#2 Prolog - Przyszłość

System szkolnictwa wzięłam polski, ponieważ nie znam się na żadnym innym, a w internecie się wszystkiego nie doczyta. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza.

Zmiana narracji.

Zostałaś wprowadzona przez grabarza do wnętrza niedużego budynku, zbudowanego z cegieł, pokrytych ciemnofioletową farbą. Rozejrzałaś się po aranżacji pełnej trumien, desek i starych ksiąg, zajmujących półki drewnianych kredensów. Mężczyzna wskazał dłonią na wieko jednej ze stojący na ziemi trumien, a Ty sądząc, że jest to co najmniej dziwne, usiadłaś na niej. Z szerokim uśmiechem na ustach powędrował na zaplecze. Nawet nic nie powiedział, jednak domyśliłaś się, że powinnaś czekać. Zresztą co mogłabyś tu robić? Uważałaś to za kuriozalne, jednak nie czułaś skrępowania. Zupełnie jakbyś już kiedyś przywykła do takiego stanu rzeczy. Nawet w codziennym życiu nigdy nie czułaś zbędnej niechęci idąc cmentarzem lub strachu, gdy oglądałaś horrory. Byłaś odporna na takie rzeczy i możliwe, że to wszystko zawdzięczasz właśnie jemu...

- Ile masz właściwie lat, młoda damo? - Podskoczyłaś do góry, pod wpływem chwiejnego głosu grabarza, który usiadł naprzeciwko Ciebie z dwiema zlewkami napełnionymi herbatą. Podał Ci jedną z nich, a Ty posłałaś mu delikatny uśmiech.

- Osiemnaście, a tej wiosny będę pisać maturę. - Stwierdziłaś już poważnie. Było tu strasznie zimno, zupełnie jakbyś przebywała w kostnicy... O ile właśnie teraz nie siedziałaś na czyiś zwłokach.

- To już nie taka młoda, prawda? - Zaśmiał się cicho, a następnie głośno westchnął. - Wyjeżdżasz pewnie w świat, hm?

- Tak szczerze mówiąc... Nie wiem. - Zawahałaś się, ponieważ tu napotykasz największy problem. Rodzice od dziecka ciągali Cię po kursach, nalegali z wyborem szkół, wymagali od Ciebie aż za dużo, przez co sama nigdy nie zdobyłaś żadnej pasji. Już nawet teraz wybrali Ci co masz studiować, gdzie i przez ile. Tylko szkoda, że Twoja mama, tata i ciocia mają różne trzy propozycje, a przecież się nie rozerwiesz, żeby każdy był szczęśliwy...

- Nie wiesz co będziesz robić w przyszłości? - Rozbawił go Twój problem. Czyżbyś mu nigdy o tym nie mówiła? Przecież zawsze tak było, już od najmłodszych lat.

- Rodzice na mnie naciskają i co chwila zmieniają zdanie. - Wyjaśniłaś, biorąc łyka herbaty. O dziwo została posłodzona idealnie tyle, ile lubisz. Naprawdę pamiętałby takie szczegóły po pięciu latach?

- Pomimo wszystko Ty powinnaś o tym zdecydować, prawda? Czym się interesujesz, może mógłbym Ci coś doradzić?

- Nie wiem... - Trudno było Ci się przyznać do braku hobby, więc spuściłaś wzrok po otrzymaniu zaciekawionego spojrzenia spod szarej grzywki. - Niczym specjalnym.

- Skąd w Tobie taki brak energii i pasji, [Z/I]?! - Wzruszył ramionami, podnosząc z rozczarowaniem głos, jednak nie takim prawdziwym. Po prostu udawał przejętego, żeby zaraz znowu obdarzyć Cię uśmiechem. - Kiedyś Ty i [I/B] lubiliście samoloty. - Zamyśliłaś się i próbowałaś sobie to przypomnieć. Faktycznie mogło tak być, ale przecież to przeszłość...

