ROZDZIAŁ 14
Kaelin wróciła do baru tuż przed świtem. W powietrzu unosił się zapach alkoholu, a w kątach nadal leżały ślady po wieczornej krzątaninie klientów. Zatrzymała się w progu, czując, jak zmęczenie powoli bierze górę nad jej ciałem. W środku było cicho - wszyscy najwyraźniej poszli już spać. Jednak niespodziewanie ciszę przerwał głos Vi.
- Gdzie byłaś? - zapytała ostro. Dziewczyna siedziała przy stole z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej spojrzenie było zimne i pełne podejrzeń.
Kaelin westchnęła, wiedząc, że nie ucieknie od rozmowy.
- Miałam coś do załatwienia - odpowiedziała wymijająco, zrzucając płaszcz na oparcie krzesła.
Vi uniosła brew, wpatrując się w nią intensywnie.
- Coś do załatwienia? - powtórzyła, wstając. - Nie było cię całą noc. A teraz wracasz i nawet nie próbujesz tego ukryć. Kombinujesz.
Kaelin spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem.
- Szacunek Vi i to nie jest coś czym powinnaś się interesować, naprawdę.
- Nie moja? - warknęła dziewczyna. - Wiesz, co wszyscy mówią? Już wieczorem w barze mówili, że współpracujesz z tym... z tym facetem, który porwał Vandera!
Te słowa ugodziły Kaelin jak nóż, ale nie dała tego po sobie poznać.
- To nieprawda - powiedziała stanowczo. - A teraz idź spać. Wszyscy idźcie spać.
- Nie próbuj mi rozkazywać, nie będę spać kiedy Vander walczy o życie! - rzuciła Vi, ale Kaelin nie dała się sprowokować.
- Idź do łóżka, Vi. Z Vanderem wszystko w porządku. - powtórzyła, tym razem łagodniej, choć z wyraźną nutą zmęczenia.
Vi spojrzała na nią przez chwilę, a potem wzruszyła ramionami i odeszła bez słowa. Kaelin zamknęła bar, upewniła się, że wszyscy są bezpieczni, i dopiero wtedy sama udała się na górę.
Leżąc na łóżku, wspominała noc, którą spędziła z Silco.
___
Po tym, jak uścisk między nimi rozładował napięcie, Silco zaprosił Kaelin, by usiadła przy jednym z niewielkich stolików w kącie pomieszczenia. Przyniósł butelkę jakiegoś trunku i dwa kieliszki.
- Co teraz? - zapytała, przełamując ciszę.
Silco nalał do ich szklanek i wzruszył ramionami.
- Teraz? Teraz porozmawiamy. O starych czasach, o nowych czasach. O tym, co nas czeka - odpowiedział, bawiąc się kieliszkiem.
Kaelin spojrzała na niego badawczo, zauważając, jak zmienił się jego wyraz twarzy, gdy wspominał przeszłość.
- A co z twoimi planami? - zapytała ostrożnie.
Silco nie odpowiedział od razu. Pochylił się nad stołem i popatrzył na nią swoimi przenikliwymi oczami.
- Plany zawsze się zmieniają, Kaelin. Zwłaszcza gdy spotyka się starych przyjaciół.
Nastała chwila ciszy.
Kaelin siedziała naprzeciwko Silco, bawiąc się kieliszkiem w dłoniach. Czuła, że napięcie między nimi nieco zelżało, ale nadal wyczuwała w nim chłodną rezerwę. Rzeczywiście był inny niż kiedyś - bardziej wyrachowany, może nawet niebezpieczny - ale jego oczy wciąż kryły coś znajomego.
- Wciąż trudno mi uwierzyć, że tu jesteś - powiedziała cicho. - Po tylu latach myślałam, że nie żyjesz.
Silco spojrzał na nią, unosząc brew.
- Cóż... - powiedział skupiając swój wzrok na szklance. - Nasz brat chyba cię okłamywał.
Kaelin odchyliła się na krześle, wzdychając ciężko. - Co masz na myśli?
- Sporą część dolnego miasta wiedziała, że żyje. Ciężko żeby coś w tych kręgach umknęło Vanderowi.
- Gdyby wiedział, powiedziałby mi. Szukałby cię.
- Jeszcze nie rozumiesz. Nie wszystkim można ufać. Idiotko. - Kaelin spojrzała na niego mrużąc oczy, a on jakby dumny z siebie uśmiechnął się kpiąco.
- Jesteś okropny - powiedziała wstając.
- Być możne - odparł spokojnie bawiąc się płynem w szklanym naczyniu. - Ja przynajmniej nie współpracuje z wrogiem.
- Co masz na myśli? Vandera?! Jesteś żałosny Silco, może popełnił błąd ale..
