ROZDZIAŁ 17

- Raczej w tej sytuacji musimy przełożyć tę rozmowę na później - powiedział Silco z chłodnym uśmiechem, który nie dotarł do jego oczu. - Wszystko wymknęło się spod kontroli, jak widać - był zdenerwowany. - Ale to nie zmienia faktu, że każdy ruch ma swoje konsekwencje.

Vander, wyraźnie osłabiony, próbował coś powiedzieć, ale dym i chaos wybuchu sprawiły, że jego słowa były niemal niesłyszalne. Spojrzał na Kaelin z wdzięcznością, ale też wyrzutem, jakby miał nadzieję, że to ona zapobiegnie temu, co się właśnie wydarzyło.

- Sevika, zabezpiecz wyjście - polecił Silco, zerkając na swoją podwładną. - Nie chcę kolejnych niespodzianek.

Kaelin stanęła między Vi a Silco, czując ciężar spojrzeń obu stron. Powietrze było gęste od napięcia i pyłu. Vi ścisnęła pięści, gotowa rzucić się na Silco w każdej chwili.

- Przestań Vi - powiedziała Kaelin cicho, ale stanowczo. - Jeśli teraz zrobisz coś głupiego, nikt z nas stąd nie wyjdzie.

- I kto to mówi, co? - zapytała Vi z gniewem w głosie. - Po czyjej ty w ogóle jesteś stronie?

Kaelin zawahała się. Była rozdarta między lojalnością wobec przyjaciół, troskliwym Vanderem, który musiał gdzieś pogubić się w tym świecie, a próbą zrozumienia Silco i jego wizji.

- Po niczyjej - odpowiedziała w końcu. - Zależy mi na dobrze Dolnego Miasta, ale nie takiego które ma spłonąć na naszych oczach.

Powder, wciąż trzymając torbę z resztkami swoich bomb, spojrzała na swoją siostrę z poczuciem winy i strachu. W końcu wyszeptała: Przepraszam, Vi... Ja tylko chciałam pomóc...

Vi spojrzała na nią z mieszaniną gniewu i żalu, ale zamiast wybuchnąć, przyciągnęła siostrę do siebie, obejmując ją mocno.

- Już dobrze, Powder - powiedziała cicho, choć w jej głosie było słychać drżenie. - Obiecaj mi, że już nigdy więcej czegoś takiego nie zrobisz.

Silco, widząc tą kakże wzruszającą scenę, uniósł brew, ale nie powiedział ani słowa. Spojrzał na Kaelin.

- To będą długie negocjacje - mruknął, odwracając się na pięcie. - Ale jedno jest pewne, Kaelin. Wszyscy będą musieli wybrać jakąś stronę. Nawet ty.

Kaelin patrzyła na oddalającego się Silco, czując ciężar jego słów. W głowie miała mętlik. Czy naprawdę wierzyła, że można znaleźć kompromis? Czy to wszystko nie prowadziło do nieuniknionej wojny?

___

Magazyn był w ruinie, ale konflikt jeszcze się nie zakończył. Kaelin wiedziała, że to dopiero początek. Zaun i Piltover - dwa odrębne światy, które nigdy nie mogłyby być jednością. Jak Silco i Vander, kiedyś przyjaciele, barcia z innej krwi, lecz teraz... A ona znajdowała się dokładnie między nimi.

___


Ostatnia Kropla tętniła życiem, jakby w Zaun nigdy nie doszło do żadnego kryzysu. Tłum wypełniał główną salę, a śmiechy i rozmowy mieszały się z dźwiękiem kielichów i szklanek. Za barem stał barman, który z uśmiechem nalewał kolejne porcje trunków, choć jego oczy co chwilę spoglądały w stronę prywatnego salonu na piętrze. Wszyscy zauważyli powrót Vandera i wielu mieszkańców połączyło go z tajemniczym wybuchem na obrzeżach miasta.

To właśnie tam Kaelin, Silco i Vander mieli spotkać się po eksplozji. Kaelin czuła napięcie w powietrzu już od samego rana, a towarzystwo obu mężczyzn przypominało jej balansowanie na ostrzu noża. Była szczerze zdziwiona, że Silco zgodził się na coś takiego. No i że wypuścił starego przyjaciela jak gdyby nigdy nic... Vander, z rękami skrzyżowanymi na piersi, wydawał się spokojny, choć jego szczęka drgała lekko, zdradzając emocje, których nie chciał ujawniać. Silco, siedząc naprzeciw niego, był niewzruszony, jakby każda rozmowa była dla niego grą, którą zamierzał wygrać.

