Rozdział 33

Luna 

Siedzę w jego samochodzie, cholernie zła na siebie. Dlaczego zgodziłam się z nim jechać? Idiotka ze mnie.. Moją walkę z własnymi myślami przerywają odgłosy dochodzące z zewnątrz. Widzę Sebastiana, jest wkurzony, ale nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. Jeszcze. Balsano jak zwykle, stoi nonszalancko oparty o swój samochód, sięgając po papierosa. Jednak nim uda mu się go odpalić Sebastian wytrąca mu go z ręki. Widzę tylko jak Matteo wzdycha podnosząc na niego swoje gniewne spojrzenie. Rozmawiają lecz nie słyszę o czym, lecz nagle Sebastian wymierza Balsano cios, którego się nie spodziewał dlatego teraz prawdopodobnie leży na zimnym asfalcie. Cholera, znów obrywa przeze mnie. Nim zdążę się zorientować Vallilobos szarpie za klamkę od samochodu brązowookiego,przez co najwyraźniej musiał mnie zauważyć. Nie ruszam się i staram się nie patrzeć mu w oczy, lecz nie muszę się wysilać ponieważ w jednej chwili chłopak znika z przed moich oczu, więc zakładam że Balsano nie chciał zostać dłużny. - Ostatni raz, mówię Ci abyś zostawił Lunę w świętym spokoju, a tak przy okazji kazała Ci przekazać, że z wami koniec. - Te słowa słyszę wyraźnie, jakby Matteo specjalnie powiedział je głośniej. Uśmiecham się, nie zdając sobie z tego sprawy. Do środka wsiada brunet z wyraźnie opuchniętym lewym okiem. - Nic Ci nie jest? - Pytam czując się winna tego co tutaj zaszło. Matteo nie odpowiada, odpala silnik i rusza z piskiem opon w nieznanym mi kierunku, ostatni raz spoglądając w lusterko. - Zatrzymaj się tutaj. - Po dłuższej chwili wskazuję mu niewielką stację benzynową, biorę torebkę i wyskakuje z samochodu. - Zaraz wrócę. - Mówię zamykając drzwi. Wchodzę do środka po czym zgarniam najpotrzebniejsze rzeczy, które powinny być w podstawowej apteczce, chwytam jeszcze butelkę wina, lecz ostatecznie decyduje się na dwie. Wracam do samochodu, rzucając zakupy na tylnie siedzenia. - Możemy gdzieś przenocować? - Pytam się chłopaka, wiedząc, że moja prośba brzmi idiotycznie, ale u niego w domu jest ta ździra, a pod moim domem pewnie czatuje Sebastian. Matteo nie odpowiada, rusza z miejsca. Po dłuższej chwili dojeżdżamy do przydrożnego motelu. - Pójdę załatwić nam pokoje. - Rzuca po czym odchodzi. Czekam na niego z 10 minut z torbami w ręku. - Niestety udało mi się załatwić tylko jeden pokój. - Mówi to unikając mojego spojrzenia. Bierze ode mnie torby po czym kieruje się do pokoju. Po któtkim zapoznaniu z sytuacją, brunet postanowił wziąć prysznic, a ja decyduje się otworzyć wino. Po krótkim siłowaniu się z zakorkowaną butelką udaje mi się ją otworzyć. Nim zdążę pociągnąć pierwszy łyk alkoholu, słyszę jak zamek w drzwiach się przekręca, a zaraz po tym w pomieszczeniu znajduje się Balsano owinięty jedynie w biały ręcznik, obwiązany na wysokości bioder chłopaka. Przez chwilę zamieram nie wiedząc co ze sobą zrobić. - Przecież widziałaś mnie nago więc nie ma się czego wstydzić. - Mówi wyraźnie rozbawiony Balsano, posyłając mi krótki uśmiech. Odzyskując panowanie nad ciałem i umysłem postanawiam zrobić coś z okiem bruneta. - Czekaj chwilę, muszę coś zrobić. - Odpowiadam kierując się w stronę mini lodówki w której na szczęście znajduje się również mały zamrażalnik z lodem. Wyjmuję z niego kilka kostek lodu po czym zawijam je w cienki ręcznik. - Połóż się na łóżku. - Wydaje mu polecenie, które ku mojemu zdziwieniu wykonuje bez zastanowienia. Podchodzę do niego i przykładam do jego opuchniętego oka ręcznik z lodem. - Cholera! Zimne! - Rzuca się przez chwilę, ale rezygnuje tym samym przyciągając mnie tak, że leżę na jego klatce piersiowej. Co ja robię?? - Dziękuję. - Szepcze ledwo słyszalnie przytulając się do jego nagiego torsu. - Za co mi dziękujesz? - Pyta, lecz on doskonale wie za co, do tego unosi mój podbródek tak abym patrzyła mu w oczy. - Za to co mu wtedy powiedziałeś. - Odpowiadam i bez zastanowienia całuje go krótko. - Za to że mnie nie zostawiłeś. - Kolejny całus, ale tym razem dużo dłuższy. - A przede wszystkim za to, że jesteś tutaj teraz ze mną. - Mówię to spoglądając mu w oczy i czekając na reakcję z jego strony. - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem Luna. - Odpowiada po czym bez zawahania delikatnie muska moje rozgrzane wargi. Oddaję się mu, wiedząc że gdy wrócimy do domu będziemy musieli zmierzyć się z okrutną rzeczywistością. Lód, który do tej pory przykładałam do jego opuchniętego oka, był już całkowicie roztopiony. Widząc to szybkim ruchem odkładam ręcznik z lodem i zastępuje go moją dłonią, delikatnie gładząc policzek chłopaka. - Też Cię kocham głupku. - Szepczę wtulając się w pierś chłopaka. Ten nic nie odpowiada tylko przytula mnie do siebie mocniej. Leżymy przytuleni do siebie, a ja mogę spokojnie wsłuchiwać się w bicie jego serca. Czuje ciepły należący do niego oddech na mojej skórze, a zaraz potem ciepłe usta na mojej szyi. Nie reaguje, więc Matteo nadal składa mokre pocałunki, przez które przechodzą mnie dreszcze. - Balsano.. - Wzdycham, cicho odwracając się do niego twarzą. - Hmm? - Chłopak czeka na odpowiedź z mojej strony. Nim zdążę odpowiedzieć słyszymy głośnie walenie w drzwi. Niechętnie odrywamy się od siebie, po czym Matteo podchodzi do drzwi. - Gołąbeczki wylatujcie z gniazda, zaraz wyjeżdżamy. - Słyszę głos należący do Octavii, gdy spoglądam na bruneta widzę w nich tylko chęć mordu. - Tylko się ubierzcie z łaski swojej. - Dodaje po chwili, a my wybuchamy śmiechem.

A więc, wreszcie udało mi się coś napisać. Przepraszam was bardzo za jakość tego rozdziału, lecz pisałam go kilka razy i nie miałam już za bardzo pomysłu jak by zakończyć ten oto rozdział. Miłego czytania i do następnego mam nadzieję 😀
Gwiazdki?
Komentarze?
Xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top