ROZDZIAŁ 7
Ten wieczór w Zaun zdawał się cichszy niż zwykle, choć w jednym z ukrytych zaułków panowała nerwowa krzątanina. Benzo, Kaelin, Vander i co zadziwiające Silco siedzieli w kuchni Felici. Kobieta była w trakcie porodu, a ciszę co chwilę przerywały jej przytłumione krzyki.
- Cholera, nie sądziłem, że to aż tak poważne - mruknął Benzo, zerkając nerwowo w stronę drzwi.
- To zawsze jest poważne, co ty sobie myślałeś? - odparł Vander, opierając się o ścianę. - Nie rozumiem, czemu nie chciała iść do uzdrowiciela.
- Nie każdego stać na takie luksusy, Vander - wtrąciła Kaelin, zerkając na niego z dezaprobatą. - Poza tym im mniej osób wie, tym lepiej.
Silco milczał, stojąc z boku, jakby całkowicie odcięty od tego, co się działo. W jego oczach widać było jednak pewien rodzaj niepokoju.
- To dziecko... - zaczął cicho, ale nie skończył.
___
Kilka godzin później krzyk niemowlęcia przerwał napiętą ciszę. Drzwi sypialni otworzyły się, a "położna" wyszła z maleńkim zawiniątkiem w rękach.
- To dziewczynka - oznajmiła z lekkim uśmiechem, tym samym zapraszając wszystkich do środka i przekazując dziecko Felici, która wyglądała na wycieńczoną, ale szczęśliwą.
Benzo i Kaelin odetchnęli z ulgą, podchodząc bliżej, by złożyć gratulacje. Vander pozostał z tyłu.
Silco stał w cieniu, patrząc na Felicię i dziecko z mieszanką emocji, których nikt nie mógłby odczytać.
- Vi - powiedziała cicho kobieta o fioletowych włosach, patrząc na maleństwo. - Chcę, żeby nazywała się Vi.
Kaelin uśmiechnęła się lekko, a Benzo poklepał Felicię po ramieniu. Vander słysząc, że zainspirowała się jego "Violet" odrazu ożył. Stanął w drzwiach.
- Piękne imię - powiedział. - Wiesz, że teraz wszystko się zmieni, prawda?
Sara spojrzała na niego, a potem na Silco.
- Wiem, - odparła cicho. - Dlatego chciałam, żebyście wszyscy tutaj byli. Najważniejsza jest rodzina. Wy... jesteście moją rodziną.
___
Po kilku godzinach, kiedy wszystko się uspokoiło, Kaelin i Benzo postanowili wrócić do swoich spraw. Vander również szykował się do wyjścia, kiedy zauważył Silco, stojącego w kącie z wyrazem twarzy, którego nigdy wcześniej u niego nie widział.
- Coś nie tak? - zapytał Vander, podchodząc do przyjaciela.
Silco spojrzał na niego z chłodem.
- Nic, co chciałbyś zrozumieć bracie.
- O co ci chodzi?
- Chodzi o to, że wszyscy tu tracicie z oczu, czym naprawdę jest... czym ma być Zaun. - Silco wskazał na Felicię i dziecko, które spały. - Rodziny, dzieci... to słabości. Odciągają nas od walki, od celu.
- To nie słabości - odparł Vander, czując, jak złość wzbiera w jego głosie. - To właśnie dla nich walczymy. Dla przyszłości Dolnego Miasta.
- Nie, Vander, - warknął Silco, podnosząc głos. - Walczymy dla Zaun, nie dla jednostek! Dzieci, rodziny - one nas spowalniają. A ty coraz bardziej stajesz się jednym z tych, którzy zapomnieli, czym jest walka.
Vander zbliżył się do Silco, jego postawa stawała się coraz bardziej agresywna.
- A ty zapominasz, że Zaun to ludzie, Silco. Bez nich nie ma o co walczyć.
- Może to ty zapominasz, że czasem trzeba poświęcić jednostki dla dobra ogółu - odparł Silco z lodowatym spokojem.
Benzo, który wrócił po coś, wszedł w sam środek kłótni.
- Hej, co się tu dzieje?
- Silco ma swój światopogląd, który zaczyna się coraz bardziej rozmijać z naszym - odparł Vander, odwracając się od przyjaciela. - Jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, Silco, to może nie powinieneś tu być.
Silco spojrzał na niego z gniewem i bólem w oczach, którego nigdy nie pozwoliłby sobie pokazać.
- Może masz rację - powiedział chłodno. - Może lepiej będzie, jeśli zajmę się tym sam.
___
Następnego dnia Silco zniknął, pozostawiając miasto i swoich przyjaciół za sobą. Kaelin próbowała znaleźć go w jego starych kryjówkach, ale bez skutku.
Vander wydawał się przygnębiony, choć starał się tego nie pokazywać. Felicia, zajęta Vi, nie miała czasu, by zauważyć zmianę w dynamice grupy. Benzo zaś robił, co mógł, by podtrzymać ducha zespołu.
Ale wszyscy wiedzieli, że bez Silco coś zostało nieodwracalnie utracone. Praca i walka o Zaun nigdy już nie miała być taka sama.
