Rozdział 18


Matteo

- Ja nie wiem co ty takiego w sobie masz, że ta idiotka się z Tobą zadaje. - Zaczął Simon, lecz po chwili mu przerwałem. - Odpierdol się Alvarez. - Wysyczałem przez zęby, ledwo powstrzymując się od powybijania mu wszystkich zębów. - Ooo.. Księciunio się zdenerwował. - Powiedział z kpiną w głosie Scott. - A ty! Czemu nie dasz spokoju mojej przyjaciółce? - Zakpiłem. Ale po chwili odezwał się były Luny. - Przyjacielu, teraz Ci coś powiem. Zostaw moją dziewczynę w spokoju albo tego pożałujesz, ona jest moja. Radzę zapamiętać. - Powiedział z chęcią mordu w oczach Simon. - Wiesz co? Żałosny jesteś, nie rozumiesz, że ona Cię nie chce? - Powiedziałem próbując zachować spokój. - Chce tylko ty tego nie widzisz bo jesteś ślepy. - Tego już za wiele. - Tym razem odezwał się Eric, wstał i przywalił Simonowi prosto w nos. Nie mogłem tak siedzieć, gdy mój kuzyn dostał prawego od Scotta postanowiłem mu oddać. I tak zaczęła się bójka. Po dłuższej chwili zauważyłem dziewczyny, które bacznie nas obserwują, zszokowane całą sytuacją nie potrafiły wydusić żadnego słowa. - Ty! - Wściekła Octavia wskazała na Erica. Po tym całym przedstawieniu nawet nie zdążyłem zareagować, aby zatrzymać zdenerwowaną Valente i wszystko jej wyjaśnić. Wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z kuzynem po czym ruszyłem w stronę toru. Luna jeździła i wykonywała spektakularne figury, z tej całej frustracji i złości na mnie nie zauważyła jak wjeżdżam na wrotkowisko. Gdy dziewczyna przejeżdża blisko mnie próbuje złapać ją za rękę, lecz ta się wyrywa i zmierza w stronę szatni. Muszę dać jej spokój, przynajmniej dopóki jest wściekła.

2 dni później BSC

- Stary ona mnie unika już 2 dni co mam robić? - Pytam Gastona, który obecnie siedzi ze mną na lekcji matematyki. - Musisz się postarać, jeżeli ona nadal jest zła. - To wiem, tylko jak mam to zrobić jeśli ona nie chce ze mną rozmawiać? - Mówię przyjacielowi, po czym wracam do słuchania nauczyciela, nadal gorączkowo myśląc nad mym marnym losem. Po lekcji mam zajęcia teatralne co oznacza, że Luna będzie musiała ze mną porozmawiać. Wchodzę do klasy i szukam dziewczyny wzrokiem, odnajduje ją przy oknie, rozmawia z Octavią. Nie jest mi dane do niej podejść, bo do klasy wchodzi profesor. - Witajcie, dzisiaj przydzielę wam role do następnej sztuki, którą będziecie musieli odegrać przed całą szkołą. Odegracie „Romea i Julię", główną role zagrają Luna Valente i Matteo Balsano. Spojrzałem w kierunku dziewczyny, posłałem jej uśmiech, ale go nie odwzajemniła. - Tutaj macie scenariusz, macie 3 tygodnie na nauczenie się swoich ról, następnie musimy zrobić parę prób. Przyłóżcie się. - Profesor skończył swój monolog i nagle w klasie, a raczej całej szkole zadzwonił dzwonek. - Nic mi nie wiadomo o ćwiczeniach, weźcie swoje rzeczy i wychodzimy. - Ponaglił nas nauczyciel. Wychodziłem z klasy, lecz nigdzie nie widziałem Luny, zawróciłem. Gdy znalazłem się w klasie zauważyłem dziewczynę, która widocznie czegoś szukała. - Co jest? Musimy wyjść. - Powiedziałem na tyle głośno, aby przekrzyczeć dzwonek. - Matteo? Co ty tutaj robisz? - Wróciłem po Ciebie, chodźmy już. - Powiedziałem łapiąc ją za rękę. - Nie mogę iść, nie bez mojego naszyjnika. - Krzyknęła, a ja złapałem się za głowę. - Dobra czekaj. Zacząłem rozglądać się po sali, gdy nagle zauważyłem coś błyszczącego pod jedną z ławek. - Musimy wyjść. - Krzyknąłem do dziewczyny. Wybiegamy z sali jak szaleni i kierujemy się do najbliższego wyjścia, po drodze spotykając jeszcze kilku uczniów. Po chwili jesteśmy na zewnątrz gdzie stoją przestraszeni uczniowie, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie ze strony nauczycieli. Obok mnie przez ten cały czas znajdowała się Luna, wyraźnie zmartwiona zaistniałą sytuacją. Objąłem ją ręką w pasie przytulając do siebie. - Trzymasz się? - Szepnąłem jej na ucho. Dziewczyna odwróciła się do mnie tak, że teraz staliśmy na wprost siebie. Bez słowa wtuliła się we mnie, przytuliłem ją jeszcze mocniej niż poprzednio. - Musimy porozmawiać. - Odezwałem się po dłuższej chwili, odsuwając się minimalnie od niej. Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariata. - Chyba należy mi się 5 minut na wyjaśnienia. - Powiedziałem zniechęcony, całkiem wypuszczając ją ze swoich objęć. - Spotkajmy się dzisiaj o 18 na torze. - Powiedziała po czym zniknęła z mojego pola widzenia. - Wszyscy do środka, fałszywy alarm! - Krzyknął jeden z pracowników szkoły po czym udaliśmy się z powrotem na zajęcia.

