2

Już jako mała dziewczynka czułam, że coś jest ze mną nie tak. Rodzice nie omieszkali mi o tym przypominać, ciągle faworyzując moją starszą siostrę.

Noworodek

Od dnia narodzin byłam dziwna. Zaczynając od tego, że nie płakałam tak jak inne dzieci. Swoje potrzeby sygnalizowałam raczej gestami niż łzami. Czułam też nieuzasadnioną potrzebę zakończenia egzystencji. Dlatego dławiąc się mlekiem w kołysce, wcale nie chciałam tego ogłaszać. Niestety, matka zorientowała się w porę i lekarze zdołali mnie uratować.

Wiek 5-6

Wydaje mi się, że rodzice sami byli mną przerażeni. Nasiliło się to w wieku pięciu lub sześciu lat, kiedy to zamiast bawić się z rówieśnikami, bezuczuciowym wzrokiem mierzyłam otoczenie. A kiedy jedna z dziewczynek chciała zabrać mi ulubionego pluszaka, uderzyłam ją w głowę kamieniem. Mała pojechała do szycia, a ja dostałam karę życia. Nie mogłam opuszczać pokoju przez kolejne dwa tygodnie. Po tym czasie, przydarzył się kolejny wypadek, ale tym razem nie z moim udziałem. Po prostu patrzyłam jak grupa chłopców bije małą dziewczynkę. Zwijała się z bólu i krzyczała. A ja, co dziwne, nie odczuwałam nic. Ani współczucia, ani strachu, ani nawet obrzydzenia. Po prostu nic.

Wiek 10-13

Szkoła była dla mnie złym czasem. Czułam się przytłoczona nadmiarem ludzi dokoła. Ten czas pamiętam również jako wieczne wycieczki do psychologa i pedagoga szkolnego. Że niegrzeczna, że dziwnie się zachowuje. Na lekcję przyrody przyniosłam martwego szczura szczycąc się tym, że sama go zabiłam. Zostałam za to zawieszona w prawach ucznia. Jednym słowem, od tej lekcji, ludzie zaczęli odczuwać niepokój.

Wiek 14-16

To pamiętam jako czas psychiatrów. Pomimo, że Gotham powinno znaleźć się w czołówce wśród psychiatrów, wcale nie byli tacy dobrzy. Gruby facet po pięćdziesiątce w okrągłych okularach i zakolach, siedział na skrzypiącym fotelu i ze znudzeniem na mnie patrzył. A konkretniej na zegar za mną. Co jakiś czas mruczał 'mhm' , albo ' dalej? '. Bawiło mnie to, że próbuje udawać. Przecież ja nic nie mówiłam. A on zadawał pytania z automatu. I tak dwa razy w tygodniu o trzynastej, przez godzinę. Moi rodzice właściwie mieliby to gdzieś gdyby nie to, że bardzo obchodziła ich opinia sąsiadów. A posiadanie dziecka-wariata, niezbyt pozytywnie wpływa na wizerunek.

Chodziłam też do szkoły, w której dostawałam naprawdę dobre oceny. W swoim skrzywionym umyśle zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością. Kierując się opinią, którą wystawił mi jeden z psychiatrów, to jest:

Pacjentka wykazuje się  ponadprzeciętną inteligencją. Testy zdała na 95%. IQ 180.

postanowiłam zostać prawnikiem.

16-24

Byłam najlepszą studentką na całym wydziale. Dostałam się na praktyki do najlepszej kancelarii w Nowym Jorku, do którego przeniosłam się po ukończeniu szkoły. Miałam prawdziwy zmysł do prawa i ludzi. W mig rozgryzałam trudne sprawy moich klientów, wiedziałam kiedy ktoś kłamie i kiedy próbuje zataić fakty.
W międzyczasie pozowolono mi co jakiś czas obserwować pracę koronera. Dużo studentów wymiotowało. A ja, kiedy rozkrajano zwłoki, stałam z drugiej strony i bacznie się temu przypatrywałam. Bez emocji. Po jednej z takich sesji, wykładowca Thomas Spencer, załatwił mi kolejne badanie psychiatryczne. Diagnoza? Osobowość dyssocjalna. Czyli prościej — psychopata.
Dziwiłam się, dlaczego nie wywalili mnie z uczelni i nie zamknęli w wariatkowie. Jednak nie wnikałam w to, aż do zakończenia studiów. I tak oto zostałam prawnikiem.

Czas pomiędzy latami

Dzieciństwa nie wspominam dobrze. Moi rodzice nie mieli zbyt wiele pieniędzy, dlatego dążyli do tego, abyśmy wraz z siostrą się wykształciły. Niestety, Elizabeth ( boże, nawet imię dostała poważne) miała uzyskać od nich więcej atencji niż ja. To na siostrę przelewano całą miłość i troskę. Ja byłam przerażającym dziwadłem, o które ledwo co dbano. Tak czy inaczej, Lizzy była zawsze tą lepszą córką. Rozgraniczenie to było tak duże, że nawet obcy zaczęli je powtarzać. Widząc Elizabeth, ich twarze rozświetlał uśmiech. Widząc mnie...cóż, najczęściej pojawiał się niepokój.
Liczy nigdy nie włóczyła się po ulicach Gotham po dwudziestej. Ja wtedy zaczynałam życie. Spacerowałam ulicami i uliczkami, obserwując różne anomalia. Pamiętam też jedną ciekawą postać, którą dojrzałam podczas jednego z takich spacerów. Mężczyzna siedział obok kosza na śmieci i przeraźliwie się śmiał. Natomiast nad nim stał młody chłopak, który raz za razem kopał go w brzuch i głowę. Z zaciekawieniem przyglądałam się tej scenie.

– Wstań...broń się... – szeptałam gorączkowo. – No dalej.

– Ej, ty! – Krzyknął nagle ktoś za moimi plecami. Spłoszona rzuciłam się do ucieczki, a w głowie cały czas dźwięczał mi upiorny śmiech nieznajomego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top