#3 Prolog - Barwna przyszłość
Wróciłam do kraju, a więc części będą dodawane tak jak zamierzałam. Dziękuję tym, którzy czekali.
.................
Obudziłaś się bardzo wcześnie, przeciągając leniwie pod kołdrą, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Myślałaś, że przez swoją nocną wyprawę będziesz spać do momentu, aż Twój sfrustrowany ojciec nie zacznie drzeć się na swoją teściową. Podczas takiej sytuacji reakcja emocjonalna byłaby pewnie podobna, ale ku Twojemu zaskoczeniu sprawy miały się kompletnie inaczej. Jasne światło przebijało przez kremowe zasłony i niemiłosiernie raziło Cię w oczy. Skoro już się obudziłaś, to postanowiłaś sprawdzić owe zjawisko. Usiadłaś na sprężynowym łóżku, które wydało z siebie głośny trzask, a następnie odsłoniłaś okno. Na polach pojawiły się niesamowicie wyraziste kolumny świetlne o pomarańczowej barwie i złotym połysku. Uśmiechnęłaś się pod nosem, energicznie mrugając.
- Słupy światła... - Wyszeptałaś, a drzwi do Twojego pokoju zaskrzypiały.
- Nie widzieliśmy ich od czasów waszej ostatniej wizyty. - Stanęła w nich Twoja babcia z podkrążonymi oczami i drżącymi dłońmi.
Poczułaś kłucie w sercu, a w Twoich [k/o] oczach zebrały się łzy. A jeśli to ostania wizyta, podczas której widzisz ją żywą? Przecież nie wiesz, kiedy to się stanie. Miałaś już zapytać, czy dobrze się czuje, ale wtedy usłyszałyście głośny wrzask matki.
- [T/I]!
Wykrzyczała Twoje imię, a więc ze zdziwieniem udałaś się na dół razem z trochę poirytowaną babcią. Staruszka nigdy nie lubiła krzyków w domu, a tym bardziej w tych godzinach. Pewnie Pani [T/N] już wszystkich obudziła, oprócz jednego elementu, Twojego ojca. Jego ciężko czymkolwiek budzić. Można przy nim używać odkurzacza na pełnych obrotach, a on nawet nie uchyli powieki, co już nie raz testowałaś. Po zejściu ze schodów zauważyłyście kobietę w szarym szlafroku, stojącą przy drzwiach wyjściowych. Ze zdenerwowaną miną oraz rękoma skrzyżowanymi na piersi, tupała w czerwony dywan gołą stopą.
- Gdzie wczoraj wychodziłaś?
Spojrzała Ci prosto w oczy wzrokiem godnym bazyliszka. Na dodatku zrobiła to na tyle głośno, że drzwi do pokoju Twojego miejskiego wujostwa głośno skrzypnęły. Macie już obserwatorów.
- Nigdzie. - Odpowiedziałaś cicho, patrząc się w ziemię.
- Przecież babcia zawsze zostawia klamkę podniesioną do góry! Nie kłam! - Kobieta wpadła w furię, aby po chwili przyjąć delikatne uderzenie w plecy od wejściowych drzwi. Do środka wszedł wujek Albert w ośnieżonych, czarnych gumowcach.
- To ja godzinę temu byłem sprawdzić, czy śpicie, daj dziewczynie spokój. Jest w końcu dopiero piąta rano. -Puścił do Ciebie oczko z szerokim uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłaś to, zastanawiając się, czy naprawdę był tutaj, czy może on również wie o tajemniczym grabarzu z zakładu obok.
- Przywiozłeś części do samochodu? - Twój ojciec wygramolił się z pokoju, zakładając na stopy parę czarnych skarpet. Gdy stał na jednej nodze, prawie spadł ze schodów, przez co babcia rzuciła mu wrogie spojrzenie.
- Ta, zaraz do niego zerknę. - Wujek na to pytanie pokiwał głową z lekkim grymasem. On chyba również nie chciał mieć takiego szwagra, ale rodziny się nie wybiera.
- Już idziemy. A Ty się nie szlajaj po nocach, jasne? - Tata minął Cię na schodach z poważnym wyrazem twarzy, więc machnęłaś ręką i skierowałaś swoje kroki do pokoju.
