Rozdział 10


Matteo

Jest 17.59, a ja czekam na Lunę. Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej. - Już jestem. - Słyszę po czym przyglądam się dziewczynie. Była piękna, tyle mogę powiedzieć, nie odrywając od niej wzroku. - Żyjesz? - Pyta, przyglądając się mi. - Oczywiście. - Podałem jej rękę po czy ruszyliśmy w stronę Rollera. Weszliśmy do środka, wszystkie spojrzenia były skierowane na nas. - Chodź do garderoby. - Mówię jej na ucho, przez przypadek dotykając jej delikatnej skóry. - Idziemy. - Ciągnie mnie za rękaw. Jesteśmy już w pomieszczeniu, jesteśmy sami, nikt inny raczej nie odważy się tutaj wejść. - Co mam zrobić, żebyś zgodziła się ze mną jeździć. - Matteo. - Słyszę jej cichy głos. - Wiesz, że nie dam za wygraną Kelnereczko. - Uśmiecham się do niej i podchodzę bliżej tak, że nasze ramiona się stykają. - Zgodziłam się z Tobą wystąpić, nie oczekuj, że się zgodzę na to by z jeździć z chłopakiem. Nie chcę znów przez to przechodzić. - Mówi, a ja widzę pojedynczą łzę, którą staram się zetrzeć, ale Luna mnie uprzedza. - Nie jestem jeszcze gotowa, zrozum. - Powiedziała, nawet na mnie nie patrząc. - Przepraszam. - Mówię łapiąc w palce jej podbródek i każąc spojrzeć sobie w oczy. - Nie będę więcej nalegał. - Uśmiecham się do niej po czym opuszczam garderobę.

Octavia

Docieram do Rollera tuż przed 19. Wchodzę do środka i zajmuje miejsce. - A teraz wystąpią przed wami Luna i Matteo! Wyszli na scenę, zaczęli śpiewać, przez cały czas patrząc sobie w oczy. - Hej. - Słyszę, a po chwili dosiada się do mnie Scott. - Nie mam ochoty na rozmowę z tobą. - Mówię starając się wrócić do oglądania występu przyjaciół, lecz ktoś skutecznie mi to uniemożliwia. Alvarez łapię mnie za rękę. Tego się nie spodziewałam. - Co ty robisz? - Pytam z nadzieją, że jednak nie puści mojej dłoni, czuje jakie ciepło od niego bije. Zakłada mi kosmyk włosów za ucho i mówi. - Chcę Cię odzyskać Mała. - Porozmawiamy po występie. - Mówię po czym przyglądam się Matteo. On coś kombinuje. Piosenka się kończy, a on bierze Lunę w objęcia. Przez chwilę patrzą sobie w oczy. Szczerze, myślałam, że ją pocałuje, ale w ostatniej chwili rezygnuje, jakby coś go powstrzymało. - Wychodzimy. - Słyszę po czym idę za Alvarezem.

Luna

Co to miało być?! - Krzyczę na chłopaka po wejściu do garderoby. Nic nie mówi tylko podchodzi do mnie, łapie za ręce po czym spogląda głęboko w oczy. Po chwili czuje jego rozgrzane wargi na moim policzku, bardzo blisko ust. Oszołomiona nie zdążyłam zareagować. Matteo po prostu, odsunął się i wyszedł bez słowa. - Co on ze mną robi. - Pytam samą siebie nie dowierzając. Wychodzę, szukając chłopaka wzrokiem lecz nigdzie nie mogę go znaleźć. Widzę za to Simona dumnie opierającego się o ścianę budynku. - Gdzie zgubiłaś swojego obrońcę? - Zapytał śmiejąc się. - A co Ci do tego? - Mówię groźnie. - Nie oddam Cię tak łatwo. - Odpowiada i nagle znajduje się bardzo blisko mnie. Cofam się, lecz po chwili stykam się plecami z zimną ścianą. - Teraz mi nie uciekniesz kochanie. - Mówi z obłędem wypisanym w oczach. Jest już przy moim policzku, gdy zauważam Matteo zmierzającego w naszą stronę. On to wie kiedy się zjawić. - Po co to robisz? - Pytam grając na zwłokę. Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, został powalony na ziemie. - Nie zbliżaj się do niej! - Krzyczy Matteo, siedząc na Simonie i okładając go pięściami. - Wystarczy! - Krzyczę, odciągając chłopaka od leżącego na ziemi Alvareza. Ten nagle wstaje i rzuca się na Matteo. Teraz oboje okładają się pięściami, a ja nie wiem co zrobić. Stanęłam między nimi, wywołując chwilę spokoju. - Oboje! Spokój! - Krzyczę, ze łzami w oczach. Simon ucieka, Matteo stoi w miejscu. - Przepraszam, nie powinienem Cię zostawiać. - Mówi osuwając się na ziemię. - Cii.. Spokojnie, idziemy do mnie, zajmę się Tobą. Jesteśmy już u mnie w domu, rodziców na szczęście nie ma. - Poczekaj tu, zaraz wrócę. - Mówię sadzając chłopaka na łóżku w moim pokoju. Po chwili wracam z apteczką. - Trzeba to opatrzyć. - Mówię dotykając poranionych dłoni chłopaka. - Dlaczego to robisz? - Pyta patrząc na mnie. - Jestem Ci to winna. - Mówię wracając do opatrywania Matteo. - Boje się o ciebie. - Słyszę starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z brunetem. Zaczynam opatrywać rozcięcie nad łukiem brwiowym, przez co dzieli nas mała odległość. - Już prawie skończyłam, nie ruszaj się. - Mówię po czym przyklejam plaster na oczyszczoną ranę. - Nie musiałaś tego robić. - Słyszę w odpowiedzi, patrząc na niego groźnym spojrzeniem. - Nie darowałabym sobie gdyby coś Ci się stało. - Szepcze, wstając na równe nogi i zbierając nie potrzebne rzeczy. - Zostaniesz na herbatę? - Pytam wychodząc z pokoju. - Nie chcę sprawiać Ci więcej kłopotów, lepiej będzie jeśli już pójdę. - Wzdycham po czym stwierdzam, że muszę znaleźć dla niego jakąś koszulkę. - Musisz się przebrać, twoja koszula jest cała we krwi. - Jeśli tak mówisz. - Odpowiada po czym bez ostrzeżenia rozpina guziki koszuli i ściąga ją. - Nie mogłeś zaczekać, aż wyjdę prawda? - Mówię przygryzając wargę. - Chciałem mieć tę satysfakcje. - Uśmiecha się do mnie. - Poczekaj tu. - Rozkazuje po czym zmierzam do pokoju rodziców. Po chwili wracam i zastaję chłopaka oglądającego mój pokój. - Ubierz się i zejdź na dół, zaparzę herbatę. - Mówię nie mogąc oderwać wzroku od nagiego torsu Matteo. - Zrób zdjęcie będzie na dłużej. - Śmieje się do mnie i zakłada koszulkę, która idealnie opina jego mięśnie. Wychodzę i kieruję się do kuchni. To będzie długa noc.


Tym razem nadchodzę z dziesiątką!

Wycisnęłam z siebie prawie 1000 słów :)

Wolicie dłuższe, rozdziały?

Liczę na wasze wsparcie ;)

Nie wiem czy ktoś w ogóle to czyta :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top