08 | krwawa niespodzianka
Ważna notka na dole, proszę przeczytać!
Cassie odrobinę pobladła, słysząc to. Odruchowo położyła dłoń na swoich plecach i obróciła się kilka razy wokół własnej osi. Ton głosu chłopaka dosyć mocno ją zaniepokoił.
— Gdzie? O czym ty gadasz? Co się dzieje? Gdzie to jest? Mam coś na plecach? Co dokładnie widzisz? — zadawała pytanie za pytaniem w takim tempie, że Winston nie miał możliwości na nie odpowiedzieć.
— Spokojnie, poczekaj. — Chłopak czym prędzej zsunął się z drabinki i w jednej chwili znalazł się tuż obok przyjaciółki. — Powiedz mi... Coś cię boli?
— No właśnie nic mnie... — urwała, gdyż jak na zawołanie poczuła kłujący ból w okolicach podbrzusza i nim Winston zdążył zareagować, z jękiem osunęła się na podłogę. Skuliła się odrobinę na zimnych kafelkach i zamknęła oczy. — Purwa...
— Cholera jasna. — Przyjaciel przeczesał nerwowo włosy palcami i uklęknął obok dziewczyny. Był przerażony, ponieważ nie miał pojęcia, co się z nią dzieje.
— Muszę... Muszę iść do łazienki — wyszeptała, zaciskając powieki. Ból był nie do zniesienia. — Muszę do łazienki... Cholera... Co jest...? Nigdy tak nie było...
— O czym ty gadasz? — spytał, nie bardzo rozumiejąc, o czym mówi.
— Do łazienki... Muszę do łazienki — powtórzyła, nie odpowiadając na jego pytanie.
Winston westchnął cicho i zdecydował, że nie będzie dopytywał. Wyprostował się i szybko podbiegł do drzwi łazienki. Najpierw kulturalnie zapukał, jednak gdy usłyszał słowo "zajęte" uderzył w nie pięścią, tracąc cierpliwość.
— Newt, otwórz te drzwi, do cholery! — Brunet za drugim razem trafił dłonią w metalową klamkę, przez co syknął cicho. Hałas ten spowodował, że rozbudzeni chłopcy unieśli głowy znad poduszek. Minho usiadł na materacu i przetarł oczy, półprzytomny Patelniak zerknął w dół, a Thomas widząc, jak Cassie kuli się z bólu na podłodze, czym prędzej wyskoczył z łóżka i podbiegł do niej. — Newt, otwieraj!
— Idź sobie — burknął chłopak, stojąc przed lustrem. Wiedział, że to Winston stoi za drzwiami i ani myślał otwierać.
— Cholera, przestań zachowywać się jak rozkapryszone dziecko i wyjdź! — Winston nie dawał za wygraną. Ponownie uderzył w drzwi, wołając przyjaciela.
— Aż tak cię popędziło? Możesz przecież naszczać do łóżka — mruknął w odpowiedzi Newt i zagryzł wargę. Póki co nie miał zamiaru stąd wychodzić, ponieważ wciąż buzowała w nim złość na przyjaciela.
Brunet, słysząc jego słowa, jęknął głośno i pokręcił głową.
— Ale tu chodzi o Cassie, kretynie!
To zdanie sprawiło, że w głowie Newta zapaliła się czerwona lampka. W jednej chwili złapał za klamkę i otworzył z rozmachem drzwi, uderzając nimi Winstona w twarz. Brunet odskoczył od nich jak oparzony i skrzywił się z bólu. Położył dłoń w okolicach nosa i prawego policzka, mamrocząc coś niezrozumiałego.
Thomas widząc, jak blondyn niemal wypadł z łazienki, czym prędzej odsunął się od dziewczyny. Wolał w tym momencie nie wchodzić mu w drogę.
— Cassie? — Nie zwracając większej uwagi na zakrwawiony nos Winstona ani na przerażoną twarz drugiego przyjaciela, Newt ukucnął obok Cassie i nakrył ręką jej drobną dłoń. Pogładził delikatnie bladą skórę dziewczyny i spróbował spojrzeć na jej twarz.
Blondynka uniosła powoli wzrok, wpatrując się w jego ciemne, brązowe oczy. Zaklęła w duchu. Jeszcze jego tutaj brakowało.
— Nic mi nie... — urwała, gdyż kolejny raz poczuła kłujący ból w okolicach podbrzusza. Skuliła się odrobinę i odruchowo splotła swoje palce z palcami przyjaciela. — Cholera, co jest...
