ROZDZIAŁ 8

W sklepie Benzo panował zgiełk. Drewniane półki uginały się pod ciężarem fiolek z eliksirami, zwojów papieru i innych dziwacznych przedmiotów, które mogły być równie dobrze cennymi artefaktami, co zwykłymi bibelotami. Kaelin układała towary na półkach, starając się ignorować coraz głośniejsze krzyki zza lady.

- Nie, nie, nie, Benzo, mówiłem ci, że ta beczka z mączką fosforową powinna być na zapleczu! - Vander, z rękami w bok, wyglądał na zdeterminowanego, by udowodnić swoje racje.

- Vander, powiedz mi, ile razy w życiu sprzedawałeś mączkę fosforową? - Benzo odparł spokojnie, podnosząc brew. Jego pokraczna i tęga sylwetka przy masywnej postaci Vandera zdawała się mniejsza, ale jego pewność siebie była niezachwiana. - To ja tu rządzę.

Kaelin parsknęła cicho śmiechem, starając się ukryć rozbawienie.

- Nie wtrącaj się - Vander mruknął, ale w jego tonie nie było gniewu.

Benzo westchnął i uniósł ręce w geście poddania. - Jak chcesz, Vander. Ale jak coś wybuchnie, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina.

Kaelin odłożyła ostatnią butelkę i przeszła za ladę. - Skończyłam z półkami. Co jeszcze mam zrobić?

- Może zrób sobie przerwę - zaproponował Benzo, uśmiechając się do niej ciepło. - Czasami pracujesz tu więcej niż ja.

- Przynajmniej ktoś tu wie, co robi - rzucił Vander, mrugając do niej.

Kaelin przewróciła oczami. Praca w sklepie Benzo była jej sposobem na oderwanie się od rzeczywistości. W ostatnim czasie napięcie w Dolnym Mieście rosło, na przestrzeni miesięcy relacje z Silco stały się jeszcze bardziej skomplikowane.

- Swoją drogą - odezwała się, sięgając po szmatkę, by przetrzeć ladę - zastanawiałam się nad czymś.

- Nad czym? - zapytał Vander, opierając się o blat.

- Nad urodzinami Vi. Planujemy zorganizować to przyjęcie no i zbliżają się nieubłaganie, a ja pomyślałam, że wypadałoby zaprosić Silco.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Benzo uniósł brew, a Vander odwrócił wzrok, nagle bardzo zainteresowany beczką z mączką fosforową.

- Serio? - zapytał w końcu Vander, patrząc na nią z powątpiewaniem.

- Tak. To wciąż Silco. Nieważne, jak bardzo się różnimy, był częścią naszego życia przez długi czas - odpowiedziała Kaelin stanowczo.

Vander odsunął się od blatu, kręcąc głową. - Kaelin, widujemy się czasem, ale za każdym razem kończy się to awanturą. On... on już raczej jest i nie będzie tym samym Silco.

- Bo nie dajesz mu szansy, żeby nim był - odpowiedziała ostro. - Widzisz w nim przeciwnika, zamiast przyjaciela.

Benzo milczał, obserwując i przysłuchując się ich rozmowie z wyraźnym zainteresowaniem, ale bez najmniejszego zamiaru wtrącania się.

- Nie chodzi o to - Vander westchnął, zniżając głos. - Po prostu on nie chce... wrócić. Ma swoje plany, swoje idee, i nie zamierza ich zmieniać.

Kaelin spuściła wzrok, czując, jak frustracja w niej narasta. - A może po prostu nikt z nas nie próbował wystarczająco mocno.

Vander patrzył na nią przez chwilę, po czym wzruszył ramionami. - Jeśli chcesz go zaprosić, proszę bardzo. Ale nie nastawiaj się na to, że przyjdzie.

- Przyjdzie - powiedziała z determinacją.

Benzo w końcu przerwał ciszę. - Oj Kaelin, Vander ma trochę racji. Silco się zmienił, i to niekoniecznie na lepsze. Ale... może masz rację i warto spróbować.

Kaelin spojrzała na niego z wdzięcznością.

- Tylko uważaj, żeby nie skończyło się kolejną kłótnią - dodał Benzo z uśmiechem.

- Zawsze jesteś taki optymistyczny? - zapytała z przekąsem.

Benzo rozłożył ręce. - Ktoś musi być.

Kaelin postanowiła, że jeszcze tego wieczoru porozmawia z Silco. Nie zamierzała pozwolić, by przeszłość całkowicie rozdzieliła ich drogi. Nie była pewna, czy go przekona, ale jedno wiedziała na pewno - spróbuje.

___

Po kilku godzinach pracy w sklepie Benzo, Vander i Kaelin w końcu wyszli na chłodne, wilgotne ulice Zaun. Szare niebo, jak zwykle, wisiało nisko nad miastem, a wilgoć przenikała przez ubrania, nawet gdy starali się otulić szczelniej płaszczami.