- Nie pamiętam już tego...  - Przewróciłaś oczami, aby po chwili wbić w niego podejrzliwy wzrok i użyć twardego tonu głosu. - Jakim ma Pan taką dobrą pamięć? I ile Pan ma lat tak na dobrą sprawę? Nie powinien być już Pan stary?

-Ranisz moje uczucia, [Z/I]! - Zaśmiał się, a Ty zarumieniłaś pod wpływem słów, jakie wypowiedziałaś. Nie lubiłaś być niemiła, ale chyba tym razem go nie uraziłaś, a raczej rozbawiłaś. Nawet nie wiedziałaś z czego on tak dokładnie się śmieje, ale wolałaś zmienić temat.

- Przepraszam, ale... W sumie to nieistotne.

- A [I/B] nie przyjechał z Tobą? Co u niego słychać? - W końcu musiał zadać to pytanie. Lekko Cię zamurowało, a Twoje dłonie trzymające zlewkę zadrżały. 

- Od pięciu lat bez zmian... Chociaż nie wiem, czy powinnam tak to nazywać. - Uśmiechnęłaś się, patrząc w taflę brązowego napoju. Nie lubiłaś o tym wspominać, szczególnie w miejscach, gdzie kiedyś spędzaliście razem czas.

- Rozumiem. Jak to się stało? - Zaskoczył Cię bezpośredniością i powagą, z jaką nagle to wypowiedział. Spojrzałaś na niego ze zdziwieniem i przymrużyłaś oczy.

- Hm? Skąd wiesz? - Pomyślałaś, że po prostu usłyszał plotkę i chciał sprawdzić jej autentyczność, ale właśnie wtedy rozłożył ręce z rozbawioną miną.

- Jestem Grabarzem, młoda damo. Umiem rozpoznać wszelkie oznaki utraty bliskiej osoby.

Miałaś mu już nawet powiedzieć prawdę co do śmierci brata ciotecznego, jednak wtedy usłyszałaś wibrację i po zakładzie rozległ się dzwonek Twojego telefonu. A wielka szkoda... Babcia do dziś pewnie nie zna prawdy.

- Przepraszam, mama do mnie dzwoni. - Odwróciłaś się do tyłu, wyjmując z kieszeni kurtki komórkę.

- Halo? - Ściszyłaś głos.

- Gdzie Ty poszłaś? Nie mówiłam Ci, że zaraz będzie kolacja?! - Od razu zostałaś zaatakowana przez głos pełny wyrzutu i rozczarowania.

- Nie, nie mówiłaś. - Odpowiedziałaś zgodnie z prawdą, ale co usłyszysz było z góry przesądzone...

- Na pewno mówiłam, tylko mnie nie słuchałaś. - Zadeklarowała z pewnością siebie, a Ty nie chciałaś wchodzić z nią w dyskusję. W końcu to mama...

- Zaraz przyjdę. - Odburknęłaś z lekką pretensją i zakończyłaś połączenie. Następnie wstałaś, spoglądając na grabarze rozbawionego Twoją rozmową telefoniczną.

- Panie ... Jak się Pan nazywa? - Jak on się nazywa? Przecież musiałaś znać kiedyś jego imię...

- Ranisz moje uczucia po raz kolejny! - Przyłożył rękę do serca z udawanym przejęciem, a Ty się uśmiechnęłaś. - Jeśli tylko spróbujesz, to na pewno sobie przypomnisz.

To wypowiedział już swoim chwiejnym, mrocznym głosem, biorąc od Ciebie zlewkę, którą mu podałaś.

- Muszę iść. - Odpowiedziałaś szeptem, chcąc tu zostać. Po prostu Twoje nogi nie chciały się ruszyć z miejsca. Po przełamaniu ruszyłaś w końcu w stronę wyjścia - Mogę przyjść jutro?

- To zależy tylko i wyłącznie od Twojej woli, młoda damo!

- Do zobaczenia.

