31. My po prostu toniemy w ciemności.
Fanatycy Hell, to jest ten moment, gdzie powinniście przerwać czytanie.
Jeśli zobaczę jakikolwiek komentarz związany z trylogią Hell, zostanie on usunięty.
Jechaliśmy w milczeniu. Wyglądałam za okno i wpatrywałam się w las. Drzewa zlewały się w jedność, podobnie jak moje myśli, które nie potrafiły skupić się na jednym szczególe. Wciąż nie mogłam uwierzyć w taki obrót spraw. Chłonęłam ciszę, mając nadzieję, że dzięki niej wszystko w mojej głowie się ułoży. Niestety na próżno. Poczułam nagle jak chude palce Thomasa oplotły moje. Zacisnęłam dłoń na jego ręce i wróciłam do przeszłości. Do wydarzeń, które miały miejsce i popchnęły naszą historię w przód. Naszą dość gwałtowną historię. Na moją twarz wpłynął spokojny wyraz. Tyle razem przeszliśmy, tyle razy skakaliśmy sobie do gardeł, a wciąż byliśmy razem. Jak idealni partnerzy w zbrodni. Bo Thomas miał charakter wybuchowy, nieugięty i zdolny do wszystkiego. Ta mieszanka powodowała, że nadal tkwiliśmy we wszystkim razem. Nie pozwalał mnie skrzywdzić innym, choć sam robił to nieustannie. Mimo swojej pokrętnej logiki, miałam pewne przeczucie, że on nie chciał dla mnie źle. Wręcz odwrotnie – chciał mnie chronić.
Postanowiłam włączyć radio. Sięgnęłam do przycisku i odruchowo zerknęłam na Feara, który jednak nie stawiał żadnego oporu. Prowadził spokojnie wóz wpatrzony w drogę. Oczywiście jedną dłonią, bo drugą wciąż zaciskał na mojej. To dobrze, bo nie chciałam słuchać tylko tej podłej ciszy. Ja tymczasem nawet nie wiedząc, włączyłam jedną z piękniejszych piosenek, jakie znałam. I mimowolnie się uśmiechnęłam, słysząc głos Nelly'iego w piosence Dilemma w wykonaniu wraz Kelly Rowland. Ta urocza piosenka zabierała mnie w przestrzeń dawnych wspomnień, gdy wraz z mamą słuchałyśmy rocka. Starego i dobrego rocka, a także Nelly'iego, bo właśnie ten artysta był ulubionym.
– No matter what I do, all I think about is you – zanucił cicho Frighton i przy tym spojrzał na mnie, unosząc kącik ust. Oparłam głowę o zagłówek i wsłuchiwałam się w słowa, które śpiewali na zmianę Nelly i Kelly.
Wcale nie zdziwił mnie fakt, że Thomas znał tę piosenkę. Już jakiś czas temu zauważyłam, że mieliśmy bardzo podobny gust muzyczny, jeśli nie identyczny. Czułam się tak swobodnie w tamtej chwili. Słońce zaczynało małymi kroczkami zbliżać się do ziemi i emanowało złotymi pasmami światła, sprawiając, że wszystko nabierało wyjątkowo szczęśliwej nuty. Droga mieniła się cieplejszymi odcieniami swojej podstawowej barwy, twarz Thomasa okalana była złotymi cieniami, dodając mu spokoju i pewnego rodzaju blasku. Niczym jakiemuś mitycznemu bóstwu. Ale czy to nie była moja pierwsza myśl, gdy go zobaczyłam? Że był doskonały i piękny?
– Jesteśmy – oznajmił, gasząc silnik. Pogrążyliśmy się w ciszy, bo wraz ze zgaszeniem silnika, ucichło także radio. Uniosłam się lekko, siadając prosto i rozejrzałam nostalgicznie po okolicy. Moja szkoła, do której miałam już w poniedziałek wrócić, przez oświetlenie jakby zapraszała mnie już wtedy do siebie. – Więc, co tu robimy?
– Mam trzy dni decydowania o twoim losie – zaczęłam, przenosząc swój wzrok na niego. –Chciałabym wreszcie poznać odpowiedzi na wiele ważnych dla mnie tematów.
– I wolisz zmarnować okazję dla kilku małoistotnych szczegółów? – Uniósł brew. Nie wydawał się być ani przeciwny, ani zgodny. Był taki neutralny. Taki, jakim go poznałam.
– Może dla ciebie są małoistotne, ale dla mnie nie – zaoponowałam cicho, wciąż utrzymując z brunetem kontakt wzrokowy. – To tutaj nasza historia się zaczęła, a ja z natury lubię wracać do początków.
– Więc chcesz... powrócić do naszej przeszłości? – upewnił się, akcentując przedostatnie słowo. Moją odpowiedzią było skinięcie głową. - W takim razie chodźmy.
Wysiedliśmy z samochodu. Brunet zamknął go przy użyciu pilota, a po chwili ponownie złapał mnie za dłoń, jak gdyby to była całkiem normalna rzecz. Jak gdyby bał się, że za chwilę zniknę. Może dla niego rzeczywiście tak to wyglądało. Bo przecież między nami wciąż było tyle niedomówień. To głównie dlatego zjawiłam się tutaj. Bo chciałam, żeby między nami nie znajdowała się już żadna gruba kreska pod nazwą Sekrety budujące mur. Nie skomentowałam tego, że wziął mnie za rękę. Wiedziałam, że on za mną tęsknił, a przecież sama nie byłam wobec niego obojętna. Chciałam iść w sobie znanym kierunku, by tam rozpocząć nasz powrót do wspomnień, jednak chłopak się zatrzymał i przyciągnął mnie do siebie za dłoń, którą wciąż ujmował. Posłałam w jego kierunku pytające spojrzenie.
– Na imprezie u Thomson wygarnęłaś mi jedną ważną rzecz. Powiedziałaś, że ty nie komentujesz nijak tego, że ja umawiam się z Victorią, a ty nie możesz nawet porozmawiać z jakimś znajomym. Prawda jest jednak taka, że owszem, jesteś moją dziewczyną, ale nie chcę traktować cię tak samo jak Vic. Ona zgadza się na wszystko, co jej powiem. Zgadza się na moją brutalność, na moją dominację. Nie chcę zmuszać do niczego ciebie, bo na to nie zasługujesz. Czasem moja żądza przeze mnie przemawia, a nie zdrowy rozsądek. Nie mniej jednak chcę, żebyś wiedziała, że ona nic dla mnie nie znaczy. Znam się z nią od dziecka i nie stanowi dla mnie żadnego obiektu choćby niewielkiego zainteresowania, za to ty tak – oznajmił cichym głosem, który jak zwykle był tak bardzo zachrypnięty. Jak gdyby darł gardło do rockowych kawałków, co w zasadzie było w jego stylu.
– Już dawno przestałam się przejmować tym tematem – odpowiedziałam szczerze, delikatnie kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. – Jak dla mnie możesz sobie zrobić burdel w domu, Thomas. Tylko pomyśl jak inni to widzą. Gdy masz dziewczynę, ale latasz z inną. Tutaj chodzi o moją reputację – dodałam, choć gdzieś z tyłu głowy pojawiła się pewna myśl, że jednak nie był to jedyny argument.