___
Kaelin przemierzała ciasne uliczki Zaun, kierując się do warsztatu, w którym pierwszy raz spotkała Viktora. Odkąd poznali się kilka miesięcy temu, ich znajomość przerodziła się w coś na kształt przyjaźni - rzadkiego zjawiska w brutalnym świecie, w którym żyli. Gdy tylko przekroczyła próg warsztatu, od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
Viktor krążył po pomieszczeniu z podekscytowanym wyrazem twarzy, a jego ruchy były jeszcze szybsze niż zwykle.
- Jak tam łódka młody?
- Kaelin! - zawołał, nawet nie dając jej czasu, by się przywitała. - Musisz kogoś poznać.
- Ah tak? - Zmarszczyła brwi, widząc jego entuzjazm. - Kogo takiego?
- To geniusz. Prawdziwy wizjoner! Spotkałem go przez przypadek, ale... och, nie uwierzysz, jakie rzeczy potrafi stworzyć. - Viktor nie czekał na jej odpowiedź i złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Viktor, spokojnie! O czym ty mówisz? - zapytała, próbując nadążyć za jego słowami.
- Zobaczysz. To nie jest ktoś, kogo można opisać w kilku zdaniach. Musisz to zobaczyć na własne oczy. Spotkałem go kiedy testowałem łódź, w końcu zadziałała!
Chwilę później znaleźli się w ciemnych, dusznych tunelach Zaun. Kaelin znała te okolice - były jeszcze bardziej odizolowane niż większość miasta, miejsce, gdzie schronienia szukali najbardziej skrajni wyrzutkowie. W końcu Viktor zatrzymał się przed masywnymi drzwiami, które otworzyły się z głuchym skrzypieniem.
Wewnątrz panował chaos - próbówki, książki, sprzęt laboratoryjny, a w powietrzu unosił się chemiczny zapach, który przyprawił Kaelin o zawroty głowy. Pośrodku pomieszczenia stał człowiek o łysiejącej głowie, przenikliwych oczach i chuście zakrywającą jego usta i nos.
- To jest Singed - przedstawił go Viktor, a w jego głosie słychać było nutę podziwu.
Kaelin spojrzała na mężczyznę, który odwrócił się ku niej z nieczytelnym wyrazem twarzy.
- A więc to ty jesteś tą znajomą Viktora - powiedział cicho, jego głos brzmiał niemalże jak syk.
- Kaelin - odpowiedziała, wyciągając rękę, ale Singed jej nie uścisnął. Zamiast tego obrzucił ją krótkim, analitycznym spojrzeniem.
- Fascynujące - mruknął do siebie, odwracając się z powrotem do swoich eksperymentów.
Zanim Kaelin zdążyła zadać pytanie, w jednym z rogów laboratorium dostrzegła znajomą sylwetkę. Jej serce zamarło, gdy rozpoznała Silco, który siedział przy stole, paląc papierosa i obserwując ich z cienia.
- Silco? - zapytała, nie kryjąc zdziwienia. - Co ty tu robisz?
Mężczyzna spojrzał na nią chłodno, jakby ważył swoje słowa.
- Praca - odpowiedział krótko, nie rozwijając tematu.
Kaelin zbliżyła się do niego, ignorując spojrzenie Viktora, który najwyraźniej nie rozumiał napięcia między nimi.
- Pracujesz z nim? - wskazała na Singeda, który nadal pochłonięty był swoimi eksperymentami.
- Singed to ktoś, kto rozumie, jak działa ten świat - powiedział Silco, gasząc papierosa i wstając z miejsca. - A ty, Kaelin, powinnaś bardziej uważać, gdzie się zapuszczasz.
Jego słowa zabrzmiały jak ostrzeżenie, ale Kaelin nie zamierzała się wycofać.
- Ale... A ty? Co tu z nim robisz? - zapytała ponownie, krzyżując ręce na piersi.
- Powiedzmy, że planuję przyszłość - odpowiedział enigmatycznie, po czym odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. - Niech ten dzieciak pokaże ci, co tu widział. Może coś zrozumiesz, albo stąd uciekniesz.
- Myślałam, że coś ci się stało. Szukałam cie wszędzie - syknęła.
- Najwidoczniej nieskutecznie. Uważaj na siebie idiotko.
- No chyba mnie tu teraz nie zostawisz, co?
- Do zobaczenia - powiedział odwrócony tyłem, podnosząc od niechcenia rękę w geście pożegnania.
- Chyba sobie żartujesz - powiedziała z niedowierzaniem.
Kaelin patrzyła, jak Silco znika w ciemnościach, a w jej myślach kłębiły się od pytań, na które nie otrzymała odpowiedzi.
- Często tu bywa? - zapytała w końcu, zwracając się do Viktora.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Z tego co wiem, ma swoje powody, ale nigdy w to nie wnikałem. Trochę mnie przeraża. A teraz chodź, pokażę ci, co stworzył Singed.
Choć Kaelin pozwoliła się poprowadzić, jej myśli wciąż wracały do Silco i jego tajemniczego zaangażowania z na pewno podejrzanym Singedem. Czuła, że była świadkiem czegoś ważnego, czegoś, co drastycznie mogło zmienić bieg wydarzeń - choć jeszcze nie wiedziała, jak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top