Grabarz pomachał w Twoją stronę energicznie, kiedy zamykałaś drzwi. Może mi się tylko to śni? Wzięłaś głęboki oddech i ruszyłaś w drogę powrotną do domu babci. Bo jakim możliwym cudem ten mężczyzna się nie starzeje? Wygląda tak jak wtedy, mogłabyś wręcz przysiąc. Twoi dziadkowie na pewno muszą coś wiedzieć, więc postanowiłaś ich o to spytać. Robiło się coraz ciemniej, a wiatr przybierał na silę, unosząc do góry śnieg z pobocza. Nagle spojrzałaś do góry, pod wpływem głośnego huku, rozchodzącego się po niebie. Z pobliskiego poligonu wyleciał właśnie ciemnozielony helikopter, którego śmigła wydawały dość przyjemny klekot. Stanęłaś w miejscu, obserwując świecące kontrolki, coraz bardziej oddalające się na wschód. Właśnie wtedy też poczułaś, jak Twoje policzki stają się gorące w jednej chwili. Przejechałaś dłonią po twarzy, aby zdiagnozować tego powód. Płakałaś. Nie masz pojęcia czemu, ale płakałaś. Szybko otarłaś łzy i ruszyłaś do przodu, przestając o tym całkowicie myśleć. Przecież to bez sensu. Stwierdziłaś, że jesteś po prostu dziś przewrażliwiona oraz masz młodzieńcze wahania nastroju, nic poważnego.

Po przekroczeniu progu od razu usłyszałaś tembr głosu wujka, roznoszący się po całym domu. To najstarsze dziecko babci, a zarazem brat Twojej cioci i mamy, która akurat była tą najmłodszą. Zajmował się rolą na pobliskiej wsi, a jego żona prowadziła warzywniak w miasteczku, dzięki czemu żyli w dobrobycie. Najważniejsze jednak jest to, że byli naprawdę ze sobą szczęśliwi. Tak samo głośni, wygadani i energiczni. Kompletnie nie pasowali do towarzystwa snobów, a Twoi rodzice cały czas na nich narzekali. Oni pomimo to zawsze przyjeżdżali na spotkania, nadając im jakiejkolwiek barwy. Nie zdążyłaś nawet usiąść przy długim stole, kiedy wujek od razu podniósł wzrok i uniósł szklankę z czerwoną oranżadą do góry. Nigdy nie pijał alkoholu.

- Kogo ja widzę po tylu latach! - Posłał Ci szeroki uśmiech. Miał na sobie zielony, ręcznie szyty sweter z reniferem, a na jego głowie powstały wielkie zakola, których niegdyś nie posiadał. Reszta pozostała bez zmian. Wujek Albert zawsze wyróżniał się ciemną opalenizną, którą zawdzięczał swojej pracy, zmarszczkami na policzkach od zbyt częstego uśmiechania się oraz lekkiemu, ciemnemu zarostowi, ponieważ włosy odrastają mu zaraz po goleniu.

- Dobry wieczór! - Oznajmiła wesoło ciocia, spoglądając w Twoją stronę spod grubych, różowych okularów. Jej blond loki upięte były jak zwykle spinką, a pulchna buzia postarzała się nieznacznie od ostatniego czasu. Dodatkowo w każdą zimę nosiła różowe swetry z wesołymi naszyciami. W tym roku był to niebieski prezent przewiązany srebrną kokardą. 