Dobrze, że wujek uratował sytuację, bo byś dostała szlaban... Chociaż i tak nigdzie nie wychodzisz. Chyba by Cię to aż tak nie zabolało...
Śniadanie każdy jadł już w swoim zakresie, wybierając z bogato wyposażonego stołu co chciał. Było to spowodowane tym, że wujek Albert naprawiał samochód, a Twoja matka z ojcem stali przy nim jako Loża Szyderców, komentując niczym eksperci mechaniki każdy jego ruch. Twoje ciocie znalazły w tym roku odrobinę wspólnego języka i zaczęły razem sporządzać w kuchni ciasto, a jedynie dziadek oraz babcia zasiedli z Tobą do stołu. Na Twoim miejscu leżały dwie białe koperty oraz książka owinięta w złoty papier... No tak, przecież nie mogli dać Ci prezentów osobiście, a po prostu je położyli, żeby nie musieć składać życzeń. Twoja miastowa rodzina naprawdę nie lubiła czułości, a widząc Twoją zawiedzioną minę, dziadek głośno odchrząknął.
- A no tak.- Odezwała się babcia i wyszła z salonu, aby po chwili wrócić z wielkim kartonem.
- Co tam masz babciu? - Spytałaś, kiedy kobieta położyła pudło na dywanie.
Podeszłaś do niego, wyjmując liczne malunki samolotów i okropnie narysowanych ludzi w środku. Wszędzie widniały inicjały Twoje oraz [I/B].
- Mam tu prezent, skoro podjęłaś już decyzję.
Przykucnęła, wyjmując ze środka stary hełm lotniczy wykonany z ciemnobrązowej, gładkiej skóry z wbudowanymi goglami o przyciemnionych szkłach. Wzięłaś go do ręki, a następnie założyłaś na głowę z szerokim uśmiechem. Dziadek pokiwał na ten gest głową z uznaniem, a Ty dobrze pamiętałaś, jak ten przedmiot jest dla niego ważny. Pochodzi jeszcze z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Twój przodek był również pilotem i brał udział w bitwie o Anglię, a przekazanie Ci tego hełmu uważałaś za piękny gest.
- To... - Twój wzruszony głos zadrżał, ale babcia machnęła ręką z uprzejmym uśmiechem.
- To nasza najcenniejsza pamiątka. Może nie będziesz tego używać, ale latanie staje się rodzinną tradycją i występuje co drugie pokolenie. Dodatkowo wiesz jak Twój ojciec poznał moją córkę... - Lekko się skrzywiła, wstając z ziemi, aby powrócić na swoje miejsce za stołem. Usiadła ciężko na kanapie, a Ty podążyłaś za nią wzrokiem, cicho chichocząc.
- Tak, tak. Poszła z dziadkiem na uroczystość lotniczą w tutejszej bazie, na którą on przyleciał jako jeden z reprezentantów swojej miejskiej uczelni. Pamiętam jak nam o tym mówiłaś. - To akurat wspominasz bez żadnego problemu.
- Jak go pierwszy raz przyprowadziła do domu, to pomyślałem: ,,Gorzej wybrać nie mogła...'' - Tu wtrącił się dziadek, a na jego pomarszczonej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Wiesz, że go goniłem kiedyś ze strzelbą, gdy ta niemota powiedziała mi o zaręczynach z moim dzieckiem?
Razem z babcią prychnęłyście śmiechem, a Ty próbowałaś sobie to wyobrazić. Jeśli zadarł z Twoim dziadkiem, to może jednak jest z niego odważny facet... Po chwili staruszka lekko spoważniała i spojrzała na Ciebie melancholijnym wzrokiem.
- Chociaż chyba takie życie jej pasuje, w końcu zawsze chciała się stąd wyrwać. Myślisz, że jest szczęśliwa?
Na te słowa od razu wpadłaś w zadumę. Czy Twoja mama jest szczęśliwa? Nie śmieje się, a tylko czasami uśmiecha. Cały czas praktycznie siedzi w swoim zakładzie kosmetycznym, a gdy przychodzi do domu, to mówi o swojej pracy i śpi. Nie jeździcie nigdzie na wakacje, oprócz wizyt u babci, więc ta rutyna nigdy się nie kończy... Jest jak robot, ale czy dobrze jej z tym? Naprawdę tego właśnie chciała opuszczając wieś?