— Spokojnie, Cass, oddychaj — wyszeptał, powoli puszczając jej rękę. — Co jej zrobiłeś, kretynie?! — Newt wyprostował się, obrzucając wściekłym wzrokiem trzymającego się za nos bruneta. — Gadaj zaraz, jeśli nie chcesz wąchać kwiatków od spodu!
— Nic, człowieku, ogarnij się! — Winston był już wściekły. Odsunął dłoń od swojego nosa i zacisnął ją w pięść. Zrobił to na wszelki wypadek, gdyby musiał się bronić. — Czy ty już do reszty zwariowałeś?! Wypaliło ci mózg?!
Cassie pokręciła z politowaniem głową, jednak nic nie powiedziała. Nie miała siły ani ochoty uczestniczyć w potyczce chłopaków.
— Wy tak na serio? — Thomas pokręcił z politowaniem głową i kolejny raz ukucnął obok dziewczyny. — Może zamiast skakać sobie do gardeł zajmiecie się nią?
— Nawrzeszczę na ciebie później — mruknął w końcu blondyn i odsunął się od przyjaciela. Westchnął głośno i już bez żadnego słowa przypatrywał się temu, co robi Thomas.
— Gdzie dokładnie cię boli? — Brunet dotknął ostrożnie jej ramienia. Po tym, gdy Cassie i Newt zostali zabrani na badania, wraz z chłopakami uzgodnił, że raczej nie będą zbyt blisko podchodzić do dziewczyny. Chłopcy już dawno zauważyli, że między tą dwójką jest coś na rzeczy i nie mieli zamiaru wchodzić im w drogę. Szczególnie nie chcieli denerwować Newta, który z każdym kolejnym dniem spędzonym w tym dziwnym miejscu zdawał się być coraz bardziej agresywny.
— Podbrzusze — szepnęła, podnosząc powoli głowę i patrząc wymownie na chłopaka. Liczyła, że uda jej się przekazać, co się z nią dzieje. — To raczej nic takiego... Naprawdę.
Thomas chyba zrozumiał o co chodzi, bo na krótki moment otworzył usta, jednak po chwili je zamknął. Kiwnął ze zrozumieniem głową, unosząc jeden kącik ust w górę.
— Chodzi o...
— Tak — przerwała mu, nim zdążył wypowiedzieć następne słowo. — Myślę, że tak, Tommy. Właśnie o to chodzi.
— Rozumiem. — Odsunął się od niej powoli i skinął głową w stronę Newta, dając mu niemy znak, że może podejść bliżej. Gdy blondyn ponownie ukucnął obok Cassie, chłopak ruszył w stronę swojego łóżka i szepnął coś na ucho Winstonowi. Potem uśmiechnął się do niego półgębkiem i nie mówiąc nic więcej, ułożył się na materacu plecami do pozostałych. Choć zamknął oczy, na jego twarzy wciąż widniał rozbawiony uśmieszek.
— Cassie? — Blondyn patrzył na nią uważnie.
— Muszę... Muszę iść do łazienki — wymamrotała tak cicho, że Newt ledwie mógł ją usłyszeć. Sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej niezręczna. Nastolatka już dawno domyśliła się, o co chodzi z jej stanem zdrowia, ale najpierw chciała się upewnić.
— Pójdę z tobą. — zaproponował blondyn, kolejny raz przykucając obok nastolatki. Uniósł delikatnie jej podbródek i spojrzał na nią z troską w oczach. Naprawdę się martwił. Bał się, że dzieje się z nią coś poważnego, a on nie potrafi pomóc.
— Nie trzeba, naprawdę. — odparła i po chwili zdobyła się na lekki, blady uśmiech. Naprawdę nie chciała, żeby przyjaciel był z nią w tym momencie w jednym pomieszczeniu. Wolała załatwić to sama. — Jeśli to jest to, o czym myślę, to nic mi nie jest. Muszę tylko przeczekać.
— Może jednak zawołać kogoś, żeby ci pomógł? — Chłopak nie dawał za wygraną. Wciąż nie wiedział, o co dokładnie chodzi, a nie wyobrażał sobie zostawić jej teraz samej.
— Poradzę sobie, naprawdę. Muszę tylko dojść do łazienki i coś sprawdzić. — Spojrzała na chłopaka i kolejny raz lekko się do niego uśmiechnęła. Nie chciała, żeby się o nią aż tak martwił. — Wszystko w porządku. Dam radę.
— Zaniosę cię.
— Przestań, dam radę — powtórzyła, lekko się czerwieniąc. Była tym wszystkim coraz bardziej zakłopotana.
— Nie marudź. — Newt wywrócił oczami i podniósł dziewczynę z ziemi. Zaniósł nastolatkę do łazienki i ostrożnie posadził ją w kabinie prysznicowej. Uklęknął obok. — W czymś ci pomóc?