Również uśmiechnęłaś się na ich widok i poczułaś, jak Twoje wspomnienia sprzed lat powoli wracają. Kochałaś taką atmosferę, babcię w swoim fartuszku, a nawet resztę rodziny ubraną w sztywne, obcisłe garnitury i wyjściowe suknie lub drogie koszule. Wśród kolorowego nakrycia, czerwonej tapety ze wzorkami w ciepłych barwach oraz brązowym dywanie wyglądali komicznie, zupełnie jakby tu nie pasowali. Twoja prosta, czarna sukienka również odstawała od tego wystroju, ale specjalnie Ci to nie przeszkadzało. Poczułaś dawną magię miejsca, które tak bardzo uwielbiałaś. Nawet zobaczyłaś zarys wspomnienia, gdzie razem z bratem wymykaliście się w nocy, żeby oglądać gwiazdy na zimowym niebie. Siedzieliście wtedy na wzgórzu za zakładem pogrzebowym i korzystaliście z teleskopu grabarzu, wiedzącego o galaktyce zaskakująco dużo. Teraz brzmi to dla Ciebie trochę dziwnie, bo spędzanie zimnej nocy niedaleko cmentarza z obcym facetem brzmi niebezpiecznie, jednak wtedy nawet o jakimkolwiek zagrożeniu nie myśleliście. Bawiliście się świetnie i to wszystko. Z przemyśleń wyrwała Cię mama, koło której usiadłaś. Chwyciła Twoje ramię, zaczynając wychwalać dokonania Twojej osoby, jak to zwykle robiła. Naprawdę tak bardzo chciała się wywyższyć przy starszym bracie? Co to za chora rywalizacja? Westchnęłaś nieznacznie. Co gorsza, im to nawet nie przeszkadzało, a jedynie kiwali głową z podziwem, ciesząc się z dobrych sukcesów dwójki synów, którzy zamieszają przejąć brzemię ojca, gdy będzie niezdatny do pracy. Poszli do technikum rolniczego, a ich rodzicom całkowicie to wystarczyło... Szkoda, że Twoi zawsze tyle wymagają.

- [T/I] poszła do szkoły z przedmiotami ścisłymi w rozszerzeniu. - Zaszczebiotała, przymykając oczy. Od razu spojrzenia wszystkich skierowały się w Twoją stronę. Nawet jak do tej pory wyłączony dziadek przeniósł na Ciebie swój nieobecny wzrok. - Wybrała biologię i fizykę, więc nie będzie miała problemu, żeby dostać się gdziekolwiek, o ile nie zawali matury.

- Będziesz pierwszym w rodzinie lekarzem, prawda? - Dopytała ciotka, ciągnąc Cię za drugie ramię. Odkąd [I/B] umarł, zaczęła na Ciebie zrzucać swoje smutki wychowawcze i również chciała twardo trzymać w ryzach.

- A nie chciałaś jeszcze wczoraj, żeby szła na a-wf? - Tutaj wtrącił się ojciec, chcący od dziecka zrobić z Ciebie sportowca. Wszyscy tyle od Ciebie wymagali, a Ty nie byłaś nigdy zainteresowana żadną z tą dziedzin. Jednak godziłaś się na wszystkie kursy, dodatkowe zajęcia, korepetycje, tylko po to, żeby byli z Ciebie dumni. - Przecież od dziecka raz w tygodniu chodzi na basen i zawsze zajmuje miejsca na podium podczas zawodów w pływaniu...

- Lekarz lepiej zarabia. - Ciocia trzymała się twardo swojego zdania. Jeszcze dochodzi do tego mama, chcąca zrobić z Ciebie dyplomatę...

- Tak właściwie to podjęłam już decyzję. - Powiedziałaś cicho, otrzymując od wujka Alberta, jego małżonki oraz babci współczujące spojrzenia. Kompletnie nie wiedziałaś co teraz powiedzieć, jednak od kiedy zobaczyłaś ten helikopter na niebie, wpadła Ci do głowy pewna myśl... Przecież i tak nie czujesz zainteresowania do żadnych z postawionych propozycji, więc co masz do stracenia?

- Jaką? - Tutaj ku zdziwieniu wszystkich odezwał się dziadek z dumą w oczach. Zupełnie jakby wiedział, co chcesz powiedzieć.

- Pójdę na lotnictwo i kosmonautykę. - Oznajmiłaś jeszcze ciszej, a na te słowa połowa rodziny popadła w ciężki szok, za to druga strona pokiwała głową z zadowoleniem. Chyba wiadomo, która to była...

- Do nas? Chcesz się uczyć tutaj? - Spytała z ciepłym uśmiechem babcia. 