- Mama, mamy problem! - Dziadkowie wyczekiwali Twojej odpowiedzi, ale wtedy usłyszeliście głośne piski z kuchni. Tak to jest, gdy próbuje się nauczyć bizneswoman piec cokolwiek.
- W święta człowiekowi spokoju nawet nie dadzą... - Staruszka parsknęła pod nosem, a następnie ruszyła do swojego królestwa.
Przymrużyłaś oczy i jeszcze raz spojrzałaś do pudła. Schyliłaś się ponownie po dość stary aparat kompaktowy. Dziadek, widząc go w Twoich dłoniach uśmiechnął się i drżącym palcem wskazał na urządzenie.
- Stary model. Dostałem go kiedyś dla was po taniości, ale nie zrobi więcej niż dwadzieścia zdjęć. Jeśli obraz nie wyblakł, to pewnie je jeszcze będziesz mogła zobaczyć.
- Dziękuję.
Obróciłaś aparat w dłoniach, włożyłaś go do kieszeni, a następnie spojrzałaś na dziadka. Wtedy Twoje serce prawie stanęło, gdy staruszek momentalnie spoważniał. Martwymi, zamglonymi oczami patrzył na korytarz, a z jego twarzy zniknął jakikolwiek entuzjazm. Miałaś wrażenie, że czas się zatrzymał, a wokół panowała zupełna cisza. Słyszałaś tylko ciężki oddech dziadka wraz z głośnymi świstami.
- [I/B] też był wczoraj u grabarza. Powiedział mi wieczorem, że do niego pójdzie. - Wyrzęził, chociaż jeszcze przed chwilą nie miał problemu z wypowiadaniem zdań.
- Dziadku...
Okropnie się przeraziłaś i wycofałaś w stronę drzwi. Chociaż on tam patrzył, więc to chyba był jeden z Twoim najgorszych pomysłów. W pomieszczeniu zrobiło się całkowicie zimno, a ogień w ceglanym kominku powoli przygasał. Starzec zaczął delikatnie kiwać się do przodu, kręcąc przy tym głową.
- Ona też mi nie wierzy, ale on ostatnio coraz częściej przychodzi w nocy. - Spojrzał Ci w oczy, co wmurowało Twoje nogi w ziemię. Przez jego chłodny wzrok przeszły po Twoim ciele zimne ciarki, a w okolicy dłoni poczułaś dziwne mrowienie. Zupełnie jakby ktoś Cię za nią trzymał, tylko... Nikogo tu przecież nie ma.
- Chociaż jest bardzo gadatliwy, to strasznie majaczy i bardzo szybko oddycha. - Dodał staruszek, a Ty wybiegłaś na korytarz, mijając w przejściu zdziwioną babcię.
- Pójdę już! - Oznajmiłaś nerwowo i zaczęłaś się ubierać.
Starsi ludzie naprawdę czasami są przerażający... Wyszłaś czym prędzej z domu, idąc w stronę bramy.
- [T/I]! Gdzie idziesz?! - Krzyknęła w Twoją stronę ciotka, której blond loki były dziś swobodnie rozpuszczone. Cała rodzina oprócz dziadków stała przy samochodzie na środku podwórka, obserwując Alberta, grzebiącego pod maską pojazdu. Ma coraz większą publiczność... Niedługo dołączą do nich przechodnie z ulicy.
- Idę się pożegnać. - Odpowiedziałaś chłodno, będąc wciąż przerażona sytuacja sprzed chwili.
- Z kim? - Wujek wychylił głowę, trzymając śrubokręt w dłoni.
Wszyscy patrzyli na Ciebie ze zdumieniem, a Ty cicho westchnęłaś. Jak im to teraz wytłumaczyć, żeby nie zabrzmiało dziwnie?
- Pewnie do tego grabarza, do którego chodziła, jak była mała. - Żona mężczyzny poklepała go dłonią po plecach.
