11 | trudna decyzja
Cassie zakryła usta dłonią, żeby powstrzymać krzyk, a jej oczy momentalnie zaszły łzami. Poczuła, jak Winston mocniej przyciąga ją do siebie i przytula, żeby nie musiała patrzeć na wykrzywioną z bólu twarz Newta. Ona jednak nie zamierzała stać bezczynnie. Niemal od razu wyrwała się chłopakowi i rzuciła w stronę leżącego na kafelkach blondyna.
— Newt! — Upadła na kolana obok przyjaciela i ujęła jego twarz w dłonie. Teraz łzy strumieniami spływały po jej policzkach. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Kolejny raz poświęcił się i uratował ją, a ona? Znów czuła się winna i bezbronna.
Odetchnęła głęboko, próbując choć odrobinę się opanować. Przełknęła ślinę i jeszcze raz spojrzała na krwawiącą ranę, a potem ponownie podniosła wzrok na jego twarz. Nie wiedziała, co powinna w obecnej sytuacji zrobić lub jak się zachować. Była rozdarta.
— Cholera, już są blisko — wymamrotał Thomas, ponieważ zauważył żołnierzy DRESZCZ'u, którzy w jednym momencie wyłonili się zza zakrętu. — Musimy wiać...
— Tak, Thomas ma rację... Proszę, idźcie już — szepnął cicho Newt, zagryzając wargi. Ból był silny i tak okropny, że miał wrażenie, iż zaraz zamdleje. — Spadajcie stąd. I tak już po mnie.
— Nie mów tak! — warknęła blondynka, ściągając swoją bluzę. Obwiązała ją wokół pasa chłopaka. — Nie zostawimy cię tutaj. Ja cię nie zostawię!
— Cassie, zrozum. — Z trudem spojrzał w jej oczy. Nie mógł pozwolić, żeby i ona tutaj została. — Musicie wiać.
— Ty się nie poddałeś, walczyłeś o mnie. Dlaczego ja nie miałabym teraz zawalczyć o ciebie?
Chłopak jęknął z lekką irytacją i gdy już miał coś jej odpowiedzieć, przeszkodził mu w tym głośny hałas zza jego pleców.
— Łapać dziewczynę! — Do jego uszu dotarł krzyk Jansona. Newt podniósł z trudem głowę i zobaczył, że żołnierze DRESZCZ'u są coraz bliżej. Zagryzł wargę, chwytając ją za rękę i ponownie spojrzał w oczy.
— Uciekaj — wychrypiał, krzywiąc się jeszcze bardziej. — Zostaw mnie tutaj w tej chwili i wiej.
Cassie pokręciła głową i zerknęła przez ramię, chcąc poszukać jakiegokolwiek wsparcia u pozostałych przyjaciół. Ku swojemu zaskoczeniu, nikogo za sobą nie zobaczyła. Po chwili otworzyła usta z zażenowania, gdyż zdała sobie sprawę, że pozostali tak bez słowa zostawili Newta na śmierć.
— Podli tchórze! — zawołała, a jej wściekły głos rozniósł się po korytarzu. — Idioci! Nienawidzę was!
— Uspokój się, Cass i biegnij za nimi. Błagam, Cassie... — szepnął. Chłopak mimo wszystko nie był zły na przyjaciół, że zdecydowali się uciekać. Wiedział, że i tak nie daliby rady mu pomóc, ponieważ w obecnej sytuacji wylądował na przegranej pozycji. Poczuł jednak niemiłe ukłucie w sercu. Jego mogli zostawić, ale dlaczego nie zabrali ze sobą Cassie? — Zrób to dla mnie. Nie poddaj się. Jeszcze nie teraz.
— Ale ja nie mogę! — Nie wytrzymała i rozpłakała się gorzko, przytulając do siebie przyjaciela. — Nie zostawię cię tutaj samego! Nie jestem taka jak oni, zrozum to wreszcie!
— Cassie, proszę! — zawołał resztkami sił, próbując wciąż przekonać nastolatkę. — Mnie już nie pomożesz, ale ty masz jeszcze szansę! Ratuj się, do cholery!
Cassie zagryzła wargę i zamrugała kilkakrotnie. Choć nie chciała tego robić, rozum podpowiadał jej, że chłopak ma rację i powinna się stąd ulotnić. Podniosła się powoli z ziemi i spojrzała za siebie. Zmarszczyła brwi, gdyż zauważyła, że stojący w oddali Winston krzyczał coś w jej stronę, machając chaotycznie rękami. Nagle z przerażeniem spostrzegła, że brama, przez którą przedostali się do innego skrzydła, zamyka się. Zaklęła pod nosem. Teraz albo nigdy.
— Wrócimy po ciebie! — Krzyknęła, siłą wciskając w dłoń Newta swoją bransoletkę. — Przysięgam, znajdę cię i uwolnię!
