10. Żyj chwilą, słońce.

Po wielu drinkach i kieliszkach wódki byłam już trochę pijana i rozbawiona. Przede wszystkim rozbawiona, a Dylan Jayden wraz ze mną, a kiedy i ja, i on byliśmy rozbawieni, nie zawsze się to dobrze kończyło. Teraz tańczyłam z nim na stole i nie, wcale się nie krępowałam. Thomasa i jego ekipy już nie widziałam, sam chłopak ulotnił się z kuchni po naszym tańcu i rozmowie, a ja poszłam do kuchni, żeby chociaż kieliszek był mi kompanem na tej imprezie. Całe szczęście, że wokół stołu było tylu wesołych ludzi. Wszyscy tańczyli z nami i naprawdę miałam wrażenie, że dobrze mi szło. Przynajmniej, dopóki nie spadłam ze stołu. Ale bez obaw! Nie upadłam i nie potłukłam swojej buzi, bo ktoś zdążył mnie złapać. Nie wiedziałam kto to, póki ta osoba nie zatrzymała mnie przed sobą w ramionach, żebym nie upadła. Uniosłam głowę w górę i ujrzałam wesołą twarz Regana Westa. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.

Kochajmy Goldena!

– O, cześć, złapałeś mnie – rzuciłam, jakby to nie była najbardziej oczywista rzecz.

– Jeszcze byś się poturbowała i co byśmy zrobili? – zacmokał, obejmując mnie ramieniem. Zaczęliśmy iść w stronę wyjścia z wielkiego salonu. Przez chwilę mogłam przyjrzeć się jego tatuażom, do których zazwyczaj się nie skupiałam. Na odkrytym ramieniu widniał kontur róży, na klatce piersiowej zaś, między obojczykami, widniał napis Girls love gold. Ewidentnie chodziło tu o jego włosy, które naprawdę przypominały złoto. 

– Zaraz, zaraz! A co z Dylanem? Przecież nie mogę go zostawić – zaprotestowałam, odwracając się w tył. Zobaczyłam jednak, że Will i Jack prowadzili mojego przyjaciela w stronę innego wejścia do kuchni.

– Jest w dobrych rękach, a ty jesteś pijana. Musisz się trochę ogarnąć, Ronnie – powiedział, ponawiając próbę poprowadzenia mnie do wyjścia z domu.

– Ja? Pijana? – prychnęłam, a moje oczy zmieniły się w dziesięciocentówki. Chłopak wziął moją torebkę i narzucił ją sobie na ramię.

– Tak. – Zaśmiał się ciepło, gdy wyszliśmy przez tylne wyjście na dwór. Szczerze mówiąc, skręcaliśmy tak wiele razy, że nawet nie miałam pewności czy powróciłabym tą samą drogą.

Poczułam cudowne chłodne powietrze, co było miłą odmianą po tym zaduchu w ogromnym domu. Wszędzie smród potu i alkoholu, że szło zwymiotować. Do tego dochodziła jeszcze głośna muzyka i rażące po oczach światła. Ale ten zapach świeżego powietrza kojarzył mi się z dobrze spędzonym czasem w gronie przyjaciół i rodziny. Te wakacje miały być tak inne. Właśnie rozpoczął się ich pierwszy dzień. Napisałam do taty wiadomość, że zostanę na noc u Dylana, bo gdybym przyszła tak pijana do domu, to raczej nie byłoby wesoło. Mogło tak też być, że skończyłabym w krzakach.

Skierowaliśmy się z Goldenem w stronę altanki i musiałam przyznać, że to była bardzo ładna altana. Od zawsze o takiej marzyłam, jednak podwórko u nas tylko rosło i nikomu nie chciało się go skosić. Chyba, że tata zapłaci George'owi, naszemu sąsiadowi za przysługę, wtedy na odwiedziny krewnych jakoś to wyglądało. Raczej jednak nikt się w ten gąszcz nie zapuszczał, choć może powinnam się tym zająć, skoro chciałam taką altankę?

– Chcesz? – Przeniosłam swoje spojrzenie na profil blondyna. Jego włosy były takie, jakby ktoś naprawdę stworzył je ze złota. Okazało się, że wystawił w moim kierunku papierosy, a że lubiłam palić dla towarzystwa, to jednego wzięłam.

– Dzięki – mruknęłam, gdy podpalił mojego papierosa. Trochę mnie to uspokoiło, ale z jakiegoś powodu wciąż chciało mi się śmiać. – Co będziemy robić, hmm?

– Poczekamy aż się ogarniesz. Potem wrócimy do środka i położysz się spać.

– Ale ja nie chcę spać – oznajmiłam, zrzędząc. Parsknęłam śmiechem na swój ton głosu.

– Ronnie, dość sporo wypiłaś – zauważył geniusz. – I po co ci to było? Będziesz wymiotować dalej niż widzisz.

– Cóż, jakby ci to powiedzieć... – zaczęłam, chcąc dobrze dobrać słowa. – Ludzie piją z wielu powodów. Są smutni albo przypomni im się coś smutnego... no, to ja jestem tym typem.

– Co jest? – zapytał, kładąc dłonie na moich plecach. Wzruszyłam ramionami, strzepując popiół z papierosa. W tej altance było dosyć ciepło. W Atlantic City pogoda często się zmieniała, a w lato w dzień odczuwało się najwyżej dwadzieścia siedem stopni... w nocy robiło się chłodniej i nawet w kurtce jeansowej to czułam, pomimo tego, że sporo wypiłam.

– Przeszłość szuka dziur, by wrócić i mnie prześladować. – Przez chwilę panowała cisza i już pomyślałam, że źle to zabrzmiało. – Brzmię jak wariatka? Nie miało to tak zabrzmieć. – Zaśmiałam się nerwowo.

– Nie, nie brzmisz jak wariatka – odpowiedział z uśmiechem. – Fajnie, że podzieliłaś się ze mną z tymi informacjami. Zawsze możesz na mnie liczyć – dodał, zaciągając się papierosem. Wtedy naprawdę wiedziałam, że mogłam na niego liczyć. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo.

– Tu jesteś, szukałem cię. – Usłyszałam nagle głos gdzieś obok mnie, ale nie do końca wiedziałam, gdzie. To na pewno Thomas, jego głos poznałabym wszędzie.

– Niespodzianka! – zawołałam wesoło, gdy wszedł do drewnianej konstrukcji. Mój humor zmieniał się z prędkością światła. W sumie tak jak jego.

– Czego ona się nabrała? – mruknął do Regana. Wiedziałam, że był zirytowany, choć nie miałam pojęcia, czemu. Poza tym mnie to nie interesowało. 

– Trochę alkoholu. Tak sądzę... – odpowiedział z zamyśleniem Regan, drapiąc się po głowie.

