Rozdział XI - Rozmowa w taksówce
Na zbolałych nogach kroczyłam wśród najbardziej zatłoczonych ulic, potykając się o ludzi na chodnikach. Biznesmani trącali mnie co chwilę swoimi teczkami i ramionami, na których głową podtrzymywali ogromne telefony. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi i nieustannie wrzeszczałam:
-Taxi! Taxi!
W końcu zatrzymał się dla mnie jeden z oznakowanych samochodów. Z trudem zeszłam z coraz bardziej zatłoczonego, przydrożnego bruku i wsiadłam do żółtego Forda.
Uderzyło mnie brzmienie dobrze znanej piosenki... Nagrana ja właśnie wydzierałam się podczas odtwarzania ostatnich nut „Violet". Po chwili rozbrzmiało „Miss World" i wiedziałam już, że kierowca najwyraźniej jest moim fanem, albo przynajmniej lubi płytę „Live Through This".
-Pani, gadaj pani, dokąd jedziemy, albo wysiadaj! – w myśli wdarł się głos wyraźnie poirytowanego mężczyzny. Najwyraźniej nie odpowiadałam na jego wcześniejsze pytania o cel podróży.
-Jedź pan na najbliższe lotnisko. – rozkazałam głośno.
-Ma pani głos jak Love. – stwierdził, ruszając.
-A nie przyszło panu do głowy, że po prostu nią jestem?
-Naprawdę?
-Nie, marnuję swój cenny czas na kurewsko nieśmieszne żarty z obcym mężczyzną. – głos miałam ociekający ironią.
-Ha, to cała pani.
-Taka, jak w telewizji, no nie? – rzuciłam pogardliwie.
„Gdyby wiedział, jaka jestem przy bliskich, zdziwiłby się" – pomyślałam.
-Mógłbym prosić o...
-Zapomnij pan. Jedź.
-... autograf dla córki? – taksówkarz nie dał za wygraną. - Miała jechać na pani koncert i sama sobie go zdobyć, ale... ale choroba serca z zrobiła swoje. Czeka na przeszczep. Zaczynamy tracić nadzieję. Trudy może nie dożyć kolejnej trasy Hole.
-Ile ma lat?
-Jedenaście.
-I pozwolił jej pan tam jechać słysząc nasze teksty i widząc, jaka ze mnie suka?
-Nie miałem wyboru. Gertrude to buntowniczka, a wszystko przez starszą siostrę. One nie widzą świata poza panią. Poza tym, mi nie przeszkadza to, co pani wyczynia. Sztywniakiem nie jestem.
-A siostra jak ma na imię?
-Giselle. Siedemnaście lat. W tym roku idzie na Harvard.
-No to gratuluję.
-A, nie ma czego. Po śmierci Trudy na pewno się załamie i zrezygnuje.
-Po chuj pan zakłada najczarniejszy scenariusz?
Odpowiedziało milczenie. Po kilku minutach zrobił to zgorzkniały mężczyzna:
-Wie pani, ja po prostu mam przeczucie, że tak się to potoczy. Zbyt wiele czasu już upłynęło.
-Proszę mi uwierzyć, ludzkie przeczucia są zajebiście zawodne. – mruknęłam.
Sięgnęłam po torebkę i zaczęłam szukać swojego zeszytu do autografów. Po chwili znalazłam długopis, który zawsze przy nim trzymałam. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że go nie mam, gdyż zwykle narzędzie do pisania miałam włożone w środek kajetu.
Początkowo zastanawiam się, gdzie mogłam położyć ten praktyczny przedmiot. Zobaczyłam jednak, że zbliżamy się do celu podróży i szepnęłam:
-Pieprzyć to.
Jednym ruchem wyrwałam kartkę z kalendarzyka i zapytałam:
-Jakiego zdrobnienia używa starsza córka?
-Gigi.
Niestarannie nakreśliłam serduszko i napisałam w środku „Dla Trudy i Gigi od (Courtney) Love".
Następnie podałam kartkę ojcu dziewczyn i powiedziałam:
-Proszę napisać adres szpitala na marginesie. Przekażę osobiście.
Taksiarz zatrzymał się przed lotniskiem, wykonał moje polecenie i podał papier, mówiąc:
-Znając życie szybko pani o tym zapomni.
-Proszę zacząć myśleć pozytywniej.
------------------------------
Pamiętajcie, najskrytsze marzenia i najgorętsze nadzieje mogą się spełnić w najmniej oczekiwanym momencie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top