Kaelin zajęła miejsce między nimi. Jej obecność była konieczna - obaj mężczyźni mieli swoje racje, ale bez mediatora spotkanie mogłoby skończyć się fiaskiem już na samym początku.

- Vander - zaczął Silco, bawiąc się kieliszkiem. - Cieszę się, że w końcu zdecydowałeś się wysłuchać moich planów, mimo, że nie z własnej inicjatywy. Może wreszcie zrozumiesz, że Zaun zasługuje na coś więcej niż na życie w cieniu Piltover.

- Nie chodzi o to, czego chce Zaun - odparł Vander powoli. - Chodzi o to, jak do tego dojdziesz. Nie pozwolę, żebyś poświęcał życie niewinnych ludzi dla swoich ambicji.

Silco uniósł brew i spojrzał na niego z chłodnym uśmiechem. - Niewinnych ludzi? Naprawdę? A co powiesz o tych niewinnych, którzy zginęli przez twoje dziewczynki?

Słowa Silco uderzyły w czuły punkt. Kaelin zamarła, widząc, jak twarz Vandera tężeje, a jego oczy zapalają się gniewem.

- Uważaj na słowa, Silco - ostrzegł Vander, prostując się.

- Prawda boli? - Silco wbił w niego spojrzenie. - Powder zniszczyła pół dzielnicy. A Vi... cóż, zachowuje się tak, jakbyś w ogóle jej nie wychował. Jak myślisz, to wina dzieci, czy może ojca, który nie potrafił ich poprowadzić?

- Dość! - przerwała Kaelin, zanim Vander zdążył wstać od stołu. Jej głos przeciął napięcie jak ostrze. - Nie po to tu jesteśmy.

Silco spojrzał na nią z wyraźnym rozczarowaniem, ale milczał. Vander odetchnął głęboko i opadł z powrotem na krzesło, choć jego dłonie nadal były zaciśnięte w pięści.

- Jeśli mamy dojść do jakiegoś porozumienia, musimy zacząć od tego, co nas łączy - kontynuowała Kaelin, patrząc na obu mężczyzn z determinacją. - Wszyscy chcemy, żeby Zaun było bezpieczne i silne. Nie osiągniemy tego, jeśli będziemy ciągle walczyć między sobą.

Vander spojrzał na nią z wdzięcznością, ale jego wzrok szybko powrócił do Silco. - To, co zrobiły dziewczyny, biorę na siebie. Ale nie pozwolę, żebyś wykorzystywał ten argument przeciwko mnie, Silco. Chcesz, żeby Zaun było silne? To zacznij od pokazania, że potrafisz współpracować.

Silco milczał przez chwilę, a potem uśmiechnął się lekko. - Może masz rację, Vander. Może współpraca jest tym, czego wszystkim w tym kurwidołku potrzeba. Ale pamiętaj - jeśli Zaun ma być silne, musimy być gotowi na poświęcenia. Czy ty jesteś na to gotowy? Do tej pory byłeś dość samolubny...

Kaelin westchnęła cicho. To prawdopodobnie było dopiero pierwsze z wielu takich spotkań, ale przynajmniej rozmowa nie zakończyła się użyciem pięści. A przynajmniej jeszcze nie.

- No to panowie, przejdźmy do konkretów. Oboje musicie pójść na pewne ustępstwa.

Silco wyprostował się unosząc brew, a Vander westchnął, jakby chciał już zakończyć tę rozmowę.

- Dobra, Kaelin - odezwał się Vander, tonem pełnym zmęczenia. - Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić?

Kaelin spojrzała na nich z determinacją. - Przede wszystkim, musimy ustalić zasady współpracy. Silco, jeśli chcesz walczyć o Zaun, to musisz zacząć od ochrony tych ludzi, a nie ich poświęcania. Vander, ty zaś musisz przestać myśleć, że możesz chronić wszystkich sam. To nie działało wtedy i nie zadziała teraz.

Silco zmrużył oczy. - Mów dalej.

- Zacznijcie od wspólnej strategii - kontynuowała Kaelin. - Jeśli Piltover ma przestać nas traktować jak podludzi, musimy pokazać, że jesteśmy zorganizowani i stanowczy, ale nie destrukcyjni. A to oznacza, że Silco musisz przestać atakować ich bezpośrednio, a ty Vander, musisz otworzyć się na bardziej zdecydowane działania.