– Gdybyś się nim nie przejmowała, nie mówiłabyś o niczym głośno – zauważył z triumfalnym uśmiechem. Chciałam już zaoponować, ale nie dał mi dojść do głosu. – I z tego co wiem, Veronica Gryffin nie przejmuje się tym, co mówią o niej inni, a jedynie rzuca się jak tygrysica na uparte córki burmistrzów.
Zbita z tropu zamrugałam parokrotnie powiekami. Nie przypuszczałam, że Thomas będzie wiedział coś na temat mojej drobnej sprzeczce z Gillan. Tymczasem on wydawał się być moją reakcją niesamowicie usatysfakcjonowany. Widziałam te iskierki samozadowolenia w jego ciemnobrązowych tęczówkach. Na pewno się już zarumieniłam. Najgorsze jednak było to, że rzeczywiście miał rację. Więc co zatem mną kierowało, gdy wygarnęłam mu ten fakt z Fisher na imprezie u Chloe? Chęć wybielenia siebie czy może coś całkiem innego?
– Więc prowadź, całkiem obojętna w tym temacie dziewczyno – przerwał milczenie, wyraźnie rozbawiony, używając przekąsu. Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową z otwartej dłoni i pokręciłam głową, ustępując.
Razem szliśmy przez ulicę Atlantic City. Tą, którą prawie zawsze wracałam do domu oddalonego jedynie dziesięcioma minutami drogi na pieszo. Wokół nas nie widziałam praktycznie nikogo. Zapewne rozkoszowali się ostatnimi chwilami wakacji na plaży, a może gdzieś poza granicami naszego miasta. Dzisiejszego dnia mogłam z Thomasem zrobić absolutnie wszystko, na co miałam ochotę. Mogłam jechać z nim do wesołego miasteczka, mogłam pojechać na plażę po to, żeby po prostu posiedzieć z tym szalonym chłopakiem i popatrzeć się na burzące się fale. Mogliśmy pojechać do mojego domu, do jego mieszkania lub każdego innego miejsca, gdzie moglibyśmy pobyć sami. Oczywiście, gdybym tego chciała. Tymczasem ja zdecydowałam się zostać w mieście i pójść tam, gdzie zaczęło się to nasze wszystko.
– Dokąd mnie ciągniesz? – zapytał Fear, gdy już znacznie oddaliliśmy się od mojej szkoły, którą wciąż stąd mogłam zobaczyć.
– Słyszałeś stwierdzenie, że historia lubi się zataczać? – zapytałam, wciąż idąc przed siebie. Chciał czy nie, musiał iść za mną. Wciąż trzymał mnie za dłoń, choć mógł ją puścić już wieki temu.
– Nie, ale słyszałem, że to Zach lubi się zataczać – odpowiedział zdawkowo, przez co parsknęłam śmiechem. Nawet w takiej chwili musiał sobie stroić żarty. Jego twarz skąpana była w złotym świetle. Podobał mi się ten kolorowy świat. Świat, gdzie nawet odcienie szarości nabierały ciepłych barw.
Zatrzymaliśmy się przed skrętem do uliczki. Nie była to zwykła uliczka, chociaż nie odbiegała niczym od wszystkich innych. Jednakże ja nie postrzegałam jej już tak samo. Nic nie było takie samo. Nawet zwykłe pudła, w których znajdowały się jakieś szpargały nie były już takie same. Chłopak jakiś czas się rozglądał beznamiętnym spojrzeniem. Przez chwilę zwątpiłam w to, że wiedział, co tu robiliśmy. Po chwili wydawało się, że coś w jego tęczówkach przeskoczyło, a gdy przeniósł spojrzenie na mnie, już wiedział na sto procent.
– To tutaj zaczęło się nasze wszystko – szepnęłam, patrząc w jego oczy. – I tutaj to wszystko powinno się zakończyć.
– Myślisz, że odejdę? – zapytał, udając urażonego i przekrzywił głowę. W jego tęczówkach widziałam zdezorientowanie, niedowierzanie, ale i upartość i kpinę.
– Kiedyś powiedziałeś mi, że lubisz smutne zakończenia książek... – zaczęłam, wzdychając. – Cóż, ja za takimi nie przepadam, ale wiem, że życie lubi zaskakiwać.
– To znaczy, że chcesz zerwać ze mną kontakt? – rzucił kolejnym pytaniem, a jego ciemne tęczówki wypalały we mnie dwie dziury. Twarz zamieniła się w kamień i nie potrafiłam się przebić już przez jego maskę.
– Nie – odpowiedziałam po dłuższej chwili zgodnie z prawdą. – Nie chcę, ale wiem, że prawda powinna zostać wyjawiona.
– Prawda – prychnął pod nosem, przenosząc swoje spojrzenie gdzieś za mnie. – Prawda jest taka, że życie pisze jednoosobowy scenariusz. Każdy aktor kiedyś musi zejść ze sceny.
– Chciałabym, żeby między nami nie było niedomówień – oznajmiłam dobitnie. – Bo mam dość tego, że na każdym kroku dowiaduję się nowych faktów. Niekoniecznie od ciebie.
Ale on zamiast tego jakkolwiek skomentować po prostu wszedł w uliczkę, przed którą jakiś czas staliśmy. Rozglądał się ciekawie, jak gdyby go tutaj dawno nie było. Być może właściwie taka była prawda. Ja jedynie wpatrywałam się w oddalającą się sylwetkę bruneta. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że chciał porozmawiać, skoro sam wszedł do naszej przeszłości. Ja go tylko tutaj nakierowałam. On ustąpił. Ostatecznie weszłam tam za nim.
– Od czego chciałabyś zacząć? – spytał, opierając się z nonszalancją o jedną z wąskich ścian z cegły w kolorze wściekłej czerwieni.
– Cóż, może skąd wziąłeś dla mnie ten pseudonim Dark – podsunęłam, opierając się o ścianę naprzeciwko niego.
– Życie jest kwintesencją ironiczności, kochanie – zaczął, siadając na jakiejś drewnianej skrzyni. Oparłam tył głowy o mur i spojrzałam na niego. – W pośpiechu wymyśliłem twój pseudonim. Dark pasowało do koloru twoich włosów, a ponadto wtedy po prostu rzeczywiście wkopałaś się w ciemność. Do Darkness. Gdzie więc ironiczność sytuacji?
Sama chciałam to wiedzieć, bo mnie życie nie bawiło.
–To właśnie ty otworzyłaś przede mną nowe drogi. Przez twoją waleczność, głupotę i upartość odkryłem, że życie nie musi się opierać na wykonywaniu rozkazów czy byciu podłym dla każdego wokół. Dzięki tobie poczułem się jak wtedy, gdy pojawiła się Seraphine, gdy spędzałem szczęśliwe chwile z rodziną, gdy wszystko w moim życiu miało jeszcze sens. – Wyciągnął papierosa i odpalił go zapalniczką. Kiedy wsadził go sobie do ust, mocno się zaciągnął. Uniósł swoje spojrzenie na mnie. Wyciągnął tlącą się używkę z ust i chwilę bawił się nią palcami. Wydawał się być znudzony, a ja po prostu czekałam na dalsze słowa chłopaka. – Jesteś moją jasnością, Dark.
