Rozdział 34

Octavia 

Stoimy pod drzwiami jakiegoś taniego motelu, mając nadzieję że dobrze trafiliśmy. Walę pięścią w drewniane drzwi, łudząc się że ich znaleźliśmy. Tak jak powiedział nam facet w recepcji wynajął tu pokój brązowooki brunet z kręconymi włosami, więc postanowiłam zaryzykować. - Wylatujcie z gniazdka gołąbeczki zaraz wyjeżdżamy. - Mówię donośnym głosem uśmiechając się pod nosem. Słyszę szelest dochodzący z wnętrza pokoju. - Tylko ubierzcie się z łaski swojej. - Dodaje po chwili przypominając sobie sytuację, gdy już raz wtargnelam im do pokoju bez pytania. Tak jak oczekiwałam z pomieszczenia słychać śmiech należący do Luny. - Co za ulga. - Zwracam się do chłopaka stojącego u mojego boku. - Tylko jest jeden problem Kochanie. - Gasi mój wcześniejszy zapał, przypominając o czymś bardzo istotnym. - Myślisz że powinniśmy im powiedzieć? - Pytam spuszczając głowę. - Tak będzie najlepiej. - Odpowiada przytulając mnie. - Jeśli to nie jest nic ważnego to oboje jesteście martwi. - Z pokoju wychodzi Matteo z widocznie podbitym okiem. - A tobie co się stało? - Pytam zaskoczona, oczekując wyjaśnień. - Były Luny trochę się rzucał, ale nie martw się on wygląda gorzej. - Mówiąc to na jego ustach pojawia się uśmiech. - Dać Ci trochę swobody a bijesz się codziennie. - Śmieje się Eric spoglądając na kuzyna z politowaniem. - Matteo, a teraz na poważne. - Spoglądam na przyjaciela nerwowo. - Musimy się wszyscy na jakiś czas zmyć z BA. - Kontynuuję, nie czekając na jego reakcję. - Co tym razem O? - Pyta szerzej otwierając drzwi. -  Scott szuka mnie, a Simon i Sebastian latają po mieście za Valente, to chyba wystarczający powód. - Odpowiadam mu nie powstrzymując się od grymasu malującego się na mojej twarzy. - Cholera myślałem, że po moim wyjeździe gdzieś zniknęli. - Bo tak było. - Odpowiadam krótko  po czym dodaje. - Zbierajcie się poczekamy na was na dole. - Daj nam 10 minut. - Balsano zamyka mi drzwi przed nosem, a ja razem  z Erickiem kierujemy się w stronę klatki schodowej. - Jesteś jakiś milczący. - Stwierdzam, spoglądając na mojego chłopaka. - Po prostu coś mi w tym wszystkim nie pasuje. - Odpowiada, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. - Mniejsza z tym. - Dodaje po czym przyciska mnie do najbliższej ściany. - Co ty wyprawiasz? - Śmieję się, zarzucając ręce na jego szyję. - May całe 10 minut, zamierzam z nich skorzystać. - Nie mija chwila, a czuję jego usta na swoich. Jedną rękę wplatam w jego lekko kręcone blond włosy. Sam też nie pozostaje mi dłużny, ponieważ jego ręce błądzą po moim rozgrzanym ciele. - Kocha.. nie - Mówię pomiędzy pocałunkami. Odrywamy się od siebie, a na moje policzki wkrada się szkarłatny rumieniec, próbując go ukryć spuszczam głowę. Nic mi to jednak nie daje, gdyż Eric unosi mój podbródek tak abym spojrzała mu w jego niebieskie tęczówki. - Nie zakrywaj ich. - Szepcze prosto w moje usta, muskając je lekko. - Lubię Cię zawstydzać. - Dodaje po chwili, przez co jestem jeszcze bardziej czerwona. - Mam Ci przypomnieć, kto zwiał po naszym pierwszym pocałunku. - Odpowiadam uśmiechając się promiennie. - Dobra, dobra bez takich Mała . - Powiedział nim zdążył się zastanowić nad sensem tego słowa. Milczę, lecz patrzę mu prosto w oczy. - Cholera. - Klnie pod nosem wypuszczając mnie ze swoich objęć, kieruje się do swojego czarnego Audii. To będzie ciężka rozmowa. 

Luna

Matteo zamknął drzwi od pokoju, a ja zorientowałam się, że on jest w samym ręczniku. Momentalnie zrobiłam się czerwona przez co odwróciłam wzrok od tego półnagiego boga. - Mógłbyś się ubrać? - Pytam z nadzieją w głosie. - Czyżbym rozpraszał moją Kelnereczkę? - Podchodzi bliżej, zmniejszając odległość między nami do praktycznie żadnej. - A jeśli tak to co? - Zamierzam troszkę się z nim podroczyć. - Pokazałbym Ci, ale niestety musimy się zbierać, czekają na nas. - Odpowiada na moje pytanie po czym składa na moim policzku szybkiego całusa i ucieka do łazienki. - Masz wszystko? - Pyta wracając z recepcji. - Jak mam Ciebie to znaczy, że mam wszystko czego mi potrzeba do szczęścia. - Mówię zadzierając głowę do góry. Balsano nie odpowiada, tylko bierze mnie na ręce i kieruje się w stronę swojego wozu. Odstawia mnie, po czym otwiera mi drzwi. Wsiadam i już chcę zamknąć za sobą drzwi, lecz mój towarzysz jest szybszy i nim się zapięłam, ruszył z piskiem opon. - Tak właściwie to gdzie jedziemy i dlaczego? - Pytam spoglądając na chłopaka. - Jedziemy do Cancun. - Posyła mi ciepły uśmiech po czym koncentruje się na prowadzeniu samochodu. - Ale dlaczego? - Drążę temat nie odrywając od niego swojego przenikliwego spojrzenia. Czuję jego ciepłą rękę na moim kolanie. - Simon wrócił. - Odpowiada nadal trzymając swoją rękę na mojej nodze. - Cholera, myślałam, że już nie wróci. - Mówię patrząc przez okno, aby uniknąć oczu bruneta. - Żeby było ciekawiej Scott także wrócił, dlatego te gołąbki jadą z nami. - Oglądam się przez tylną szybę i dostrzegam czarne Audii należące do Erica. - I myślisz, że w Cancun nas nie znajdą? - Pytam z powątpieniem. - Znajdą, ale nie martw się, masz już swojego rycerza. - Mówiąc to mocniej ściska moje kolano, a mnie przechodzą przyjemne dreszcze. - Co ty ze mną robisz. - Wzdycham, wygodniej układając się w fotelu. 


XoXo 

Gwiazdki?

Komentarze?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top