51. Wiedziałem, że Ci się uda

- Otwórz - wymamrotałam, wciskając nos w poduszkę. Przeklnęłam pod nosem, gdy dzwonek do drzwi nie ustawał. - Thymon - westchnęłam, wyciągając dłoń w kierunku drugiej części łóżka. Zmarszczyłam brwi, gdy nie napotkałam żadnego oporu. Uniosłam głowę i spojrzałam zmrużonymi oczami na pustą część łóżka. Przytknęłam dłoń do skroni, gdy poczułam jak nieprzyjemnie pulsuje. Przez jeszcze chwilę leżałam bez ruchu, licząc na to że jednak Thymon znajdował się gdzieś w domu i otworzy, ale nie usłyszałam żadnych kroków ani hałasu.

Głośno westchnęłam, a wtedy w końcu wstałam z łóżka. Zauważyłam, że nasze wczorajsze ubrania leżały złożone na komodzie, więc po prostu złapałam koszulę mężczyzny i założyłam na siebie. Wzdychając ruszyłam do wyjścia z pokoju, a potem otworzyłam drzwi.

- No w końcu - usłyszałam zanim w ogóle zdążyłam zobaczyć osobę, która postanowiła zakłócić mi sen. Nats od razu ilustrowała mnie wzrokiem, uśmiechnęła się pod nosem, a potem się przepchała.

- Cześć - odezwał się Evan, gdy tylko stanął przede mną. Uśmiechnęłam się do niego, a potem przytuliłam. Pozwoliłam mu przejść w drzwiach i zamknęłam za nim drzwi.

- Wiecie gdzie Thymon? - spytałam, przyglądając się parze, która ściągała kurtki i buty.

- Myślałam, że tu będzie - odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. - Pewnie znudziło mu się czekanie aż wstaniesz - prychnęła, na co zmrużyłam brwi.

- Która jest w ogóle godzina? - spytałam, rozglądając się za telefonem. Ale nigdzie go nie widziałam. Nie miałam pojęcia gdzie go mogłam zostawić. W ogóle nawet nie kojarzyłam momentu, abym miała go przy sobie jak wchodziłam do mieszkania.

- Po 14 - odparł chłopak. Nats kompletnie mnie ignorując ruszyła w głąb mieszkania i stąd słyszałam tylko jak otwierała szafki w kuchni.

- Co tu tak właściwie robicie? - spytałam. - Nie mieliście dzisiaj jechać do Nowego Jorku? - przetarłam twarz dłońmi, a potem ruszyłam do kuchni.

- Cóż.. pomyśleliśmy, że możemy najpierw skoczyć razem gdzieś na obiad. Nie spodziewaliśmy się tylko, że ty jeszcze nie wstałaś, a Thymon zaginął - stwierdził chłopak podczas gdy ja wyjmowałam szklankę z szafki, a potem nalałam do niej wody. Wypiłam ją duszkiem.

- Thymon pewnie niedługo wróci. Wtedy będziemy mogli gdzieś skoczyć - odparłam, uśmiechając się krzywo.

- Oby tylko wrócił szybko - stwierdził, przysiadając przy stole. On w przeciwieństwie do Nats nie zachowywał się jakby ten dom już należał do niego.

- Zadzwoniłabym gdybym miała telefon, ale gdzieś go musiałam zgubić - odparłam, przysiadając naprzeciw Evana. Przetarłam twarz dłońmi, próbując dopasować wczorajsze wydarzenia do momentu, w którym ostatni raz widziałam mój telefon. Miałam pustkę w głowie.

Po chwili Nats stwierdziła, że w takim razie ona zadzwoni, jednak Thymon nie odebrał. Ja już zdążyłam się nauczyć, że jego czynów nie dało się przewidzieć.

10 minut później drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich pojawił się mężczyzna z torbami wypchanymi zakupami. Wstałam z miejsca, a potem ruszyłam w jego kierunku. Mężczyzna odłożył siatki na podłogę, a gdy tylko pojawiłam się obok, oplótł mnie dłońmi w pasie i złączył nasze usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, a dłonie zarzuciłam mu za szyję.