A mnie autentycznie zatkało. Rzadko kiedy trzymałam język za zębami. Swoimi docinkami potrafiłam wkurzyć niejedną osobę. Szczególnie jego. Zazwyczaj najpierw robiłam, potem myślałam i zdawałam sobie z tego sprawę. Wpatrywałam się w niego i miałam pustkę w głowie. Podobną, którą widziałam często w jego oczach. Nie wiedziałam, co powiedzieć, a tym bardziej zrobić, poza patrzeniem na niego z całą paletą emocji na twarzy. Stopniowo pojawiały się na niej niezrozumienie, ciekawość, w pewnym momencie nawet kpina, rozczulenie i ponownie ciekawość. Bo nie spodziewałam się takiego wyznania. Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów z ust takiego człowieka. Uważałam, że było odwrotnie. Nie mogłam być dla niego powodem do radości. Przecież przeze mnie musiał dodatkowo martwić się inną osobą. Bo byliśmy duetem w zbrodni. To dzięki mnie zafundowane miał dodatkowe problemy, czego nie zamierzałam ukrywać. Mieliśmy chwilę szczerości, a takie z Thomasem często się nie zdarzały.
– Nigdy tak nie uważałam – mruknęłam, odchrząkując. Przeszłam i usiadłam na tej skrzyni, co chłopak. Położyłam dłonie na kolanach i westchnęłam. – To przecież ja wkopywałam cię w te kłopoty. Nie umiałam trzymać języka za zębami, nie potrafiłam powstrzymać ciekawości. Jestem ci kulą u nogi. Podobnie jak ty mnie, nawiasem mówiąc.
– Może dlatego, że urozmaicałaś moje życie na wszystkie możliwe sposoby jeszcze się nie zabiłem – powiedział na głos, a następnie ponownie się zaciągnął papierosem. Szturchnęłam go w ramię. Wiedziałam, że miał myśli samobójcze, ale kiedy tak otwarcie o tym mówił, nie zamierzałam słuchać z obojętnością. Szczególnie, że on sam nie mówił o tym z przejęciem. –Taka prawda, Gryffin.
– Nie, to nie jest prawda. Właśnie po to tu jesteśmy. Chcę poznać prawdę. Koniec ze słodkimi kłamstwami – oznajmiłam z mocą w głosie.
– Chciałbym cię odsunąć z Darkness – wypalił nagle. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Ponownie zaciągnął się używką. Ja, na szczęście, nie byłam uzależniona. Paliłam dla towarzystwa. Poza tym papierosy mi się skończyły. – Chciałaś prawdy to ją masz.
– Nie rozumiem w jaki sposób i po co chcesz to zrobić – podniosłam się i stanęłam naprzeciwko niego. On niewzruszony palił sobie dalej. Jakież to typowe. Zawsze, gdy mnie zaskakiwał w spokoju badał moją reakcję.
– Bo twoje życie w porównaniu z moim jest coś warte, a ja nie chcę, żebyś w tym siedziała. Nie ty, Veronica. Chcę, żeby wykreślili cię z tego głupiego systemu i...
– Byłam wpisana w jakiś cholerny system?! – przerwałam mu z wyraźną irytacją. No halo!
– Tak, ale nie krzycz. To rutynowa czynność – odparł spokojnie. Wręcz z monotonnością i znudzeniem. – Tak czy siak, jeśli Demons osiągną swój cel, ty będziesz wolna.
– A jaki jest ich cel? – zapytałam, choć coś mi mówiło, że mogłam nie pytać. I że ta odpowiedź miała mnie przerazić.
– Zabić mnie – odpowiedział cicho, rzucając papierosa pod swoje nogi. Zdeptał go stopą i przeczesał włosy dłonią.
– Zabić – powtórzyłam po nim ledwo słyszalnie. Wpatrywał się w moją twarz. – Nie pozwolę ci za mnie umrzeć – stwierdziłam dobitnie, krzyżując dłonie na klatce piersiowej dla efektu.
– Gryffin... – zaczął, przymykając powieki.
– Nie – przerwałam mu z irytacją w głosie. – Nie chcę, żebyś się dla mnie narażał. Mam trzy dni decydowania za ciebie i nie zgadzam się. Masz siedzieć na dupie i pilnować siebie, nie mnie.
– I ty myślisz, że to, że wygrałaś w jakimś zakładzie czy quizie powstrzyma mnie przed tym? – spytał sceptycznie, unosząc prawą brew. – To poważna sprawa. nie rzucam słów na wiatr. Nie chcę, żebyś w tym siedziała i twoja opinia jest tutaj zbędna.
– Mam cię podejść szantażem, żebyś się uspokoił? – warknęłam, kładąc mu dłonie na ramionach. Podniósł się ze skrzyni i to znów on górował wzrostem nade mną. Strzepnął moje dłonie ze swoich ramion i przełożył je na swoją klatkę piersiową.
– Ono bije dzięki tobie – powiedział z mocą w ciemnych tęczówkach. – Uratowałaś mnie przed śmiercią. Ja chcę ocalić ciebie przed wiecznym potępieniem i takim życiem.
– Nie pozwolę ci umrzeć dla mnie. – Pokręciłam głową. Poczułam pieczenie pod powiekami. O nie, nie, nie mogłam płakać. Jednak jedna łza spłynęła mi po policzku. Nie umknęło to uwadze bruneta, który starł ją swoim kciukiem. – Nie spojrzałabym więcej w lustro. Stałabym się równie martwa jak ty w świecie żywych – kontynuowałam, wciskając swoją twarz w jego bluzę.
– W porządku. Zapomnijmy o tym, jeśli tego chcesz – mruknął w moje włosy, gładząc je lekko dłonią. – Tylko nie płacz, dobrze? Przejdźmy do tego, na co chciałaś poznać odpowiedzi, co? – zaproponował, odsuwając mnie od siebie na odległość ręki i zeskanował spojrzeniem.
– Co zrobił Tony, że się tutaj spotkaliście? – zapytałam, pociągając nosem.
Może nie powinnam pytać, ale chciałam poznać na to pytanie odpowiedź. Spędzało mi sen z powiek od wielu dni. Nigdy nie należałam do aż tak ciekawskich osób, ale z czasem i chyba to się zmieniło. Zaczęłam więcej widzieć, więc nie było to niczym dziwnym, że pojawiło się więcej pytań, które nie zawsze musiały być wygodne. Ja pragnęłam gry w otwarte karty. Mogłam postawić wszystko na jedną opcję, byleby skończyć z kłamstwami, niedomówieniem i wiecznymi zagadkami. Wiedziałam także, że ten temat nie był za lekki, ale od niego to wszystko się zaczęło. Thomas nie odpowiedział od razu. Po prostu patrzył przed siebie z pustym wyrazem twarzy. Odsunął się ode mnie i usiadł na skrzyni, odpalając kolejnego papierosa. Nie miałam nawet pewności czy na pewno mnie usłyszał, choć znajdowałam się tak blisko niego. Chciałam już powtórzyć swoje pytanie, gdy zwrócił twarz w moim kierunku. Wyjął z ust używkę, wydmuchując dym i zamrugał ciężko powiekami. Obserwowałam jak jego jabłko Adama się podnosiło i opadało, aż w końcu z jego ust zaczęły wypływać słowa.
