8. Więc nie zapytasz mnie?

W Wielkanoc o godzinie 11 byliśmy już w domu rodziców. Dzień ten zapowiadał się niezwykle spokojnie. W końcu skupiłam się na tym co było dla mnie ważne. Arthur i rodzina.

Razem z mężczyzną odłożyliśmy ubrania na kolację w moim pokoju, a potem oboje zeszliśmy na dół, gdzie już przygotowania trwały wielką parą, a goście zaczynali się zbierać.

Było tak spokojnie, a jednak był taki chaos. Z kuchni leciała jakaś piosenka, do której mama razem z babcią śpiewały w niebogłosy. Zapach jedzenia roznosił się już po całym domu, więc każdemu już ślinka ciekła. Tata porwał gdzieś Arthura, a ja zajęłam się pomaganiem mamie i babci. Już po chwili mój głos też się niósł pomiędzy ścianami.

- Kiedy Noah przyjedzie? - spytałam, wsuwając łyżkę z sosem do ust. Naprawdę niezły wyszedł.

- Mówił, że coś około 14 - odparła mama, a babcia wesoło machała głową w rytm piosenki, która akurat leciała. Między nami przebiegła Amber, która krzyczała, że też chce w czymś pomóc, więc szybko została zatrudniona do rozstawiania sztućcy i talerzy na stole.

Oczywiście sama bym mu tego nie przyznała, ale strasznie tęskniłam za bratem. Ostatnim razem przez natłok pracy, a jego studia i pracę ostatnio widzieliśmy w Boże Narodzenie. Wymienianie się SMS'ami czy krótkie rozmowy przez telefon nie były tym samym co porozmawianie w cztery oczy.

***

Za 15 minut miała przyjechać babcia razem z dziadkiem i zająć mój dawny pokój, dlatego postanowiłam, że aby potem im nie przeszkadzać to przeniose ubrania moje i Arthura do pokoju Amber, aby potem im nie przeszkadzać. Nie chciałam im zawracać głowy bieganiem po pokoju.

Zaczęłam, więc zabierać nasze ubrania, ale wtedy coś niespodziewanie wyleciało z kieszeni od spodni mężczyzny. Nagle ciuchy wypadły mi z dłoni, a ja jak w jakimś transie schyliłam się po czarne kwadratowe pudełeczko. Wstrzymałam powietrze, zastanawiając się czy to było naprawdę to co myślałam.

Wtedy drzwi się gwałtownie otworzyły, a przez nie wszedł mój chłopak. Zanim jeszcze mnie ujrzał, miał taką minę jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego co odkryłam.

Zaczął nerwowo przeczesywać włosy, a dłonie mu zadrżały.

- J - ja - zaczął, gdy ja kompletnie nie obecnym wzrokiem przeskakiwałam między nim, a pudełeczkiem w moich dłoniach. Byłam totalnie zszokowana. - Nie chciałem robić tego w ten sposób - dodał w końcu, a potem przełknął ślinę. - Właściwie to po ostatnich wydarzeniach, nie byłem pewien czy w ogóle powinienem - tłumaczył się, a jego przemówienie nabierało coraz większego tempa, co wydało mi się urocze. - W każdym razie chce powiedzieć, że wiem, że to nie jest najlepszy moment - odetchnął jakby ogromny ciężar spadł z jego piersi. A ja w końcu odzyskałam zdrowy rozsądek, a wtedy na moich ustach wykwitł nieco nerwowy uśmiech.

- Więc nie zapytasz mnie? - uniosłam brew, unosząc pudełeczko lekko do góry, aby dać mu do zrozumienia, o co mi chodziło. Mężczyzna spojrzał na mnie skołowany, jednak w jego oczach zalśniła nadzieja. Niepewnie wziął kwadratowy przedmiot z moich rąk, a potem uklęknął na jedno kolano. Miał taką minę jakby miał wrażenie, że właśnie sobie robiłam z niego żarty i lada moment go wyśmieje. Rozumiałam to, że aktualnie nasza sytuacja nie była w najlepszym położeniu, ale to nie zmieniało tego co czułam do niego i tego, że szczerze wiązałam z nim moją przyszłość.