Vander skrzyżował ramiona, ale nie zaprotestował.

- Więc co proponujesz? - zapytał w końcu.

Kaelin westchnęła. - Narazie bez porywczych kroków. Musicie znaleźć wspólny język i myślę, że musicie sobie wybaczyć. Na początek porozumienie. Silco, wiem, że magazyn uległ dużemu zniszczeniu i naprawdę nie wiem jak uciekliśmy wszyscy z życiem. Może skupmy się na wspólnym posprzątaniu tego bałaganu. Zorganizujcie ludzi, oboje. W międzyczasie ustalimy wspólny front wobec Piltover, żeby zażądać większych praw dla Zaun. Jak wiemy, pracuje nad tym już sporo czasu. Teraz, kiedy jesteś z nami Silco, mamy większe szanse na przekonanie rady.

Silco spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, kusiło go by powiedzieć, że jej idealizm był uroczy. - Brzmi pięknie, Kaelin, ale nie sądzisz, że to zbyt łagodne podejście? Piltover nie bierze pod uwagę kompromisów jeśli nic z tego nie ma, a co Zaun ma do zaoferowania tym z góry?

- Siła nie zawsze oznacza przemoc - odparła twardo. - A jeśli naprawdę chcesz, żeby Zaun stało się potęgą, musisz zacząć od zjednoczenia ludzi.

Vander przytaknął powoli, choć z wyraźnym wahaniem. - Mogę spróbować. Ale jeśli twoi ludzie zaczną knuć za moimi plecami, Silco, skończymy to inaczej.

Silco skinął głową, zerkając na niego kątem oka. - Jak sobie życzysz, Vander. Kolejnym razem nie dam się utopić.

Kaelin odetchnęła zmęczona. To był krok w dobrym kierunku, choć wiedziała, że żaden z nich nie zrezygnuje całkowicie ze swoich przekonań.

Uwaga Silco obudzila w Vanderze coś dziwnego.

- I to też będziecie musieli przepracować.

Obaj spojrzeli na nią z lekkim zdziwieniem.

- Nie chcę słyszeć, że to było dawno i że jesteście już dorośli. Dalej jesteście głupi i zachowujecie się jak gówniarze.

- Nie mam zamiaru o tym dyskutować Kaelin - powiedział Silco wstając. - Na ten temat wiemy wszystko, już wszyscy i to bardzo dobrze.

Vander jakby bił się z myślami. Po chwili ciszy w napiętej atmosferze powiedział cicho. - Mówiłem prawde, kiedy powiedziałem, że żałuję Silco.

Ten tylko przychnął.

- Może są w nas cząstki dawnych nas. Kiedy... Kiedy to zrobiłem nie mogłem pogodzić się z twoim odejściem, napisałem list, którego nigdy miałeś nie przeczytać. Zostawiłem go w starej kopalni na północy. Tam spędziliśmy razem wiele czasu. Kiedy dowiedziałem się, że żyjesz, łudziłem się, że go przeczytasz.

Silco stał niewzruszony. Stale nie mógł wybaczyć Vanderowi tego wszystkiego, stracili wtedy Felicię i zamiast się wspierać został dodatkowo zdradzony i obarczony winą.

Kaelin chodź nie zauważyła w Silco żadnych emocji, widziała, że w środku przeżywa istny armagedon. Zawsze tak było.

Vander podniósł spuszczoną głowę i spojrzał na Silco. - Chciałbym, żebys znalazł go przed tym wszystkim.

- Pomyślę nad tym. Już się nad sobą nie użalaj - odpowiedział. Czuł się tu bardzo niekomfortowo, jakby nie na miejscu.

- Dobrze, chyba na dziś wystarczy - Kaelin przerwała ciszę. - Spotkamy się za tydzień, żeby omówić wszystko, jeszcze raz - powiedziała, kończąc rozmowę.

Silco poprawił płaszcz, i ruszył w stronę wyjścia. Vander został na chwilę, rzucając Kaelin krótkie spojrzenie pełne mieszanki wdzięczności i frustracji.

___

Gdy Silco schodził na dół, zauważył Powder, która stała przy barze, bawiąc się rękawem swojej kurtki. Kiedy tylko go zobaczyła, podeszła szybko, z nerwowym wyrazem twarzy.