– Tony zabił brata bliźniaka Willa – odpowiedział naprawdę bardzo cicho. W pierwszej chwili pomyślałam, że się przesłyszałam, ale, gdy brunet odwrócił wzrok, nie miałam wątpliwości, że właśnie to zdanie wypłynęło z jego ust.
Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że William miał bliźniaka. Nikt nigdy o tym nie wspominał. Nawet Jack, gdy opowiadał mi na zakończeniu roku historię z kamerami powiedział, że to Thomas, Zach i William byli trójcą z szalonymi pomysłami. Ale rozumiałam, czemu. Przecież więź z rodzeństwem jest silna, a co dopiero więź z bliźniakiem. Znałam przecież te schematy. Elizabeth i Peter Green także byli bliźniętami i choć często się kłócili, wiedziałam, że jedno za drugie oddałoby życie. Takie rzeczy się po prostu widziało! Dodatkowo zdziwił mnie fakt, że Thomas powiedział mi to prosto w twarz. Myślałam, że straciłam jego zaufanie, a tymczasem postanowił wyznać ten szokujący fakt. I tak, to ja decydowałam tamtego dnia o tym, co mieliśmy zrobić, ale nie zmieniało to faktu, że musiał udzielać odpowiedzi na tak ważne pytanie.
Jednocześnie zakłuło mnie serce. Tak, może nie znałam Willa jakoś specjalnie długo, ale zdążyłam go polubić, choć tak naprawdę nie rozmawialiśmy za wiele. Od samego początku wydawał się być tak skryty, teraz już rozumiałam co było tego powodem. Pewnie też byłabym taka zamknięta w sobie i otwierała się tylko przed swoimi najbliższymi.
– Ale jeśli kiedykolwiek mu powiesz, że wiesz albo przypadkiem się wygadasz, osobiście cię uduszę – dodał bezpłciowym tonem, zaciągając się papierosem, choć wiedziałam, że nie mówił poważnie, jego słowa potraktowałam na serio.
– Nie wiem, co powiedzieć – odparłam, kręcąc głową w szoku. Westchnęłam i przeczesałam dłonią swoje włosy.
– Czasem milczenie mówi więcej niż jakiekolwiek słowa – odpowiedział chłopak, rzucając papierosa na ziemię i deptając go czarnym adidasem. – Czy ja też mogę o coś zapytać?
Skinęłam głową, gdy na mnie spojrzał, chociaż nie spodziewałam się, że i on będzie miał jakieś pytania. Nie należał do ciekawych osób. Jednakże nie chciałam być hipokrytką, skoro ja wciąż zadawałam pytania. Skinął szybko, przyjmując do wiadomości moją odpowiedź.
– Dlaczego weszłaś do tej uliczki? – mruknął, przenosząc wzrok gdzieś dalej za mną. Znów stanęłam przy ścianie z cegły.
Ach, okropny powrót do początku. Zataczające się koło, które kreśliło swoje linie bez końca. Nie spodziewałam się tego pytania, jednakże cieszyłam się, że padło. Mieliśmy wyjaśnić wszystko, zrobić ten dramatyczny powrót do naszych początków. Sama tego pragnęłam, a może jemu czasem też te myśli chodziły po głowie? Nie potrafiłam znaleźć na to pytanie odpowiedzi. Podobnie jak na to, które zadał Fear. Zważywszy, że ja sama nie wiedziałam.
– Nie wiem – odpowiedziałam w końcu, kiwając głową z bezradnością. Wzruszyłam ramionami, a on przekrzywił głowę i patrzył wyczekująco na mnie. – Usłyszałam hałas i po prostu weszłam.
– Wiesz, że to był prawdopodobnie jeden z największych błędów twojego życia? – rzucił w przestrzeń, przypominając mi ten fakt, który sama doskonale znałam.
– Prawdopodobnie – zgodziłam się z nim. – Byłam okropnie lekkomyślna i łatwowierna – westchnęłam ze zmęczeniem. Tymczasem słońce wisiało już nisko nad ziemią i wszystko stało mocno pomarańczowe. – W tym wszystkim zatraciłam prawdziwą siebie. Oddaną przyjaciółkę, skrytą i zdystansowaną osobę, która nie rozmawia z obcymi, a do dopiero się im zwierzała! – wyrzuciłam ręce w górę w żywej gestykulacji. – Ta sytuacja z Darkness, atakami na moje życie, wychodzącymi faktami i wciskaniem się tam, gdzie mnie nie chciano... to... to mnie przytłoczyło – zakończyłam, zwieszając głowę.
– Nie ma czego tutaj ukrywać – westchnął ze znudzeniem. – My po prostu toniemy w ciemności – dodał z nonszalancją, którą miał już chyba wrodzoną. Parsknęłam chłodno z kwaśnym uśmiechem, opierając się całym ciałem o mur. Fakt, że miałam na sobie białą sukienkę, a ściana była brudna, wcale nie robił na mnie wrażenia.
– Życie to kpina – stwierdziłam gorzko, na co chłopak parsknął, kręcąc głową z równie gorzkim nastawieniem, co ja.
–Szybko się obudziłaś, wiesz?
– Kiedyś trzeba się obudzić i wrócić do koszmarów – burknęłam, tracąc humor. Nie sądziłam, że moje zmiany nastroju mogły przemykać tak szybko.
– Inni tylko czekają aż się złamiesz. Przygniotą cię wtedy swoim szydzeniem i nie podadzą pomocnej ręki. Jedynie pomachają ci środkowym palcem przed nosem – stwierdził szczerze.
– Kiedyś powiedziałeś mi, że ktoś cię obserwował i dlatego udało im się dotrzeć do mnie – przypomniałam sobie jak mi o tym mówił. – Naprawdę wszędzie i zawsze cię obserwują?
– Nie – odpowiedział, poważniejąc. – Tak naprawdę nikt mnie nie obserwuje, ani nie podsłuchuje – dodał sztywnym tonem, prostując się. – To ja sam pojechałem do Hectora zapytać go o radę. Kiedyś miałem podobną akcję z jakimś gówniarzem i wyjechał, a ja nie lubię popełniać tych samych błędów.
– Czyli, że gdybyś mnie wtedy nie wsypał, nie siedziałabym w tym? – zapytałam, hamując swoje nerwy. Dodałam dwa do dwóch i przez to zaczęłam się irytować. Bo miałam cholerną rację.
– Nie zapomnijmy, że gdybyś nie weszła do tej uliczki, nic by się nie stało – zaoponował, przez co ręce mi opadły. Po części miał rację ale przyznać mu jej nie zamierzałam.
Nagle przebywanie w miejscu, gdzie właśnie tutaj wszystko się zaczęło pogłębiło moje poczucie beznadziei i irytację. Odbiłam się od muru i, nie czekając na niego, zaczęłam zmierzać w stronę, z której przyszliśmy. Wiedziałam, że pójdzie za mną, mieliśmy w końcu ten dzień spędzić razem. Ja zaś miałam już obrany następny punkt naszej małej wycieczki. Poza tym spacery zawsze pomagały mi się odstresować, a teraz koniecznie tego potrzebowałam.
– Już? Koniec wywiadu? – zapytał, doganiając mnie. Spojrzałam w obie strony ulicy i przeszłam na drugą stronę, a Thomas za mną. – Gryffin? – ponowił.