Cassie przełknęła głośno ślinę i położyła dłoń na brzuchu. Była jedna rzecz, którą mógł zrobić.
— Zamknij drzwi — szepnęła, a jej policzki mimowolnie przybrały kolor różu. Dziewczyna właśnie w tym momencie przypomniała sobie, co stało się poprzednim razem, gdy wraz z Newtem wylądowali za zamkniętymi drzwiami. — I odwróć się na moment. Proszę.
— Jasne. — Chłopak kiwnął głową i wstał z klęczek. Podszedł szybkim krokiem do otwartych na oścież drzwi i posłał ostatnie, wściekłe spojrzenie Winstonowi, który w dalszym ciągu stał obok łóżka Thomasa. Brunet, widząc jego wrogi wzrok, wywrócił oczami i ostentacyjnie odwrócił się do niego plecami. Newt prychnął cicho pod nosem, kręcąc głową. Zamknął ostrożnie drzwi i przekręcił klucz w lekko zardzewiałym zamku.
Zaraz potem chciał się odwrócić, jednak przypomniał sobie, o co prosiła go Cassie. Westchnął więc cicho i utkwił swój wzrok w śnieżnobiałych kafelkach. W pomieszczeniu na moment zapadła cisza.
— Cudnie. — Usłyszał po chwili jej głos za swoimi plecami. — Jeszcze mi tutaj tylko okresu brakowało.
________________________________________
Mała prośba: Osoby, które jeszcze tego nie zrobiły, a czytają tę książkę, bardzo proszę zaobserwować mój profil. (wcisnąć przycisk follow/obserwuj na moim koncie) Ten follow jest w dużej mierze dla was, gdyż dając go, obserwujecie wszystkie premiery, nowe książki i rozdziały, które pojawiają się na moim profilu. Przepraszam, że przypominam i jęczę o tym w każdym rozdziale, ale naprawdę... Proszę was o to tylko i wyłącznie dlatego, żebym potem nie dostawała we wiadomościach prywatnych kilkunastu wiadomości typu: "Jest jakaś nowa książka na twoim profilu? Czemu ja o tym nie wiem" lub "Kiedy premiera: [wybrana książka]". No... Nie oszukujmy się. Wielu z was nie wie o tym, gdyż mnie nie obserwuje. Oczywiście pamiętajcie, że nie zmuszam was do tego, ale jednak radzę przemyśleć, co niektórzy z was piszą do mnie we wiadomościach. Zrozumcie, że nie chce mi się odpowiadać kilka razy na tę samą wiadomość i jestem również człowiekiem, który ma swoje granice wytrzymałości. Tak, jak pisałam na relacji na instagramie (sophiecanes.official - można śmiało zaobserwować) jest to powoli wyczerpujące.
A poza tymi denerwującymi uwagami, to będzie mi naprawdę miło, jeśli zostawicie followka i będziecie ze mną na bieżąco! ;)
Okay, wyżaliłam się, a teraz przejdę to powyżej zamieszczonego rozdziału. Wiem, że wielu z was pewnie przewidziało, o co chodzi z sytuacją Cassie, ale wierzcie mi, nie mogłam się powstrzymać. (jakkolwiek to brzmi XD) Stwierdziłam, że dodam tej książce trochę więcej realizmu, bo jeszcze nigdy w ff z Więźnia Labiryntu się z tym nie spotkałam. W sumie kiedyś tam tak, ale w bardzo małym stopniu. (no ej, laski, okres to całkiem normalna sprawa i ten wątek nie powinien być zupełnie pomijany w fanfikach) Mam wrażenie, że niewielu autorów dodaje realizmu do postaci głównej bohaterki. (nie mówię już tylko o kobiecych sprawach, ale o wielu innych rzeczach, które tworzą człowieka - jego zachowanie, sposób bycia...) Najczęściej jest ona płaska, bez wyrazu i zawsze wszystko jej się udaje.
No wiecie... Taki typowy Thomas w damskiej wersji, tylko trochę bardziej przekoloryzowany. Nie bójmy się tego powiedzieć, bo tak naprawdę jest.
Moim postaciom też brakuje w dużym stopniu realizmu i wiem o tym. Staram się jednak nad tym pracować i myślę, że moje bohaterki pod tym względem nie są aż takie złe... Jednak wciąż coś mi w nich nie pasuje. No nic, czas wziąć się poważnie do roboty ;)
Chyba was już zanudziłam, wybaczcie mi hah
Do następnego!
Ps. I tak pewnie nic się nie zmieni w kwestii obserwacji i wiadomości, ale przynajmniej mi ułożyło. Może chociaż niektórzy z was wezmą sobie to do serca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top