– Jestem trzeźwa... prawie – wtrąciłam się. – I mogę zrobić orzełka.. jaskółkę! – poprawiłam szybko. Orzełek brzmiał ładniej.

– Wracam do środka. Chrissie napisała – oznajmił Regan, spoglądając w swój telefon. Wyrzucił niedopałek do stojącej na stole popielniczki. – Uważaj na nią – zwrócił się do Frightona. Przepraszam bardzo, ale to chyba ja powinnam była na niego uważać.

Po chwili Westa już nie było. Nie zdążyłam niczego powiedzieć. Znów zostałam z Thomasem sam na sam, a przecież w moich żyłach wciąż krążył alkohol i byłam dziwnie rozbawiona. Zgasiłam papierosa w popielnicy i westchnęłam, nie patrząc na bruneta, z którym jeszcze jakiś czas temu tańczyłam. Nie wiedziałam, jak się zachować po tamtej sytuacji, choć nie powinnam o tym myśleć. A ja myślałam, mimo iż byłam pijana.

Niedobrze.

– Powiedz mi. Jakim cudem tak grzeczna dziewczyna mogła się tak upić? – zapytał bez emocji po paru minutach. Zmarszczyłam brwi i przeniosłam na niego swój wzrok.

Stał nie tak daleko ode mnie. Jego piękną twarz okalał mrok, a lekkie światło, które rzucał księżyc, pozwalało mi zobaczyć kontur jego sylwetki. Niebo było bezchmurne, choć to wyjątkowe, bo w Atlantic City takie niebo stanowiło rzadkość. Kiedy usiadł obok mnie, siadając twarzą w stronę księżyca, mogłam zobaczyć jego ostre rysy twarzy, prosty nos i fascynujący kontur liścia na szyi, który mnie jednocześnie bawił i fascynował. Patrzyłam na jego piękne niepełne usta w malinowym kolorze i w te oczy. Dzikie, o ciemnych tęczówkach, stworzone jak dla jakiegoś diabła, które uderzały mrokiem i ściągały na dno. Wiedziałam jednak, że jego miejsce nie było w piekle, a gdzieś jeszcze niżej. Niżej nawet od dna. W ciemności, tam wszystko wyglądało inaczej.

– Nie jestem ani grzeczna, ani pijana – oznajmiłam, krzyżując ręce na piersi. Chciałam zachować pozory, mimo iż ten chłopak wzbudzał we mnie różne emocje.

Niekoniecznie te dobre.

– Jesteś w takim stanie, że ktoś mógłby to wykorzystać, a ty nawet byś tego nie pamiętała.

– Jesteś psychiczny, wiesz?

– Wiem – odpowiedział spokojnie. Odpalił jednego z papierosów, którego wyciągnął z paczki. Następnie mocno się nim zaciągnął. – Ale musisz przyznać, że podoba ci się ta mroczna otoczka.

– Słucham? – Moje oczy zamieniły się w dziesięciocentówki. – Wcale mi się nie podoba, narcyzie! Nawet cię nie lubię.

– No jasne – mruknął niezaciekawiony. – Jesteś dziewczyną, każda z was marzy o kimś takim, nawet jeśli nie chcecie przyznać tego przed samymi sobą. Jeśli to ci się nie podoba, to będzie. Kwestia czasu. 

Nie no, śmiesznie.

– Nieprawda. Prędzej to ja spodobam się tobie, nie na odwrót – prychnęłam, gdy on się podniósł i wyszedł z altany. Nie byłam pewna swoich słów, on chyba nawet nie umiał kochać. – I gdzie idziesz, co? Nie zostawiaj mnie samej – westchnęłam ciężko i w ekspresowym tempie wyszłam z konstrukcji, gdzie stał Thomas ze swoim aroganckim uśmiechem.

– No i co? Może nie lecisz na mnie, ale za mną jak najbardziej – stwierdził, rzucając niedopałek w trawę.

– To nie... – zaczęłam, ale potknęłam się o stopień i upadłam wprost na niego. Uderzyłam głową w twardy tors. Poczułam jak mój mózg odbił się od czaszki.  

Och, oczywiście, że musiałam na niego upaść.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że na mnie leżysz? – spytał, unosząc ze znudzeniem prawą brew.

– To nic nie znaczy – burknęłam, choć z niego zejść, ale moja noga wplątała się w jakiś bluszcz, co przy ruchu sprawiało mi ból. – Cholera!

– Kolejna wymówka, czemu na mnie leżysz? – Zaśmiał się chłodno.

– No nie – odpowiedziałam podirytowana. – Nie mogę wyplątać nogi. – Zerknęłam w tył, ale było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć.

– Czekaj, mam pomysł – oznajmił. Uniosłam na niego wzrok, ale w tym mroku zobaczyłam tylko jego błyszczące oczy. Po chwili chłopak po prostu wysunął się spode mnie i uderzyłam o twardą ziemię.

– No genialny pomysł – sarknęłam, gdy się podniósł. Poczułam, jak chwycił moją nogę, próbując mnie wyplątać z tych badyli. – Au! – warknęłam, bo nie zrobił tego w delikatny sposób.   

– Mój błąd. – Usłyszałam za sobą.

Jak zawsze.

– Idź na tę imprezę, mówili. Będzie fajnie, mówili! – mruknęłam i obróciłam się na plecy.

– Nie narzekaj tak – westchnął z irytacją. – Zawsze mogłaś wpaść pod samochód.

– Musisz być takim pesymistą? – Podniosłam się z ziemi i otrzepałam z piachu. – Myślałam, że to ja jestem idealnym przykładem pesymizmu, ale ty, w takim razie, jesteś jakimś pieprzonym nagrobkiem i trumną pesymizmu na cmentarzu wśród innych pesymistów! – fuknęłam zdenerwowana.

– No cóż, nie każdy musi cieszyć się tym okrutnym światem – stwierdził sucho, wciskając w kieszenie swojej bluzy dłonie. Miałam wrażenie, że jeszcze bardziej spochmurniał.

– Mnie to mówisz? Nie wiesz, ile przeszłam. – Ucięłam, nim bym się rozgadała. Kiedy sporo wypiłam, otwierałam się, byłam szczera do bólu. Nie powinnam tego robić przed nim, nie chciałam tego robić.  

Thomas tego nie skomentował, a jedynie obrzucił dosyć nieodgadnionym wzrokiem. Przekrzywił głowę, gdy dotarł on do oczu. Zbliżył się parę kroków, a gdy stał centralnie przede mną, odchyliłam nieco głowę, by nie zerwać kontaktu wzrokowego. Nie miałam pojęcia, co on robił, ale się nie ruszyłam. Ciekawość wygrywała, podobnie jak alkohol, nad rozumem. Kurwa, zaskoczył mnie.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – spytałam w końcu i cofnęłam się o mały krok w tył.