- Grabarza? O czym wy gadacie? - Twoja mama popatrzyła się po zamyślonych twarzach krewnych.
Ty natomiast otworzyłaś szerzej oczy, czekając na dalszy rozwój rozmowy. Nagle jak na zawołanie wszyscy zaczęli przytakiwać głowami.
- Było coś takiego... Uważaj na takich ludzi, [T/I]. - Ojciec ostrzegł mnie poważnym tonem głosu.
- Przestań, on musi mieć już z osiemdziesiąt lat. - Miastowa ciocia trąciła go łokciem. Prawie prychnęłaś śmiechem, ale na szczęście masywny szalik zasłaniał Twoje usta.
- Tak. Jest już bardzo stary, trzeba pomagać takim ludziom. - Wypowiedziałaś na siłę przejętym głosem, a krewni popatrzyli na Ciebie z uznaniem.
- W taki razie dobrze... Tylko wróć za dwie godziny, bo ruszamy. - Twoja mama objęła Cię rumieniem, a następnie popchnęła do przodu. Też mi dopiero dziwny sposób okazywania uczuć...
Będąc w dobrym humorze, przemierzałaś prostą drogę. W tym roku zostajecie krócej u babci, ponieważ Twoi rodzice przeżywają maturę bardziej od Ciebie. Zostało to uzgodnione wczoraj, więc na początku byłaś lekko zawiedziona. W końcu po co w takim razie braliście rzeczy na kilka dni? Mogli o tym pomyśleć wcześniej! Teraz jednak wiesz, że już na wiosnę tutaj wrócisz. Zdasz wszystkie egzaminy, jakie będą potrzebne i zostaniesz pilotem, którym jak widać, zawsze chciałaś być. Uchyliłaś fioletowe drzwi zakładu, a do Twoich nozdrzy dotarł zajmujący zapach o słodko-gorzkim charakterze. Weszłaś do środka, wodząc wzrokiem po pustym pomieszczeniu. Skąd on się bierze? Docisnęłaś szalik do twarzy, a obraz przed Twoimi oczami lekko zawirował. Przysiadłaś na trumnie, czując niesamowitą duszność i suchość w ustach.
- Hej. - Poczułaś, jak na Twoim ramieniu zaciska się koścista ręka. Podskoczyłaś do góry, podnosząc się z siedzenia i odwróciłaś do tyłu. Drzwi trzasnęły, a przed Tobą stał nie kto inny jak Adrian Craven z rozbawioną miną.
- Przestraszył mnie Pan! - Krzyknęłaś z pretensją i przyłożyłaś dłoń do swojej klatki piersiowej.
- Jeśli się źle czujesz, to może naprawdę powinienem wziąć od Ciebie wymiary do trumny. Zrobię ją dla takiej Młodej Damy nawet i za darmo! - Zaśmiał się na Twoje słowa, a Ty głośno odetchnęłaś. Dziwny zapach, duszności oraz reszta dolegliwości zniknęły w jedną chwilą.
- Ja tylko... - Z delikatnym uśmiechem chciałaś coś powiedzieć, lecz Twój wzrok przeniósł się na dwie zlewki napełnione do połowy herbatą. Pomyślałaś, że pewnie jakiś klient był tu przed Tobą. Pokręciłaś głową, gdy usłyszałaś w głowie dziwny szum. - Nieważne.
- Widziałaś? - Spytał z dużo większą powagę, a Ty spojrzałaś w jego jasnozielone oczy, których nie zakrywała dziś grzywka, związana w kucyk. Pomyślałaś, że nawet mu do twarzy w takiej fryzurze, lecz postanowiłaś wrócić do tematu.
- Co miałam widzieć? - Słysząc to zachichotał, a następnie podszedł do pobliskiej trumny.
- Moje nowe arcydzieło. Czy nie uważasz, że nadaje się idealnie dla dawcy narządów~. - Wypowiedział mrocznym, ale też rozbawionym tonem głosu, przeciągając ostatnie słowo.
- Dla kogo? - Również podeszłaś do jak najbardziej zwykłej trumny, chociaż po dotknięciu wieka zrozumiałaś, że słoje ciemnego drewna nie są wylakierowane i gładkie, a pozostawione takie, jakie były za czasów życia drzewa.
