00 | prolog
— Nie, nie! Przecież wyszliśmy! — Thomas szarpał ramionami leżącego na ziemi chłopczyka. — To nie miało tak być! Przecież wyszliśmy! Wyszliśmy, no! Chuck!
Cassie stała niedaleko niego, ocierając łzy z kącików oczu. Po chwili zawahania powoli podeszła do chłopaka, przygryzając delikatnie dolną wargę.
— Thomas. Thomas, daj spokój — wyszeptała, kładąc dłoń na jego ramieniu. — On... Odszedł. Nic więcej nie zrobisz, Tommy.
— Nie, nie — powtarzał cichutko, szlochając. Blondynka westchnęła, podnosząc swój wzrok na Newta, który również nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Ten mały, cudowny chłopak zginął tuż przy samym wyjściu.
— Tutaj są! — Do uszu Cassie doszły czyjeś głośne krzyki. Odwróciła się powoli, dostrzegając pędzących w ich stronę żołnierzy. Odruchowo schowała się za plecami Newta, delikatnie chwytając za rękaw jego poszarpanej i zakrwawionej bluzy.
— Nie bój się, Cass — powiedział, obejmując ją ramieniem. — Z nami jesteś bezpieczna.
Dziewczyna przewróciła oczami i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Strzepnęła jego rękę ze swojego ramienia.
— Wiem, wiem — mruknęła. — Zawsze tak mówisz. I co potem? Wychodzi, jak zawsze.
Chłopak już miał jej coś odpowiedzieć, gdy nagle poczuła szarpnięcie. Któryś z żołnierzy przytrzymał ją mocno i pociągnął w stronę drzwi. Kątem oka zauważyła, że drugi z nich złapał Newta za ramię i również popchnął w stronę wyjścia.
— Szybko, do helikoptera! — krzyknął jeden z żołnierzy. — Ładujcie ich!
Streferzy szarpani przez zamaskowanych ludzi wybiegli na zewnątrz, a Cassie skrzywiła się nieznacznie. Zasłoniła ręką oczy, ponieważ słońce piekielnie ją raziło. Nie dane było jej rozejrzeć się wokół, ponieważ już po chwili została wepchnięta do środka helikoptera tak, że wylądowała z hukiem na podłodze. Syknęła cicho, podnosząc się na rękach. Przesunęła się pod ścianę i oparła o nią plecami. Zamknęła oczy, oddychając głęboko.
— Nic wam nie jest? Tommy? Cass? — Poczuła, jak ktoś lekko potrząsa jej ramieniem.
— Tak, tak — wymamrotała, otwierając z niezadowoleniem jedno oko. — Nic mi nie jest. Cholera jasna, przestań tak mną potrząsać! Niedobrze mi.
Newt przewrócił oczami i odsunął się od niej. Po chwili usiadł po drugiej stronie maszyny, która powoli wzbijała się w powietrze. Przycupnął obok Winstona, który wpatrywał się w podłogę.
Cassie w tym samym czasie objęła rękami kolana, odwracając głowę w stronę Thomasa. Widząc, jak chłopak ściska w rękach drewnianą figurkę Chucka, przysiadła się bliżej niego.
— Tommy — szepnęła, delikatnie obejmując go w pasie. Przytuliła go ostrożnie. — Już po wszystkim. Nie płacz, proszę. Już po wszystkim.
Brunet po chwili zawahania wtulił się w dziewczynę i pociągnął nosem.
— To ja powinienem zginąć — wyszeptał cicho, zaciskając palce na koszulce nastolatki.
— Przestań tak mówić — odparła dziewczyna, gładząc czule jego plecy. — On sam dokonał wyboru.
— Ale... Nie musiał.
— Kochał cię, Thomas — szepnęła do jego ucha. Zamknęła oczy, mocniej przytulając do siebie chłopaka. — Kochał cię.
Newt siedział naprzeciwko nich, przygryzając delikatnie dolną wargę. Wcale nie podobało mu się to, że Thomas aż tak bardzo klei się do Cassie. No, był w stanie zrozumieć, że jest roztrzęsiony ale bez przesady. Nawet nie zauważył, kiedy zacisnął dłonie w pięści.
— Newt, wszystko z tobą w porządku? — Winston dotknął jego ramienia. — Wyglądasz, jakbyś chciał kogoś... Zabić?
— Wydaje ci się. — Blondyn opanował się dosyć szybko i posłał mu wymuszony uśmiech. — Po prostu nie mam humoru i tyle.
Brunet kiwnął głową i znów odwrócił wzrok w stronę szyby, a Newt zaklął w duchu. Jego zazdrość była aż tak widoczna?
***
Zapadła noc. Cassie leżała obok Thomasa, wpatrując się tępo w sufit. Nie potrafiła zasnąć. Przez prawie pół wieczora zajmowała się brunetem, który dopiero dziesięć minut temu spokojnie zasnął. Była naprawdę cholernie zmęczona, jednak rozum podpowiadał jej, żeby czuwać.