– Jeszcze nie – odpowiedziałam, skręcając. Wkrótce dotarliśmy pod mój dom. Zatrzymałam się gwałtownie, przez co chłopak wpadł na moje plecy.
– Co my tu robimy? I co z twoim ojcem? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
– Nie ma go. Wciąż jest u burmistrza – stwierdziłam, ponieważ nie było naszego samochodu na podjeździe. Odwróciłam się w stronę bruneta. – Ale to głównie tutaj rozgrywała się dalsza część mojego życia związana z tobą, Thomas – dodałam, patrząc poważnie w te czekoladowe tęczówki.
Weszłam do domu, uprzednio otwierając je kluczem i zdjęłam buty. W wielu domach tego nie robiono, jak na przykład u Dylana, ale u mnie zwracałam z tatą uwagę na porządek. Właściwie ja to robiłam. Mój ojciec naprawdę mi mało czasu i przywykłam do robienia wielu rzeczy w domu, choć tata kategorycznie się temu sprzeciwiał. Nie chciał, bym przeżywała ponownie wspomnieniami tego, co było. Postanowiłam się jednak oderwać od tamtej rzeczywistości. Minęły prawie cztery lata. Nie powinnam żyć przeszłością, skoro miała nie wrócić. Tak więc, wracając do wątku, ja dbałam o porządek. Dylan nie musiał. Było go stać na najęcie gosposi. My tego po prostu nie potrzebowaliśmy.
– Skąd wziął się ten pomysł, żeby wraz z karteczkami dołączać liście? – zapytałam, siadając na kanapie. Fear trzymał pewnego rodzaju dystans i po prostu patrzył na mnie, oparty z nonszalancją o framugę.
– Vanitas vanitatum, et omnia vanitas – powiedział, unosząc kącik ust. No oczywiście, kreatywność ponad wszystko.
– Marność nad marnościami i wszystko marność – wymamrotałam do siebie. – Ale gdzie tu jest związek z moim pytaniem?
– Liście, wytwór drzew. Cyklicznie rodzą się i umierają wciąż na nowo wraz z upływem czasu. Tak jest z każdym z nas. Raz jesteśmy na szczycie, by po chwili spaść w mrok. I choć jest on rozświetlany, nie zmienia to faktu, że cień ponownie się pojawi.
– Dlatego wytatuowałeś sobie liścia na szyi? – parsknęłam cicho, a on zrobił kilka kroków w moją stronę i opadł na kanapę obok, zwracając głowę w moją stronę.
– Być może – odparł tajemniczo, odruchowo wzruszając ramionami.
– To specyficzne – stwierdziłam, przekrzywiając głowę i unosząc ją zadziornie. Spojrzałam w jego oczy, które błyszczały.
– Nietuzinkowo i oryginalnie – poprawił mnie z wyraźną wyższością, również przekrzywiając głowę.
I naprawdę nie wiedziałam jakim cudem nasze twarze znalazły się tak blisko siebie. Chyba rzeczywiście przyciągaliśmy się do siebie jak magnesy. Czułam elektryczne napięcie między nami. Nie miałam pewności czy moje serce biło, czy wręcz przeciwnie - zatrzymało się pod wpływem tego spojrzenia Thomasa. Nie potrafiłam go określić, lecz za każdym razem, gdy znajdowaliśmy się w takiej sytuacji, on patrzył na mnie właśnie w taki sposób. Wyjątkowy sposób. I kiedy rozchyliłam wargi, a on swoje, przymknęłam powieki. Próbowałam zapamiętać poszczególne chwile. Moje serce, które nierównomiernie biło, dotyk Thomasa, gdy jego dłoń sunęła z mojego przedramienia na ramię i bark, by spocząć na karku. Jego ciepły oddech, drogie perfumy i ciszę między nami, która wyrażała więcej niż wszystkie słowa tego świata. Wtedy jednak zdałam sobie sprawę, że nie mogłam go pocałować. Bo gdybym to zrobiła, akcja potoczyłaby się inaczej, a ja musiałam poznać prawdę. Być może tamten wieczór byłby inny i pewne wydarzenia nigdy by nie miały miejsca, ale prawda była ważniejsza. I choć moje serce zakłuło, odsunęłam się od niego gwałtownie, nim nasze wargi się zetknęły.
– Wciąż mam twoje liściki – wyznałam naprawdę cicho, nadal będąc blisko, choć nie tak jak wcześniej, co sam musiał zauważyć.
– Naprawdę? – Uniósł brew, również się odsuwając. Nie wydawał się być speszony, ale to w końcu był Thomas, który idealnie ukrywał swoje emocje. Był jedynym w swoim rodzaju aktorem na swojej osobistej scenie.
– Mogę ci je pokazać – zaproponowałam i nim zdążyłam wstać, chłopak już ciągnął mnie za rękę, żebym się podniosła. Miło było mieć go za swoje wsparcie, chociaż jego dotyk powodował, że ciężej przyswajałam do siebie rzeczywistość.
Weszliśmy razem do mojego pokoju. Mojego azylu, w którym czułam się naprawdę dobrze. Stało w nim zwykłe łóżko, toaletka i kilka szaf, ale to właśnie te elementy sprawiały, że czułam się w tym pomieszczeniu najbezpieczniej na świecie. Nigdy nie potrzebowałam niczego więcej poza chwilą ciszy z książką i kocem w pochmurne dni właśnie w nim. Inni woleli chodzić na imprezy, a ja? Ja po prostu przeżywałam własne historie z książkami, serialami czy filmami, które dodawały jeszcze więcej plusów przesiadywania w pokoju. Nie potrafiłam nawet zapomnieć tych chwil, gdy bywał w nim Thomas, gdy spaliśmy w jednym łóżku i przyłapał nas mój tata, gdy zostawiał mi swoje liściki. Gdy widział mnie w okularach do czytania czy recytował romantyczne utwory Shakespeare'a. Nie miałam nawet pojęcia kiedy ze zwykłego pokoju nastolatki, stał się on kapsułą czasu i zatracenia we wspomnieniach.
Otworzyłam szafę, w której trzymałam szkatułkę z kartkami od Thomasa. Była wykonana ze szkła. Dostałam ją od mojej babci Seleny, która zmarła cztery lata temu. Może gdyby niektóre sytuacje potoczyłyby się inaczej, moje życie wyglądałoby zupełnie nie tak, jak wtedy? Bo może moja mama nie zostawiłaby nas dla kochanka i nie przeżyła tak mocno śmierci swojej mamy? i wtedy może, ale tylko może, wiele traumatycznych przeżyć nigdy by nie miały miejsca? Może Cole wciąż by normalnie chodził? Zawsze istnieją dwa rozwiązania. Wysypałam zawartość szkatułki na łóżko i na nim usiadłam. Nie było tego zbyt wiele, zazwyczaj krótkie wiadomości.
