaczego nie mówiłeś!? Skąd ją znasz!? Jak to się stało, że ja nic o niej nie wiem!? Ile ma lat!? - zaczęła mnie zasypywać pytaniami, a ja spojrzałem na swój zegarek.

-Wybacz mamo, ale muszę już jechać, bo jest późno. - czuję się jak jakiś gówniarz, który ściemnia przed rodzicami, że nie palił papierosów w szkolnym kiblu.

Staczam się.

-O nie, nie, nie! Musisz mi wszystko wytłumaczyć. - odpowiedziała z poważną miną, na co chciałem zacząć się śmiać.

-Elena, Will ma jutro zajęcia. - mój ojciec uratował mnie z opresji na co w duchu mu podziękowałem. Chociaż raz zrobił coś dobrze.

-Dobrze. - odpowiedziała po dłuższej chwili. - W takim razie chcę ją poznać. Przyjedź z nią za tydzień w niedzielę, na obiad. - powiedziała, patrząc mi prosto w oczy, a moja mina była niewzruszona.

Chociaż w środku krzyczałem, panikowałem i rzucałem talerzami.

-Okej. - wzruszyłem nonszalancko ramionami.

-Wspaniale! - kobieta klasnęła dłońmi, całkowicie usatysfakcjonowana.

Niestety, ja mniej.

Wszyscy wstaliśmy od stołu i przeszliśmy przez salon. W międzyczasie nałożyłem swoją kurtkę.

-W niedzielę będzie również Bianca, więc też ją pozna.

Po prostu zajebiście.

-To super. - zatrzymaliśmy się w dużej altance.

-Uważaj na siebie kochanie. - odpowiedziała moja matka i mocno mnie przytuliła.

Potem pożegnałem się z ojcem i wyszedłem na podjazd, po czym wsiadłem do samochodu.

-Kurwa mać! - krzyknąłem, uderzając głową w kierownicę. W tym momencie cieszyłem się, że moi rodzice weszli już do domu i tego nie zauważyli.

Co mnie do chuja pana podkusiło, aby to powiedzieć!? Wiem co. Pieprzenie mojej matki!

Chciałem, żeby się odczepiła i mam! Ale dlaczego Amber? Nie mogłem powiedzieć, że na przykład Ally?

Nie no lepiej nie, bo moja matka dostałaby zawału.

Ugh, wpakowałem się w gówno. Wybrałem na swoją udawaną dziewczynę najbardziej wkurwiającą istotę na ziemi. Całe szczęście, że nie został mi większy ślad po wczoraj.

Dobra, więc teraz muszę przekonać Amber, aby była moją dziewczyną, która będzie wiarygodna i zadowoli moją matkę.

Oficjalnie przyznaję, że wpakowałem się w gówno.

***

Żyjesz? - poczułem mocny cios w ramię, więc odwróciłem zdezorientowany głowę w kierunku Mike'a.

-Co? - mruknąłem głupio, na co chłopak przewrócił oczami.

-Pytałem czy idziemy już na trening? Co ci dzisiaj jest? - westchnąłem i spojrzałem na niego, po czym kiwnąłem głową w kierunku dużego parapetu. Zacząłem iść w tamtym kierunku, a chłopak poszedł za mną.

-Co jest? - dopytywał, bawiąc się butelką wody.

-Problem mam. - westchnąłem. Muszę komuś to powiedzieć, a Mike jest pod ręką.

-To, to wiem. Gadaj. - odkręcił wodę i zaczął ją pić.

-Powiedziałem mojej matce, że jestem z Amber. - odpowiedziałem na jednym wdechu. Szatyn otworzył szeroko oczy i zaczął się krztusić, wypluwając wodę na podłogę. Przy okazji opluwając mnie.

Co za zjeb.

-Żartujesz-kurwa, ściemniasz. - wyjąkał, między napadami śmiechu i kaszlu. Oparł dłonie na kolanach, ciężko dysząc.

-Wyglądam jakbym ściemniał? - warknąłem nieźle zdenerwowany. - Stary, ona kazała mi z nią na obiad przyjechać. - teraz to już prawie płakał ze śmiechu.

-O..o matko. - oparł się jedną ręką o kolumnę, a drugą uderzył się w czoło, kręcąc z niedowierzaniem głową.

-Człowieku, co ja mam robić? - skoro się dowiedział to musi mi jakoś pomóc. Mimo wszystko, Mike jest cholernie inteligentny i to on zawsze wymyślał jak wyciągnąć nas z kłopotów.

-A bo ja wiem? Jak się jest zjebem to ma się kłopoty. - zaśmiewał się w najlepsze, a mnie zaczął już irytować.

Gdy wczoraj wróciłem do domu, pół nocy myślałem co zrobić. Tylko na nic niestety nie wpadłem. Naprawdę jestem w dupie.