Za blisko.

– Powiadają, że oczy są zwierciadłem dla duszy albo, tak jak Bécquer, że kto umie mówić poprzez spojrzenie, może nawet nim całować – odparł spokojnie. 

–  I co odczytałeś z moich? – Uniosłam delikatnie brew.

– Że dosyć szybko mrugasz – No wow. – A intensywne mruganie oznacza ogromne zainteresowanie osobą, z którą masz do czynienia, podoba ci się lub wzbudza w tobie silne emocje, kochanie – podsumował, a na jego usta wpłynął ten sardoniczny uśmiech.

– Nie wmawiaj mi nieprawdy, Thommy – prychnęłam, a on mocno się skrzywił. Jego oczy pociemniały. Faktycznie musiał nie lubić tego zdrobnienia.

Ponownie niczego nie powiedział. Zaczął przed siebie iść, a ja, w takim stanie, nie miałam pojęcia, co robić, a dodatkowo chyba leciała mi krew z nogi. Było jednak zbyt ciemno, bym mogła jakoś to ocenić. Okoliczne chmury zakryły księżyc, a sama nie mogłam tu zostać. Nie grzeszyłam fizyczną siłą, a z pijanymi ludźmi ciężko się dogadać. Ktoś mógł mnie skrzywdzić.

– Thomas! – sapnęłam głośno. – Zaczekaj! – Nie widziałam go, ani też nie słyszałam. Zaczęłam iść wolnym krokiem, plątały mi się nieco nogi. To przez nadmiar alkoholu. Ktoś nagle chwycił mnie w pasie, przez co z przerażeniem krzyknęłam. Usłyszałam dosyć szczery śmiech Frightona za sobą. 

No fajnie, że akurat szczerze się śmiał, jak byłam przerażona.

– Mówiłem, żebyś tak na mnie nie mówiła – powiedział, kiedy się uspokoił. Odsunął się ode mnie. – Moim nowym hobby jest straszenie ciebie, jak słowo daję.

– Lecz się, psycholu – mruknęłam pod nosem i parsknęłam, bo jednak moja reakcja wydała mi się teraz zabawna.

– Może zacznij od siebie, bo to ty się śmiejesz, a chwilę temu mnie wyzywałaś, ciskając gromami z oczu – skwitował sucho, gdy wracaliśmy do środka. Dobrze, że prowadził, bo chyba bym się nie odnalazła.

– Która godzina? – Wokół było mnóstwo osób, a ja już czułam mdłości na tą wybuchową mieszankę zapachów. Grała głośna muzyka, było duszno.

– Po pierwszej – odpowiedział mi, pochylając się nade mną. – Chcesz położyć się spać? 

Jaki troskliwy.

– Chcę iść tam, gdzie jest ciszej. – Chwyciłam jego bluzę i zacisnęłam na niej dłoń. Chciałam przyciągnąć go do siebie, żeby mnie usłyszał.

Chwycił moją dłoń, gdzie zauważył szwy. Na szczęście mnie już nie bolało. Thomas spojrzał na nią, potem na mnie, ale udawałam, że nie wiedziałam, o co mu chodziło. Nie chciałam o tym mówić. Nie w chwili, gdzie próbowałam odpuścić, chociaż byłam mocno pijana. Chwilę później przepychał się między tymi ludźmi lub przystawał się z nimi powitać. Ja w tym czasie przyglądałam się pięknym obrazom i rzeźbom w domu Williamsa. Jakim cudem w Atlantic City stał tak piękny dom, w idealnym stanie? A może wszyscy wiedzieli, że Jack zadawał się z Thomasem Frightonem? Ciekawa też byłam, czy ludzie wiedzieli, że Fear i Thomas to jedna osoba. Myśli te jednak opuściły mnie, gdy weszliśmy na piętro i zrobiło się ciszej.

– Tu jest zakaz wchodzenia – oznajmił chłodno Thomas. Aż ciarki przeszły mi po plecach, a ja sama chciałam wyrwać z jego uścisku dłoń, choć mi na to nie pozwolił.

No super.

– Wybacz, Thomas – wymamrotał jeden z tych gówniarzy. Jakiś wysoki rudowłosy z lokami, który, podobnie jak reszta ludzi, opuściła tę część domu. Oczywiście tylko jedna osoba nie zastosowała się do jego słów. Victoria zarzuciła Fearowi ręce na szyję. Ten musiał mnie puścić, żeby złapać równowagę. Fisher mnie nie zauważyła, lekko ubrana dziewczyna wpatrywała się w chłopaka. 

– Tęskniłam – powiedziała, a ja odkaszlnęłam, bo zakrztusiłam się śliną. Dopiero wtedy spojrzała za siebie, na mnie. – O, a ty tu czego?

– Miło, że pytasz – sarknęłam sucho. - Gdybyś nie rzucała się na Thomasa, to byś mnie zauważyła, bo ja tutaj przyszłam z nim.

O cholera, ale dowaliłam do pieca.

 Coś ty powiedziała? – syknęła, mrużąc oczy i gdyby nie to, że Frighton chwycił ją mocno, to pewnie by mnie uderzyła. Zdrowy rozsądek podpowiadał, żebym się zamknęła. Ale nie byłam trzeźwa, za to odważna.

– Mam to powtórzyć czy ci napisać?

– Dobra, wystarczy – wtrącił się Frighton z hamowanym rozbawionym uśmiechem. – Potem się zobaczymy, Vic.

– Dobrze – odpowiedziała spokojnie. Kiedy mnie mijała, oczywiście popchnęła mnie ramieniem. Posłała mi też sukowate spojrzenie. 

Czyli przyjaciółkami nie będziemy?

– Musiałaś? – rzucił, gdy szliśmy korytarzem. Szukał wolnego pokoju.

– Tak – odparłam z opanowaniem. Ona mnie wkurzyła. Thomas był moim chłopakiem, nawet jeśli nie naprawdę. Nawet w takim związku nie odbija się chłopaka.

W końcu weszliśmy do jakiegoś pokoju, który znajdował się na końcu długiego korytarza. Ściany w odcieniu błękitnym z białymi wykończeniami, ciemne meble i biały dywan na środku pomieszczenia. Dodatkowo lampka rzucała mdłe światło na ten pokój, dzięki czemu coś mogłam zobaczyć. Byli w nim poznany wcześniej przeze mnie Zach i Christina. Brunetka miała na sobie opięte czarne ogrodniczki i różową koszulkę. Wyglądała pięknie, a swoje czarne włosy związała w wysokiego kucyka. Jak ja zazdrościłam jej tego egzotycznego wyglądu!

– Hej! – zawołała z uśmiechem, kiedy mnie zobaczyła. Mocno mnie przytuliła.

– Cześć – odpowiedziałam, odwzajemniając gest. 