- Tak, właśnie tego chcę. - Powiedziałaś już trochę pewniej, wskazując ruchem głowy na ojca, który w ramach niezadowolenia wyszczerzył zęby w grymasie. - Tata też jest przecież pilotem.

- Samolotów pasażerskich, a tu Cię nauczą co najwyżej latać śmigłowcem! - Odezwał się w końcu wujek z miasta, podnosząc głos.

- O to chodzi... - Trochę Cię to spłoszyło, jednak przygotowałaś się wewnętrznie na krytykę.

- Przecież nigdy się tym nie interesowałaś, skąd ten pomysł? - Mama puściła w końcu Twoje ramię. Nie chciałaś jej zawieść, jednak ile lat trwa studiowanie medycyny? Przecież, zanim zostaniesz dyplomowanym lekarzem miną wieki! A a-wf? Jak nie uda Ci się nic specjalnego osiągnąć, to co najwyżej będziesz uczyć w-fu w jakimś obskurnej placówce! Nie lubisz być w centrum uwagi, a więc stosunki międzynarodowe odpadają. Za to... Bycie pilotem jest wspaniałe, możesz zobaczyć wszystko z innej perspektywy, codziennie patrolować lasy i to już w czasach nauki! To chyba oczywiste, którą opcję wybrałby każdy!

- Nigdy się specjalnie niczym nie interesowałam. Babcia na pewno udostępni mi pokój, prawda? - Delikatnie wyjęłaś swoje ramię z uścisku zawiedzionej ciotki, posyłając zadowolonej staruszce uśmiech.

- Oczywiście, kochanie. - Odwzajemniła Ci pogodne spojrzenie, po chwili zwracając się surowo do Twojej mamy. - Wstydź się [I/M], że nie wiesz nic o swoim dziecku. Dziadek ma gdzieś w gabinecie wasze rysunki z dzieciństwa, prawda? - Dźgnęła dziadka łokciem, nie otrzymując żadnej reakcji.

- Gdzie Ty się tam nadajesz... - Ojciec jak zwykle był na nie. Chciał zrobić z Ciebie sportowca, a teraz masz sobie nie poradzić? Eh, zawsze myślał o wszystkim pesymistycznie...

- Studiowałem tam. Dobrze robi dziewczyna i nie zniechęcajcie jej. - Dziadek w końcu zabrał głos, a jego słowo było święte, więc temat został natychmiastowo zmieniony.

..........

Dokładnie polerowałaś suchą szmatką misę, otrzymaną od babci, słuchając w tym czasie szumu wody lecącej strumieniem z kranu. Co jakiś czas gąbka w dłoni kobiety zapiszczała, a odkładane przez Ciebie talerze zabrzdękały. Zmywałyście naczynia w ciszy, a Ty rozważałaś zadanie jej swojego pytania. Przecież to taka miła i kochająca kobieta... Tylko to naprawdę może zabrzmieć dziwnie. Spojrzałaś na nią z przejęciem, a następnie wzięłaś głęboki oddech.

- Babciu, wiesz, gdzie dziś byłam?

- Poszłaś go odwiedzić? - Uśmiechnęła się od razu, a Ciebie na chwilę zamurował. Czyli to wszystko musi być prawda! Wcale nie jesteś stuknięta!

- Czyli znasz go?! W sensie zauważyłaś, że on się nie zmienił?! - Podniosłaś lekko radosny głos, unosząc brwi.

- Nie pamiętasz historii, którą Ci opowiadałam? Dorośli ludzie nie zajmują się takimi błahostkami, lecz my na starość dostrzegamy pewne rzeczy. - Wypowiedziała ciszej, stukając Cię zadziornie swoim biodrem.

- Nie pamiętam... - Przyznałaś, biorąc z jej rąk talerz.

- To miała być nasza tajemnica, obiecaliście mi razem z [I/B], że nikomu nie powiedzie. Grabarz tej jest prawdziwym Bogiem Śmierci.- Wyszeptała, unosząc kąciki ust jeszcze bardziej do góry. Wtedy poczułaś, że po prostu sobie z Ciebie żartuje.