- Nie ma tu ale Kaelin! Próbował mnie zabić, los chciał, że stało się inaczej, rozumiesz to? Topił mnie, z resztą widzisz co się ze mną stało.
Zapadła chwila ciszy, kobieta miała ochotę przytulić dawno nie widzianego przyjaciela, ale nie po to tu przyszła. Jej rozterki przerwał spokojny głos Silco.
- Nie miałem na myśli Vandera, żeby nie było idiotko, bo do ciebie chyba trzeba mówić wprost. Nie czuje do ciebie urazy. Chodziło mi o górniaków, często tam bywasz.
- Przepraszam, nie kłóćmy się. Po.. po wszystkim... po tym, co się stało między wami, po tym co wydarzyło się podczas tych zamieszek. Po tym jak Felicia i Konon... po prostu nie mogłam tu zostać. Za bardzo bolało patrzenie na to, co się stało. - Jej głos na chwilę zadrżał, ale szybko go opanowała. - Postanowiłam walczyć w cywilizowany sposób.
Silco uśmiechnął się krzywo. - Negocjujesz z Radnymi Piltover, niesamowite ile masz w sobie naiwności. W porównaniu do Vandera przynajmniej coś robisz, a nie siedzisz z założonymi rękami, szanuje to.
Kaelin zmarszczyła brwi, czując ukłucie złości.
- Nie mów o nim w ten sposób. Vander próbował ratować Zaun, które ty próbujesz... Cokolwiek się między wami wydarzyło, on robił to, co uważał za słuszne.
- Słuszne? - Silco zaśmiał się gorzko. - Vander nie tylko zdradził naszą sprawę. Chciał pokoju z Piltover, kiedy powinniśmy byli walczyć.
- Walczyć? - przerwała mu Kaelin, pochylając się w jego stronę. - Z czym? Z kim? Piltover ma wszystko: władzę, zasoby, technologię. A Zaun? My mamy tylko naszą dumę i ci poniektórzy godność.
Silco spojrzał na nią z chłodnym spokojem.
- Duma to więcej, niż myślisz, Kaelin. To siła. To ogień, który może spalić wszystko na swojej drodze.
Kaelin pokręciła głową, czując, że rozmowa zaczyna zmierzać w stronę, której nie chciała.
- Nie zmieniłeś się - powiedziała, kręcąc głową z lekkim rozczarowaniem, jakby wypychając wizję nowego Silco z pamięci.
- A ty? - zapytał Silco, patrząc na nią uważnie. - Czy ty się zmieniłaś, Kaelin? Bo ja widzę tę samą dziewczynę, która kiedyś wierzyła, że może wszystko naprawić, jeśli tylko będzie wystarczająco silna.
Kaelin chciała coś odpowiedzieć, ale jego słowa ją zaskoczyły. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Silco, opierając się wygodnie na krześle.
- Pamiętasz, jak zawsze mówiłaś, że Zaun to nasza rodzina? Że musimy o nią dbać?
- Pamiętam - odpowiedziała cicho.
- Cóż, z biegiem czasu wydaje się to żałosne, ale ja nadal w to wierzę. Tylko, rodzina czasem wymaga poświęceń - powiedział, a jego głos był zimny jak stal.
Kaelin spojrzała na niego, szukając w jego twarzy choć cienia dawnego Silco.
- I dlatego zabiłeś Benzo? Dlatego próbujesz zniszczyć wszystko, co Vander zbudował? - zapytała, a w jej głosie słychać było ból.
Silco westchnął, odwracając wzrok.
- Benzo był przeszkodą, szczerze, nie planowałem tego. Vander... Vander mnie zdradził. Zasłużył na to, co go spotka.
Kaelin poczuła, jak wzbiera w niej gniew, ale zamiast wybuchnąć, wyciągnęła z torby kosmetyczkę i rzuciła ją na stół.
- Wiesz co, Silco? - powiedziała, otwierając pudełko z pudrem. - Może zamiast niszczyć wszystko, spróbuj coś naprawić. Na przykład swoją twarz.
Silco spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Co ty robisz?
- Uczę cię, jak nie wyglądać jak ktoś, kto wrócił z martwych - odparła z przekąsem, podnosząc puder i pędzel. - Teraz siedź spokojnie i nie narzekaj, muszę coś z tobą zrobić bo stałeś się okropnym gburem.
Choć Silco wyglądał na niezadowolonego, nie protestował, gdy Kaelin zaczęła nakładać puder na jego twarz. W trakcie tego niecodziennego procesu ich rozmowa stała się mniej napięta. Dlaczego na to pozwolił? Czy brakowało mu starych przyjaciół? Czy brakowało mu jej?
