Rozdział 1 - "Wstęp do prozy zwaną życiem" cz.2

(piosenka w mediach)

Tekst piosenki mnie obudził, a ja – niewyspana i z mocnym bólem głowy – zaciągnęłam kołdrę na głowę licząc, że to coś pomoże. Niestety nie pomogło.

- o słodki szatanie za co to? – jęknęłam widząc godzinę 5:30 na ekranie telefonu.

Westchnęłam i wręcz męczeńsko ruszyłam się z łóżka do łazienki jakoś się ogarnąć. Po krótkim prysznicu i przykryciu wszelkich oznak niewyspania jakimś turbo kryjącym korektorem mogłam uznać się za względnie żywą. Przynajmniej nie wyglądałam jak trup, a to już coś.

Spakowałam kilka książek do plecaka i wyszłam zamykając za sobą drzwi, ówcześnie przekręcając klucz w drzwiach. Stojąc tak na korytarzu mimowolnie spojrzałam na drzwi od pokoju Miry. Dzieliło mnie od nich zaledwie kilkanaście metrów.

W mojej głowie powstał pomysł, aby zajrzeć zobaczyć co u niej. Jakby na to nie patrzeć to zaledwie paręnaście godzin temu dowiedziała się, że „miłość jej życia" ma kogoś innego i to od dłuższego czasu. Dosyć przykra sprawa.

W końcu podeszłam do drzwi rudej i zapukałam. Odpowiedziała mi cisza. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Dziewczyna spała, a obok niej leżała niedopita butelka wina z wczoraj i cała sterta chusteczek. Wycofałam się do wyjścia i najciszej jak potrafiłam zamknęłam drzwi, lepiej żeby nikt więcej nie widział jej w typ stanie, a w szczególności Shun.

Po za tym rudej przyda się dzień wolnego, a mi przyda się wizyta w kuchni bo wręcz umieram z głodu. Umieram nie, hah... w mojej głowie było to zabawniejsze (jak wszystko dop. Wróżki).

Od razu po przekroczeniu progu wejścia nalałam sobie soku pomarańczowego, żeby jakoś zwalczyć kaca. Wiecie, rozumiecie, albo sok pomarańczowy i leki przeciwbólowe, albo trzeba się leczyć tym, czym się trułeś, a mi wystarczy alko po wczoraj xd.

- siemka Opal – usłyszałam za sobą męski głos, przez co zakrztusiłam się sokiem – ej, żyjesz? nie chciałem cię wystraszyć – zaśmiał się Ace, typ przez którego prawie się udusiłam.

- za dużo czasu spędzasz z Shunem i nie idzie cię usłyszeć

- albo zaczynasz głuchnąć – przewróciłam oczami

- oj uwierz, dzisiaj słyszę wszystko aż zbyt dobrze

-kac? – zapytał, chociaż pewnie nie liczył na odpowiedź przeczącą. Dodatkowo typ uniósł jedną brew i spojrzał się na mnie wymownie.

- wino Spectry jest jakieś podejrzane – poskarżyłam się i zaczęłam szukać składników na tosty z serem.

- to byłaś ty? Nieźle się wkurzył – w jego głosie było słychać rozbawienie – o mi też zrób tosty

- jeszcze czego – prychnęłam, no sorry ale na kacu i po przespaniu zdecydowanie za mało godzin jestem martwa. A od ludzi martwych nie powinno się zbyt wiele wymagać, a najlepiej to nie wymagać od nich niczego J.

- a jak zrobię nam kawy? – kusił

- Deal

I tak Ace zrobił nam kawę, ja tosty i zjedliśmy sobie spokojnie śniadanie

- ej, dasz mi spisać matmę? – zapytałam już gdy pakowaliśmy naczynia do zmywarki.

- to naprawdę zabawne, że zakładasz, że ją mam

- fuck

- ale mam info, które może ci się spodobać

- nasza szkoła spłonęła zeszłej nocy i nie mamy dzisiaj lekcji?

- nie, ale z chłopakami z drużyny zrywam się dziś z matmy do kina

- i?

- i możesz się z nami wyrwać

- brzmi jak plan

- otóż to

Chłopak dokończył chować naczynia i nogą zamknął zmywarkę.

- swoją drogą to stałaś się hitem szkolnego spotted

- czego? I po co, ewentualnie dlaczego?

- szkolny spotted, mówi ci to coś?