- Co? Przecież to bez sensu! Nie jestem już dzieckiem, babciu. Możesz powiedzieć prawdę. - Zaśmiałaś się, a ona lekko spoważniała.

- Właśnie tak działa dorosłość, kochanie. Kiedyś w to wierzyłaś, a teraz wydaje Ci się to co najmniej nieprawdopodobne... Wręcz szalone... - Przekręciła kurek i udała się w stronę drzwi, posyłając Ci ostatni dzisiaj uśmiech. - Kładź się niedługo, bo już późno.

Tej nocy się jednak nie położyłaś. Wyglądałaś co jakiś czas na korytarz ze swojego pokoju, położonego na samym końcu drugiego piętra i po trzydziestu minutach od zgaszenia ostatniego światła powędrowałaś najciszej, jak tylko potrafiłaś na dół. Sama nie wiedziałaś czemu sprawiło Ci to tyle uciechy, gdy opancerzona przeciw zimie, niezauważalnie wymknęłaś się z domu. Z pomocą latarki w telefonie przemierzałaś okolice zakładu pogrzebowego, namierzając wzrokiem upragnioną górkę. Towarzyszył Ci odgłos skrzypiącego śniegu oraz para z ust. Przez mróz szczypała Cię cała twarz, ale nie zwracałaś na to uwagi. Żałowałaś tylko, że [I/B] już z Tobą nie ma. Co jakiś czas patrzyłaś na czyste niebo, pełne gwiazd dzisiejszej, naprawdę wyjątkowo chłodnej nocy. Stanęłaś na szczycie z satysfakcją, obserwując zaśnieżone pola i lasy.

- Słupy światła. - Usłyszałaś chwiejny głos za plecami, prawie krzycząc. Kompletnie się tego nie spodziewałaś i wykonując obrót do tyłu, prawie wywinęłaś orła. Za Tobą stał szarowłosy mężczyzna, z uśmiechem wpatrzony w niebo. To trochę dziwne... Pomyślałaś, chcąc się jak najszybciej ewakuować. W końcu to obcy facet! Jest środek nocy, a to kompletne odludzie! 

- Hihi~, czyżbyś się mnie bała? - Jego grzywka była związana w kucyk, a więc bez problemu dostrzegłaś przerażający wzrok, jakim Cię obdarzył, wciąż mając głowę podniesioną do góry. Po prostu w pewnym momentach nie wypada się śmiać! Te oczy miały dodatkowo taką niespotykaną barwę... Zieleń zmieszana z rażącą w oczy żółcią, dawała im magiczny błysk, a jednocześnie niepokojącego charakteru.

- Ja? Nie! - Chciałaś zachować spokój, odchodząc krok do tyłu. W sumie babcia powinna wiedzieć gdzie jesteś, więc może lekko przesadzasz? Wzięłaś głęboki oddech i nieufnie się uśmiechnęłaś, chociaż i tak pewnie nie było tego widać przez szeroki szal. - Po prostu przyszłam tu z przyzwyczajenia. Tak mi się przynajmniej wydaje.

- Ostatni raz, kiedy tu siedzieliśmy, to rano powstały słupy światła. Dziś będzie tak samo. - Dopiero teraz zwrócił się w Twoją stronę, a Ty ponownie zrobiłaś krok do tyłu. Jak zaraz nie spadniesz z hukiem w dół, to będzie cud. Zjechałabyś pewnie na tyłku i nic poważnego by Ci się nie stało, ale jakoś nie miałaś na to ochoty.

- Nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć... Przepraszam, że spytam, ale... Czy Pan się nie starzeje? - Pojęłaś ponowną próbę zdiagnozowania jego wieku.

- Oh, jesteś dla mnie taka miła. - Zaśmiał się, a Ty lekko zmarkotniałaś.

- To nie komplement, a normalne pytanie. Babcia powiedziała, że jesteś Bogiem Śmierci. - Prychnęłaś śmiechem, ale on tylko spojrzał na Ciebie swoimi wesołymi, neonowymi oczami, co po raz kolejny Cię przeraziło.

