27. Niech sobie myśli, co chce

   Następnego dnia po szkole, gdy odrabiałam lekcje, do pokoju wpadła wściekła Tris, którą przytrzymywała Esther.

- Ty suko! - krzyknęła.

Zdezorientowana spojrzałam na Verę, która siedziała po przeciwnej stronie pokoju. Vera wzruszyła ramionami.

- Ty szmato! - kontynuowała Tris.

- Ale o co ci chodzi? - spytałam marszcząc brwi.

- Dobrze wiesz! - warknęła.

- Dziewczyno, do kurwy nędzy ci chodzi?! - zdenerwowałam się.

- Puszczasz się z Julianem! On był mój! Ty dziwko! - wykrzyczała.

Spuściłam głowę i przytrzymałam ją ręką. Pokiwałam głową w geście niedowierzania i parsknęłam śmiechem. Dalszej części wyzwisk nie słuchałam. Gdzieś w połowie przerwałam jej:

- O chuj ci chodzi?! - krzyknęłam - Bierz go sobie, droga wolna! Dwa razy z nim gadałam... Boże, ja dopiero dwa dni temu pierwszy raz się całowałam, a ty mi tu... nie, idź się leczyć dziewczyno - wygarnęłam jej.

Dziewczyna coś tam jeszcze krzyczała, po czym Esther wyszła z nią na korytarz. Gdy wyszły, parsknęłam śmiechem.

- Widziałaś to? - zapytałam Very.

- Nie rozumiem... - powiedziała kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Miałam ją za, no nie wiem, koleżankę z akademika, a tu... nie, po prostu nie - stwierdziłam.

- Liss, ale ty taka cichutka i w ogóle, a jeżeli co do czego, to umiesz walczyć o swoje! - zachwycała się Vera.

Zaczerwieniłam się na jej słowa i ponownie zabrałam się za lekcje.

   W środę przed lekcjami podszedł do mnie Julian i przywitał się ze mną jakby nigdy nic. W odpowiedzi zmierzyłam go tylko wzrokiem.

- Co?

- Jak to co?

- No o co ci chodzi? - spytał zdezorientowany.

- Noo... o Tris - wyjąkałam.

- Jaką Tris? - chłopak dalej nie wiedział.

- No jak to jaką? Ty nie wiesz o co chodzi? - teraz ja też byłam zdezorientowana.

- Nie? - wzruszył ramionami.

- No, bo wpadła wczoraj do naszego pokoju i wyzywała mnie od suk i szmat i gdyby jej Esther nie przytrzymała...

- Ale o co poszło?

- Noo... stwierdziła, że jestem puszczalska, a że ty... jesteś jej - ostatnie słowa wypowiedziałam bardzo cicho i ze łzami w oczach.

Mięśnie Juliana się napięły. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

- Co za suka... - wypowiedział z jadem.

- Co? Przestań... nie chce się z nią kłócić, niech sobie myśli, co chce - westchnęłam.

- A tak w ogóle... ty i puszczalska? - zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się na jego słowa. On dobrze wiedział, że zaledwie trzy dni temu zaliczyłam swój pierwszy pocałunek.

- Ja nawet... praktycznie z nią nie rozmawiałem - stwierdził - z tobą więcej, dużo więcej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top