Luna

Po tej całej ewakuacji wróciłam do klasy od zajęć teatralnych w poszukiwaniu mojego naszyjnika, jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Brawo. Zrezygnowana udałam się na lekcję matematyki. Weszłam do klasy, oczywiście spóźniona. Zajęłam wolne miejsce obok Octavii, rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam Ambar usilnie próbującą schować się za chłopakiem siedzącym ławkę dalej. Muszę z nią porozmawiać. - O, możesz iść po szkole do Rollera z Niną? Muszę z kimś porozmawiać. - Szepnęłam do dziewczyny siedzącej obok, która skrupulatnie przepisuje temat do zeszytu. - Czyżby Matteo? - Zapytała równocześnie uśmiechając się do mnie. - Też, ale później, a jak tam twój rycerz w lśniącej zbroi? - Zapytałam ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem na widok zszokowanej miny przyjaciółki. - Skąd wytrzasnęłaś rycerza? - Zapytała z powagą w głosie, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. - Blake, Valente! Spokój! - Krzyczała zdenerwowana nauczycielka. - Umówił się ze mną dzisiaj. - Odpowiedziała na moje wcześniejsze pytanie, po czym wróciła do rozwiązywania zadania. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wzrokiem śledziłam Ambar, która w błyskawicznym tempie chciała opuścić klasę. - Nie tak szybko. - Zamarła, z jej ust uleciało kilka przekleństw co nie uszło mojej uwadze. - Cześć Luna, jak my dawno się nie widziałyśmy. - W tej chwili widziałam chyba najbardziej nie szczery uśmiech blondynki. - Chodź. - Pociągnęłam ją za sobą na zewnątrz, po czym usiadłyśmy na pierwszej ławce napotkanej po drodze. - Słucham. - Powiedziałam, czekając na wyjaśnienia ze strony przyjaciółki. - Chodziłam z Matteo. - Powiedziała spuszczając wzrok. - To akurat było dla mnie oczywiste. - Odpowiedziałam. - Złamałam mu serce, a on wyjechał. - Odparła cicho, nadal nie patrząc mi w oczy. - Ambar. - Kazałam jej spojrzeć na mnie. - On nie ma Ci tego za złe, przeszło mu. - Uśmiechnęłam się do dziewczyny. - Skąd wiesz? - Zapytała zszokowana, czekając na wyjaśnienia. - Bo tak jakby to jest mój bardzo dobry przyjaciel. - Uśmiechnęłam się tym razem spuszczając wzrok na swoje buty. - Cieszę się, że nie gniewasz się na mnie za to, że wyjechałam tak bez słowa. - Spojrzała na mnie. - Wisisz mi tuzin babskich wieczorów, koleżanko. - Zaśmiałam się, tym samym kończąc naszą rozmowę. Wróciłyśmy do domu, przy okazji omawiając kwestię moich zbliżających się urodzin. Nim się spostrzegłam była już 17.30, a ja nie byłam ani trochę ogarnięta. W rezultacie na torze pojawiłam się o 18.10. Mam nadzieje, że nie jest za późno.

I jest szalona 18 ;)

Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu :D

Czekam na opinie w komentarzach :)

Komentujesz = Motywujesz

Sylwia xoxo

Gwiazdeczki? Komentarze?      


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top