15. Nie ma sprawy

- Co robisz w weekend?
  

   Jęknęłam. Na śmierć zapomniałam, że pierwszy września wypadł w środę, więc dziś był piątek.

- O Boże... nie wiem. Normalnie to będę wracać do domu, ale... zapomniałam - mówiłam rozmasowywując guz na głowie.

Po chwili dołączyła do nas Es cała w skowronkach.

- Co ty taka wesoła? - Vera zmierzyła ją wzrokiem.

Esther westchnęła rozmarzona.

Podniosłam się i usiadłam.

- Luck - wymamrotałam, a Es pokiwała głową na moje słowa.

- Wy już jesteście parą czy jeszcze ten tego... - spytała fioletowowłosa.

- No coś ty! Jeszcze nie - odpowiedziała rozmarzona Esther.

- Jeszcze - podkreśliłam to jedno słowo.

Moja przyjaciółka rzuciła się na łóżko.

- Spaaać - wymamrotała - A co tam u was?

- Właśnie rozmawiałam z Lissą o planach na weekend - odpowiedziała jej Vera.

- No właśnie! - ożywiła się Es - Chłopacy mówili, że robią jakąś imprezę, c'nie?

- Robią, nie robią... i tak mam zamiar tam wbić, bo ani nie wracam do domu ani nie będę siedzieć w pokoju przez cały weekend.

- Liss, a ty masz już któregoś na oku? - patrzyła na mnie wyczekująco Es.

Poczułam jak rumieniec wpełza na moją twarz.

- Ja... noo... yyy... ten... - nie mogłam się wysłowić.

- No daj spokój! Nam nie powiesz? - droczyła się ze mną Vera.

Po chwili usłyszałyśmy pukanie i drzwi od naszego pokoju się otworzyły. Do środka weszli Aleks i Will. Will usiadł na łóżku Very i zaczęli rozmawiać, a Aleks podszedł do mnie, podczas, gdy Es patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

- Ja... eee... przyszliśmy, bo ja chciałem spytać, czy nic ci nie jest? Bo ta sytuacja wyglądała dość groźnie - spojrzał na mnie wyczekująco swoimi brązowymi oczami.

W pierwszym momencie mnie zatkało. Skrzywiłam się. Za kogo on mnie ma?

- Wszystko w porządku - warknęłam - Głowa trochę mnie boli, ale jakoś przeszłam te dziesięć metrów.

Chłopaka zatkało. Zaniemówił. Wpatrywał się tylko we mnie swoimi dużymi oczami z zaskoczeniem.

Zwiesiłam głowę.

- To znaczy... - przełknęłam ślinę - Nic mi nie jest, dzięki za troskę - próbowałam się uśmiechnąć.

Usta chłopaka powoli rozciągnęły się w uśmiechu.

- To dobrze, że nic ci nie jest - cały czas się uśmiechał - powiedziałbym jeszcze, że nie ma za co, ale nie powinnaś mi dziękować, tylko ja powinienem cię przeprosić. W końcu to przeze mnie się uderzyłaś.

- Nie, spoko. To ja nie uważałam... nie ma sprawy - uśmiechnęłam się już na prawdziwo.

Po chwili do naszego pokoju z hukiem wkroczyli Luck, Erik i Julian. Luck podbiegł do Es i ją przytulił, Erik podszedł do Very i Will'a, a Julian spojrzał na mnie, po czym przeniósł wzrok na Aleksa i zaczął mierzyć go wzrokiem.

Jak na komendę zaburczało mi w brzuchu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top