- Hej, opanujcie się trochę. My tu nadal jesteśmy - krzyknęła Nats z kuchni, na co oboje się cicho zaśmialiśmy odsuwając od siebie.

- Cześć - zerknął w ich kierunku, a potem zabrał siatki i ruszył do kuchni. - Sądziłem, że o tej godzinie będziecie już w Nowym Jorku - odparł, odkładając torby na blat. Podeszłam do nich i pomogłam mu je rozpakowywać.

- Mamy jeszcze na to czas - odparła dziewczyna, stając za swoim narzeczonym. Objęła jego szyję i musnęła ją ustami. - Najpierw chcieliśmy wam coś przekazać - szeroko się uśmiechnęła, spoglądając na swojego mężczyznę. Odwzajemnił jej uśmiech, a potem przytaknął głową. - Myślimy nad przeprowadzką tutaj - rozchyliłam usta, przyglądając się im z szokiem.

- Poważnie? - spytałam, przeskakując wzrokiem pomiędzy tą dwójką. - To żart? - serce mi mocno biło. Nie wierzyłam w to co się działo. Nie rozdzieliłyśmy się na długo, ale nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej rozłąki i miałam wrażenie jakby minęły miesiące bez niej, a nie kilka tygodni.

- Mówię poważnie - odparła, na co wyminęłam wyspę i wpadłam im w ramiona.

- Jak? Kiedy? Dlaczego nic nie mówiliście? - krzyknęłam, na co oboje się zaśmiali. Odsunęłam się, spoglądając na nich spod byka.

- Nie byliśmy niczego pewni. Tak naprawdę to byliśmy tu już trzy dni temu. Obejrzeliśmy mieszkanie, a Evan miał rozmowę o pracę i chyba w końcu się do tego przekonał, prawda? - spojrzała na mężczyznę, na co on wolno przytaknął. Zaśmiałam się cicho na ten widok. Ewidetnie owinęła go sobie wokół palca.

- Domyślam się, że twój urok osobisty odegrał tutaj największą rolę - stwierdziłam z uśmiechem, na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

- Ma się swoje sposoby - mężczyzna wywrócił oczami.

- Więc to chyba wymaga dobrego obiadu - stwierdził Thymon zza mnie. Poczułam jak oplótł moją talię ramionami i ułożył brodę na moim ramieniu.  - Chodźmy. Znam niezłą restaurację niedaleko - odsunął się i pociągnął mnie za dłoń, ale wtedy się mocno zaparłam. Spojrzał na mnie przez ramię, marszcząc brwi.

- Może najpierw się ubiorę, co? - uniosłam brew, krzyżując ramiona na piersi. Zilustrował mnie wzrokiem, a na jego ustach od razu pojawił się zadziorny uśmiech.

- Tak, pewnie - pokiwał z namysłem głową. Pokręciłam z politowaniem głową, a potem się odwróciłam i poszłam do naszej sypialni. Ubrałam się w błękitną koszulę i czarne jeansy, a potem wyszłam z pokoju. - Prawie zapomniałem - powiedział mój chłopak, wyciągając mój telefon z kieszeni. - Znalazłem go w aucie - odparł, na co odebrałam od niego urządzenie, posyłając mu uśmiech.

- Dzięki - próbowałam zapalić ekran, ale najwyraźniej się rozładował. - Podłączę go tylko do ładowarki i możemy iść - poinformałam. Wszyscy przytaknęli głowami, a wtedy poszłam do sypialni i tam podpięłam telefon do kontaktu.

Chwilę później ruszyliśmy do restauracji.

***
Było już po 16, gdy cała nasza czwórka wróciła do naszego domu, aby opić dzisiejsze wydarzenia. Wyglądało na to, że wszystko o czym mówiła Nats było prawdziwe. Naprawdę zamierzali się tutaj przenieść. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Wspomnieli też coś, że zaczęli myśleć o ślubie. Cieszyłam się ich szczęściem.