- totalnie nic

- no i chuj, pokarze ci później – czyli nigdy w naszym słowniku

- ej – chyba dostałam olśnienia – to dlatego mam wysyp wiadomości od ludzi, którzy chcą się ze mną poznać?

- yhym, odpowiedziałaś już komuś?

- niee mama zawsze powtarzała, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi.

Ace spojrzał się na mnie jak na kretynkę i parsknął śmiechem.

- no co?

- twoja epizodyczna awersja do ludzi mnie rozbawia

- no i?

- no i fajnie

- i trzydzieści razy 2 for you

- kobiety jedzą aż tyle?

- jakoś muszą przekonać swoje wewnętrzne demony, żeby nie zniszczyły świata, dlatego głodna kobieta jest aż tak niebezpieczna dla otoczenia – wyjaśniłam starając się nie zaśmiać

- ty tak serio?

- a świat został zniszczony? – zapytałam – nie musisz dziękować

Ace spojrzał się na mnie z politowaniem.

- aha, nie spóźnij się na autobus – chłopak wyszedł z kuchni, za to ja zaczęłam się śmiać. Z czego? Nie wiem. Czy wylądowałam przez to na podłodze? Być może. Czy pepsi jest lepsze od fanty? Yyy telefon do przyjaciela!

Dobra, trzeba sprężyć poślady i ogarnąć się mentalnie, bo jak na razie wychodzę na tak samo chorą co Shadow (Ej! dop. Shadowa). W końcu wstałam z zimnych, kuchennych kafelków, nie odmawiając pomocy jednej z szafek. Czas iść na autobus.

/szybki time skip, bo nie działo się nic ciekawego//

Zgubiłam się! Brawo ja, nie ma to jak się zgubić z zaledwie trzy piętrowym budynku. W dodatku wypełnionym po brzegi ludźmi, na których moja dzisiejsza tolerancja jest rażąco mała. Nie ma to jak wieczne problemy introwertyków.

- Hejka Op! – Dan (czytaj mój wybawca) podszedł do mnie i zagadał – co tam?

- normalnie spadłeś mi z nieba – chłopak chyba nie ogarnął, że byłam zgubiona (na długich korytarzach własnego życia~~ dop. Opal, czyli mnie xd) i zrobił zdziwioną minę.

- ok?

- wiesz gdzie jest sala 105? I automat do kawy? Potrzebuje tego drugiego, żeby nie zabić nikogo z tego pierwszego – uśmiechnęłam się, jakbym wspominała tylko o pogodzie.

- pewka – uśmiechnął się – sala jest na trzecim piętrze, a automat na parterze, mogę cię zaprowadzić bo sam zmierzam po gorącą czekoladę.

Danny jak zwykle tryskał szczęściem i energią, które uciekały z ludzi w tym miejscu w zastraszającym tempie.

- świetnie

- i jak podoba ci się szkoła?

- filmy zakłamują rzeczywistość, nie znalazłam tu ani przystojnego syna mafiozy, ani dilera trawki w kiblu na drugim piętrze – udałam zawiedzioną i westchnęłam teatralnie. Dan tylko się zaśmiał – no co? syn mafiozy mógłby wypisać mnie z tego pierdolnika (lub zastrzelić, ale cytując jedną świruske z Gotham, jedna kulka potrafi zmienić życie), a żelki z trawką brzmią zajebiście.

Danny zaśmiał się jeszcze głośniej, czym zwrócił uwagę kilku osób, które spojrzały się na niego jak na debila. W sumie się nie dziwię, śmiech na cmentarzu ludzkich ambicji jest nieco nie na miejscu.

- doobra, zmieńmy temat bo zaczynasz brzmieć jak chora psychicznie

- fuck, wydało się

- xd

- nah, to o czym chciałeś pogadaś?

- widziałaś może dzisiaj Mirę?

- nie ma jej dziś w szkole

- to wiem, ale dlaczego?

- pewnie leczy kaca, też bym to chętnie zrobiła~~ - a oprócz kaca dostała w gratisie złamane serducho do zreperowania.

Poprawiłam wkurzający kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. Dan nieco zwolnił, a jego mina była zatroskana. Przypominał trochę Barona, który kolejny raz dostał jedynkę z chemii.