-Smith, nie wkurwiaj mnie.

-Spokojnie, księżniczko. - uniósł ręce w geście obronnym.

-Michael.

-Dobra. Nie wiem, pogadaj z Amber z Josh'em? Albo po prostu powiedz prawdę Elenie?

-Stary, ty nie rozumiesz. Bianca z Louisem ma też być na tym obiedzie. - spojrzał na mnie jak na kretyna, po czym chciał zacząć się śmiać, ale uniosłem palec wskazujący. - Ani, kurwa, słowa. - wycedziłem i odwróciłem się, aby pójść na trening.

Okłamywać moją matkę to jedno, ale ściemniać mojej siostrze to inna sprawa.

-Will! - krzyknął Mike i zaraz znalazł się obok mnie. - Coś się wymyśli. - jego głos ociekał rozbawieniem.

-Zamknij się.

***

-NO PANIENKI! DŁUGO MNIE NIE BYŁO, WIĘC TERAZ SOBIE POTRENUJEMY! - głośny głos trenera przerwał moje myśli. - NA POCZĄTEK OSIEM DŁUGOŚCI SPRINTEM! - cała drużyna jęknęła, ale posłusznie zaczęliśmy biegać.

Dwa tygodnie bez treningów i piłki nożnej było torturą. Ten sport to całe moje życie, a w nim daję z siebie sto dziesięć procent. Dlatego jestem kapitanem.

Gdy robiłem piątą długość, spojrzałem na drużynę cheerleaderek. Dzisiaj nie miały na sobie tych swoich strojów i szkoda, bo jest wtedy na co popatrzeć. Szczególnie jak robią te swoje salta.

-BLACK! MASZ BIEGAĆ, A NIE GAPIĆ SIĘ NA DZIEWCZYNY! - z transu wyrwał mnie nasz najukochańszy trener, więc bez zbędnych kłótni wróciłem do biegania.

Gdy skończyłem już wszystkie długości cały zziajany stanąłem na murawie. Oparłem się rękoma o kolana i starałem się unormować oddech.

-O kurwa. - Josh właśnie skończył biegać i bez zbędnych ceregieli runął na trawę. - Jestem wyjebany. - sapał, leżąc na brzuchu, na co cicho się zaśmiałem.

-COŚ WAM KONDYCJA SPADŁA! - podsumował mężczyzna, gdy wszyscy zawodnicy leżeli na murawie zasapani i ledwo żyjący. - STO POMPEK, A JA ZARAZ WRACAM! - ogłosił swoim tubalnym głosem, ale widząc, że nie zamierzamy nic zrobić zagwizdał swoim gwizdkiem, który zawsze wisiał na jego szyi. - JUŻ!

Brook's zaczął kierować się w stronę wejścia do szatni, a my posłusznie rozstawiliśmy się po boisku. Jak na listopad było naprawdę ciepło, więc ściągnąłem swoją koszulkę i rzuciłem ją gdzieś w bok. Schyliłem się, a następnie rozstawiłem swoje ręce i nogi na trawie, po czym zacząłem robić pompki.

Gdy byłem już przy cztetdziestej, usłyszałem jak ktoś woła moje imię.

-Will! - Lily stała na murawie przy trybunach i gestem wskazała, abym do niej podszedł.

Szybko wstałem i zacząłem kierować się w tamtą stronę. Oczywiście, miała trening i czegoś chciała, a że jest moją cheerleaderką to muszę się dowiedzieć o co chodzi.

-Co jest? - mruknąłem, stając obok niej. Spojrzałem na dziewczyny za nią i stwierdziłem, że większość patrzy na mnie nieśmiałym wzrokiem.

Zauważyłem też, że jest wiele dziewczyn, które na pewno nie należą do drużyny i których po prostu nie znam. Muszą być nowe. No tak, eliminacje.

-Dziewczyny, macie przerwę! - krzyknęła w ich stronę. - Pierwszy raz od dawna każda się nadaje.

-I to jest problem?

-Tak. Z całej piętnastki trzeba wybrać pięć. - westchnęła. - Dziewczyny! - krzyknęła, przez co każda na nią spojrzała. - Zobaczymy się na imprezie w męskim bractwie w piątek. - uznałem, że nie jestem już im potrzebny, więc skierowałem się z powrotem do chłopaków.

-Eliminacje? - zaczął Josh, gdy tylko stanąłem obok niego.

-Yup.

-Ktoś ciekawy? - dopytywał David.

-Przeciętne, ale zabawić się można. - wzruszyłem ramionami i wróciłem do pompek.

***

-Jestem tak bardzo wyjebany. - marudził Josh, gdy przebieraliśmy się w szatni.

