Rozdział VIII - Zaginiona i reakcja Courtney.
-Ciociu Melciu, ciociu Melciu, chodź na śniadanie! Mama, wujcio i ciocia Santa już są!- jak przez mgłę usłyszałam entuzjastyczną prośbę znajomej sześciolatki.
Czynnikiem, który mnie obudził był nie tyle jej krzyk, co fakt, że wyjątkowo mocno i gwałtownie potrząsała moim nieprzytomnym ciałem. Nie sądziłam, że w tak małych rączkach może się kryć tyle siły.
Z ociąganiem podniosłam się z podłogi i poczułam przeszywający ból pleców. Złapałam się za krzyż niczym staruszka cierpiąca na reumatyzm. Syknęłam z bólu, a widząc zdziwienie na twarzy Frances zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam jej martwić.
-Czy mama mówiła, która jest godzina? – zapytałam.
-Nie musiała. Jestem duża i umiem się poznać na zegarku. – pochwaliła się Frances, a jej pyzatą twarz przyozdobił dumny uśmiech. – Jest dwunasta piętnaście.
-To nie aż tak wcześnie – rzekłam, na wpół do dziecka, na wpół do siebie.
-Nie, w ogóle. – zgodziła się Fran i wzięła mnie za rękę. – Śpieszmy się, bo zjedzą nam naleśniki.
Skierowałyśmy się do kuchni.
-Jest i skrzyżowanie Małej Syrenki ze Śpiącą Królewną – Courtney uśmiechnęła się na nasz widok. – Siadajcie.
Wykonałyśmy polecenie gospodyni. W koszuli nocnej, ze złocistymi kudłami sterczącymi na wszystkie strony w niczym nie przypominała bezczelnej, wyzywającej baby, jaką widywałam na scenie. Gdy nałożyła na talerz córki naleśnika z syropem klonowym i ucałowała ją w czoło, zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno ten sam człowiek, którego znam.
Wgryzłam się w smażoną potrawę, patrząc jak inni robią to samo. Czas zdawał się stanąć w miejscu, wszystko działo się stopniowo, spokojnie, po prostu inaczej. Sytuacja była zupełnie odmienna od tej, z którą zetknęłam się jeszcze kilka godzin temu.
Pierwsze kilka minut posiłku minęło w ciszy. W pewnym momencie najmłodsza członkini zgromadzenia skończyła spożywanie naleśnika i zaczęła hałasować, uderzając sztućcami o talerz.
-Mamo, włącz mi bajkę! – zażądała
Courtney westchnęła, bez słów sygnalizując nam: „Tak, młoda dama rządzi w tym domu". Chwilę późnej jednak w jej wzorku dostrzegłam znajomą twardość i zawziętość. Nie zamierzała spełnić prośby córki i pokazywać, że mała ma nad nią jakąkolwiek kontrolę.
-Dorośli się nudzą przy bajkach, kochanie. – rzekła łagodnie, patrząc Frances prosto w oczy – Włączymy wiadomości. Pooglądasz sobie potem.
Dziewczynka posłusznie pokiwała głową.
-Mogę jeszcze jednego naleśniczka? – zapytała nieśmiało.
-Oczywiście. – stawiając mączny wyrób przed córką Court włączyła telewizor.
Automatycznie odpalił się kanał MTV, który był najwyraźniej ostatnim oglądanym. Zobaczyłam, jak na ekranie pojawia się wielki napis „Wiadomości" i doznałam zaskoczenia.
-Nie wiedziałem, że na kanałach muzycznych też podają newsy – Eric wyjął mi te słowa z ust – Nie przełączaj.
-Dobrze gada. Może powiedzą coś o naszej trasie – poparła go Mantha.
Nie to jednak było pierwszą informacją w programie. Wkrótce rozbrzmiał głos reportera przekazujący dziwnie znajomy komunikat:
-Raven Sunders, dziewiętnastoletnia piosenkarka jazowa i autorka albumu „As Young As The Spring Rain" jest poszukiwana od blisko miesiąca. Młoda kobieta opuściła dom rodzinny w Detroit dokładnie dwudziestego siódmego lutego bieżącego roku i od tamtej pory zniknęła bez śladu. Przyjaciółka ofiary, Joy Jackson zeznaje, że dziewczyna kupiła ekskluzywne bilety zapewniające wstęp na wszystkie koncerty zakończonej sześć dni temu trasy zespołów Hole i Marilyn Manson. Zmagała się z brakiem akceptacji preferowanego nurtu muzycznego ze strony rodziców. Jej miłością nie był bowiem jazz, a grunge, rock i metal. Na trasę wyjechała bez zawiadomienia najbliższych. Wielce prawdopodobne, że chciała poszukać wsparcia u idoli. Nigdzie jej jednak nie widziano i nie wiadomo, czy do nich trafiła.
-Do nas nie – skwitowała Court.
-Ale chciała – powiedziałam szeptem. Krew odpłynęła mi z twarzy, podobnie jak Samancie.
-O czym ty mówisz? – wokalistka ściągnęła brwi.
-Frances, idź proszę do pokoju, dobrze? – spojrzałam błagalnie na dziewczynkę.