- Motocyklisty, hihi~. - Zaśmiał się, a Ty pokręciłaś głową z delikatnym uśmiechem.
Ciekawe czy mogłabyś zobaczyć ciało... Może to dziwna zachcianka, ale są rzeczy, które każdy chciałby w swoim życiu zobaczyć...
- Na pewno będzie zadowolony... Pewnie trochę go zmasakrowało? - Ponownie spojrzałaś na zielonookiego mężczyznę, próbując stłumić w sobie śmiech.
- Nie, tylko kilka zadrapań. Uderzenie w drzewo przeżył, ale później zaczął go ratować przechodzień... Skąd miał wiedzieć, że mężczyzna wracał z klubu i pod wpływem alkoholu zarzucił na siebie kurtkę na odwrót? - Powstrzymał się na chwile od uśmiechu.
- Uuu... Skręcił mu kark? - Wydęłaś z niezadowoleniem usta, a grabarz wybuchnął śmiechem.
- Nie mam pojęcia czemu mnie to śmieszy, ale tak! - Zgiął się ze śmiechu w pół, a Ty pokręciłaś głową.
- Ja też nie... - Wyszeptałaś cicho, aby następnie powiadomić go z entuzjazmem o swoich planach.
- Panie Adrianie, wyjeżdżam już dziś. Będę studiować na pobliskiej uczelni i mieszkać u babci. Może czasami wpadnę do Pana na herbatę? - Uśmiechnęłaś się uprzejmie, ale grabarz po Twojej wypowiedzi spoważniał, a Ty usłyszałaś niespotykany dotąd dźwięk. Zupełnie jakby przez projektor przesuwały się klatki z taśmy filmowej. Gdy zdałaś sobie z tego sprawę, nie byłaś już w stanie ruszyć chociażby ręką, a Twój wzrok wbił się w stojącego już na wprost Ciebie grabarza.
- Powinnaś zająć się nauką, Młoda Damo. Szczególnie powinnaś skupić się, zapominając o tym wszystkim. - Wypowiedział z pokerową twarzą, patrząc Ci głęboko w oczy.
- Dobrze. - Odpowiedziałaś, a po chwili poczułaś jeszcze głębszą pustkę w środku. Głębszą od tej, którą miałaś przed wyjazdem.
- A więc żegnaj. - Powoli widziany przez Ciebie obraz tracił kolory i zaczął zanikać. Pozostał tylko on...
- Żegnaj. - Oznajmiłaś bez żadnych uczuć, a następnie ruszyłaś w przeciwnym kierunku...
..........
Wyszłaś z zakładu pogrzebowego z poważną miną. Co Ty tu robiłaś? Nad Twoją głową przeleciały dwa helikoptery, za którymi poparzyłaś z obojętną miną. Po chwili ruszyłaś z powrotem do domu z kompletną pustką w głowie. Nie wydawała Ci się ona dziwna i kompletnie o niej nie myślałaś. Jakby stanie pod zakładem pogrzebowym nie było niczym specjalnym. Po maturze... Pójdziesz na studia medyczne, prawda? Świat nie wydawał Ci się już szary, a normalny. Zwyczajni i niczym się niewyróżniający... Ponownie zapomniałaś o grabarzu, lecz nagle zdałaś sobie sprawę, że coś Ci uwiera w kieszeni. Wciąż będąc w trasie, sięgnęłaś do niej i wyciągnęłaś aparat, stając jak wryta.
- Mroczny Żniwiarz Adrian Craven. Dodawał prochów do ciastek, nie oddycha podczas snu, a przede wszystkim posiada starą kosę ręczną, którą można przeciąć nawet gruby metal... - Wyszeptałaś z delikatnym uśmiechem. Nie wiedziałaś, co przed chwilą miało miejsce, ale znów pamiętasz... Tylko tym razem dosłownie wszystko. Będę lotnikiem, tak jak oboje z [I/B] tego chcieliśmy.