Newt również nie potrafił zmrużyć oka. Przekręcał się z boku na bok, jednak wciąż nie mógł znaleźć wygodnej pozycji. Usiadł zirytowany, przeczesując palcami swoje włosy. Westchnął, ponieważ naprawdę był bardzo zmęczony. Chciał choć na chwilę się przespać.
— Nie potrafisz zasnąć, Newt? — Usłyszał cichy głos Cassie. Spojrzał na nią, ledwie rozpoznając dziewczynę w otaczającej ich ciemności.
— Nie — przyznał z cichym westchnieniem. Przetarł oczy.
Blondynka podniosła się powoli z podłogi i podeszła do chłopaka. Ukucnęła przed nim, kładąc dłoń na jego ramieniu. Zmarszczyła brwi, ponieważ zorientowała się, że Newt próbuje nie patrzeć jej w oczy.
— Co się dzieje? — spytała cicho, wsuwając palce w jego blond włosy. Delikatnie je przeczesała.
— Nic — mruknął, nadal na nią nie patrząc.
Cassie wywróciła oczami.
— Newtie, mów. Widzę, że coś cię męczy.
Gdy zdrobniła jego imię, Newt poczuł jak jego ciało przebiega delikatny dreszcz. Naprawdę przyjemny dreszcz.
— Chciałbym się przespać — powiedział w końcu i podniósł głowę tak, żeby móc spojrzeć w oczy nastolatki. — Ale nie potrafię.
Dziewczyna znów cicho westchnęła.
— Spróbuj jeszcze raz. Połóż się, zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym. Mnie to najczęściej pomaga.
— Próbowałem! — podniósł nieco głos, wsuwając palce w swoje włosy i mocno pociągając za jasne kosmyki. — I nic!
— Spokojnie, Newt. Spokojnie — Starała się mu jakoś pomóc, ale szczerze nie wiedziała, jak to zrobić. Wreszcie rozłożyła delikatnie ramiona i westchnęła. — Chodź tutaj. Przytul się.
Chłopak wybałuszył oczy zastanawiając się przez chwilę, czy dziewczyna nie powiedziała tego w formie żartu. Było to jednak trudne, ponieważ ledwo mógł dojrzeć jej twarz w ciemnościach.
— Ty.. Ty tak na serio? — wymamrotał.
— Och, zamknij się już. — Cassie przyciągnęła go do siebie, delikatnie przytulając. Po ciele Newta rozeszło się przyjemne ciepło. Zamknął oczy, wtulając się w dziewczynę. — I widzisz? Takie trudne to było?
Blondyn mruknął cicho, ukrywając twarz w jej koszulce.
— Było — powiedział w końcu i uśmiechnął się pod nosem.
— Ogay. — Zachichotała, wplatając palce w jego włosy. Oparła się plecami o ścianę, a chłopak przytulił się do niej próbując wreszcie zasnąć.
— Cassie?
— Co?
— Dzięki. — Był pewny, że wygląda teraz jak dorodny pomidor. Cieszył się w duchu, że jest ciemno i dziewczyna nie może ujrzeć jego twarzy.
— Nie ma za co. — Poczuł, jak Cassie chowa twarz w jego włosach. Uśmiechnął się lekko i nawet się nie zorientował, że już po kilku minutach smacznie chrapał.
***
— Cassie? Cass! — Nastolatka poczuła, jak ktoś szarpie jej ramionami. Otworzyła zaspana oczy, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w oczy Newta.
— O co chodzi? — wymamrotała, próbując rozejrzeć się wokół.
— Musimy wiać! — Chłopak złapał ją za rękę i szarpnął do góry. Wstała szybko, w momencie stając się obudzona. Wreszcie rozejrzała się. Było jeszcze ciemno, jednak w oddali majaczyły niebieskie światła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że już dawno wylądowali.
— To rój! — krzyknął jeden z żołnierzy, poganiając nastolatków. — Do schronu, ale już! Już was tutaj nie ma!
Cassie ścisnęła mocniej rękę Newta i pociągnęła go za sobą w stronę wskazywanego przez mężczyzn budynku. Blondyn lekko utykając ruszył za nią.
— Cass, zwolnij! — jęknął po chwili, gwałtownie hamując. — Nie dam już rady!
Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na bladą twarz blondyna, na której dobrze widoczny był grymas bólu.
— Jeszcze kawałek, Newt. Dasz radę! — Zaczęła ciągnąć go za rękę. — Zostało nam tylko kilka metrów!
Chłopak kiwnął głową i zagryzł wargę. Z trudem zmusił się do zrobienia kilku kroków w przód. Na szczęście z pomocą przyszedł Minho, który przerzucił sobie rękę Newta przez szyję i pomógł mu dostać się do schronu. Gdy pancerne drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, rozejrzeli się niepewnie wokół.