– Mogę ją tutaj zostawić? – zapytał Thomas. Uniosłam na niego swój wzrok. Jakie zostawić? –  Nie patrz tak na mnie. Nie będę siedział i cię pilnował, skoro mam obok siebie Victorię i całą imprezę. – Powiedział to na tyle poważnie, że nie mógł żartować. No nie było to miłe. – Nie pij już więcej, bo urwie ci się film. – Po tych słowach wyszedł.

Jasna cholera, co to było?

– Cholera – mruknęła Christina. – Nie przejmuj się nim, Vi. – Miała rację, nie zamierzałam się smucić.

– Chodź do nas – rzucił Zach z uśmiechem na twarzy. – Mamy kolorowe drinki. 

Nie pij już więcej, bo urwie ci się film.

– A ja bardzo chętnie ich spróbuję – skwitowałam, lekko się uśmiechając. Mógł sobie robić, co chciał, nie interesowało mnie to. Podeszłam do łóżka, na którym siedzieli Zach i Chris, i sięgnęłam po jednego z drinków, które podał mi Richer.

– Jeden z mocniejszych – poinformował mnie chłopak.

Potem wszystko nabrało kolorów.  

***

Nigdy w życiu głowa tak bardzo mnie nie bolała jak wtedy, gdy się obudziłam. W pierwszej chwili oślepiło mnie światło, potem usłyszałam piski w uszach, a na koniec zaczęłam się rozglądać po pokoju, ale obraz przed oczami jeszcze się nie wyostrzył. Dopiero po pewnym momencie się wyostrzył i wtedy mnie zamurowało. Leżałam w jakimś pokoju, chyba w tym, w którym spędziłam resztę imprezy z Christiną i Zachem. Dziewczyny nigdzie nie widziałam, za to z Zachem... leżałam z nim w jednym łóżku. Nie zamierzałam jeszcze panikować, bo przecież mogło się zdarzyć, że się koło siebie położyliśmy, ale on nie miał koszulki, a ja miałam na sobie jakąś męską! Dobrze, że miałam na sobie majtki i stanik, bo nie miałam pojęcia, co bym zrobiła. Niczego nie pamiętałam. Urwał mi się film. Nie mogłam o tym nie pomyśleć, ale jednak wpadło mi do głowy, że Fear mnie przed tym ostrzegał. Miałam za swoje.

– Cholera – mruknęłam cicho, podnosząc się bezszelestnie na materacu, by nie zbudzić śpiącego obok Richera. Przeszłam do toalety, która znajdowała się na drugim końcu korytarza. Dom był bardzo cichy, całkowicie kontrastowało to z poprzednią nocą.

Nie wiedziałam, gdzie był Thomas, Dylan, a przede wszystkim właściciel domu, Jack Williams. Dodatkowo nie mogłam znaleźć moich ubrań, więc zmuszona zostałam do dalszego paradowania w męskiej, za dużej koszulce, z nadrukiem Guns N' Roses. Chociaż tyle dobrego. Wbiegłam do toalety, ale podskoczyłam zaskoczona, gdy się odwróciłam, bo w wannie leżał Jack. Spał w najlepsze, chrapał głośno, a jego usta były lekko rozchylone. Położyłam płasko dłoń na klatce piersiowej, by uspokoić szybko bijące serce.

– Jack – zawołałam półszeptem, szturchając go w ramię. Odpowiedziało mi tylko głośniejsze chrapanie. – Jack! – odezwałam się głośniej, ale efekt znów był podobny. Zirytowana sięgnęłam po stojący na zlewie kubek, wlałam w niego wody i oblałam nią szatyna. Przynajmniej to poskutkowało, bo z głośnym przekleństwem zerwał się jak oparzony.

– Co, do chuja! Nie robi się tak! – wrzasnął, wycierając twarz. Zaczął się wiercić w tej wannie.

– No wybacz, ale jestem przerażona, Jack. Potrzebuję twojej pomocy – wyjaśniłam spokojnie, siadając na skraju wanny.

– Co się stało? – mruknął naburmuszony.

– Nie pamiętam, co się działo wczoraj, a kiedy się obudziłam, to leżałam z tym Zachem w jednym łóżku, w męskiej koszulce. Myślisz, że... mogło się coś między nami wydarzyć?

A on zaczął się śmiać. Tak po prostu śmiać, zapominając, że chwilę temu został zbudzony ze snu w dosyć brutalny sposób. Nie wiedząc, co zrobić, przesiadłam się na muszlę klozetową, by chociaż w taki sposób uciec od tego szaleństwa. Mnie do śmiechu nie było! Sięgnęłam swoich włosów i szarpnęłam nimi u nasady. Głowa pękała mi z bólu, a samopoczucie lepiej się nie prezentowało. Nie wiedziałam, o co mu chodziło. To było czyste szaleństwo i dodatkowo pękała mi głowa.

– Skończyłeś? – burknęłam w końcu.

– Tak – odpowiedział rozbawiony. – Między tobą a Zachem do niczego nie doszło.

– A skąd ta pewność? – Spojrzałam mu w oczy.

– Kiedy ty piłaś z nimi w pokoju, poszedłem was szukać. Byłaś pijana, zalałaś sukienkę, więc przebrałem cię w jedną z moich koszulek, a potem położyliśmy cię do łóżka. Zach wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Poszliśmy balować, ale Thomas zaczął cię szukać, więc wróciliśmy całą trójką do pokoju. Fear stwierdził, że nie będzie cię budził i wyszedł w poszukiwaniu Dylana. Położył go w pokoju obok i sam wrócił do domu, bo nie było wolnych łóżek. Thomas nie pił, za to Zach ostro się schlał, więc położył się obok ciebie, niby pilnując, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy, a ostatecznie zasnął. Ja poszedłem się kąpać, ale skończyło się tak, że zasnąłem w wannie. Cała historia – zakończył, rozkładając na moment ręce.

– Aha – odpowiedziałam, wzdychając z prawdziwą ulgą. Nie strzeliłam żadnej głupoty. – Od dzisiaj nie piję alkoholu. 

Mhm, jasne.

– Ja też. – Zaśmiał się.

– Ile osób może być teraz w twoim domu? – Nie miałam ubrań na zmianę, wolałam się nie ośmieszać przed sporą ilością ludzi.

– Może jakieś trzydzieści? – odparł po namyśle, drapiąc się po głowie. – Chyba, że już wyszli. Jakby nie było, pewnie jest już południe.

– Południe? – Mocno się zdziwiłam. Musiałam zadzwonić do taty, żeby się o mnie nie martwił.

– Tak, chodźmy poszukać Rosaline. Pewnie też już jest na nogach, bo nie piła.  

No, jeśli nie jest kropla w kroplę jak Amy, to nie wiem.

