Rozdział 24


Eric

- A tobie co się stało stary? – Pytam kuzyna, który siedzi naprzeciwko uważnie lustrując go wzrokiem. – Musiałem komuś ręcznie wyjaśnić pewną kwestię. – Odpowiedział spoglądając w stronę dziewczyn. – Znów ten pajac? – Zapytałem, ze złością w głosie. – Przysięgam, że jak się od niej nie odczepi to zrobię coś czego będę żałować. – Powiedział spuszczając wzrok. – Rozumiem Cię. – Chciałem dodać mu otuchy, ale tym zajmie się ktoś inny, a mianowicie Luna. – Dobra, zróbmy coś pożytecznego. – Mówię, momentalnie odwracając się w stronę kuchni. Nim zdążyłem się podnieść dziewczyny weszły do salonu, były wyraźnie zadowolone. – Co robimy? – Zapytała Octavia, patrząc na mnie. – A co chcesz robić? – Mówię lustrując ją wzrokiem. Dziewczyna podeszła do mnie, niestety zaszła mnie od tyłu i wskoczyła na barana. – Ty! – Śmieje się nie mogąc zrzucić jej z moich pleców. – Ja! – Odpowiedziała mi nadal znajdując się na mnie. – Tak chcesz się bawić? – Zapytałem po czym złapałem ją za nogi tak, aby nie spadła i pobiegłem na górę do swojego pokoju. Po minucie byliśmy u mnie, nadal nosząc ją na baranach zamknąłem drzwi i skierowałem się w stronę łóżka. – Eric, dobra wygrałeś. – Słyszę śmiech Octavii, lecz nie zamierzam przestawać, ze mną się nie zaczyna. – Eri..c – Nie mogę! – Prooo..sze! – Dziewczyna ma ogromne łaskotki, a ja w tej chwili bezdusznie to wykorzystuje, lecz na chwilę tracę orientacje. Teraz to ona siedzi na mnie i może to perfidnie wykorzystać, lecz nie robi tego, wręcz przeciwnie. Kładzie głowę na mojej klatce piersiowej, słyszę jak próbuje złapać oddech. Leżymy w ciszy przez kilka minut. – O? – Pytam wciąż leżącej na mnie dziewczyny. – Słucham? – Odpowiada zmęczona. – Chyba mamy problem. – Próbuje zachować powagę. Dziewczyna chyba zrozumiała o co mi chodzi, bo poruszyła się niespokojnie. – Ooo nie, który to już raz Balsano? – Zaśmiała się, podnosząc głowę tak, że mogłem patrzeć w jej oczy. – Nie moja wina Skarbie. – Przybliżyłem się do niej, dzieliły nas milimetry. - I co zamierzasz teraz zrobić? - Szepcze wprost w moje usta. Nie odpowiadam tylko brutalnie przyciskam ją do siebie, nie zwracając już na nic uwagi. Dziewczyna bez zastanowienia oddaje pocałunek, pogłębiając go. Na moment odrywamy się od siebie i patrzymy sobie głęboko w oczy. - A ty co zamierzasz zrobić? - Pytam jej, gdy próbuje zakryć rumieńce i uspokoić oddech. - To o czym śnisz po nocach. - Odpowiada uśmiechając się zadziornie. - A skąd wiesz o czym śnię? - Pytam nieco zbity z tropu. - Bo ja śnię o czymś podobnym Balsano. - Mówi, łapiąc za spód mojej koszulki. - To bardzo dobrze się składa Mała. - Mówię na co Octavia poruszyła się niespokojnie spuszczając wzrok równocześnie puszczając moją koszulkę. - Coś nie tak? - Pytam łapiąc ją za rękę, która leży na moim torsie. - Po prostu przypomniało mi się coś. - Szepnęła ledwo słyszalnie. - Przepraszam. - Mówię, gdy zwracam uwagę jak do niej powiedziałem. - Hej O. - Łapię jej podbródek tak, żeby na mnie spojrzała po czym patrzę jej ponownie w oczy. - Jak chcesz, żebym Cię nazywał? - Pytam mając nadzieje, że da się jakoś podejść. - Eric. - Mówi, znów unikając mojego spojrzenia. - Jeszcze nie teraz dobrze? - Odwraca spojrzenie po czym wstaje ze mnie i udaje się w stronę wyjścia. Cholera.

Luna

- Znów zostaliśmy sami Kelnereczko. - Poczułam oddech chłopaka na swoim karku, tak że przeszedł mnie dreszcz, którego nie umiałam opanować. - Ty może zostałeś sam Królu Pawiu, ja mam jeszcze ściany. - Powiedziałam próbując zachować powagę i się nie zaśmiać. - A czy ściana może zrobić tak? - Powiedział, a po chwili poczułam jak przerzuca mnie przez swoje ramię. - Matteo! Matteo co wy wyprawiasz? - Krzyczałam, a raczej śmiałam się z chłopaka, który nosił mnie jak worek ziemniaków. - Jak to co? Udowadniam Ci, że nie jestem sam. - Chłopak zanosi się śmiechem, który w tym momencie wydaje się aksamitny jak nigdy dotąd. - Postaw mnie proszę. - Zwracam się do niego z uprzejmą prośbą. - Dlaczego? - Pyta. - Nie podoba Ci się? - Gdy to mówi podrzuca mnie tak, że ląduje w jego ramionach. - Po prostu miałam dość oglądania Cię od tyłu. - Czuję się urażony. - Mówi robiąc smutną minę. - Nie obrażaj się, przód masz całkiem całkiem Balsano. - Uśmiecham się do niego. - Bardzo miło mi to słyszeć. - Odpowiada mi tym swoim przepięknym uśmiechem. - A teraz chodź. - Mówi nadal nosząc mnie na rękach. - Matteo, ale wiesz, że możesz mnie już puścić. - Odpowiadam chłopakowi, czując jak jego ramiona napinają się. - Puścić mówisz? - Słyszę i momentalnie łapię szyję chłopaka, gdy ten poluźnia ręce tak, że nie czuje się bezpiecznie. - Co to miało być? - Pytam z wyrzutem patrząc na niego ze złością. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Ponownie zanosi się śmiechem, za co dostaje po głowie. Nareszcie Matteo stawia mnie na podłodze, lecz ja stoję nadal obejmując jego szyję. Jesteśmy niebezpiecznie blisko siebie, nie mam czasu na ucieczkę od jego słodkich ust, Matteo po prostu mnie całuje nie dając mi szans na ucieczkę. Za plecami czuję zimną ścianę, lecz nie przeszkadza mi to, oddaje jego każdą pieszczotę nie przejmując się konsekwencjami, liczy się tu i teraz. Oplatam bruneta nogami w pasie tak, że znajduje się jeszcze bliżej niego. Nasze klatki piersiowe się stykają, tworząc całość. Czuje jego rękę na moim karku, moja spoczywa w jego gęstych lokach, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Odrywamy się od siebie oddychając szybko i tak jakby brakło nam powietrza. - Dziękuje, że jesteś Matteo. - Mówię przywierając do torsu chłopaka, zapominając o całym świecie. Czuje jego ciepłe dłonie obejmujące mnie, tak jakby chroniły mnie od upadku..

Witam kolejny raz w tym tygodniu! Mam nadzieję, że się podoba :D Czekam na wasze opinie, śmiało, chętnie coś poprawię jeśli ma to wpłynąć na jakość moich rozdziałów.

Sylwia xoxo

Gwiazdki? Komentarze?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top