Rozdział 17


Octavia

Idę ramię w ramię z chłopakiem, który już kolejny raz dzisiaj rozśmiesza mnie do łez. - Przestań, nie mogę oddychać. - Ledwo udaje mi się wypowiedzieć te słowa, a chłopak znów wybucha śmiechem, a ja idę w jego ślady. - Dobra bądźmy przez moment poważni. - Usłyszałam po czym spojrzałam w niebieskie tęczówki Erica. Nie mogłam się powstrzymać, uszczypnęłam chłopaka po czym zaczęłam uciekać. - Tak się bawimy? - Powiedział po czym zaczął mnie gonić. Po chwili poczułam jego ręce na moich biodrach, nim się obejrzałam niebieskooki obrócił mnie w swoją stronę tak, że teraz stałam z nim twarzą w twarz, lecz nic nie może trwać wiecznie. W oddali zauważyłam zbliżającą się bardzo dobrze znaną mi osobę. - Cholera. - Powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. - Coś nie tak O? - Zapytał zmartwiony rozglądając się dookoła. - Teraz stanie się coś czego chciałam uniknąć. - Odpowiedziałam po czym złapałam Erica za rękę łącząc ją ze swoją. - Dobrze że Cię dogoniłem. - Powiedział Scott nie zauważając młodszego Balsano. Nie minęła sekunda a Alvarez mierzł wzrokiem mojego towarzysza od stóp do głów, najdłużej zajęło mu odnotowanie, że chłopak trzyma mnie za rękę. - Co ty do cholery robisz z moją dziewczyną!? - Usłyszałam krzyk mojego ex. - Nie rób scen. - Powiedziałam obojętnym głosem. - A co już Ci przeszło Mała? Znów to samo, wspomnienia wróciły. - Nie waż się tak do mnie więcej mówić! Rozumiesz?! - Wykrzyczałam mu prosto w twarz. Poczułam jak Eric mocniej ściska moją dłoń co dodało mi poczucia bezpieczeństwa. - Teraz będziesz się szlajać z jakimś gnojem? - Wysyczał przez zęby. -Wiesz co Scott? Nie chce marnować na kogoś takiego jak ty mojego cennego czasu. - Odpowiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam w stronę Rollera. - Co to było? - Zapytał zaniepokojony Balsano po tym jak zniknęliśmy z radaru Alvareza. - To był mój były chłopak, zadowolony? - Nie miałam ochoty o tym rozmawiać i chciałam dać mu to do zrozumienia. -Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - Usłyszałam po raz kolejny jego zmartwiony głos, a we mnie coś pękło. - Przepraszam, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać, Eric. - Powiedziałam może odrobinę za głośno, bo wszystkie oczy w tym momencie były zwrócone w naszą stronę. - Na co się tak gapicie! - Balsano użył takiego tonu, że każdy wrócił do wcześniejszego zajęcia. - Wiem, że jest Ci ciężko, ale zrozum ja chce Ci pomóc, nie jestem taki jak on. Nie skrzywdzę Cię. - Mówiąc to złapał mnie za rękę, a ja po prostu wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia.

Matteo

Jestem strasznie zły. Jak ten palant ma czelność ją nachodzić po tym wszystkim co jej zrobił. - Dziękuje. - Poczułem jak jej ciepłe usta muskają mój policzek. - Za co? - Spytałem zdziwiony. - Jeszcze nikt się o mnie nie bił. - Usłyszałem jej słodki śmiech. - Dla Ciebie wszystko. - Powiedziałem nie myśląc bardzo nad sensem tych słów. - Wszystko powiadasz? - Uśmiechnęła się Luna. - Masz dla mnie jakieś specjalne zadanie? - Zapytałem, modląc się w duchu by dziewczyna nie wymyśliła czegoś niewykonalnego. - Wytrzymaj cały dzień trzymając rączki przy sobie. - Odpowiedziała śmiertelnie poważnym tonem. - A co będę z tego miał? - Nie zgodzę się na taki układ bez porządnej nagrody. - Zobaczymy co uda mi się zrobić. - Mówiąc to na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. - Stoi. - Zaśmiałem się. Gdy dotarliśmy na miejsce Octavia i Eric już na nas czekali, ale widocznie coś się stało. - Ej Luna, chyba z naszymi gołąbeczkami coś nie tak. - Powiedziałem na ucho Valente, na co ta się spięła. - Bierz kuzyna i pogadaj z nim, ja zajmę się Octavią. - Powiedziała po czym po chwili znalazła się przy dziewczynie, a ja musiałem porwać na chwilę jej towarzysza. - Chodź stary to babskie sprawy, zamówmy sobie coś i poczekajmy na dziewczyny. - Powiedziałem po czym udałem się do stolika zajmując miejsce przy oknie. - Matteo ja nie wiem co robić. - Powiedział zmartwiony Eric. - Wyluzuj będzie dobrze zobaczysz, może dla niej to za dużo, były nie daje jej spokoju, musisz dać jej czas. - Poklepałem kuzyna po ramieniu, ale coś znacznie bardziej przykuło moją uwagę, a mianowicie dwójka znienawidzonych prze zemnie idiotów. - Chyba mamy towarzystwo. - Do naszego stolika dosiedli się Simon i Scott.

Luna

Podchodzę do wyraźnie zdenerwowanej Octavii, kładę jej rękę na ramieniu. - Co się dzieje? - Zapytałam starając się utrzymać kontakt wzrokowy z dziewczyną po to, aby powiedziała mi prawdę. - Ten idiota nie daje mi spokoju.. - Szepnęła tak, że ledwo usłyszałam co powiedziała. - On w końcu odpuści O, nie warto nawet o nim myśleć. - Ty nic nie rozumiesz Luna. On mnie pocałował wtedy, gdy śpiewałaś z Matteo na openie, teraz wszystko wraca i nie wiem jak to powstrzymać. - Powiedziała łamiącym się głosem, a mnie zatkało. - Czemu nie powiedziałaś nic wcześniej? - Zadałam kolejne już pytanie, gdy usłyszałam krzyki dochodzące z baru. - Chodź lepiej to sprawdzić. - Usłyszałam przyjaciółkę po czym razem udałyśmy się w stronę stolików. To co tam zobaczyłyśmy wbiło nas w podłogę. Chłopaki okładający się wzajemnie pięściami, na dodatek nikt ich nie rozdziela, dla ludzi w lokalu to niezłe widowisko. Gdy wyżej wymienieni spostrzegli, że ich obserwujemy zastygli w miejscu. - Co wy do cholery robicie? - Krzyknęła wściekła Octavia, chyba po tym ciężkim dniu, nie wytrzymała i po prostu wybuchła. -Ty! - Wskazała na Erica leżącego pod Scottem. - Wstawiaj. Ja zaś nawet nie trudziłam się, aby krzyczeć na Balsano i Alvareza, oboje pod presją mojego spojrzenia natychmiast wstali. Nie podobało mi się to co się tutaj wydarzyło, nie zważając na wołania Matteo wyszłam z baru i udałam się na wrotkowisko, aby wszystko na spokojnie przemyśleć.

Przed wami 17!

Chwilę było dobrze, nie za długo trwała ta sielanka?

Przekonacie się czytając następny rozdział ;)

Miłego czytania :D

Wasza Sylwia xoxo

Gwiazdeczki? Komentarze?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top