Rozdział III - "Teenage Whore"
Około czterdziestu minut potem byliśmy na miejscu. Gigantyczny ścisk na ulicach skutecznie zniechęcił mnie do całej akcji. Ku mojemu zaskoczeniu Court zdała się nagle zmienić zdanie na jej temat.
-To my, zespół Dziura! Chcemy wpaść z wami w dziurę po pijaku, sukinsyny!
Metalowiec wyszedł przed bramę, prychnął i wydał ociekający jadem rozkaz:
-Włazić!
Nie cierpiał Courtney, a Courtney jego... W każdym razie nie przed sambucą.*
Przed domem stał lampion z dyni. Ależ z tego Mansona dzieciak, ma obsesję na punkcie taniej grozy, jakby wiecznie było Halloween.
Chwilę potem byliśmy już w środku, w salonie. Wtedy nieco zmieniłam zdanie na temat jego gustu. Typowy studencki bałagan: zużyte butelki po piwie i pudełka po pizzy, kontrastował z bogatym wystrojem: marmurowymi rzeźbami gargulców, gustownymi krwistoczerwonymi ścianami, a nade wszystko prześlicznym, kryształowym żyrandolem.
-Wow, ładnie tu masz – stwierdziłam. – Też chciałabym tak mieszkać i mieć tu ciągle imprezy.
-O, w takim razie drineczek dla młodej damy za pochwałę – uśmiechnął się zalotnie i podszedł do barku, po czym zaczął w nim coś mieszać – Proszę bardzo, oto Wulkaniczna Lawa, drink na bazie wina i tabasco.
Ściągnęłam brwi. Jeśli myśli, że będzie mógł mnie upić i wykorzystać, to się grubo myli. Nie po to tu przyszłam.
Postanowiłam jednak zachowywać się normalnie, aby nie wzbudzić podejrzeń. Sztucznie odwzajemniłam uśmiech i upiłam łyk trunku, który po chwili wręcz przepalił mi gardziel. Już miałam zacząć ostrożnie poruszać temat kotów, gdy usłyszałam pytanie Courtney skierowane do gospodarza.
-Którędy do kibla?
-Na zewnątrz. Wyszczaj się pod krzakiem malin, bo w łazience jest remont.
-To... to ja idę z tobą. – wypaliłam – Tabasco jest bardzo... moczopędne.
-Ach, te baby. – skomentował metalowiec.
Idąc z Court do ogrodu zaczęłam się uważnie rozglądać za oknem od łazienki. Przy wspomnianym przez Mansona krzaku malinowym zauważyłam firankę... Nietypową firankę.
-Courtney, podsadź mnie. – rozkazałam. Musiałam się temu bliżej przyjrzeć.
-Zwariowałaś? Chce mi się sikać. Odwróć się do mnie tyłem. I ty też szczaj, bo nie będę cię tu drugi raz prowadzić za rączkę.
-A czy ja mam na imię Frances, żeby potrzebować twojej pomocy? – oburzyłam się.
Frances to niemal siedmioletnia córka Courtney, półsierota. Lubię tę dziewuszkę, jest naprawdę pojętna i wrażliwa jak na swój wiek. Wypowiada się zwykle pełnymi zdaniami. Bardzo kocha swoją mamę, akceptując wszystkie jej niedoskonałości, a cały nasz zespół nazywa „ciociami i wujkami". Mnie nazywa ciocią Melcią. W ustach Courtney to zdrobnienie mnie irytuje, ale wypowiedziane przez tak małego szkraba sprawia, że człowiekowi jest ciepło na sercu.
Oddaliłam się od przyjaciółki, by mogła się załatwić w spokoju, a następnie ponowiłam swoją prośbę:
-Proszę, podsadź mnie.– poprosiłam. Tym razem zmieniłam taktykę i zaczęłam się w nią wpatrywać szczenięcymi oczkami.
-Oj, Melciu, Melciu, co z ciebie wyrośnie – zachichotała. Potrafi być wredna, ale też troskliwa i łagodna. Czasami traktuje naszą paczkę jak wrogów, lecz zdecydowanie częściej widzę w niej przyjaciółkę, czy nawet starszą siostrę.
Blondynka kucnęła przy oknie i pozwoliła sobie stanąć na dłoniach. Wtedy mogłam dosięgnąć podokiennika. Usiadłam na nim, by odciążyć przyjaciółkę i starałam się cokolwiek dostrzec przez okno. Było to jednak bardzo trudne z powodu wspomnianej już zasłony. To, co zwróciło w jej wyglądzie moją uwagę, to podarcie.... Podarcie czterema, równymi ruchami.
-Court, Court! To on wziął te koty! Ma podrapane firanki w łazience. Zapisuj.
-Eh, pewnie ci się wydaje, ale niech ci będzie.
-Sama sobie zobacz – zeskoczyłam z parapetu i tym razem to ja postanowiłam dać przyjaciółce możliwość wspięcia się tamże.
Niespodziewanie z sąsiedniego okna wychylił głowę John 5, gitarzysta Marilyna Mansona. Tak naprawdę nazywa się John William Lowery i jest niewiarygodnie czepialski.
-Chcecie mojemu przyjacielowi parapet zniszczyć, blachary jedne?! Złazić i wypieprzać, nie widzicie, że on robi tuning łazienki?
-Tuning to powinien waszej rozklekotanej bryce zrobić, idioto. A żebyś wiedział, że chętnie stąd spieprzymy, bo nawet srać u was nie ma gdzie. – syknęła Court, zeskakując z podokiennika.
Wparowałyśmy do domu gospodarza, gdzie ujrzałyśmy jak... Mantha pozwala się dotykać Gingerowi Fish po udzie. Miałam ochotę po prostu się na nich rzucić i wyrwać Gingerowi to łapsko, ale Court mnie uprzedziła.
-Manthie, idziemy. – nakazała.
-Nie Manthie, tylko Mantha, do cholery.
-Będziemy na ciebie mówić tak, jak na to zasługujesz. A w tym momencie masz mniej godności, niż nastoletnia ladacznica z naszej piosenki.
-Jeszcze raz nazwiesz mnie ladacznicą, to... - Mantha wstała i popchnęła wokalistkę tak, że ta uderzyła plecami o ścianę – W tym gniocie śpiewasz o sobie, o nikim innym tylko o sobie! To ty tu jesteś, kurwa, patologią!
Nigdy jeszcze nie widziałam takiego napadu szału u nowej. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak się zachowuje, ale wiedziałam, że muszę to przerwać.
-STOP! ZACZNIJCIEŻE SIĘ WRESZCIE NORMALNIE ZACHOWYWAĆ I WYJDŹCIE JAK LUDZIE! - wrzasnęłam, odpychając je od siebie rękoma.
Wyprowadziłam je z willi Mansona jak policjantka przestępczynie, trzymając za nadgarstki. Żałowałam, że nie mam przy sobie kajdanek.
-----------------------
*sambuca - rodzaj włoskiego likieru
Boże, jaka ja jestem niesłowna! Miały być dwa rozdziały, a są trzy. Ja to Was jednak rozpieszczam, prawda? :) Nie mogłam wytrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top