Dzisiaj nie
Pierwsza kartka od bruneta. Ach, to był dzień urodzin bliźniąt Green, gdy mój ojciec wpuścił do domu obcą osobę. Teraz rozumiałam dlaczego był tak nierozważny, skoro nad głową jego i Caroline czuwał amor. Miłość potrafiła spętać niesamowicie mocno. Zakładała klapki na oczy i pozwalała na natychmiastowe przebaczenie. Mimo wszystko nawet ja wiedziałam jak nieodpowiedzialne zachowanie to było, ale wtedy nie widziałam sensu, żeby o tym mówić prawie czterdziestoczteroletniemu mężczyźnie. Miałam inne zmartwienia na głowie.
Już jutro
Tę kartkę dostałam od Chloe. Leżała na ziemi i mi ją podała, dobrze myśląc, że powinna dotrzeć do mnie. Otworzyłam ją na oczach Dylana, bo rozmawialiśmy wtedy przez video chat. Wraz z moim przyjacielem przeżywaliśmy enigmatyczne wiadomości chorego psychicznie człowieka, z którym to wtedy miałam się spotkać. Którego się bałam, choć na przestrzeni czasu nie rozumiałam czemu. Przecież nawet go nie znałam.
Przyzwyczaisz się
Z kolei ta wiadomość czekała na mnie, gdy wróciłam z Darkness i wkurzona na cały świat, a Fear upuścił butelkę z whisky na ziemię. Wtedy to zapomniałam sprzątnąć po nim sprzątnąć. Okazało się, że jednak Thomas ogarnął miejsce mojej frustracji. Nie potrafiłam nawet określić, jak bardzo wtedy byłam zdziwiona takim zachowaniem. Teraz wiedziałam już, że te chaotyczne zagrywki bruneta były na porządku dziennym.
Kiedyś wszystko ci wyjaśnię. Nie chcę mieć w tobie wroga, a wszystkich słów, które wypowiedziałem żałuję. To, co zrobiłem Dylanowi też było nie na miejscu. Jestem jaki jestem i zmienić tego nie mogę. Musisz się do tego przyzwyczaić, bo zginiesz i to nie z rąk Demons, a przeze mnie. Przez to jaki jestem.
Była to jedna z dłuższych wiadomości Feara do mnie. Kiedyś nie rozumiałam, teraz aż nad to. Dwubiegunowość spowodowała, że mówił to, co mówił. Żałował, to fakt, ale pamiętałam jak ogromną wściekłością do tego osobnika pałałam. Wciąż nie usprawiedliwiałam jego zachowania chorobą. Po coś te leki brał i mógł pohamować swoje chamskie odzywki do mnie. Każdy mógł mieć jakiś zły dzień, fakt, ale bycie niemiłym, gdy wdepnęło się w tak przykrą sprawę mógł sobie odpuścić.
Thomas zostawił mi też krótkie wiadomości, które czasem wrzucał do mojej torebki czy zostawiał w moim pokoju, do którego swoją drogą często zaglądał bez mojej zgody. Wciąż pamiętałam te wszystkie słowa i czyny, ale postanowiłam niw żyć aż tak przeszłością, skoro chłopak tego wyraźnie żałował.
Daj sobie spokój z tym Newmanem
Słodkich koszmarów, Dark
Twoje starcie z Fisher było zabawne
I wiele, wiele innych wiadomości tego typu pojawiło się w szkatułce po babci Selenie. Czasem zastanawiałam się czy on nie wiedział, że takową posiadałam i sam nie wrzucał kolejnych kartek. Frighton każdą pojedynczo analizował. Czasem marszczył twarz na przypływ wspomnień, czasem łapał za włosy w skupieniu albo kręcił głową, natrafiając na jakąś wiadomość wiele dla niego znaczącą. Chociaż nie zawsze mogłam poprawnie ocenić jego gestów jak na przykład nieco szerszy niż zwykle uśmiech. Ostatecznie podniósł wzrok na mnie i uniósł lekko kącik ust w górę.
– To trochę pokrętne, że wszystkie te kartki zachowałaś – stwierdził, a ja przewróciłam oczami. Naprawdę musiał powiedzieć akurat to? – Pamiętam każdą jedną chwilę jak je pisałem – dodał, patrząc gdzieś za mną. Po chwili wstał i podszedł do mojego biurka.
– Co ty robisz? – zapytałam, obserwując go z łóżka.
– Coś – rzucił zdawkowo i wyciągnął jeden z zeszytów, który zdążyłam już kupić jakiś czas temu. Wyrwał z niego kartkę i wyjął długopis z szuflady.
On chyba naprawdę grzebał w moich rzeczach, bo zbyt dokładnie znał ich rozmieszenie.
Podszedł do mnie i usiadł na łóżku wraz z tą kartką. Chwilę pisał coś na niej i oderwał jej kawałek, składając go w szkatułce. Na jego twarzy malowało się ogromne skupienie. Zrobił tak jeszcze parę razy, a ja po prostu obserwowałam jak zapychał szkatułkę nowymi liścikami dla mnie. I nie wiedziałam czy było to dla mnie szalone i zabawne, czy też takie kochane i miłe. Przede wszystkim niebywale nostalgiczne i szlachetne. Lubiłam te ludzkie odruchy w tym chłopaku. Może dlatego, że rzadko je okazywał? Kiedy Thomas skończył, zaczęłam każdą kolejno wyciągać i rozwijać, gdy on siedział w ciszy i ze skupieniem obserwował moją twarz, doszukując się w niej jakiejś reakcji.
Jesteś piękna
Uśmiechnęłam się z rozczuleniem i zaciśniętymi ustami, patrząc na chłopaka, gdy on po prostu przeczesał swoją grzywkę i patrzył na mnie z wyrazem, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Moje wargi wciąż były zaciśnięte, ale nie uśmiech i szczera radość mnie nie opuszczały, gdy czytałam kolejne kartki.
Lubię mieć świadomość, że w twojej szafie są moje rzeczy
– Poważnie? – parsknęłam śmiechem, kręcąc głową i pokazując mu treść kartki. Wzruszył swobodnie ramionami, udając niewiniątko.
Moją ulubioną piosenką też jest Always
– Czemu nigdy nie mówiłeś mi tych podstawowych informacji o sobie? – zapytałam, składając papiery i wkładając wszystko w szkatułkę.
– Bo ci nie ufałem – odpowiedział gruboskórnie, choć chyba nie miał tego na celu. Na jego słowa skinęłam tylko głową ze zrozumieniem, patrząc na szkło w moich dłoniach. – Ale to się zmieniło – dodał, przez co uniosłam głowę naprawdę zdziwiona.
– Dlaczego? – spytałam naprawdę cicho z szokiem. – Przecież cię oszukałam. Nie powiedziałam o Seraphine, o wizycie u twojej mamy, o liście od Cholito do babci Dylana...
– Nigdy nie widziałem sensu w skupianiu się na szczegółach. Czy nie lepiej spojrzeć na całokształt? Przecież wiele dla mnie zrobiłaś. Nie zdradziłaś mojego imienia w siedzibie Darkness, ocaliłaś mi życie przy postrzale, dochowałaś tajemnicy i przede mną byłaś obok mnie, zamiast uciec.
– Nie miałam opcji, żeby uciec – wymamrotałam cicho, a następnie odchrząknęłam, przypominając sobie tamto szalone wydarzenie.
– Zawsze jest rozwiązanie jakiejś sytuacji. Ja pewnie na twoim miejscu bym się pożegnał ze światem. – Wzruszył swobodnie ramionami, a ja go uderzyłam w ramię, przez co się uśmiechnął z kpiną. – Naprawdę, Gryffin.