- Oh Dan, wczoraj nieco się zabawiłyśmy i Mira potrzebuje nieco więcej czasu, żeby dojść do siebie – w gruncie rzeczy do mówiłam prawdę (no zatajając połowę prawdy, więc możemy nazwać to półprawdą i tyle). Nie chciałam, żeby Dan zaczął robić sceny na szkolnym korytarzu. Dodatkowo lepiej, żeby to nie ode mnie dowiedział się o głównym powodzie wczorajszej popijawy rudej. Po za tym sam pewnie nie ogarnął, że podoba jej się Ace, który ukrywa swój związek przed nią i częścią nie ogarów z zespołu.

- na pewno? – upewnił się, a ja mu przytaknęłam

- a teraz szybciutko po kawę bo to jedyna rzecz mogąca przywrócić moje chęci do życia!

- serio? – Danowi poprawił się nieco humor

- nie, ale ją lubię, a to jest zdecydowanie bezpieczniejsze dla szkoły J

- chyba nie masz zamiaru podpalić szkoły, nie – zażartował

- ogień to twoja domena Danny~~

Zaśmiałam się. Dan za to zatrzymał się i całkowicie poważnie zapytał

- chcesz zalać szkołę?

I jak ja miałabym przegapić tą cudowną okazję pociągnięcia tej zabawy nieco dłużej?

- nie mówię tak, nie mówię nie~~ - zaćwierkałam – a teraz rusz tyłek bo nie chce się znowu spóźnić

Dan już tego nie skomentował i ruszył się do przodu doganiając mnie. W końcu doczłapaliśmy się do automatu skąd zdobyłam napar bogów i oczywiście spóźniona ruszyłam do klasy. Szykuj się trzecie piętro, bo Opal Hartley nadchodzi! ( o ile się nie wyjebie na schodach)

Nieszczęśliwie – co dla niektórych – dotarłam na miejsce cała i zdrowa (pomińmy proszę aspekty psychiczne, nikt w tym miejscu nie jest do końca zdrowy na umyśle).

Zapukałam do klasy i weszłam, jak gdyby nigdy nic (to wcale nie tak, że lekcja zaczęła się dobre dziesięć minut temu)

- panna Hartley jak mniemam?

Już na wstępnie zostałam zilustrowana wzrokiem przez belferkę, Jej ton wskazywał, że wręcz ubóstwia swoją pracę (wyczujcie ten sarkazm) i chce być tutaj jeszcze bardziej niż ja, oraz nie zamierza tego ukrywać. Ja niestety musiałam zaniechać wypowiedzenia jakieś błyskotliwej odpowiedzi, gdyż założyłam się z Acem ile zajmie zanim wyląduje na dywaniku u dyrektora. Chłopak obstawił tydzień, a ja złudzona filmami założyłam, że wytrzymam dwa tygodnie. Dlatego muszę jeszcze trochę wytrzymać. Skinęłam tej babie na potwierdzenie, żeby nie myślała, jak bardzo odpłynęłam w swoich myślach.

- no dobrze, powiedz nam skąd jesteś, jakie masz zainteresowania, co lubisz.. tylko po angielsku proszę.

Serio? To podstawówka, że mam się tak przedstawiać? Hi! I'm Op and I like my brother friend.... Nie no stop xd

- ok, I'm Opal Hartley and I'm from Reno, that's a city of Nevada. I like chill with Netflix and warm cofee (and my life time goal is ennoying peoples xddd)

- możesz usiąść... – nauczycielka omiotła klasę wzrokiem – może z Shunem, to ten czarnowłosy chłopak w ostatniej ławce. Skoro Ace się nie pokwapił przyjść na lekcje, to ni się nie stanie jak zajmiesz jego miejsce.

Typiara dostała ode mnie + 10 do zajebistości xd. Dosiadłam się do Shuna, ale ten nawet na mnie nie spojrzał. No co za cham!

- niestety, ale dzisiaj jesteś zmuszony tolerować moje towarzystwo panie Kazami – zagadałam do niego

- ciebie też miło widzieć Op – jestem niemal pewna, że lekko się uśmiechnął, ale to ninja. Możliwe, że stworzył iluzję, która umiejętnie łudziła mój wzrok i umysł? Cholera to wie.

- powiedz, czy jak zasnę na lekcji to ona to zauważy? – wskazałam palcem na belferkę, która stała i pisała coś na tablicy.