- Panie Si... Silco - zaczęła cicho, patrząc na niego dużymi, pełnymi winy oczami. - Chciałam... chciałam przeprosić. Za to, co się stało. Nie chciałam... Ja tylko chciałam pomóc bliskim.

Silco zatrzymał się, patrząc na nią zaskoczony jej szczerością. Nachylił się lekko, tak by ich rozmowa była bardziej prywatna.

- Wiem, Powder - powiedział spokojnie. - Wiem, że chciałaś dobrze. Ale czasem, kiedy chcemy pomóc, możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Jej oczy wypełniły się łzami. - Ale ja chciałam... Chciałam, żeby wszyscy byli bezpieczni. Żeby Vander nie musiał się martwić.

Silco przyklęknął na jedno kolano, żeby spojrzeć jej prosto w oczy.

- Powiem ci coś, Powder - zaczął miękkim głosem. - Ludzie często nie rozumieją tego, co czujesz i tego co próbujesz zrobić. Ale to nie znaczy, że twoje starania są bezwartościowe. Potrzebujesz tylko... nauczyć się, jak kontrolować swoje ambicje.

Powder spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Naprawdę tak pan myśli?

Silco skinął głową. - Myślę, że masz w sobie coś wyjątkowego. Coś, co może pomóc Zaun, wiesz? Ale musisz nauczyć się, jak to wykorzystać we właściwy sposób.

Jej oczy rozbłysły iskierką nadziei. - Mógłbyś mi pomóc?

Silco uśmiechnął się lekko. - Może tak. Ale to będzie wymagało dużo pracy i cierpliwości.

Powder przytaknęła energicznie. - Zrobię wszystko, co trzeba.

Silco spojrzał na nią przez chwilę, zanim wstał i poprawił płaszcz. Zastanowił się dlaczego tak swobodnie z nim rozmawia. Dlaczego czuje się winna wyrządzenia mu szkody. Czyżby Vander z nią rozmawiał? - Powiem ci coś ciekawego - dziewczynka spojrzała na niego zainteresowana, a jej oczy aż błysnęły z ciekawości. - Kiedyś, dawno temu też byłem częścią twojej rodziny, ale o szczegółach może opowie ci Vander. No i mów mi po imieniu, nie jestem panem. Do zobaczenia, Powder.

Kiedy wychodził z Ostatniej Kropli, czuł coś, czego dawno nie czuł - delikatne ukłucie odpowiedzialności za kogoś innego. Być może ta dziewczynka była czymś więcej niż tylko wychowanką Vandera. Oczywiście, była córką Felici, ale może miała potencjał, który mógłby pomóc im wszystkim.

___


Mieszkańcy, choć przyzwyczajeni do trudów, tym razem odczuwali szczególny ciężar. Pomijając zawalony magazyn, ulice były pełne gruzu, a w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Vander i Kaelin od świtu organizowali pomoc - zbierali ludzi do usuwania zniszczeń, rozdawali żywność i próbowali przywrócić mieszkańcom poczucie marnego bezpieczeństwa.

Vander, oparty o ścianę jednego z budynków, otarł pot z czoła. Przez chwilę obserwował, jak Kaelin rozdaje dzieciom koce i chleb, jej głos cichy, ale pełen troski.

- Nie wiem, jak ty to robisz - powiedział, kiedy podeszła do niego.

- Co takiego? - spytała, zawiązując ciaśniej szalik na szyi.

- Sprawiasz, że ludzie cię słuchają. Nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się tracić sens. To samo z Silco, zmieniasz jego myślenie.

Kaelin uśmiechnęła się lekko.

- Może dlatego, że sama próbuję znaleźć sens w tym chaosie i naprawdę zależy mi na dobrze innych.

Oboje spojrzeli na grupę dzieci, które teraz śmiały się, mimo otaczających ich ruin.

- Zaun przetrwało gorsze rzeczy - powiedział Vander. - Czasem, a ostatnio bardzo często zastanawiam się, czy rzeczywiście możemy to zmienić.

- Musimy wierzyć, że tak. Inaczej nic się nie zmieni Van.

___

Tymczasem w innej punkcie zniszczonej części miasta Silco przyglądał się swoim ludziom, którzy odbudowywali jego starą kryjówkę. Wzrok miał zimny, a wewnątrz toczył walkę. Z jednej strony czuł gniew - eksplozja nie tylko osłabiła jego operacje, ale i pokazała, że Zaun jest bardziej kruche, niż kiedykolwiek chciałby przyznać. Z drugiej strony, coś w spojrzeniu Powder podczas ich ostatniego spotkania go poruszyło. Był nią zaintrygowany.