- Jak myślisz, [Z/I]? Jestem Bogiem Śmierci? - Wypowiedział znacznie głębszym tonem głosu, przez co przeszły Cię ciarki. Chciałaś inaczej to rozegrać. Przecież on nie może być kimś... Takim! Co to w ogóle dokładnie znaczy?

- Jakbyś mieszkał w mieście i prowadził zakład pogrzebowy, to byś na pewno taką ksywkę dostał, ale czy nim jesteś... O czym ja myślę. - Ponownie się zaśmiałaś, a on zacmokał z melancholijny wyrazem twarzy.

- O to właśnie chodzi, młoda damo. Wchodząc w dorosłość, zostawiasz za sobą tą dzieciniadę i zaczynasz myśleć inaczej. Kiedyś nie  baliście się, że wam coś zrobię w środku nocy, a teraz najchętniej byś stąd uciekła. Nawet nie mogę Cię teraz dotknąć, bo nazwałabyś mnie zboczeńcem, prawda? - Dokładnie przeanalizowałaś jego słowa, przybierając bojową postawę. Uniosłaś brwi i wskazałaś na niego palcem z butnym wyrazem twarzy.

- A dotykałeś mnie, gdy byłam mała?! Zboczeniec! - Nakrzyczałaś na niego, na co zareagował zdziwieniem. Po chwili jednak zaczęłaś sama się z tego śmiać, przykładając dłoń do szalika. Myślałaś, że jego również to rozbawi, ale on spoglądał na Ciebie z niepokojem. Zupełnie, jakby nie takiej reakcji oczekiwał. Właśnie taki jest fakt. Ta pierwsza była całkowicie prawidłowa. Powinnaś myśleć o swoim bezpieczeństwie, zagrożeniach czyhających na każdym rogu, a nie się z nich śmiać. Tak nie robią Ci, co już dorośli. To oznacza, że źle dojrzewasz lub... Coś znacznie gorszego.

- Powinnam już wracać w każdym razie. - Zsunęłaś się powoli z górki, machając do niego z uśmiechem. -Do zobaczenia, Adria...

Sama siebie zdziwiłaś. Adrian, no tak. Przez usłyszenie połowy swojego imienia jeszcze szerzej otworzył oczy, wolno Ci odmachując. Odeszłaś w swoją stronę z wesołym uśmieszkiem. Shinigami, czytałaś o tym... Czyżby to wszystko okazało się prawda? Cały niesamowity świat z książek i różnych podań istnieje? Twoje oczy błyszczały od euforii, a Ty ledwo co powstrzymywałaś nogi od ruszenia biegiem do przodu z podekscytowania.

- [T/I]! Pamiętaj o klamce! - Usłyszałaś za sobą głos, przypominający ton matki, która poucza swoje dziecko. Szłaś przez chwilę tyłem, zastanawiając się o co chodzi.

- Dobra! - Odkrzyknęłaś, chociaż nie miałaś zielonego pojęcia o czym mówił. Klamka?

W każdym razie! To jest tak niesamowite! Jeśli pójdziesz na pobliską uczelnię, będziesz mogła wpadać do niego częściej i może opowie Ci co jest po śmierci! Wszystkie zagadki wszechświata, teorie naukowe udowadniające, że nie czegoś takiego jak dusza lub życie pozagrobowe... Teraz już ani trochę nie było Ci zimno. Po cichutku zakradłaś się do pokoju i zapisałaś swoje refleksje w papierowym dzienniku. Chyba każdy zawsze chciał żyć w świecie fantasy, prawda? Nagle okazało się, że wszyscy w nim jesteście, tylko o tym nie wiecie. Po przebraniu się w piżamę prawie od razu zasnęłaś... No i zapomniałaś całkowicie o klamce...

...........

Zmieniłam narrację, ale nie wiem, czy tak jest lepiej. Jak wcześniejsza była lepsza, to możecie śmiało pisać w komentarzach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top