- tak, raczej tak

- a nie możesz jakoś ukryć tego przy pomocy swoich ninja technik? – zapytałam pełna nadziei

Shun tylko cicho westchnął.

- masz mylne wyobrażenie na temat moich zdolności

- cóż, mam mylne wyobrażenie na temat 90% rzeczy, więc to nic nowego – mentalnie przybiłam sobie piątkę głową o ścianę, a następnie upiłam łyk kawy. Jak ja bardzo chce iść spaać....

- swoją drogą to co ty wczoraj odpierdalałaś?

Ups, chyba zostałam zakryta...

- chlałam z Mirą wino Spectry w pokoju Maylene – streściłam, szczerząc się przy tym jak pojebana.

- aha, to Maylene chciała za to zabić Shadowa, a Spectra mocno wściekł się na Wróżkę (bo ktoś musiał oberwać, nie)

- widzisz jak wszystko świetnie przemyślałyśmy? Nikt nas nie podejrzewa~~

Kazami przez chwile patrzył się na mnie jak na jebniętą psychicznie (co jest prawdą dop. Wróżki), ale ostatecznie przyznał mi rację.

- dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytań, czemu tak nieudolnie starasz się zakryć tą malinkę na szyi?

Reakcja Shuna była złota. Normalnie pierwszy raz w życiu widziałam, jak chłopak jest zakłopotany, a potem starał się zaciągnąć materiał koszulki na malinkę.

- nie bądź taki shy – zaśmiałam się – mam pokój obok Ace, a ściany są cienkie~~ myślisz, że nie wiem co wy razem porabiacie, jak myślicie że wszyscy śpią?

Kazami teraz tylko wywrócił oczami.

- bardzo ją widać?

- trochę, ale spytaj się Julie o korektor, może tym dasz radę to przykryć

- shit

- aż tak bardzo chcesz się z tym ukrywać?

- nie potrzebuje pytań od ciekawskich osób

- co racja to racja, ale dlaczego w takim razie nie założyłeś golfa?

- nie pomyślałem o tym – przyznał i to pewnie on teraz przybijał piątkę ze ścianą

- bywa i tak

- ostatnia ławka, cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie, ale rozmowy możecie zostawić na przerwę, a teraz skupcie się na lekcji

Belferka zwróciła nam uwagę i minus 50 punktów od zajebistości wędrują do... do niej. Do końca lekcji zatraciłam się w swoich pięknych myślach o ciepłym łóżeczku...

// W międzyczasie Wróżka odkłada na później ciepłe łóżeczko, tylko po to, aby dokończyć ten rozdział T.T //

Następne lekcje mijały, aż nadszedł czas matematyki, czyli po dzisiejszemu wypad do kina. Razem z Acem (typ zdążył już wrócić z treningu na uwaga, uwaga.... jedną lekcje) wyszliśmy przed wejście od strony hali, aby być bardziej incognito.

- ej stary, to gdzie jest ta zarąbista laska, którą miałeś przyprowadzić?

- jak nie widzisz z odległości metra to może lepiej ogarnąć ci jakieś okulary co? – rzuciłam do niego

- wyszczekana jesteś mała

- on zawsze pierdoli takie głupoty, czy to tylko dzisiaj? – zlałam typa i spytałam się reszty chłopaków.

- niestety zawsze, ale w głębi duszy liczymy że kiedyś się ogranie.

- współczuć

- Liam jestem, a tamten debil to Nicolas

- Opal

- dobra, poznamy się potem bo w tym tępię to się spóźnimy – pospieszył nas jakich chłopak

- to Zack – powiedział do mnie Ace – jako jedyny jakkolwiek jest neutralny w stosunku do matmy

- oh shit człowieku, matma jest gorsza od pierdolenia wkurwionego Spectry.

-kogo?

- tandetnego blondyna w kiczowatym czerwonym wdzianku z lumpeksu.

- chyba kojarzę, ej to nie on wbił w tamtym roku do twojej klasy i nie opierdolił jakiejś laski?

Liam spojrzał na Nicka, a ten chwilę się zastanowił

- no w sumie... to tak

- szkoda że mnie tam nie było z telefonem... nikt tego nie nagrał nie?

- nope

- nah, może jeszcze kiedyś wbije opierdolić Wró... Ekhem tej lasce

- ej, jak ona miała na imię?

- Julka

- ta z twittera? (pierdolnę kogoś za to, a tym kimś będzie We-chan....)