Podczas gdy Thymon otwierał piwa dla naszej trójki - Evan nie pił, bo musiał jeszcze dzisiaj dowieść siebie i Nats do Nowego Jorku - weszłam do pokoju i chwyciłam mój telefon. Byłam ciekawa czy pisali coś moi rodzice albo Noah. Włączyłam urządzenie, ruszając do salonu, gdzie Thymon razem z Evanem już się umawiali na wspólne wyjście, gdy tylko się tutaj przeniosą. Natalie wtulała się w bok narzeczonego, wpatrując się w niego z zafascynowaniem. Cholera, kochałam ten widok.

Zerknęłam na telefon nawet nie próbując powstrzymać uśmiechu. Miałam ochotę zrobić zdjęcie i zachować wspomnienie takiej prostej chwili już na zawsze.

Nie miałam żadnych wiadomości. Chciałam już odłożyć telefon, ale wtedy musiał się najwyraźniej podłączyć do internetu i przyszła mi wiadomość z e-maila. Zmarszczyłam brwi, a w moim sercu zawitała nadzieja. 

Otworzyłam maila.

Dzień dobry Panno Simons,
po przeanalizowaniu Pani CV mamy zaszczyt zaprosić Panią na rozmowę kwalifikacyjną. Będziemy oczekiwać Panią we wtorek o godzinie 12 w naszej firmie.

Pozdrawiam,
Prezes Philadelphia Architects
Esmeralda Coulton

Rozchyliłam usta podczas czytania, a chwilę później zakryłam sobie usta dłonią.

- Kochanie? - powoli uniosłam wzrok na Thymona, który przyglądał mi się z troską. - Co się stało?

- Ja chyba.. - wymamrotałam z szokiem. W ostatnim czasie dostałam tyle odmów, że przestałam wierzyć w to, że to może się jeszcze udać. W końcu kto mógł lepiej zniszczyć moją karierę niż sam prezes największej firmy architektonicznej w Nowym Jorku? - chyba mam rozmowę kwalifikacyjną - wydusiłam z siebie. Przez moment przyglądali mi się chyba równie zaskoczeni jak ja taką nowiną aż utonęłam w ich uścisku. Nie mogłam uwierzyć w to, że to się naprawdę działo.

- Wiedziałem, że Ci się uda - wyszeptał Thymon, składając czuły pocałunek w moich włosach.

Teraz czułam, że już wszystko musiało się ułożyć.

***
Evan razem z Natalie wrócili późnym wieczorem do Nowego Jorku. Wysłali nam wiadomość, gdy tylko dotarli na miejsce. Następny dzień spędziłam na przygotowywaniu się do rozmowy kwalifikacyjnej. Na szczęście ubrań mi nie brakowało, więc chociaż z tym nie było problemu. Zastanawiałam się tylko czy oni też dostali wiadomość od mojego byłego szefa i jeśli tak to.. ją zignorowali? Byłam pewna, że to co się stało - tylko rzecz jasna w okrojonej formie - trafiło już do każdej firmy architektonicznej w obrębie kilkudziesięciu kilometrów od Nowego Jorku. Ja chciałam jedynie zacząć wszystko od nowa. To co się wydarzyło miało już pozostać jedynie w przeszłości i ja się z tego cieszyłam. Nie chciałam do tego wracać ani o tym myśleć.

We wtorek już od rana chodziłam w tą i spowrotem po salonie. Thymon - zanim wyszedł do pracy - próbował mnie uspokoić jak tylko najlepiej umiał, ale na niewiele się to zdało. Obiecałam mu, że zadzwonię jak tylko się czegoś dowiem.

Już pół godziny wcześniej pojawiłam się przed budynkiem. Stałam po drugiej stronie ulicy, aby tylko nikt nie pomyślał, że byłam jakaś stuknięta.

Firma nie była duża. Wiedziałam to już w chwili, gdy wysyłałam do niej swoje CV. Nie chciałam już niczego dużego. Raz jakimś cudem udało mi się tam dostać i wiadomo jak skończyłam. Po tym wszystkim zaczęłam się zastanawiać czy przyjął mnie tylko z jednego powodu? Tym razem wiedziałam, że będę ostrożniejsza. Nie dam się więcej tak potraktować. Nigdy więcej nie poczuję się słaba przez jakiegoś faceta.