-Było tyle nie ćpać w sobotę. - parsknąłem śmiechem, pakując korki do torby.

-Zamknij się. Słuchaj ja już spadam, bo Cam czeka na mnie na parkingu. - wstał i założył czarną bluzę. Zostaliśmy sami w szatni, bo każdy chłopak już wyszedł.

-Odwozisz ją?

-No. Wiesz, że nie ma prawka.

-Tylko żeby nie wyskoczył wam jakiś mały numerek na tylnym siedzeniu. - zaśmiałem się na co przewrócił oczami.

-Spierdalaj. - podszedł do drzwi i wyszedł z pomieszczenia.

Po kilku minutach miałem już wychodzić, bo skończyłem się przebierać. Otworzyłem szybko drzwi i usłyszałem głośny huk. Wychyliłem głowę i zauważyłem, jak ktoś leży na podłodze.

Chyba przyjebałem komuś drzwiami.

Z naszej szatni wychodziło się na duży łącznik, w którym zawsze było zgaszone światło i nikt nie mógł tam wchodzić, z wyjątkiem zawodników i cheerleaderek. Było tam jasno tylko wtedy, gdy mieliśmy trening, a główne drzwi były otwarte.

Rzuciłem torbę obok siebie i deliktanie otworzyłem szerzej drzwi, aby nie uszkodzić mocniej osoby przeze mnie poszkodowanej. Błagam, aby był to chłopak, bo takiemu to nic się nie stanie i nie będzie miał do mnie pretensji.

Gdy stałem już obok tej osoby, usłyszałem jęk i wiedziałem, że była to dziewczyna. Kucnąłem obok niej i chciałem przybić sobie w otwartej ręki w twarz.

To Amber.

-Kurwa. - wymamrotała i podniosła się do siadu. Trzymała się za głowę i miała zamknięte oczy.

-Żyjesz? - zapytałem głupio, na co szybko otworzyła oczy i uniosła głowę, aby spojrzeć na moją twarz. Nie było tu nawet jebanego okna, a jedynym światłem były lekko uchylone drzwi szatni.

-Serio? Tak się rewanżujesz? - mruknęła, na co przewróciłem oczami.

-Ta, teraz jesteśmy kwita. Możesz wstać? - zapytałem, ale nie dostałem odpowiedzi. - Chodź. - wyciągnąłem dłonie w jej stronę, aby mnie za nie złapała. Posłusznie mi je podała, a ja wstałem, pomagając blondynce. - Nic ci nie jest?

-Chyba nie. - niestety, nie przekonało mnie to, więc trzeba było coś zrobić.

Jeszcze jeden problem więcej. Świetny ten dzień.

-Chodź. - jedną ręką podniosłem z podłogi jej czarną torbę, a drugą złapałem za jej talię.

-Hej! - warknęła, gdy tylko jej dotknąłem.

-Nie przesadzaj. - zironizowałem i łokciem pomogłem sobie otworzyć drzwi do szatni, z której przed chwilą wyszedłem. W końcu było jasno i wiedziałem gdzie idę.

Razem podeszliśmy do szafek, a ja pomogłem usiąść tej niezdarze na ławce. Obok niej położyłem jej torbę, a sam oparłem się o szafki naprzeciwko.

Nadal trzymała się za głowę i była jakaś taka dziwna.

-Blada jesteś. - powiedziałem, zakładając ręce na piersi.

-Och, to komplement jaki chciałaby usłyszeć każda dziewczyna. - docięła mi z sarkazmem.

-Chcesz pić? - zmieniłem temat, bo nie chciałem się z nią już dzisiaj kłócić.

Nowość.

-Nie.

-Na pewno dobrze się czujesz? Co ty tak właściwe tu robiłaś?

-Szukałam Josh'a.

-No to go nie znajdziesz.

-Bo?

-Bo jakieś dziesięć minut temu pojechał z Camille. - odpowiedziałem, na co dziewczyna głośno westchnęła.

-Chuj. - skomentowała.

-Na pewno dobrze się czujesz? - chciałem się upewnić, że nic jej nie zrobiłem.

-Tak, jest dobrze. - mruknęła, wstając z miejsca. Popatrzyła na mnie przez chwilę, a gdy się uśmiechnąłem to tylko przewróciła oczami.

-Dobra, już idę. - burknęła, biorąc swoją torbę. Było między nami jakieś napięcie i wydawało mi się, że to przez ostatnie wydarzenie.

-Livin. - zacząłem, gdy chciała już wychodzić.

-Hm? - odwróciła się w moją stronę ze znudzoną miną. Nie było widać śladu po tym uderzeniu z czego byłem bardzo zadowolony.

-Będziesz moją dziewczyną?

***

Kocham i do następnego x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top