Chwilę później podniósł się z łóżka i wystawił przed siebie dłoń. Spojrzałam na niego zdziwiona i po prostu bezczelnie skanowałam całe jego ciało wzrokiem. Zbyt często ten chłopak mnie zaskakiwał, a chwilami było to męczące. Chciałam zostać w tej samej pozie, ale on zagiął lekko palce i je rozprostował, poganiając mnie. Ostatecznie podałam mu swoją dłoń i mnie podniósł. Położył dłoń na moim odcinku krzyżowym, a tą drugą, którą trzymał moją odsunął lekko w bok.
– Co ty wyprawiasz, Thomas? – spytałam cicho, patrząc w jego oczy, ponieważ chciałam z nich coś odczytać.
– Jednoczę jasność i ciemność – odpowiedział równie cicho, a kącik jego ust powędrował w górę, tworząc szelmowski uśmiech.
Dreszcz przeszedł całe moje ciało, gdy wyjął telefon, zabierając dłoń z moich pleców i włączając w swoim telefonie najpiękniejszą piosenkę, którą znałam i kochałam. Bo przypominała mi wszystkie dobre czasy. Każdą chwilę z mamą, gdy razem spędzałyśmy czas w kuchni. Kiedy opowiadałam o niej temu dziewiętnastoletniemu chłopakowi.
Always.
Kiedy rzucił telefon na moje łóżko i znów przyciągnął mnie do siebie, nie mogłam nic poradzić na to, że mnie po prostu zatkało i nie mogłam wydusić z siebie nawet słów, że nie lubię i nie umiem tańczyć. To był taki nagły szok!
This Romeo is bleeding
But you can't see his blood
It's nothing but some feelings
That this old dog kicked up
Piękny głos wokalisty rozbrzmiał w całym pokoju. Ja wpatrzona w oczy Feara, a on w moje, pokręciłam głową z lekko nostalgicznym uśmiechem. Ta piosenka kojarzyła mi się tylko z tymi pięknymi chwilami. Miała do nich dołączyć kolejna.
It's been raining since you left me
Now I'm drowning in the flood
You see, I've always been a fighter
–But without you, I give up – zamruczał cicho, po prostu przysuwając mnie do swojego torsu i układając brodę na mojej głowie.
I can't sing a love song
Zgrabnie mnie od siebie odsunął.
Like the way it's meant to be
Obrócił mnie wokół własnej osi.
Well, I guess I'm not that good anymore
Ponownie przycisnął mnie do swojego torsu i zachował pozycję wyjściową, patrząc w moje oczy. Emanowały takim ciepłem i uczuciami. Jak gdyby chciał tym spojrzeniem przekazać mi wszystko, co powinnam wiedzieć, a czego jeszcze nie miałam przyjemności poznać. Jednocześnie widziałam w nich cień nostalgii, radość i swobodę. Czuł się taki beztroski, a mnie ten widok cieszył. Wiedziałam też, że te tęczówki miały mnie prześladować jeszcze przez wiele nocy, gdy nie mogłam spać.
– But baby, that's just me – zanucił cicho, wzruszając ramionami, przez co się uśmiechnęłam z zaciśniętymi wargami.
And I will love you, baby, always
And I'll be there forever and a day, always
– I'll be there 'till the stars don't shine – wyszeptałam, sprawiając, że jego uśmiech się poszerzył.
'Till the heavens burst and the words don't rhyme
And I know when I die, you'll be on my mind
And I'll love you
– Always – powiedzieliśmy równocześnie, niemal bezgłośnie.
Schylił się lekko i przyłożył czoło do mojego czoła. Zaplecione z moimi palce przytknął do swojej klatki piersiowej. Pierwszy raz słyszałam jak jego serce szybko i mocno biło. Jakby miało się za chwilę wyrwać i wyskoczyć. Przymknęłam swoje powieki i miałam wrażenie, że on także. Piosenka wciąż leciała, gdy my po prostu staliśmy w tej pozycji. Nie wiedziałam co robić i wydawało mi się, że tamta chwila trwała całe wieki. Próbowałam zapamiętać ją jak najlepiej. Jego mocno bijące serce, które znajdowało się pod materiałem bluzy w czarnym kolorze. Jego ciepły oddech, który powodował, że dostawałam dreszczy ekscytacji na kawałkach odkrytej skóry. Jego mocne perfumy i zapach papierosów który kojarzył mi się tylko z nim, a przede wszystkim jego dotyk. Jego bliskość i czułość. To, z jakim elektryzującym skutkiem reagowałam na jego obecność. Jak ja działałam na niego. Działaliśmy na siebie jak magnes.
And I will love you, baby, always
And I'll be there forever and a day, always
I'll be there 'till the stars don't shine
Till the heavens burst and the words don't rhyme
And I know when I die, you'll be on my mind
And I'll love you
– Chciałbym, żebyś kiedykolwiek pokochała tak kogoś jak w tej piosence – wyszeptał, ale mimo to wciąż słyszałam drżenie jego głosu.
– Chciałabym, żebyś ty także pokochał kogoś jak w tej piosence – odpowiedziałam równie cicho jak chłopak. Z przymkniętymi powiekami wsłuchani w Always.
I trwaliśmy dalej w tej samej pozycji. Jedyną różnicą było to, że zaczął lekko się kołysać, a ja wraz z nim, choć nigdy tego robić nie lubiłam. Łamałam swoje zasady dla niego tak samo jak on dla mnie. Byliśmy swoim uzupełnieniem i wiedziałam, że gdyby coś mu się stało, bolałoby to również mnie. Niebywale mocno się do niego przywiązałam. Jak na to krótkie lato zbyt mocno. Sama zdawałam sobie sprawę, że ja nie byłam obojętna dla niego. Przyznał to sam, gry przyjechał pod dom burmistrza, chociaż nikt go o to nie prosił. Kiedy staliśmy tak blisko siebie przy moim Always, poczułam, że tamta chwila była niezwykle emocjonalna i po prostu nasza. I następnego dnia moglibyśmy się tego wszystkiego wyprzeć, w tym byliśmy idealni, ale ja nie zapomniałabym nigdy chwili, w której tańczyłam z kimś, kogo jeszcze tak niedawno nienawidziłam. I miałam pewność, że on także by nie zapomniał.
Nienawidziłam całym sercem jego arogancji i wrogości. Nigdy nie odpłacał się dobrem za dobro, zawsze trzymał się na uboczu i pokazywał każdemu maskę, którą znałam aż za dobrze w czasie początków naszej znajomości. Thomas jednak pokazał mi, że nie trzeba się starać o kogoś, kto nie mógł zaakceptować tego, jakim jesteśmy. Pokazał mi też ten prawdziwy świat, w którym dobro nie zawsze wygrywało, a mrok można było odgonić. Bo tak jak po burzy pojawiało się słońce, z drobną pomocą ciemność zamieniała się w jasność. I owszem, mogłam nienawidzić również siebie, ale Thomas powiedział mi tak wiele prawdziwych rzeczy na balu w New Jersey, że chwilami, choć świadkiem był mi jedynie Bóg, powracałam myślami do tamtych chwil, gdy stracił do mnie swoje zaufanie, a mimo to wciąż starał się ratować swoje zdanie na mój temat.