Budynek został wciśnięty pomiędzy inne, ale to wcale nie sprawiało, że prezentował się gorzej. Ściany miał białe z elementami szarości. Musiał być niedawno malowany, bo biel nie zdążyła się jeszcze wybrudzić.

Stukot moich szpilek rozniósł się po otoczeniu, gdy tylko przekroczyłam próg budynku. Wszystko wyglądało na nowe. W szarych płytkach na podłodze mogłam się nawet przejrzeć.

W recepcji powitała mnie przemiła kobieta, która od razu zaprowadziła mnie na drugie piętro, gdzie mieściło się biuro szefowej. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć to firma była rozłożona na dwóch piętrach i miała dopiero z pół roku. Mimo to dobrze prosperowała. Mijani ludzie się do mnie uśmiechali. Nie było tutaj napiętej atmosfery. To miejsce wydawało się aż zbyt piękne. Czekałam tylko na moment, gdy wszystko się zepsuje.

Ku mojemu zaskoczeniu nawet szefowa była cholernie miła. Już na wejściu mnie mocno objęła. Dokładnie tak jakby czekała na moje przybycie od lat, a nie kilku dni.

- Usiądź kochanie - poleciła. Normalnie to bym się skrzywiła na takie określenie, ale ta kobieta od razu wzbudziła moją sympatię. Była ciepła i nie traktowała mnie z wyższością. Czułam się jakbym rozmawiała z babcią, a nie być może przyszłą szefową.

Zajęłam miejsce na krześle. Założyłam nogę na nogę i już oczekiwałam masy pytań na temat mojego byłego pracodawcy. Byłam pewna, że informacje o tym jej nie ominęły.

- Cóż.. ma Pani naprawdę świetne kwalifikacje. Pracowała Pani nad znacznie większymi projektami niż my jeszcze w ogóle mieliśmy okazję. Pytanie więc brzmi czy odnajdzie się Pani w tym co my tutaj robimy. Nie zajmujemy się projektowaniem willi czy biurowców. Stawiamy tutaj na prostotę, aby klient jak najlepiej się czuł w swoim własnym domu - odparła ze spokojem. W jej głosie brzmiało coś tak ciepłego, że nawet nie odczuwałam stresu tą rozmową.

- Jak najbardziej to rozumiem. Poza projektowaniem dużych budowli mam też doświadczenie w mniejszych domach. Jeszcze na studiach dodatkowo pracowałam robiąc jakieś niewielkie projekty. Głównie robiłam tam jako pomoc i projektowałam zaledwie kilka pomieszczeń, ale myślę że to i tak jest naprawdę przydatne. Chodzi mi po prostu, że się dostosuję. Tak naprawdę projektowanie czegoś tak wielkiego nigdy nie należało do moich marzeń. Tylko wyczekiwałam, gdy były jakieś mniejsze projekty - kobieta posłała mi ciepły uśmiech.

- Dobrze. Więc jest jeszcze jedna kwestia - powiedziała. Już w tej chwili wiedziałam do czego dążyła. - Oczywiście dostałam informację od Pani byłego pracodawcy. Ma Pani szczęście, że nie ufam mężczyznom u władzy, ale to nie oznacza, że nie liczę na wyjaśnienie tego co się naprawdę wydarzyło - powiedziała z powagą. Naprawdę z całych sił starałam się nie ukazać irytacji, gdy tylko wspomniała o tym człowieku. Nie chciałam więcej o nim myśleć.

- Mój były szef - automatycznie się skrzywiłam - uznał, że zacznę z nim sypiać w zamian za pracę. Gdy mu odmówiłam zagroził, że zniszczy moją karierę. Dalszą część historii już Pani zna - poruszyłam się nerwowo na krześle. Nienawidziłam tego wspomnienia. Nie pamiętałam kiedy wcześniej czułam się tak słaba jak właśnie w tamtej chwili. Kobieta wyglądała na szczerze przejętą.