Vander szedł obok Kaelin, w milczeniu, z rękami w kieszeniach. Czasem rzucał jej krótkie spojrzenia, jakby szukał sposobu, żeby zacząć rozmowę, która jego zdaniem od dawna wisiała w powietrzu.

- Kaelin - odezwał się w końcu, przerywając ciszę. - O co ci chodzi z tym Silco?

Spojrzała na niego zaskoczona. - Co masz na myśli?

- Wiem, że chcesz, żeby znowu był częścią naszego życia - zaczął ostrożnie. - Ale on... on się zmienił. Nie widzisz tego?

Kaelin westchnęła, odwracając wzrok. - Widuję go czasem, wiesz? Nie często, ale zdarza się.

Vander przystanął, patrząc na nią z wyraźnym zaskoczeniem. - Poważnie?

- Tak. Nie wiem, może to dlatego, że nie rozmawiamy o tych wszystkich... wielkich sprawach. Polityce, planach na przyszłość, różnicach w naszych poglądach. Po prostu... rozmawiamy. I dla mnie wciąż jest taki sam.

Vander pokręcił głową, jakby nie wierzył w to, co słyszy. - Taki sam? Kaelin, nic nie rozumiesz. On ma w sobie coś... innego. Nie chodzi tylko o to, że się kłócimy. On myśli inaczej, patrzy na świat inaczej. Jakby wszystko było dla niego polem walki.

Kaelin zacisnęła usta, zastanawiając się nad jego słowami. - Może to dlatego, że go odtrąciłeś? - zapytała w końcu cicho.

- Odtrąciłem? - Vander spojrzał na nią z niedowierzaniem. - To on odszedł.

- Bo nie zgadzał się z twoimi decyzjami. To chyba normalne, że ludzie czasem mają inne zdanie, Vander - odpowiedziała spokojnie, choć jej ton wyrażał frustrację. - Ty widzisz tylko jego wady, jego upór. Ale to wciąż jest Silco.

Vander wzruszył ramionami. - Może masz rację, ale ja widzę kogoś, kto nie chce wrócić. Kogoś, kto uważa, że jego droga jest jedyną słuszną.

Kaelin spojrzała na niego uważnie. - A może po prostu nie dajesz mu szansy?

Vander milczał przez chwilę, patrząc przed siebie. - Kaelin, on zmienił się bardziej, niż myślisz. Nie mówię, że całkowicie. Wciąż jest w nim coś znajomego, coś naszego. Ale... czasami mam wrażenie, że to tylko cień tego, kim był.

- Dla mnie to wystarczy - odpowiedziała cicho.

Dotarli pod drzwi mieszkania Kaelin. Vander zatrzymał się, pocierając dłonią kark.

- Jeśli naprawdę chcesz go zaprosić, spróbuj. Może... może ja po prostu nie potrafię go zrozumieć tak, jak ty.

Kaelin spojrzała na niego z wdzięcznością. - Dzięki, Vander.

- Tylko bądź ostrożna, dobrze? - dodał, zanim odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę baru.

Kaelin stała jeszcze przez chwilę na progu, patrząc za nim. Czuła, że rozmowa z Silco będzie trudna, ale wiedziała jedno - była gotowa spróbować.

___

Kaelin odnalazła Silco na jednej z opustoszałych ulic Zaun, gdzie mrok wieczoru splatał się z mglistym światłem latarni. Stał oparty o zniszczony mur, z dłońmi w kieszeniach i wzrokiem wbitym gdzieś w dal. Jego postawa była zamyślona, a twarz wyrażała chłodną obojętność, która w ostatnich miesiącach stała się jego znakiem rozpoznawczym.

- Hej Silco - odezwała się Kaelin, przerywając ciszę.

Odwrócił się powoli, jakby spodziewał się jej nadejścia. W jego oczach błysnął cień zdziwienia, który szybko zastąpił wyraz ostrożności.

- Kaelin. - Jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuła w nim nutę dystansu. - Cześć.

Zrobiła krok w jego stronę, starając się wyglądać na pewną siebie, choć jej serce biło szybciej, niż by chciała. Wiedziała, że to spotkanie może skończyć się kolejną porażką, ale była zdeterminowana, by spróbować.

- Chciałam cię zaprosić na urodziny Vi - powiedziała prosto z mostu, nie chcąc owijać w bawełnę.

Silco uniósł brew, jakby jej słowa go zaskoczyły.

- Urodziny?

Kaelin kiwnęła głową. - Tak. Pierwsze urodziny. Planujemy małe przyjęcie w barze. Nic wielkiego, tylko my, oczywiście jeśli zgodzisz się zjawić. Vander, Felicia z mężem, mój brat, Benzo i oczywiście dzieciaki.

Przez chwilę milczał, jakby ważył swoje słowa.

- Nie wiem - odpowiedział w końcu, patrząc na nią uważnie. - Nie najlepszym pomysłem jest konfrontowanie mnie z Vanderem.

- Wiem, mówił podobne rzeczy - przyznała Kaelin. - Ale to nie o was tu chodzi. To urodziny Vi. Ona, w ogóle cię nie widuje Silco. Myślę, że gdyby była starsza to zdecydowanie chciałaby, żebyś tam był.