Ta, podobnie jak jej matka, obrzuciła mnie zdezorientowanym spojrzeniem.
-Po co?
-Muszę poważnie porozmawiać z wujciem i mamusią.
-Dorośli – mruknęła z dezaprobatą, po czym zeskakuje z krzesła. Nie minęła minuta, gdy rozległ się trzask drzwi do jej królestwa.
-Kto dał ci prawo pomiatać moim dzieckiem? – rzuciła wściekle Courtney.
-Ta dziewczyna nie żyje. Zwłoki jej i kotów są u Mansona – ignoruję pytanie przyjaciółki, podając jej list pożegnalny niejakiej Raven Sunders.
Samantha otrząsnęła się z osłupienia i położyła na stół kilka zdjęć z miejsca tragedii, które wykonała swoim przenośnym polaroidem.
Courtney przygląda się zdjęciom z rozchylonymi ustami i rozszerzonymi źrenicami. Jej poziom zdezorientowania zdaje się równać stanowi, który przeżywa będąc na haju. Przygląda się każdej fotografii z dwóch stron, podczas gdy Eric cicho czyta list. Potem wymieniają się czynnościami.
-Jak, u diabła, udało wam się tam dostać? - blondynka spojrzała na nas wzrokiem pełnym przerażenia.
-Melissa ma znajomości u detektywów. – Mantha szybko zrzuca na mnie odpowiedzialność.
-Właścicieli sklepu detektywistycznego – prostuję. – Kupiłam parę bajerów i zachowałam ciszę, to wszystko.
-Kto mógł ją zabić? Chyba nie ona sama. Nie ma przecież noża w ręce, a gardło podcięte. – spytał Eric.
-Tego właśnie chciałybyśmy się dowiedzieć.
-Macie coś więcej? Jakiegoś Big Brothera czy coś?
-Cholera, podsłuch! – krzyknęłam. Zupełnie o nim zapomniałam.
-Co, coś z nim nie tak?
-Nie, po prostu do tej pory jeszcze go nie sprawdziłyśmy.
-Na co więc czekacie? – blondyn uśmiechnął się.
-Ja się wypisuję z tego procederu. – stwierdziła Courtney łamiącym się głosem – Po co fundujecie mi znów to samo piekło?! Nie pamiętacie, kurwa, w jakiej rozsypce byłam pięć lat temu?!
Rozpłakała się. Na naszych oczach zaczęła histerycznie łkać. Chciała podnieść się z krzesła i uciec, ale opuściły ją siły. Przewróciła się i roniła łzy na środek kosmatego dywanu w centrum salonu.
Zerwałam się z krzesła, dźwignęłam ją na swoje kolana i objęłam w pasie.
-Cicho... już dobrze. Jesteśmy przy tobie... Ciii.
Twarz miała bordową i gorącą od gniewu. Łzy na jej policzkach zdawały się wyparowywać. Oparła głowę na moim ramieniu. Głaskałam jej potargane, miękkie włosy i czułam się, jakbym uspokajała starszą siostrę.
-Kolejna osoba, którą zabiłam. Kolejne istnienie, które unicestwiłam. Boże, dlaczego ja?! Dlaczego akurat ja?! – wrzeszczała, gdy wreszcie przestały nią wstrząsać spazmy rozpaczy.
-Weź się w garść! Nie mów tak! To ciebie nie dotyczy w nawet najmniejszym stopniu! – Eric podbiegł do Courtney, stanął przed nią i wymierzył dwa plaskacze prosto w rozżarzone niczym węgle policzki przyjaciółki.
Wstała i zaczęła wydzierać się mu prosto w twarz. Założę się, że czuł jej niespokojny oddech na skórze.
-Łżesz! Czytałeś, co napisała?! Nie było mnie, do cholery! Gdyby się ze mną wtedy spotkała, jeszcze by żyła! Żyłaby, tak samo jak Kurt! GDYBYM TYLKO POTRAFIŁA SIĘ POJAWIĆ TAM, GDZIE TRZEBA!
Eric nie zdążył nic jej odpowiedzieć, bo Courtney w furii kopnęła jego jądra. Skulił się z bólu i jęknął przeciągle, a Mantha i ja popatrzyłyśmy na siebie z przerażeniem.
-Odbiło ci?! To nie worek treningowy! – krzyknęła Mantha w stronę oślepionej gniewem przyjaciółki.
Apel perkusistki rozległ się po całym salonie. Zdawał się stopniowo docierać do Courtney, której wyraz twarzy stawał się z sekundy na sekundę coraz mniej dziki. Otworzyła zaciśnięte pięści, a w jej oczach zagościło niedowierzanie temu, co właśnie uczyniła.
-Eric, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam – szepnęła, podchodząc do niego powoli. – Tak mi przykro.
-Mnie też jest przykro, Courtney – odpowiedział poważnie – Jest mi cholernie przykro, bo jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Kocham cię, zawsze kochałem i to się nie zmieni, cokolwiek byś zrobiła.
-Słucham?!
-------------------
Oto kolejny rozdział... romantyzmem zawiało. Jak myślicie, czy to wyznanie jest rozsądne ze strony Erica? Czy Melissa i Samantha przerwą śledztwo ze względu na dobro przyjaciółki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top