– Ale tym kimś nie mogę być ja – powiedział już nieco głośniej. Wciąż słyszałam drżenie jego głosu, choć w tle leciała, jak się okazało, zapętlona piosenka.
Otworzyłam swoje oczy, natrafiając na to w pewnym sensie zagubione, ale także pewne swojej decyzji bruneta. I wiedziałam, że swoje słowa mocno ważył, próbując wybrać takie, abym nie została zraniona, a on sam nie chciał przy tym wszystkim zranić siebie. Tak, potrafiłam w ciągu tych kilku chwil znajomości z Thomasem rozszyfrować tę tajemnicę jaką była jego osobowość, a nawet myślenie. Nie uważałam się za znawcę, jednakże z całą pewnością to ja rozumiałam go najlepiej. Sam wiele razy to podkreślał lub po prostu pokazywał swoją prawdziwą twarz. Czułam się w pewnym sensie związana z nim. Wiele nas dzieliło, ale i łączyło. Być może te różnice powodowały, że scalaliśmy się w jedność. Jak drużyna.
Partnerzy w zbrodni.
– Nigdy nie miałeś – odparłam cicho, wciąż w jego objęciach, wciąż tańcząc z nim do naszego Always. Choć coś się zmieniło. Atmosfera między nami nie była już taka sama. Być może stała się bardziej dramatyczna.
– Nasza historia nigdy nie miała być szczęśliwa. – Przełknął ślinę, a ja tchnęłam cicho, zaciskając mocniej dłonie na materiale jego bluzy. Bo on miał rację.
– I nie będzie, prawda? – zapytałam cicho, wstrzymując oddech i licząc uderzenia bicia serca.
I jego odpowiedź miała rozwiązać wszystko. Miała potwierdzić moje uczucia do niego, bo przecież on nie czuł niczego do mnie. Między byciem kochaną a kochaniem znajdowała się ogromna kreska, która zasadniczo rozróżniała te dwa pojęcia. Miał rację, nie tkwiliśmy w bajce, naszej historii nie był pisany ten przysłowiowy happy end. Mieliśmy po prostu być partnerami w sprawie. Nikim innym. I chociaż po drodze zboczyliśmy mocno z tej ścieżki, gdzieś z tyłu głowy mieliśmy tę świadomość, że szczęśliwe zakończenie do nas nie pasowało. Mieliśmy chwilę swojej własnej sławy i uwagi, czas było usunąć się w cień. Czekałam tylko na potwierdzenie moich słów przez bruneta. To on został postawiony w tej sytuacji, w której mógł albo zaprzeczyć, albo się zgodzić. Mógł skazać mnie na gilotynę własnych uczuć lub ocalić przed emocjonalnym katem.
– Prawda – odetchnął głęboko, walcząc z kilkoma różnymi emocjami. Widziałam całą ich paletę i tak, wiedziałam, że było mu ciężko w tamtym momencie, ale jego odpowiedź zapieczętowała naszą relację.
Klamka zapadła.
Thomas się zmienił. Zmienił swoje postępowanie wobec mnie, a także swoich bliskich. Faktycznie, więcej się odzywał i nie miał podłych zmian humoru. Kontrolował swoje wybuchy emocji i starał się być z nami nie tylko ciałem, a także duchem. Jednakże przede wszystkim zmieniło się jego nastawienie do mnie. Nie byłam dla niego już tylko głupią małolatą, która wykazała się heroizmem i głupotą, ratując, jak się jej zdawało, niewinnego przyjaciela. Po raz kolejny ta zagubiona dziewczyna zdała sobie sprawę, że oceniła sytuację z góry, a nie zagłębiała się w jej szczegóły. I nie zamierzałam więcej popełniać tego błędu. Chciałam zmienić swoje postępowanie. Przecież nie miałam już tych czternastu lat, a prawie siedemnaście. Czas było już decydować o swoich czynach i wreszcie przestać pakować się w sytuacje, które nie powinny mnie nigdy dotyczyć.
Mocno go przytuliłam. Chciałam przekazać mu tym samym jak bardzo ważny dla mnie był. Jakim darzyłam go szacunkiem, gdy uratował moje życie wielokrotnie czy po prostu miał na mnie oko. On zaś zadarł moją brodę w górę i spojrzał w oczy ze smutnym, a nawet nostalgicznym uśmiechem, którego u niego do tej pory nigdy nie widziałam. Miał w sobie coś takiego, że spowodował ból mojego serca. Krótki i nagły, ale jednak ból. Przede wszystkim dotkliwy, bo gdy on ukazywał negatywne dla niego uczucia, miękłam i chciałam mu pomóc. Nie miałam pojęcia czym to było spowodowane, choć w niedalekim czasie przekonałam się na własnej skórze, co to znaczyło. Thomas pocałował mnie w czoło i dopiero wtedy mocno objął. Staliśmy razem, a wokół nas rozbrzmiewały dźwięki ballady rockowej Bon Jovi.
Nie odezwałam się słowem, gdy w milczeniu się ode mnie odsunął. Nie odezwałam się słowem, gdy posłał mi ostatnie spojrzenie. Pełne różnych emocji. Nie odezwałam się słowem, gdy nacisnął klamkę i spojrzał w moje oczy ze swoimi brązowymi tęczówkami po raz ostatni, zamykając drzwi. Nie odezwałam się słowem, gdy opuścił mój dom i zamknął temat, który nigdy nie powinien być poruszony. To był koniec... początku?
A w uszach brzęczały mi jeszcze słowa, które powiedział, gdy zamykał drzwi, a przy tym krótki rozdział naszej wspólnej historii, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
– Jesteś moją perfekcją, Dark. Zbyt wyjątkową, bym mógł cię tak po prostu porzucić. Właśnie to powiedziałem Jeffowi Adamsonowi, gdy stwierdził, że jesteś mi potrzebna tylko do seksu i przyjęcia za mnie kulki w głowę.
***
Hej, hej!
Rozdział 31. Jak wrażenia?
Nie będę się rozpisywać na temat piosenki użytej do rozdziału. Kocham Always całym sercem już długi czas i musiałam ją umieścić w tym ważnym dla mnie rozdziale. Tak, jest to wersja demo, którą poznałam dopiero miesiąc temu, ale towarzyszyła mi przez całe pisanie rozdziału. Wersja oryginalna tej cudnej piosenki króluje na szczycie soundtracków WADITD i jest moim małym uzależnieniem.
Przed nami jeszcze tylko epilog WADITD i podziękowania, a potem nastąpi koniec pierwszej części trylogii Darkness. Emocji w nim nie zabraknie do ostatniego słowa i naprawdę mam nadzieję, że wam się spodoba, choć te emocje będą szaleńczo mocne.
Koniecznie przesłuchajcie obu tych piosenek z rozdziału, ponieważ uważam, że są warte przesłuchania!
Dziękuję każdemu z was za gwiazdkę, komentarz, dodanie WADITD do biblioteki czy listy opowiadań. Dziękuję za każdą prywatną wiadomość z zapytaniem kiedy dodam rozdział i każdy kolaż, który znalazł i znajdzie miejsce w tym opowiadaniu x
Do następnego xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top