- nie, ale też Julka

- znasz ją?

- miałam tą przyjemność poznać i ją, i jej Romeo

- jej Romeo jest pierdolnięty as fuck, ale podobno typ jest geniuszem.

- dobra skończcie już o nim gadać – mruknął Ace, pewnie nutka wkurwienia, bo nigdy go nie pokonał~~

- spoko stary

- ej Zack, o czym jest ten film? – zapytał jakiś typ, którego imienia jeszcze nie poznałam, ale roboczo nazwijmy go.... Jakoś amerykańsko, wiecie, żeby pasował... wiem! Nazwijmy go Bob J

- Zombiaki, apokalipsa i takie tam – odpowiedział mu

- aha

- hej Opal, jak będziesz się bała zawsze możesz liczyć na silnych chłopaków xd

- yhym

- Tom, zapodaj jakiś kawałek bo cicho coś

I Tom wyjął swój telefon i włączył muzykę. Wszystko pięknie idealnie, tylko że to był Bob! Pierdolić Toma, to już zawsze będzie Bob i koniec kropka!

- co jesteś tak cicho Op?

- próbuję nie zasnąć, ok? nie wymagaj za wiele

- Książnika nie wyspana? Ojoj

- pierdolnął ci ktoś kiedyś piątkę krzesłem w twarz?

- ale co tak agresywnie księżniczko? – Nick pozwalał sobie na zbyt wiele

- Ace mogę mu przywalić?

- serio się mnie o to pytasz?

- wiesz, zawsze warto mieć czyjeś poparcie

- xd no ok

Zamachnęłam się i sprzedałam Nickowi pięknego kopa w kroczę. Mam nadzieję, że go to mocno zabolało.

- aj... jesteś bez serca – skomentował Bob, za to Ace miał minę, jakby niedowierzał.

- bywa

- żyjesz?

- nie.....

- zepsułaś nam zawodnika – zarzucił mi Bob

- Life is brutal and sometimes nids kopas w chu***

Wszyscy oprócz wykrzywinego Nicka się zaśmiali

- to było dobre, ale serio się ruszajmy

Więc się ruszyliśmy i jakieś dziesięć minut później staliśmy już pod kinem. Kupiliśmy bilety i obejrzeliśmy film. Pomijając piski jakiś blondynek z rzędu przede mną było git. Nawet nie wylałam coli, gdy śmiałam się jak jeden z zombiaków rozszarpuje główną bohaterkę. Milutko co nie?

// THE END //

Opal: ja wiem, kazałam wam czekać na część drugą z... *intensywne liczenie* z pół roku xd ALE w końcu się pojawił!

Wróżka: no kto by się spodziewał

Opal: na pewno nie ty 

Wróżka: yhym, będziesz chciała pizzę bo robię?

Opal: kawałek albo dwa bym wszamała 

Wróżka: ok ok

Dan: ej, ja też chcę!

Wróża: k, ktoś jeszcze

*większość osób z salonu podnosi rękę do góry*

Wróżka: ... ok

Opal: no i zajebibi, teraz tylko ogarnąć jakieś kolorowe drineczki i halloweenowy wieczór jak talala 

Ace: mam whisky i różne desperadosy

Opal: mieszasz whisky z piwem?

Ace: a ty nie? serio dobre to

Opal: chyba podziękuje...

Ace: tchórzysz?

Opal: być może

Ace: *udaje kurczaka, aby wkurzyć Opal*

Opal: no dobra, zapodaj drineczka  z piwa i wchisky

Opal: przynajmniej zrobisz go dla mnie xd

Runo: jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Opal: nie, ale jutro nie muszę być żywa więc no problemo

Runo: ...

Ace: *podaje drinki* użyłem różnych piw, więc mogą się różnić

Opal: *próbuje* ej, całkiem niezłe

Runo: nie najgorsze

Ace: ha! mówiłem :)

Opal: yhym teraz tylko pizza i będzie ideolo

Ace: jeszcze filmu brakuje

Opal: no w sumie... jakieś pomysły?

Ace: noc oczyszczenia?

Opal: oglądałam....

Ace: Annabelle?

Dan: było w tamtym roku

Ace: narodziny zła?

Opal: nie kojarzę, ale ok

Ace: pasuje wszystkim?

*większość się zgadza*

Ace: no i git :)

...................................................

Strasznego Halloween ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top