– Dobrze – odpowiedziałam wolno. – Ale najpierw musisz mi pożyczyć jakieś ubrania.

– Mogę ci dać mojej młodszej siostry.

– Młodszej siostry? To stąd te drabinki obok domu?

– Tak, spostrzegawcza jesteś. – Wygramolił się z wanny. – Charlotte ma czternaście lat i wyjechała wraz z rodzicami na wakacje po zakończeniu jej roku. Ma fioła na punkcie ubrań, ale mogę pożyczyć ci jakieś jej stare.

– Dziękuje. – Uśmiechnęłam się lekko. – Czemu nie pojechałeś z nimi?

– Znowu jechali do Włoch. Byłem tam co najmniej trzy razy. Ileż można wyjeżdżać do jednego kraju?  

Ach, no rzeczywiście to nudne.

– Dobra, idę po te ubrania – oznajmił i podszedł do drzwi. – I nie myśl, że ci odpuszczę to, że mnie oblałaś. – Spojrzał na mnie i wskazał palcami najpierw swoje oczy, potem moje. Następnie wyszedł.

Miałam trochę czasu, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Po pierwsze, nigdy więcej nie miałam zamiaru wypić aż tak ogromnej ilości alkoholu. Po drugie, Thomas zachował się jak dupek, któremu wróciło nagle sumienie i poszedł mnie szukać. Po trzecie, śmierdziałam niczym gorzelnia. Po czwarte... wszystko mnie bolało i chciało mi się pić.

Kac morderca nie ma serca, huh?

Szybko zamknęłam drzwi na klucz i wskoczyłam pod zimny prysznic. Kiedy woda oblewała moje rozgrzane ciało, myślałam o tym, co powiedział mi Jack. Czy Fear naprawdę się o mnie martwił? Czy on musiał być tak nieprzewidywalnym chłopakiem? Był jedną z najbardziej nieprzewidywalnych osób, które poznałam, a przeżyłam już wiele na tym ciemnym świecie. Thomas Frighton zaskakiwał mnie prawie cały czas. Raz był miły i uroczy, by po chwili uderzyć ze zdwojoną siłą, a ja nie wiedziałam, czego tak naprawdę ode mnie chciał. Żebym się przy nim nie nudziła? Może żebym przez niego cierpiała? To osoba, która podobno miała psychiczne problemy. Miałam nadzieję się kiedyś o nich dowiedzieć. Ale nadzieja matką głupich.

Usłyszałam stukanie w drzwi. Szybko więc wyszłam spod prysznica i wytarłam się koszulką Williamsa. Założyłam majtki i stanik. Oczywiście nie podobało mi się to, że musiałam założyć tę samą bieliznę. Nie miałam jednak żadnej innej opcji. Nie zamierzałam otwierać Jackowi drzwi nago. 

– Dzięki – rzuciłam przez uchylone drzwi, gdy Jack podał mi ubrania. Od razu zatrzasnęłam płytę, ale tak, by nikogo nie obudzić. Przyjrzałam się rzeczom, które dał mi szatyn. Różowa koszulka z krótkim rękawem, błękitne legginsy i do tego skarpetki w Hello Kitty. – No bez jaj – burknęłam do siebie, ale założyłam na siebie te ubrania. Faktycznie to musiały być jakieś stare ciuchy.

Wyszłam w pełni gotowa, choć na sam mój widok chciało mi się śmiać i nie wątpiłam w to, że zostanę wyśmiana. Nie dbałam jednak o to, ponieważ jeśli miałam do wyboru zalaną alkoholem sukienkę oraz ubranie dla dzieciaka, to chyba drugi outfit jednak był korzystniejszy. Na górze nikogo nie zastałam, co oznaczało, że albo spali, albo po prostu nie było ich na tym piętrze. Jeśli chodziło o parter, na schodach słyszałam głośne, rozbawione głosy. Głównie Rosaline i Christiny. Jakim cudem Monet nie miała tak złego samopoczucia jak ja? Nie życzyłam jej źle, oczywiście, że nie, ale czułam się tak okropnie...

Kiedy stanęłam w progu kuchni, mój nos wyczuł kawę. To mój ulubiony napój i, o matko! Tak potrzebowałam kawy. Dwie dziewczyny – brunetka i blondynka – rozmawiały o czymś, żywo gestykulując przy stole. Dwóch chłopaków, czyli Dylan i Jack stali przy kuchennej wyspie. Przynajmniej oni wyglądali na skacowanych. W grupie siła.

– Jak się czujesz, Dylan? – rzuciłam, wchodząc do pomieszczenia. Usiadłam przy stole z dziewczynami. – Wyglądasz gorzej niż zwykle.

– Dzięki, Barbie – odgryzł się, nawiązując do mojego ubrania. Pokazał mi przy tym bardzo nieładny gest dłonią, dokładniej środkowym palcem.

– Jak się czujesz, Vi? – zapytała Christina.

– Głowa mnie boli, poza tym jest dobrze – odpowiedziałam, nieco naginając prawdę. – A wy jak się trzymacie? – Zerknęłam na chłopców, którzy oglądali mecz na telewizorze w kuchni.

– Dam ci coś na ból – oznajmiła Ross, wstając. Kochany z niej promyk. – I wypij trochę kawy, postawi cię na nogi. – Uśmiechnęła się do mnie, podając kubek. – Ze mną wszystko w porządku.

– Dziękuję – odparłam z wdzięcznością i przyjęłam kubek. – A ty jak, Chrissie?

– Całkiem dobrze. – Wydęła wargę, na której chwilę wcześniej widziałam tajemniczy uśmieszek.

– Chłopak? – zgadywałam, a ta uśmiechnęła się już bez skrywania tego. – Wyrwałaś kogoś?

– Tak... tak jakby. – Zaśmiała się cicho. – Był bardzo miły i zabawny. Umie tańczyć, nie jak niektórzy. – Uniosła brew, patrząc na Williamsa, ale ten jej nie słuchał. Stłumiłam śmiech i słuchałam dalej. – Dałam mu swój numer telefonu. Wrócił wcześnie do domu, bo jego siostra zadzwoniła z jakąś sprawą, ale rozmawiało nam się świetnie.

– Uuuu, a jak się nazywa? – spytała podstępnie Rosaline, dosiadając się do nas z tabletkami. – Nie mówiłaś niczego o żadnym szczęściarzu.

– To Peter Green. – Zakrztusiłam się kawą. Od zawsze nasz Peter był tym, któremu w głowie tylko imprezy. Typowy dzieciak, który nie chciał się umawiać na randki, bo wolał wydawać pieniądze rodziców. Tymczasem podbił serce Christiny? Mój Boże, szaleństwo! – Coś nie tak? – Dziewczyna uniosła brew.