- Bardzo mi przykro - powiedziała. - Żadna kobieta nie powinna doświadczać czegoś tak okropnego

- Cóż.. po spotkaniu z moim chłopakiem myślę, że następnym razem zastanowi się piętnaście razy zanim postąpi w taki sposób - nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu. Teraz naprawdę żałowałam, że mnie przy tym nie było. Zobaczenie jego obitej gęby musiało być jak tygodniowy wyjazd na jakieś bezludzie z Thymonem obok.

Kobieta się uśmiechnęła. W wesoły sposób. Cholera, chciałam tu pracować. Naprawdę. Podobało mi się tu. Ta atmosfera była idealna. A fakt, że nie będę się zajmować budowaniem jakiejś płytkiej willi bez żadnego większego przeznaczenia  tylko po to, aby "pokazać" się przed znajomymi, że coś takiego się miało, było naprawdę super myślą.

- Dobrze, że ma Pani kogoś na kim może polegać - lekko się uśmiechnęła.  - Więc skoro wszystko już jest jasne to chciałabym jeszcze wiedzieć kiedy może Pani zacząć - cholera, nie umiałam przestać się uśmiechać. MIAŁAM TO!

- Mogę nawet jutro - powiedziałam z uśmiechem.

- Świetnie. W takim razie jutro o 8 widzimy się tutaj na podpisanie umowy. Póki co będzie na dwutygodniowy okres próbny, ale myślę że wszystko pójdzie po naszej myśli - szybko przytaknęłam głową. - Więc jeśli ma Pani teraz czas to oprowadzę Panią po biurze - odparła, posyłając mi ciepły uśmiech.

- Jasne, nie ma sprawy - powiedziałam, wstając z fotela. Kobieta podążyła moimi śladami, a potem mnie wyprzedziła. - Mogłabym o coś prosić? - spytałam zanim, zdążyła się poruszyć dalej niż dwa kroki ode mnie.

- O co chodzi? - odwróciła się w moim kierunku. Wciąż miała ten miły uśmiech na ustach. Naprawdę ją za to polubiłam.

- Proszę mówić do mnie po imieniu - odparłam. Czułam się naprawdę dziwnie, gdy się tak do mnie zwracała. Skoro już prawie oficjalnie tu pracowałam to mogłyśmy w końcu zejść z tych formalności. Nie wymagałam, aby szło to w dwie strony.

- Sądziłam, że przejdziemy na ty po podpisaniu umowy, ale widzę że jesteś bardzo konkretna - znowu ten uśmiech. Wyciągnęła dłoń w moim kierunku - Esmeralda. Może być też Esme - z zadowoleniem uścisnęłam jej dłoń.

- Victoria. Ale może być też Vicky - sama się uśmiechnęłam. W końcu czułam się pełna spokoju i nadziei. Wszystko się układało.

Puściła moją dłoń.

- Więc na czym skończyłyśmy? Ah, tak - odwróciła się, otworzyła drzwi od biura, a wtedy drogę zagrodził jej mężczyzna kilka lat starszy ode mnie. Uśmiechnął się do nas wesoło podczas gdy do piersi ciągle dociskał jakieś kartki. Brązowe włosy idealnie kontrastowały z niebieskimi oczami. - Oh, dobrze że jesteś

- Co się dzieje? - spytał mężczyzna, przeskakując wzrokiem ode mnie do kobiety.

- To Victoria Simons. Od jutra będzie tutaj pracować. A to Ryan mój syn i prawa ręka. Pomoże Ci się wdrożyć - uśmiechnęła się do nas obojga. Mężczyzna od razu wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Cześć - czy ich cała rodzina była taka wiecznie uśmiechnięta? Właściwie w tej chwili sama nie potrafiłam się przestać uśmiechać - jestem Ryan - wyciągnął wolną dłoń w moim kierunku.

- Vicky - uścisnęłam jego dłoń. Wydawał się miły. Cholera, praca w nie tak stresującym środowisku musiała być naprawdę cudowna. - Cieszę się, że będziemy razem pracować - przyznałam, na co mężczyzna odwdzięczył mi się uśmiechem.

- Ja również - to był właśnie ten etap mojego życia, w którym już nic się nie zjebie. W końcu wszystko było takie jakie powinno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top