Spojrzała ostatni raz na jego twarz, z trudem wstrzymując napływające do oczu łzy. Potem czym prędzej odwróciła się na pięcie i zaczęła biec w stronę zamykającego się przejścia. Było to dosyć trudne, ponieważ słyszała za sobą odgłosy przeładowywanej broni i echo ciężkich kroków. Nie zamierzała się jednak teraz zatrzymać. Zagryzła wargę i nie zważając na ogromny ból w podbrzuszu, rzuciła się do przodu, w ostatniej chwili przedostając się do krzyczących przyjaciół.
Gdy brama zamknęła się za nią z hukiem, ktoś podniósł ją z podłogi. Był to Thomas, który za wszelką cenę próbował coś jej powiedzieć. Ona jednak odetchnęła go, czym prędzej podbiegając do żelaznych drzwi. Zerknęła przez zbrudzoną szybę i aż krew zmroziła się jej w żyłach.
Spostrzegła bowiem, że kilku żołnierzy szarpnęło Newtem, podnosząc go brutalnie z ziemi i przycisnęło do ściany. Cassie bardzo dobrze widziała, jak blondyn stara się skulić, a na jego twarzy kolejny raz pojawił się grymas bólu. Strażnicy jednak nic sobie z tego nie robili. Zaraz potem zobaczyła Jansona, który krzycząc coś do żołnierzy, biegł w stronę zamkniętych wrót. Więcej już nic nie mogła zobaczyć, bo Winston z całej siły złapał ją za ramię i odciągnął od szyby. Cassie zagryzła wargę i zamknęła oczy, rzucając się razem z nim do ucieczki. Nie miała już siły się z nikim szarpać czy kłócić. Poddała się. Tak po prostu.
W uszach okropnie jej szumiało, jednak nie zwracała na to zbytniej uwagi, a gdy wybiegli z bazy DRESZCZ'u wprost na pustynię, od razu uderzył w nią ogromny chłód. Skrzywiła się lekko, lecz również nic nie powiedziała. Przez całą drogę nie odwróciła się ani razu. Nie była w stanie tego zrobić.
***
Streferzy bładzili po pustyni już z dobre pół godziny. Nie mieli kompletnie pojęcia, gdzie się ukryć i wręcz czuli za sobą oddechy żołnierzy DRESZCZ'u, którzy już od dawna rozpoczęli ich poszukiwanie.
— Tutaj! — Zawołał w końcu Minho, machając w stronę przyjaciół. — Pośpieszcie się, do cholery, już są blisko!
Azjata wskazał na jeden z wielu opuszczonych budynków i już po chwili wślizgnął się do środka. W ślad za nim podążyli pozostali Streferzy, a Cassie wraz z Winstonem schowali się tam jako ostatni. Gdy już wszyscy znaleźli się w bezpieczniej kryjówce, dziewczyna zrzuciła rękę przyjaciela ze swojego ramienia i odwróciła się do niego plecami.
— Cassie... — Winston wiedział, że nastolatka będzie na nich zła, jednak... Co mogli w tamtej sytuacji zrobić?
— Zamknij się — mruknęła, z trudem przełykając ślinę. Gdy podszedł do niej także Thomas, nie wytrzymała. — Ty też?! Nosz, purwa, zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Cholerni tchórze! Nienawidzę was!
Po tych słowach odeszła kilkanaście metrów od chłopaków tak, żeby żaden z nich nie próbował jej znów zaczepić. Schowała się za stojącymi w kącie starymi pudłami i kartonami, próbując unormować swój przyspieszony oddech i szalejące myśli. Potem oparła się o ścianę handlowca i zsunęła się po niej na ziemię. Było zupełnie ciemno i została całkiem sama, więc nie powstrzymywała już łez, które teraz strumieniami spływały po jej policzkach.
Zostawili go na pewną śmierć. ONA go tam zostawiła.
_____________________
Wybaczcie za tak długą przerwę, ale musiałam psychicznie uporać się z plagiatem tej książki (na całe szczęście wszystko zostało wyjaśnione) i kilkoma sprawami w życiu prywatnym...
Ale już jest następny rozdział! Może nie jest on jakiś cudowny i ciekawy, ale zawsze coś, no nie?
I znów zadam to słynne pytanie: Czy komuś nadal zależy na tej książce? :)
Ps. Chcę również powiedzieć, że na moim profilu pojawiła się nowa książka pt. Purple Beast. Liczę, że wam się spodoba, gdyż już od dłuższego czasu zauważyłam, że lubicie akcję trzymającą w napięciu! Mogę jeszcze dodać, że w opowiadaniu głównymi postaciami są Katherine McNamara (jako Emily) i Dylan O'brien ;)
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top