– Nie, nie – pokręciłam szybko głową – spokojnie. Chodzi o to, że znam Petera i nie sądziłam, że zdolny jest do wyrwania dziewczyny. On całe życie jedynie imprezował. – Chris skinęła wolno głową.

– Tym bardziej się cieszę, że udało mi się zwrócić jego uwagę. – Uśmiechnęła się szeroko, a Ross dotknęła jej ramienia w miłym geście.  

– Dziewczyny – zwrócił się do nas Dylan i wszystkie trzy na niego spojrzałyśmy – my to słyszymy.

– Tylko ani słowa Peterowi – poprosiłam, na co zasalutował. Potem w towarzystwie Jacka wyszli z kuchni. Od kiedy oni się stali takimi przyjaciółmi, to nie miałam pojęcia. Wzięłam tabletkę i napiłam się kawy.

– Jakieś plany na dziś? – spytała Monet.

– Cóż, chyba dzisiaj posiedzę w domu i przeczytam książkę. – Kochałam swoją introwertyczną naturę.

– Jaką? – zaciekawiła się Rosaline.

– O nie – skomentowała z burknięciem brunetka. Przeniosłyśmy na nią swój wzrok. – Ross to typowa książkara. Już się nie zamknie z tym tematem.

– To fakt. – Blondynka się uśmiechnęła. – Więc jaką książkę?

– Chyba powtórzę sobie Romeo i Julię od Shakespeare'a – myślałam na głos. Trainor kiwnęła z jeszcze szerszym uśmiechem głową.

– Uwielbiam to! Piękna i dramatyczna historia. Za każdym razem płaczę, gdy oglądam film. Wiecie, ten z młodym DiCaprio – mówiła i cóż, ciężko się z nią było nie zgodzić.

– Nu-da – wtrąciła Christina. – Jak można czytać w wakacje? Idę poszukać sobie jakiegoś zajęcia, a wy gadajcie o książkach. – Skrzywiła się lekko i wyszła ze śmiechem z kuchni.

– Ona się nie zna – prychnęła Rosaline i jej potaknęłam. – A jeśli chodzi o ten dramat, to znam go już na pamięć. Ta historia mocno we mnie uderzyła.

– Też to znam na pamięć. – Blondynka przeniosła na mnie swoje spojrzenie. – Kiedy przeczytałam tą książkę w wakacje przed liceum, zakochałam się. Uderzyła we mnie. Pokazała, jaki może być świat i co miłość robi z człowiekiem. To dla mnie przestroga, żeby nie być naiwną i... znowu się rozgadałam. – Zaśmiałam się z zażenowaniem. Rosaline położyła swoją dłoń na mojej i spojrzała spokojnie w oczy. Szare tęczówki wpatrywały się w moją twarz. Miała piękne oczy, w moim ulubionym kolorze.

– Nie myśl jak pesymistka, Ronnie – zaczęła cicho. – Nie wystrzegaj się swoich uczuć, nie popełniaj mojego błędu. Kiedyś też uważałam świat za koszmar na ziemi, jednak to Will mnie z niego wyciągnął. Dlatego nie bądź surowa dla siebie samej i świata. Żyj chwilą, słońce – zakończyła z lekkim uśmiechem. Chwilę milczałam, zaskoczona jej wyznaniem.

– Wiem, ale kiedy odsuwam od siebie uczucia, wtedy nie cierpię. – Opuściłam na moment głowę i westchnęłam. – Ale nie gadajmy o mnie. – Poderwałam głowę w górę z neutralnością na twarzy. – Gdzie zgubiłaś Willa? – Zmarszczyła nos i pokręciła głową.

– Na tej swojej akcji z Thomem – prychnęła cicho, a ja na moment wstrzymałam oddech. Na chwilę zapomniałam o powiązaniach Frightona z Darkness. Właśnie w tym momencie mógł bić jakiegoś człowieka. Ale on nie zabija jak Tony.

– Wiadomo, co robią? – Byłam spokojna na pozór. Wewnątrz szalałam z cholernych emocji.

– Dzisiaj przeprowadzali rozmowę z kimś tam... Tak przynajmniej mi się wydaje – odpowiedziała zamyślona.

– Wiesz, nie chcę nic mówić, ale oni są debilami. Wbrew pozorom dużo o tym myślałam. Przecież to niemożliwe, że oni nie znali wzajemnie swoich imion. Chyba każdy wie, że Thomas to Fear. Jakim cudem policja nie odkryła jeszcze Darkness? Nie rozumiem tego, Ross.

– Cóż... – zaczęła z błąkającym się pod nosem słabym uśmiechem – na to wszystko odpowie ci jedno słowo: Hector. To on to wszystko wymyślił. Chciał to pourozmaicać i powiem, że jestem pewna, że on zna imiona wszystkich swoich ludzi, ale tak jest wygodniej. Kiedy rozmawiają, mogą być na podsłuchu i przynajmniej inni nie znają ich imion, a wiele osób może mieć taką ksywkę. Czasem specjalnie na takie okazje nadawane są te same, żeby policja nie miała dowodu, kto kim jest. Jeśli chodzi o siedzibę, w policji mamy swoją wtykę. Hector jednak czasem zmienia miejsca bazy, ale mają tylko jedną zasadę – nie używać imion.

– I ty się tego wszystkiego dowiedziałaś, będąc alibi Williama? – spytałam po paru chwilach milczenia i pociągnęłam łyk chłodnej już kawy.

– Tak, głównie to Will mi o tym mówił – potwierdziła spokojnie, kiwając lekko głową. – Ale wielu rzeczy dowiedziałam się też od Thomasa i Regana. Ach, i w tej branży nie mówi się na to, jak ty to ujęłaś, alibi. To nie brzmi tak ciekawie.

– To jak się na to mówi? – Zaciekawiłam się.  

Brightness – odpowiedziała, uśmiechając się lekko. – Jesteś Brightness Thomasa, Vi. 

Przeciwieństwo od Darkness. Kreatywnie.

– Wow – mruknęłam tylko. Podniosłam się i dopiłam kawę. Czas szukać telefonu. Blondynka również się podniosła. – Muszę znaleźć mój telefon – westchnęłam, wyjaśniając. – Amy czy tata mogli się martwić.

– Kim jest Amy? – zapytała Rosaline.

– To moja przyjaciółka. Jesteś do niej podobna, jeśli patrząc na charakter.

– W takim razie koniecznie muszę ją poznać. – Zaśmiała się. – Idę pomóc Jackowi w sprzątaniu... przynajmniej zagonię go do pracy – dodała i z lekkim uśmiechem wyszła z kuchni.