- Nadal nie rozumiem, dlaczego to robisz. I tak dalej będę idiotą - mruknął prowokacyjnie, patrząc na jej skupioną twarz.
Kelin uśmiechnęła się z satysfakcją, ignorując jego komentarz.
- Może i tak, ale przynajmniej teraz jesteś idiotą z klasą – odparła z przekąsem, chowając kosmetyczkę do torby.
Silco przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Zastanawiał się przez chwilę, czy pozwolił jej na to z czystej nostalgii, czy dlatego, że jej obecność przypomniała mu o czasie, gdy świat wydawał się prostszy.
- Mimo wszystko chcę, żebyś sobie poradził - odpowiedziała, delikatnie poprawiając kształt jego brwi. - I chcę, żebyś wyglądał na człowieka, któremu można zaufać. Bo ja dalej ci ufam dupku.
Silco zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Ty naprawdę jesteś niepoprawna, Kaelin.
- Może - przyznała z uśmiechem. - Ale mam dobre intencje i przynajmniej staram się realizować je w niekonfliktowy sposób - powiedziała chcąc porównać swoje działania to tych jego.
Gdy skończyła, Silco spojrzał w lusterko, które mu podała. Jego twarz wyglądała niemal normalnie - blizna była mniej widoczna, a domalowana brew nadawała jego twarzy symetrię.
- Wyglądam jak idiota - stwierdził, marszcząc nos.
Kaelin zaśmiała się głośno, opierając się o stół.
- Wyglądasz świetnie. Przynajmniej teraz ludzie nie będą patrzeć na twoją bliznę, tylko na ciebie. Chociaż, chyba zależy ci na wzbudzaniu u ludzi strachu.
Silco spojrzał na nią uważnie, a jego twarz złagodniała.
- Dzięki, Kaelin, jestem taki piękny, że teraz żaden mężczyzna nie odwróci odemnie wzroku - powiedział cicho.
Kaelin poczuła, jak ciepło wypełnia jej serce słysząc jak jej przyjaciel zachowuje się swobodnie, ale nie dała tego po sobie poznać. Jednocześnie na ten komentarz wzbierał w niej ogromny śmiech.
- Nie dziękuj. To tylko puder - odpowiedziała wzruszając ramionami, szczerząc się i patrząc na niego z troską.
Kilka minut później Kaelin zasnęła na kanapie, a Silco przez chwilę patrzył na jej spokojną twarz. Potem wrócił na swoje miejsce przy szybie, spoglądając na wodę i myśląc o tym, że tej nocy coś w nim się zmieniło.
To dopiero początek. Teraz... teraz muszę porozmawiać z Vanderem...
___
Kaelin obudziła się słysząc rozmowę.
- Co ona tu robi Silco? - zapytał twardo jakiś kobiecy głos. Kaelin zmarszczyła brwi.
- Śpi - odparł mężczyzna jakby była to najnormalniejszą rzecz na świecie.
- Chyba żartujesz? I co teraz? Hm? Wypuścisz Vandera i dalej będziemy stali w miejscu. Wszyscy domagają się jakiś ruchów z twojej strony Silco.
Zapadła chwila ciszy. Kaelin myślała, aby otworzyć oczy i podejrzeć co dzieje się wokół niej, ale tak szybko jak wpadła na ten pomysł, tak też z niego zrezygnowała.
- Muszę pomyśleć Sevika. Plany nie ulegają zmianie. Vander i tak nie ma na to wpływu.
- Wygląda to zupełnie inaczej.
Kaelin poczuła na sobie wzrok. Zestresowała się i automatycznie przekręciła na drugi bok.
- Zaraz ja obudzisz - mruknął Silco.
- I co, będzie płakać? Weź się w garść Silco. Ona jest przeszkodą.
- Narazie jedyną przeszkodą jaką widzę jesteś ty. Mam dużo do roboty. Idź już stąd, zajmij się tym co na dziś zaplanowałaś.
- Zmieniasz się.
- Idź stąd.
Usłyszała ciężkie kroki Seviki, a po zamknięciu przez nią drzwi westchnienie Silco. Był zmęczony. Postanowiła powoli wstać.
Powoli usiadła, przeciągnęła się i przetarła oczy, jej spojrzenie powędrowało na Silco, który już się jej przyglądał. - Dzień dobry.
- Dobry - mruknął.
Kaelin wstała i złożyła koc, którym prawdopodobnie przykrył ją zimny, ponury i nikczemny Silco. Odwróciła się w jego stronę.
- Ile słyszałaś?
Udała zdziwienie. - Co?
- Nie umiesz kłamać, co słyszałaś?
- Nie wiele, nie przejmuj się Silco.
- Ci słyszałaś?