Za jego plecami pojawiła się Kaelin.

- Cześć Silly.

Zdziwił się na to przezwisko. - Silly? To już wszystko załatwione?

- Nie dąsaj się, między nami nigdy nie było źle Silco. Nie powinieneś mieć do mnie urazy.

- Masz rację, nie jesteś niczemu winna - odwrócił się w jej stronę, spuszczając wzrok ze zgliszczy starych budynków. - Co tam?

- Chyba wszystko idzie w dobrą stronę - powiedziała myśląc o ludziach, którzy ucierpieli w wybuchu. - Jestem szczerze zskoczona, że nie próbujesz dalej obwiniać Vandera - powiedziała, stając obok niego.

- Obwinianie Vandera nie naprawi tego, co się stało. Poza tym, to nie on spowodował wybuch.

- To prawda. Hm... To co dalej ponuraku?

Silco spojrzał na nią kątem oka.

- Szczerze myślałem, żeby zapoznać się z treścią tego tajemniczego listu...

- Żartujesz? - Kaelin nie wierzyła w to co właśnie usłyszała.

- Czy wyglądam jakbym żartował? - powiedział, śmiertelnie poważnie. Kiedy Kaelin się zmieszała dodał. - To był żart, ale z listem nie żartowałem - dodał rozbawiony.

- Dupek.

- Chwalę sobie.

Kaelin prychnęła.

- Jeśli chcesz to moglibyśmy się przejść.

- I iść przeczytać list?

- Owszem.

- Jesteś krejzi Silco, umówimy się innym razem dobrze?

- Pewnie, poczekam.

- To... Co teraz planujesz dalej? Pomijając list.

- Mam swoje plany.

- A może lepiej byłoby wprowadzić w plany małe zmiany? Mieliśmy wszyscy współpracować.

Silco prychnął.

- Współpracować? Myślisz, że Piltover pozwoli nam na cokolwiek? Chyba nawet Vander nie jest na tyle naiwny.

Kaelin westchnęła.

- Może i masz rację, ale jeśli nie spróbujemy, nigdy się nie dowiemy.

- Ty i twoja naiwna wiara w ludzi... - powiedział, ale w jego głosie zabrzmiała nuta podziwu.

Kaelin spojrzała na niego uważnie.

- Nie jestem naiwna, Silco. Po prostu wierzę, że Zaun da sobie radę.

Przez chwilę Silco milczał, jakby ważył jej słowa.

- Może masz rację, jak zwykle - powiedział w końcu, choć jego ton pozostawał chłodny. - Cieszę się, że tu jesteś.

___


Wieczorem, gdy Kaelin wróciła do baru, zastała Vi siedzącą przy oknie, z twarzą skrytą w dłoniach.

- Vi? - zapytała, podchodząc do niej.

Dziewczyna podniosła głowę, jej oczy były zaczerwienione.

- Nie wiem, co robić Kaelin. - Jej głos był cichy, niemal szept. - Powder... ona myśli, że jestem na nią za to wszystko zła.

- Nie mów tak.

- Chyba się mnie boi, byłam na nią wściekła... A jak ona mnie nie nawiedzi?

Kaelin usiadła obok niej.

- Ona cię nie nienawidzi. Jest zagubiona. Tak jak ty. Jak my wszyscy zresztą. Nikt się tego nie spodziewał.

Vi spojrzała na nią z bólem w oczach.

- A co, jeśli nie potrafię jej pomóc?

Kaelin położyła rękę na jej ramieniu.

- To nie jest coś, co możesz naprawić od razu. Ale musisz być przy niej, nawet jeśli czasem cię odpycha. Nawet jeśli kiedyś będziesz na nią śmiertelnie zła, musicie się wspierać. To twoja siostra, żadna z was przecież nie może o tym zapomnieć.

Vi skinęła głową, choć widać było, że słowa Kaelin niewiele jej pomogły.

- A Vander z Silco? Podobno też byli jak bracia.

Kaelin westchnęła. - To prawda, ale zobacz. Znów starają się być razem. Łączylo ich braterstwo i nie ważne co się wydarzy, zawsze będą w stanie o siebie zawalczyć.

- To chore.

Kaelin zaśmiała się na trackie Vi. - Masz rację, to trochę pokręcone, ale na swój sposób, warte podziwu. Ale mniejsza. Daj Powder czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top