Wyszłam z pomieszczenia i cichutko na palcach skierowałam swoje kroki na górną cześć domu w poszukiwaniu telefonu. Całe szczęście głowa już tak nie bolała, za jakiś tydzień mogłam iść na zdjęcie szwów, więc coś nareszcie zaczynało się układać. Gdy szłam korytarzem, nagle z jednego pokoju wyszedł całkiem goły nastolatek. Kompletnie go nie poznawałam i chyba nie chodził do naszej szkoły. Zamurowało mnie, bo mimo wszystko, on był całkiem goły! Kto w ogóle słyszał, żeby po nieswoim domu chodzić nago?

– O mój Boże, przepraszam – wymamrotał i wszedł z powrotem do pomieszczenia. Ze zgorszonym wyrazem twarzy weszłam do ostatniego pokoju. Tam, gdzie tej nocy spałam.

Zach wciąż jeszcze w najlepsze chrapał, a pościel leżała cała pokotłaszona. Cóż, miło mi go było poznać, ale nie chciałam, by się obudził. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu telefonu, jednak nigdzie go nie widziałam. Na moje szczęście byłam z Dylanem, u którego rzekomo miałam spać, więc wystarczyło pożyczyć od niego urządzenie i zadzwonić. Gdy już zamierzałam opuścić pokój, usłyszałam za sobą głos i moja dłoń zastygła na klamce.

– Hej, Veronica – rzucił Richer, rozciągając się. Odwróciłam się w stronę czarnowłosego chłopaka, który leżał oparty o zagłówek i na mnie patrzył.

– Cześć – odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem.

– Szukałaś czegoś?

– Tak, mojego telefonu. Wiesz może, gdzie go zostawiłam?

– Hmmm – podrapał się z zamyśleniem po brodzie – z tego, co mi wiadomo, wczoraj zabrał go Thomas.  

Świetnie.

– Cholera... – zaklęłam cicho. – Wiesz może, kiedy wróci z... – Nie wiedziałam, czy Zach wiedział o tym, czym zajmował się Fear.

– Z akcji? Nie mam pojęcia. To zawsze długo trwa i całe szczęście, że ja nie musiałem nigdzie jechać.

– Też w tym siedzisz? – Zdziwiłam się.

– Oczywiście. – Zaśmiał się z mojej reakcji. – Już od trzech lat. Mam dziewiętnaście, gdybyś pytała.

– Co podkusiło cię do marnowania sobie życia w wieku szesnastu lat? – spytałam, bo nie mogłam tego zrozumieć. – Pieniądze?

– Nie w tym przypadku. – Poruszył się na materacu i po prostu usiadł. – Zamiłowanie do nielegalnych walk, słońce. – Więc dlatego miał taką umięśnioną sylwetkę.

– C-co?

– Darkness to grupa podzielona na sekcje. Im więcej wybierzesz, tym więcej zarobisz. Ja jestem w sekcji walk, Regan negocjacji i kradzieży, William negocjacji i wyścigów samochodowych... i tak w kółko.

– A w jakiej sekcji jest Thomas? – spytałam, choć nie musiałam, bo to nie powinno mnie interesować. Byłam zbyt wścibska i wiedziałam, że mogłam wiele na tym stracić.

– W każdej z możliwych – odparł, wzdychając. – Więcej ci nie zdradzę, bo nie lubi jak się o nim gada. Wiem, co mówię. Poczułem to na własnej skórze i nie ma co się zasłaniać tym, że umie się bić.

Każdy się go boi, że nie chcą gadać?

– Dobrze – odpowiedziałam powoli. – Miło było cię poznać...

– I razem się upić – wtrącił mi się w słowo z głupim uśmiechem. Zach puścił do mnie oczko, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Chwilę później wyszłam z pomieszczenia.

Ta organizacja, jeśli mogłam to tak nazwać, podobała mi się coraz mniej. To, że Thomas brał udział wszędzie, gdzie tylko się dało, lekko mnie przerażało, jednak nie mogłam z tym niczego zrobić. To nie moja sprawa. Jeśli chodziło o Zacha, naprawdę miło mi się z nim gawędziło. Teraz zostało mi jeszcze zadzwonić do bliskich i odebrać od Thomasa telefon. Nie wiedziałam jednak jak, bo nie powiedział mi, gdzie mieszkał. Miałam nadzieję, że szybko wróci z akcji i albo sam odda mi mój IPhone, albo da go Reganowi czy Jackowi do przekazania.

Przed domem znalazłam mojego przyjaciela, który rozmawiał z Williamsem i Westem. Oni palili, ale nie Dylan. Wiedziałam, że nigdy nie spróbuje, podobnie jak Amy. Nienawidzili ich i nie popierali tego, że ja sama paliłam lub że podbierałam czasem papierosy od mojego taty, który miał je w swoim biurze. Simon również rzadko palił, nie dostrzegał żadnych zmian. Dylan uwielbiał pić, ale Connor nie chwytała się żadnej trucizny.

– Hej, zawieziesz mnie do domu? – zapytałam, przerywając ich rozmowę.

– Jasne, Barbie. – Puścił do mnie oczko, a ja przewróciłam swoimi. Byłam słabą Barbie jako brunetka.

– Do zobaczenia! – rzuciłam do chłopaków i wraz z Jaydenem skierowaliśmy się w stronę czerwonego auta. – Jesteś pewien, że możesz prowadzić? – Zerknęłam na niego.

– No jasne, że tak – odpowiedział oburzony. – Piłem jakieś dwanaście godzin temu... przynajmniej tyle pamiętam.

– Tylko na nas uważaj...

– Nic się nie stanie – uspokajał mnie. – Jesteśmy dobranym duetem, Ronnie.

Uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam do wozu. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. Patrzyłam przez przednią szybę, podobnie jak i blondyn. Ta chwila wytchnienia była nam mimo wszystko bardzo potrzebna. Musiałam ułożyć w głowie pewne sprawy. Przede wszystkim napisać też do Amy i taty.

– Dasz mi swój telefon? Chcę napisać do taty, a mój ma Thomas – wyjaśniłam, gdy odpalił samochód. Widziałam lekki uśmiech na twarzy przyjaciela, ale nie miałam pojęcia, o co mu chodziło.

– Tak, masz. – Podał mi komórkę, następnie wyjechał spod rezydencji Williamsa.

– Co ty taki szczęśliwy?

– Życie jest piękne, to i ja szczęśliwy – odpowiedział, zerkając na mnie z szerokim uśmiechem. – A tak na serio, to przypomniałem sobie, jak tańczyłaś z Thomasem. Ależ biła od was chemia.

– Bo cię walnę – zagroziłam, kręcąc głową. Wciąż na niego patrzyłam, jednak mój wzrok stał się nieco ostrzejszy.

– Ale tak jest! – upierał się z entuzjazmem i skręcił w jedną z uliczek. – I to do tak cudnej piosenki. Przecież to jedna z twoich ulubionych, Choco.