Silco spuścił wzrok, jakby jej słowa dotknęły czegoś głęboko w jego sercu. Przez chwilę wyglądał na zmieszanego, ale zaraz przybrał swoją zwyczajową maskę chłodu.

- Pomyślę o tym - rzucił krótko, nie dając jej żadnych gwarancji.

Kaelin westchnęła, ale postanowiła nie naciskać. Wiedziała, że Silco potrzebuje czasu, by przemyśleć swoje decyzje.

- Mam nadzieję, że się pojawisz - powiedziała tylko, zanim odwróciła się i odeszła, zostawiając go samego z jego myślami.

___

W kolejnych dniach Kaelin i Vander zajęli się organizacją małego przyjęcia. Bar tętnił życiem, ale oni starali się wydzielić na górze niewielką przestrzeń, gdzie mogli zebrać się w gronie najbliższych. Vi, choć miała dopiero rok, już zdawała się rozumieć, że coś się dzieje - jej dziecięcy śmiech wypełniał pomieszczenie, a każde wspomnienie o "ciasteczkach" czy "prezentach" wywoływało u niej radosne okrzyki.

- Myślisz, że Silco przyjdzie? - zapytała Kaelin, układając na stole niewielkie paczuszki z przekąskami.

Vander spojrzał na nią z powątpiewaniem. - Jeśli tak, to pewnie w ostatniej chwili. On zawsze był dobry w robieniu wejść.

Kaelin uśmiechnęła się lekko, ale w głębi duszy czuła niepokój. Wiedziała, że ich relacje z Silco były napięte, ale wierzyła, że wciąż jest szansa, by naprawić to, co się między nimi zepsuło.

___

Wieczorem, gdy bar powoli zaczął wypełniać się gośćmi, Silco pojawił się w drzwiach. Jego obecność wywołała szmer zaskoczenia wśród obecnych - większość przyzwyczaiła się do jego nieobecności i wyraźnego dystansu, jaki trzymał od wszystkich.

Kaelin zauważyła go jako pierwsza. Podeszła do niego z uśmiechem, starając się nie okazywać ulgi, jaką poczuła na jego widok.

- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała cicho.

Silco skinął głową, nie mówiąc nic. Jego wzrok wędrował po sali, aż w końcu zatrzymał się na Vanderze, który z kolei patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Vander - powiedział Silco, podchodząc bliżej.

- Silco - odpowiedział Vander, a w jego głosie dało się wyczuć napięcie.

Przez chwilę patrzyli na siebie, jakby obaj ważyli swoje słowa. Kaelin poczuła, jak powietrze między nimi gęstnieje. W końcu podali sobie ręce, ale zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Vi podbiegła do Silco, wyciągając do niego rączki.

- Wujek! - zawołała radośnie, a jej głos rozproszył napięcie.

Silco kucnął, by ją przytulić, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Witaj, mała.

Kaelin obserwowała tę scenę z ciepłem w sercu. Może, pomimo wszystkich różnic, wciąż istniała nadzieja na odbudowanie ich relacji.

___

Wieczór upływał w miłej atmosferze. Silco, choć początkowo trzymał się z boku, w końcu włączył się do rozmów. Vander i on unikali drażliwych tematów, skupiając się na wspomnieniach z dawnych lat i obecnych wydarzeniach w Zaun.

Kaelin siedziała między nimi, starając się być mostem łączącym ich światy. W pewnym momencie zauważyła, że Silco patrzy na nią z wdzięcznością - być może pierwszy raz od dawna czuł się częścią czegoś większego niż własne ambicje.

Gdy wieczór zbliżał się ku końcowi, Vander odprowadził Kaelin do domu, zostawiając Silco samego w barze.

- Może jednak nie jest tak źle, jak myśleliśmy. - powiedziała cicho Kaelin, gdy szli w milczeniu.

Vander spojrzał na nią z zaskoczeniem. - Co masz na myśli?

- Silco. Wciąż potrafi być... sobą. Może po prostu potrzebuje więcej czasu.

Vander westchnął, nie odpowiadając. Wiedział, że Kaelin miała nadzieję na pojednanie, ale on wciąż czuł, że Silco zmierza w zupełnie innym kierunku.

Kiedy dotarli pod jej drzwi, Kaelin odwróciła się do niego z uśmiechem. - Dziękuję, Van. Za wszystko.

- Dobranoc, Kaelin - odpowiedział z uśmiechem, zanim odwrócił się i ruszył w stronę baru.

Kaelin patrzyła za nim przez chwilę, zastanawiając się, co przyniesie przyszłość. W głębi duszy wiedziała, że ich relacje z Silco nie będą takie jak dawniej, ale wierzyła, że warto było spróbować.

Bo zawsze warto próbować, prawda?

___

Trochę time skipowy rozdział, mam nadzieję, że dalej czyta się przyjemnie, bo przed nami jeszcze dwa spore time skipy, hehe.

Teraz tak ogólnie, jak wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top