Mężczyzna otworzył pudełeczko, a potem przełknął ślinę. Naprawdę dziwnie było mi go widzieć takiego niepewnego siebie. Z reguły wszystko miał ułożone. Niewielu rzeczy się bał. Tak naprawdę to pierwszy raz widziałam na jego twarzy taki strach.

- Zostaniesz moją żoną? - mimo całej sytuacji i problemów, które nad nami ciążyły to poczułam coś nieopisanego. W moim brzuchu zatańczyły motyle, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Byłam z mężczyzną, który mnie szczerze kochał i, którego ja kochałam. Odpowiedź była dla mnie prosta, ale gardło miałam tak ściśnięte, że nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku, więc tylko pokiwałam szybko głową na tak.

Wtedy w końcu na ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech, a chwilę później wsunął pierścionek na mój palec. W następnej chwili wziął mnie w ramiona i mocno, a zarazem czule pocałował. Oczy mi się zaszkliły, gdy  dotarło do mnie co się właśnie stało. Zaręczyłam się. Ta myśl huczała mi w głowie, a ja w tym momencie sama nie wiedziałam co czułam. Nie chciałam dłużej tego roztrząsać, bo najważniejsze, że byłam szczęśliwa. 

- Kocham Cię - szepnęłam, sunąc kciukiem po jego policzku. Ta chwila wydawała się taka idealna. 

- Ja Ciebie też - szeroko się uśmiechnął, czym się odwdzięczyłam. Potem znowu mnie objął, a ja automatycznie zaciągnęłam się jego kojącym zapachem. W jakiś sposób uspokoił moje szybko bijące serce, jednak mój żołądek wciąż był boleśnie ściśnięty. Nie spodziewałam się tego co się wydarzyło. Arthur nie dał mi nawet najmniejszych sygnałów albo to ja byłam ostatnio zbyt rozkojarzona sprawami, które nie powinny mieć już dla mnie większego znaczenia. 

Wtedy właśnie drzwi się otworzyły, a przez nie weszła mama kompletnie nieświadoma całej sytuacji. 

- Kochani, Noah z Lily przyjechali. Mają nam coś ważnego do przekazania - odparła, jednak widząc nasze miny spytała - Coś się stało? - szeroko się uśmiechnęłam, unosząc dłoń, na której dumnie prezentował się pierścionek zaręczynowy. Jej usta się delikatnie rozchyliły, a wzrok zaczął przeskakiwać między mną, a chłopakiem. W pierwszej chwili na jej twarzy ukazał się szok, lecz zaraz potem jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Naprawdę? - spytała, na co pokiwałam twierdząco głową. - Tak się cieszę - wyszeptała w totalnym szoku, a potem mocno mnie objęła. Po chwili się odsunęła - Ale jeśli ją zranisz.. - zaczęła, grożąc mu palcem.

- Bez obaw - odparł pewnie, obejmując mnie ramieniem. Ja osobiście wiedziałam, że nigdy na umyślnie nie zrobiłby mi krzywdy. Prędzej ja bym doprowadziła do jego cierpienia, a to mnie szczerze przerażało. Nie zasługiwał na takie coś.

- Więc pora świętować - posłała nam szeroki uśmiech, a potem otworzyła drzwi, dając nam do zrozumienia, że mówiła poważnie. Już sobie wyobrażałam to co zacznie się dziać na dole.

Mimo wszystko pociągnęłam mężczyznę za dłoń. Nie zdążyłam postawić stopy nawet na pierwszym schodku, gdy do moich uszu doleciał krzyk mamy:

- Zaręczyli się! - wszystkie spojrzenia nagle spadły na nas, a wtedy rumieńce pokryły moje policzki. Odwyczailam się już od bycia w centrum uwagi.

Nagle z każdej strony poszły wiwaty i klaskanie. Cieszyłam się, że wszyscy tak dobrze to przyjęli.