– Jego też – burknęłam, przenosząc wzrok na telefon Dylana. Weszłam w wiadomości, jednak nagle mną szarpnęło, bo auto ostro zahamowało. Spojrzałam ponownie na Jaydena, który patrzył na mnie, ale niczego nie powiedział. Analizował w spokoju i ciszy moją twarz. – No co?

Thonnie – odpowiedział spokojnie i ponownie ruszył dalej. Całe szczęście mało ludzi jeździło po tej drodze jak na piątek w wakacje. 

– Że co? – spytałam po kilku minutach ciszy, w której mój mózg próbował przystosować się do myślenia w stylu Jaydena.

Ale do debilnego myślenia ciężko się przyzwyczaić.

– Thonnie – powtórzył pewnie. Spojrzałam na niego, a on na mnie z szerokim pełnym dumy uśmiechem. Nagle mnie olśniło.

– Dylanie Luke'u Jaydenie... czy ty stworzyłeś dla mnie shipname? – Zaśmiałam się, choć wiedziałam, że to dla niego coś ważnego.

– Och tak i musisz przyznać, że świetnie to wymyśliłem. – Boże, jaki on był z siebie dumny. – Wiesz, Thomas i Ronnie... Thonnie. 

– No niech ci będzie. – Skapitulowałam i w końcu zabrałam się za pisanie wiadomości do przyjaciółki i taty. Musieli wiedzieć, że żyłam.

Ja: To ja Veronica. Piszę z telefonu Dylana. Żyję i wracam szczęśliwie do domu

Wysłałam dokładnie taką samą wiadomość na dwa ważne numery. Wiedziałam, że Dylan miał numer mojego taty u siebie w telefonie, bo parę razy zdarzyło mi się zgubić swój... niestety byłam słaba w pilnowaniu swoich rzeczy. Nawet teraz nie miałam swojego telefonu przy tyłku. Wtedy komórka blondyna zawibrowała, co oznaczało, że ktoś do niego napisał. Spodziewałam się, że to mój tata, jednak, gdy ekran się podświetlił...

– Peter pisze o Christinie. – Zaśmiałam się cicho, a Dylan zawtórował.

– Zwolnijcie trochę, bo zanim się obejrzę, nie będę nadążał z wymyślaniem tych shipów – powiedział i skręcił w ulicę, gdzie stał mój dom.

Roześmiałam się. Kiedy ostatnio niczym się nie martwiłam? Kiedy moje życie było tak banalnie proste, mimo komplikacji? Kiedy ja zaczynałam czerpać z życia energię? To chyba dzięki Dylanowi, Amy i Rosaline. O tak, Connor powinna koniecznie poznać Trainor. Jeśli już miała zaprzyjaźnić się z kimś z ekipy, to tylko z nią. Na pewno by się polubiły. Ja lubiłam je obie, a to rzadkość. 

Nienawidziłam ludzi.

– Dziękuję, że mnie przywiozłeś. Zobaczymy się jutro, jak tylko odeśpię – powiedziałam z leniwym uśmiechem i wysiadłam z samochodu.

– Nie ma sprawy, słońce – odpowiedział krótko. – Ja będę bardzo zajęty rozmową z Peterem. Chyba się zakochał.

– Dobrze. – Posłałam mu ostatni uśmiech i zaczęłam iść w stronę domu. Usłyszałam pisk opon pojazdu Dylana. – Peterina brzmi fajnie – mruknęłam sama do siebie, kręcąc głową na dziwny, ale też zabawny humor. Otworzyłam z klucza drzwi i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była karteczka leżąca na szafce z butami. Podniosłam ją i obróciłam między swoimi smukłymi palcami. 

Pojechałem na zakupy. Mam nadzieję, że zdążysz wytrzeźwieć do mojego powrotu. Będę po południu, jadę z Samem.

Sam Lewis to nasz sąsiad, a przy tym najlepszy przyjaciel mojego ojca. Był też tatą George'a, z którym jakoś nigdy nie miałam przyjemności dobrze się poznać. Chodziliśmy do jednej szkoły i widzieliśmy się niemal codziennie! Po prostu chyba nigdy nie było tej właściwej okazji czy czasu.

Ale cieszyłam się, bo była czternasta, tata miał wrócić po południu i miałam więc sporo czasu, żeby poczytać książkę i po prostu odpocząć od wczorajszych zmartwień. Może i bym sobie coś przypomniała ze wczorajszej nocy, kiedy urwał mi się film? Naprawdę dużo wypiłam.

Szybko przebrałam się w moim pokoju, nie mogąc znieść tych infantylnych ubrań. Umyłam zęby i położyłam się na łóżku. Chciałam się zdrzemnąć, ale nie potrafiłam. To straszne, a myśli zalały mój umysł. Dodatkowo chciało mi się pić, bo miałam ostrego kaca. Mimo to, przy rozmowie z Jaydenem nie mogłam przestać się śmiać. Zaczęłam myśleć o wczorajszej nocy. O tym, co mówił Thomas. O moim piciu. Próbowałam sobie przypomnieć, co działo się później. Zamknęłam oczy. W mój bolący umysł wpadło tyle wspomnień z dzieciństwa, wydarzeń sprzed tygodnia i... 

Jesteś chodzącą perfekcją, Dark.

Zerwałam się z łóżka. Czy on naprawdę to powiedział, czy może mój umysł płatał mi figle? Ale jeśli tak, to kiedy on to powiedział?! Cholera, znów wszystko się skomplikowało. Ale przecież ten bezuczuciowy wariat nie mógł tego powiedzieć... prawda?

***

Czasem zastanawiam się jak mi to wszystko wpadło do głowy, hahaha.

Chciałabym poruszyć ważną kwestię. Cóż, wiele osób czyta to opowiadanie, więc jakiś zasięg na tej platformie mam. Mianowicie chodzi mi o poruszany bardzo często temat, jednak do wielu z was wciąż to nie dociera. Jak wiecie na Wattpadzie jest wiele znanych opowiadań takich jak Trylogia ''Hell'' od Pizgacz i wiecie, porównując ją do innych opowiadań ranicie autorów i przez was zawieszają swoją twórczość czy po prostu usuwają opowiadania. Ja rozumiem, że wam się coś kojarzy, to normalne, ale postawcie się w sytuacji pisarzy... pierwotnie Thomas miał mieć czarnego mustanga, ale postanowiłam zmienić na inne auto, żeby nie było porównań do Hell. Dlatego zastanówcie się nad tym, co piszecie, bo mimo iż sama autorka o tym pisała to i tak wciąż dochodzą mnie słuchy, że to się powtarza. Nie będę podawać przykładów, ale tak wciąż się dzieje. Dziękuję za uwagę!

(Oczywiście do autorki ''Start A Fire'', ''Burn The Hell'' i ''Extinguish The Heat'' nic nie mam i bardzo ją szanuję! x)

Ig: little_cinderella_watt

Do następnego xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top