Spojrzała na niego przenikliwie, wyglądał na zestresowanego. - Tylko, że prawdopodobnie będę przeszkodą w twoich działaniach - na te słowa Silco oparł się na fotelu.
- Dobrze.
- Silco.
- Hm?
- Zachowujesz się dziwnie swobodnie - zastanowiła się pod nosem.
- Ufam ci Kaelin, nie mam powodu traktować cię jak wroga. Pomyśl idiotko.
Czyli dalej jest sobą!!! - Co z Vanderem?
- A co ma być?
- Nie będziesz się mścił.
Spojrzał na nią jak na trzyletnie dziecko, które właśnie coś stukło. - Dlaczego mam cię posłuchać?
- Słuchaj - powiedziała podchodząc do niego. - Vander jest osobą, która trzyma Dolne Miasto w kupie. Skoro przyjaźń nie wybije ci zemsty z planów, to pomyśl, jakie skutki może to przynieść dla miasta. Potrzebujesz go Silco, czy tego chcesz czy nie.
Silco zastanowił się chwilę. Patrzył Kaelin prosto w oczy. Co mam w takim razie robić? Zastanawiał się i analizował jej słowa.
- Dziewczynki go potrzebują - wspomnienie o nich, a przy tym powrót do Felicii były jak cios. Silco zgarbił się i spojrzał w bok.
- Nie wiem co teraz zrobić Kaelin. Komplikujesz mi wszystko.
Obudziło się w niej dziwne uczucie, nie było to współczucie. Po prostu, wiedziała, że ten mężczyzna jest kimś kto potrzebuje pomocy. Kimś kto potrzebuje jej. Poczuła się dziwnie...
Wyciągnęła do niego dłoń, a on spojrzał na nią prawie odrazu. Po chwili złapał za nią i wstał, gurując nad rozmowczynią.
- Nie rób nic - powiedziała lapic go za drugą dłoń. - Czego potem będziesz żałował Silly.
Atmosfera w pomieszczeniu była dziwna, elektryzująca, ciężka... Oboje czuli się niekomfortowo, ale żadne nie pomyślało aby przerwać ten moment.
W wyniku dziwnego impulsu Kaelin znów wtuliła się w przyjaciela, a on z małym, chwilowym zawachaniem oddał uścisk.
- Jesteś niesamowita - mruknął w jej włosy.
Ona uśmiechnęła się, mocniej owijając ręce wokół mężczyzny. - Proszę - powiedziała odsuwając się od niego. - Porozmawiaj z nim.
- Tego chcesz?
- To najlepsze wyjście. Nie wybaczyłbyś sobie, gdybyś zrobił mu cokolwiek. Proszę Silco.
Mężczyzna był się z myślami. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. Miał plany, ogromne i długo planowe. Współpraca z Vanderem oczywiście bardzo by to wszystko skomplikowała, ale Kaelin miała rację. Nie wybaczyłby sobie tego.
- Dobrze. Porozmawiajmy, ale we trójkę.
- Dziękuję Silco - powiedziała uśmiechając się do niego ciepło. Podeszła w stronę drzwi z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, ale za nim to nastąpiło powiedziała jeszcze. - W ogóle się nie zmieniłeś.
- To prymitywne podejscie Kaelin – zaczął, jego głos nagle stał się bardziej poważny. – Nie możesz zmienić tego, kim jestem. I nie próbuj udawać, że nadal mnie znasz.
Kaelin spojrzała na niego z bólem, ale nie odwróciła wzroku.
- Może masz rację. Może nie znam już ciebie, Silco. Ale wiem jedno - dodała, z powrotem odwracając się w jego stronę - Ty nadal znasz siebie. I gdzieś tam w środku jest człowiek, którego szanuje. Nie pozwól, żeby całkiem zniknął.
Silco przez chwilę milczał, przyglądając się jej uważnie. W końcu skinął lekko głową, choć w jego oczach wciąż czaiła się nieufność.
- Może to ty powinnaś zastanowić się, kim chcesz być, Kaelin - powiedział cicho. - Bo życie na dwa fronty zwykle kończy się dość tragicznie.
Kaelin uniosła podbródek, spoglądając na niego z determinacją. - Już wybrałam, Silco. Chcę walczyć o to, co ważne, ale na własnych zasadach. Nie krzywdząc nikogo.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i złapała za klamkę. Zatrzymała się jeszcze na chwilę, rzucając przez ramię:
- A tak przy okazji - dodała z lekkością, która była niemal wyzwaniem. - Pudru używaj z umiarem. Raczej nie chcesz wyglądać, jakbyś szykował się na bal.
Silco zaśmiał się cicho, a gdy drzwi zamknęły się za Kaelin, w jego uśmiechu czaiła się nuta melancholii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top