— Co, do cholery? — wymamrotał Minho, który w dalszym ciągu podtrzymywał blondyna. — Gdzie my, do fuja, jesteśmy?
— Newt, spójrz na mnie. — Cassie nie zwróciła większej uwagi na słowa Azjaty. Ujęła twarz brązowookiego przyjaciela w dłonie. Przyjrzała się mu badawczo. — Dasz radę stać? Może chcesz usiąść? Newt, słyszysz mnie? Newt!
Chłopak wreszcie skupił swój wzrok na dziewczynie.
— Chcę usiąść — wydusił po chwili, oddychając głęboko. Azjata posadził go więc na ziemi, a blondynka ukucnęła przed nim.
— Mocno cię boli? — spytała, kładąc delikatnie dłoń na jego kostce. Newt jedynie kiwnął twierdząco głową. — Zaczekaj sekundę. — Wstała i przepchnęła się na sam przód grupy i zatrzymała obok Thomasa. — Tommy?
— Hmm? — Brunet spojrzał na nią pytająco.
Cassie nie zdążyła nic więcej powiedzieć, ponieważ do pomieszczenia wszedł siwy mężczyzna w garniturze. Uśmiechnął się do nastolatków.
— Witajcie, moi drodzy, mam na imię Janson. — Na sam dźwięk jego słów blondynka lekko się skrzywiła. — Jesteśmy grupą działającą przeciwko tej okrutnej organizacji, która pozamykała was w labiryntach.
— Mnie to nawet kręciło — prychnęła pod nosem Cassie. — Labirynt był dosyć fajny.
Thomas spojrzał na nią jak na wariatkę, a ona pokręciła tylko głową.
— Zignoruj. — rzuciła w jego stronę i machnęła dłonią.
— Chłopaków poproszę, żeby przeszli do pokoju obok z moim kolegą, a ty młoda — Janson odwrócił się w stronę dziewczyny z lekkim uśmiechem na ustach. — Pójdziesz ze mną.
Cassie pokręciła gwałtownie głową i zrobiła jeden krok do tyłu. Niemal wpadła na stojącego za nią Minho, który odruchowo chwycił ją za ramię.
— Chyba nie chcesz zostać z tymi Smrodasami, prawda? — Zaśmiał się nerwowo, nie spuszczając wzroku z nastolatki. — Chodź ze mną.
— Ona nigdzie z tobą nie pójdzie. — Na przód grupy przepchnął się Newt, mierząc mężczyznę złowrogim spojrzeniem. Zasłonił sobą blondynkę, uważnie obserwując Jansona.
Siwowłosy mężczyzna prychnął, unosząc do góry brwi.
— Spokojnie, nic jej nie będzie — powiedział szybko. Wyciągnął w ich stronę dłoń. — Chodź, Cassie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, wychylając się zza pleców stojącego przed nią Newta.
— Skąd wiesz, jak mam na imię? — spytała podejrzliwie. Nie przypomniała sobie, żeby którykolwiek z chłopaków zwrócił się do niej po imieniu, odkąd znaleźli się w tym budynku. Zaczynało jej powoli coś tutaj nie pasować.
Janson speszył się nieco, jednak bardzo szybko się opanował. Założył ręce na piersi.
— Szukamy was już bardzo długo. Więc pewne jest, że zdążyliśmy wykraść wasze dane z siedziby DRESZCZ'u — powiedział spokojnie, lustrując dziewczynę od góry do dołu. Zdążył zauważyć, że jest dosyć sprytna i spostrzegawcza. Musi na nią bardziej uważać. — Ale dość już o tym. Musimy przydzielić wam pokoje. Cassie, chodź ze mną.
Blondynka znów pokręciła głową.
— Nie ufam wam — mruknęła. Nie miała zamiaru ruszyć się choćby na krok.
— Ona nigdzie z wami nie pójdzie — warknął stojący obok Newt. — Czego nie rozumiesz?
Janson wreszcie przewrócił oczami i dał za wygraną.
— Dobrze, Romeo. Niech wam będzie. — Uśmiechnął się pod nosem. — W takim razie wszystkich proszę za mną.
Ruszył przed siebie, a Streferzy z lekkim zawahaniem poszli za nim.
— Zabierzecie nas do domu? — spytał Thomas, rozglądając się wokół.
— W pewnym sensie. — Mężczyzna otworzył jedne z wielu drzwi. Wpuścił ich do środka. — Zabierzemy was w bezpieczne miejsce. Gdzie DRESZCZ już was nie znajdzie.
Cassie westchnęła cicho, obejmując się ramionami. Nawet nie czuła potrzeby udawać, że mu ufa. W głębi duszy czuła, że ich piekło dopiero się zaczyna.
________________________
Nie pytajcie, co mnie podkusiło
Tak, o xd
Pamiętajcie, że seria Outsiders też jest zaplanowana! Pierwszy tom - Anioł ze Strefy, pojawi się już niedługo!
Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy :)
Mile widziane gwiazdki i opinie
Enjoy, kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top