Rozdział 9
Matteo
Z całej tej złości i bezsilności udałem się na tor. Jedynie tam mogę odreagować. Ale to nie jest takie proste, gdy cały czas myśli się o jednej osobie, która nie pozwala się do siebie zbliżyć. - Matteo wszystko w porządku? - Słyszę głos przyjaciela, przez co jeszcze bardziej czuję potrzebę rozwalenia czegoś. - Gaston, chcę być sam. - Po chwili słyszę jak zjeżdża z toru. Wykonuję jeszcze parę kółek, aby się zmęczyć i przestać myśleć o jej cudownych oczach. Wykonuję kilkanaście obrotów, stanie na rękach, po chwili zatrzymuję się, zauważając, iż zebrała się spora widownia. - Co się tak patrzycie?! - Krzyczę, dając upust emocją. Zjeżdżam z toru, w szatni zdejmuje wrotki po czym wrzucam je do szafki. - Musisz się uspokoić. - Słyszę głos przerażonej Octavii. Patrzę na nią, po czym bez słowa wychodzę. Na drzwiach zauważam kartkę osób zgłoszonych do dzisiejszego Opena, który odbędzie się wieczorem. Nagle wpadam na pomysł. Szukam Tamary, znajduję ją przy barze. - Można się jeszcze zapisać na Open? - Tak, wpisz się. - Mówi po czym podaje mi długopis. Raz się żyje.
Luna
Co tam się dzieje Octavia? - Pytam dość zdenerwowanej dziewczyny. - Matteo się dzieje, nie wiem co się stało, nigdy się tak nie zachowywał. - To chyba moja wina. - Odpowiadam stwierdzając, iż podłoga stała się bardzo interesująca w tym momencie. - Niech to. - Słysze w odpowiedzi. - Luna, musisz coś zrobić, on nigdy się tak nie zachowywał. Tylko Ciebie posłucha. - Spróbuje. - Mówię, bo wiem, że wina leży także po mojej stronie. - Ale chciałaś ze mną porozmawiać. - W odpowiedzi słyszę jedynie ciche westchnięcie. - Wiem, ale czy to odpowiedzi moment? - Mówi ze skwaszoną miną. - Mów. - No dobrze. - Odpowiada po czym bierze głęboki wdech. - Kiedyś byłam ze Scottem, a teraz on chce do mnie wrócić. - Mówi na jednym wydechu, a ja nie wiem co powiedzieć. - Wiedziałam, że coś was łączy. - Odpowiadam. - Tylko nie wiesz jak było. On strasznie się zmienił, wpadł w kłopoty, pociągnął mnie za sobą. Zadawał się z niebezpiecznymi ludźmi. Wszystko przez to, że jego kuzyn potrzebował pieniędzy. - Tłumaczyła, a ja słuchałam nie dowierzając. - Może się zmienił. - Szepczę. - Boję się Luna, o siebie i o niego. A jak znów wymyśli coś głupiego? Wolał mnie zostawić i dalej pomagać Simonowi. Wybrał jego. - Mówi odwracając wzrok. - Musisz to przemyśleć Octavio. - Uśmiecha się do mnie. - A teraz przepraszam, muszę pozbierać do kupy twojego przyjaciela.
Matteo
- Poczekaj. - Słyszę po czym odwracam się w kierunku idącej do mnie Luny. Idealna okazja, musi się zgodzić. - Kelnereczka we własnej osobie, czym zawdzięczam sobie twoją obecność? - Pytam z nutką ironii. - Pogadamy? - Pyta. - Chodź, też mam do Ciebie sprawę. - Odpowiadam, po czym siadamy na pierwszej lepszej ławce. - Ty pierwsza. - Mówię patrząc w jej zielone oczy. - Co się z tobą dzieje? - Pyta z troską w głosie? Chyba się przesłyszałem. - Czyżby Kelnereczka martwiła się o chłopaka bez uczuć? - Zapytałem zbliżając się do niej. - O co Ci chodzi? - Odbiła piłeczkę. - Wiesz o co. - Mówię po czym patrzę jej prosto w oczy. - Matteo, rozmawialiśmy o tym. - Odpowiada wyraźnie znudzona drążeniem tematu. Czas na plan B. - Mam inną propozycję. - Mówię po czym patrzę na jej pełne usta. - Zamieniam się w słuch. - Wzdycha. - Wystąpisz ze mną na Openie, dzisiaj. - Mówię, po czym przysuwam się jeszcze bliżej, dzielą nas milimetry. - Dobrze, jeśli masz się ogarnąć to zrobię to. - Słyszę jak się ode mnie oddala. Znów patrzy mi w oczy. - Ale wiesz, że to będzie totalna improwizacja? - Tak, wiem. - Mówię po czym daje jej kartkę z tekstem do ręki. - Wystarczy, że mi zaufasz Luna. - O 18 będę po Ciebie, o 19 zaczynamy. - Mówię po czym odchodzę.
Luna
Przecież to istne szaleństwo. - I jak? Naprawiłaś Pana Idealnego? - Naprawię, bądź dzisiaj o 19 w J&R. - Mówię do dziewczyny po czym ruszam w stronę domu. Mam mało czasu, muszę improwizować.
Przed wami dziewiątka!
Mam nadzieję, że ktoś to czyta. ;)
Jeśli tak to zostawcie coś po sobie :)
Pozdrawiam i do następnego! :P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top