Dzisiejszego dnia wróciłaś do miasta i od razu założyłaś na siebie różowy sweter, który jeszcze przed wyjazdem dostałaś od ciotki. Strasznie Cię drapał, a rodzice nie lubili, gdy zakładałaś jaskrawe ubrania, ale się tym nie przejmowałaś. Po skończonym okresie świątecznym udałaś się do marketu budowlanego. Nie miałaś na co wydawać kieszonkowych, więc byłaś w posiadaniu bardzo dużo pieniędzy, również przez liczne stypendia.
Przemierzałaś korytarze sklepu, aby wkładać do koszyka same kolorowe i żywe rzeczy. Zakupiłaś barwne ozdoby, [u/k] farbę, niebieskie zasłonki, różowy dywanik w kształcie róży, rośliny doniczkowe, tęczową lampkę biurową oraz wesołą pościel*. Kolejnym Twoim krokiem był lumpeks, gdzie zaczęłaś wybierać same kolorowe części garderoby. Ostatnim punktem stał się sklep zoologiczny, gdzie kupiłaś sobie szarego, małego chomiczka, wraz z wszelkim wyposażeniem do opieki nad nim. Z pomocą taksówkarza, któremu obiecałaś potrójną stawkę za trasę, udało Ci się z wszystkim zabrać i dojechać do domu.
Twoich rodziców nie było, a więc swobodnie zaczęłaś urządzać swój pokój oraz pokazałaś [I/Chomika] jego nowe mieszkanko, czyli ogromną klatkę z licznymi tunelami, przejściami i atrakcjami. Przecież musisz mu jakoś urozmaicić życie! Pieniędzy zostało Ci jeszcze sporo, ale je chciałaś ponownie zaoszczędzić. W końcu jeszcze Ci się mogą przydać... Wydrukowałaś w bibliotece zdjęcia z aparatu i oprawiłaś je w ramki. [I/B] na nich był... Adrian Craven również. Podczas obserwacji gwiazd, nauki robieniu trumien, wspólnej zabawy w chowanego na terenie zakładu i wielu, wielu naprawdę innych, równie wspaniałych sytuacjach.
Chociaż dorosłość wita Cię z otwartymi ramionami, to Ty wolisz pozostać małą, radosną dziewczynką, która wierzy, że wszystkie marzenia się spełniają, przyszłości nie ma, a Bogowie Śmierci istnieją...
Tego dnia Pan [T/N] wrócił późno do domu. Wszedł zmęczony do apartamentu, widząc swoją żoną w kuchni. Drżącymi dłońmi dzierżyła w dłoni szklankę z wodą, a na blacie leżały opakowania proszków. Roztrzęsionym wzrokiem patrzyła w drzwi do pokoju ich młodszej córki. Mężczyzna podszedł do niej i z przerażaniem objął ją ramieniem.
- Co się stało? - Spytał nawet bardziej poważniej niż zwykle, a kobieta zakryła twarz dłońmi.
- [T/I]... Zwariowała.
Po usłyszeniu zrozpaczonego głosu Pani [T/N] otworzył szerzej oczy i ruszył w stronę pokoju. Zawahał się, zanim nacisnął na klamkę, lecz po chwili z impetem wpadł do środka. Wszystkie meble pokrywała folia, a jego córka stała na drabinie, malując energicznie ściany. Jeszcze szerzej otworzył swoje oczy, kiedy spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.
- Spokojnie. To farba szybkoschnąca. - Zapewniła go, wskazując na wiaderko z nalepką potwierdzającą to założenie. Mężczyzna rozejrzał się po i tak już zmienionym wystroju pomieszczenia, a następnie wyszedł. Usiadł obok żony i objął ją ramieniem.
- Faktycznie zwariowała...
.......................
* wesołą ,pościel' - u mnie wyrażenia, że coś jest wesołe, używa się w stosunku do kolorowych, żywych i abstrakcyjnych rzeczy. Nie wiem czy u was jest tak samo, dlatego dałam gwiazdkę.
Tutaj kończy się prolog i dopiero teraz zacznie prawdziwa akcja. Właśnie dlatego nie nazwałam, niektórych postaci, ponieważ później będą występować bardzo rzadko lub wcale. Resztę jeszcze nazwę, tak jak żonę Alberta, ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Jeśli moja historia chociaż trochę Ci się podoba, to zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top