Wtedy Noah przyłożył palce do ust i głośno zagwizdał, sprowadzając całą uwagę na siebie.

- Po pierwsze mega Ci gratuluję sis, dbaj o nią stary! - posłał nam szeroki uśmiech, kurczowo trzymając dłoń swojej dziewczyny. - Po drugie to my też chcielibyśmy coś ogłosić - zetknął na swoją partnerkę, która lekko przytaknęła głową - Lily jest w ciąży - wokół zapanowała cisza. Każdy był w jeszcze większym szoku. Mrugałam oczami, zastanawiając się czy sobie teraz żartował. Dopiero, gdy mama przepchała się obok nas i do nich dopadła, wokół powstało zamieszanie.

- Kochani, tak się cieszę - po kolei ich uściskała, a najdłużej Lily, która pałała ogromną radością. Wciąż zaskoczona ruszyłam w dół schodów aż w końcu stanęłam przed parą.

- Gratuluję wam - odezwałam się pierwsza, po czym ich objęłam. 

- Dzięki - odparła dziewczyna z szerokim uśmiechem. - Miło was widzieć i no wow, gratulacje - ponownie mnie mocno objęła, na co się cicho zaśmiałam. Była taka pełna energii. I taka wesoła. Zazdrościłam jej tego. 

- No stary, gratulacje - Arthur objął Noaha, klepiąc lekko po plecach.

- Dzięki - odparł mój brat, ale już po chwili ulotniliśmy się, aby reszta rodziny mogła się do nich dostać. Jak się okazało nawet jeśli to oni przejęli większą część uwagi to i tak każdy po kolei złożył nam gratulacje i zaczęły się pytania na temat ślubu i dalszej przyszłości. Żadne z nas nie było jeszcze gotowe na odpowiadanie na takie pytania, więc zbywaliśmy je odpowiedziami w stylu 'jeszcze się zastanawiamy, ale nie chcemy się za bardzo śpieszyć'. Co ciekawe to tata wcale nie wydawał się zachwycony nowiną o moich zaręczynach. Nie rozumiałam tego, bo naprawdę lubił Arthura.

Co gorsze pojawiały się też pytania na temat dzieci, których jak najbardziej starałam się unikać. W tym momencie życia jakoś nie brałam jeszcze pod uwagę zachodzenia w ciążę, a potem wychowywania małego człowieczka. Nie czułam się jeszcze na to mentalnie gotowa. Chciałam wszystko zrobić po kolei. Wyjście za mąż zdecydowanie nie mogło być późniejsze niż ciąża. Zresztą nie tylko ja podejmowałam tą decyzję. Z Arthurem wcześniej nie rozmawialiśmy o dzieciach i nie miałam pojęcia co o tym tak naprawdę myślał.

***

- Tato, dlaczego masz taką minę? Myślałam, że lubisz Arthura - mężczyzna westchnął, obejmując mnie jedynym ramieniem.

- Bo naprawdę go lubię, ale martwię się. Jesteś tego pewna? To poważna decyzja - odparł, całując mnie we włosy. Napił się piwa, które trzymał w drugiej dłoni, bo jak to uznał 'nawet ja nie zniosę tylu rewelacji na trzeźwo'. Jak miałam być szczera to sama nie sądziłam, że to Noah jako pierwszy da im wnuka albo wnuczkę.

- Kocham go - odezwałam się, na co mężczyzna z niepokojem prześledził moją twarz.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - stwierdził.

- Ja.. Tak, jestem pewna - odparłam, na co mężczyzna parsknął.

- Nie potrafisz kłamać. Przemyśl to zanim wpakujesz się w coś z czego nie będziesz mogła się wycofać - pokręcił głową, a potem odszedł i mimo, że zaczął rozmawiać z wujkiem Mattem to, i tak jego wzrok był wbity we mnie.

----
Ta książka mnie naprawdę dołuje. Ja ciągle mam w głowie KCP i ta sytuacja tak mnie boli😣 Cholernie ciężko było mi napisać ten rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top