20. Nienawidzę Cię

Od dwóch godzin jechałam do Filadelfii. Normalnie dotarła bym szybciej, ale na drodze był jakiś duży wypadek i nie dość, że były ogromne korki to jeszcze musiałam jechać okrężnymi drogami. Miałam wrażenie, że świat próbował mi przetłumaczyć, że postępowałam naprawdę głupio i powinnam była zawrócić. Niestety dla niego nie byłam typem osoby, która się poddawała.

Gdy już myślałam, że w końcu uda mi się dalej dotrzeć bez większych problemów to zaczął lać potworny deszcz. Wycieraczki nie nadążały nad tym co się działo, a ja musiałam zwolnić, aby nie wpaść w jakiś poślizg. Tak oto trasa, którą normalnie przejeżdżałam w mniej niż dwie godziny, zajęła mi trzy i pół.

Byłam wkurzona, ale stres jaki czułam z pewnością się temu nie równał. Obawiałam się jego reakcji, a chyba najbardziej to tego, że będzie kazał mi spadać. Nie miałam pojęcia jakbym się zachowała w takiej sytuacji. Najprawdopodobniej wybuchłabym płaczem i nawet przez kolejnych pare tygodni nie umiałabym się pozbierać. Ta cała sytuacja była dla mnie cholernie trudna. Wiedziałam tylko to, że potrzebowałam Thymona w swoim życiu. Po raz kolejny przestałam sobie wyobrażać życie bez niego.

Chciałam poznać go na nowo, spędzić razem czas i dowiedzieć się czy to co nas kiedyś łączyło wciąż tam było. Chciałam zacząć od początku. Sprawić, aby było dobrze. Chciałam znów zaznać tego wyjątkowego uczucia, które czułam tylko w jego obecności.

Po drodze jeszcze zadzwoniłam do wujka Petera, aby spytać się go czy Thymon jeszcze w ogóle u niego pracował. Jak się okazało - nie zmienił pracy chociaż chodziły plotki, że brat chciał go zatrudnić w swojej firmie. Dopytałam też czy był jeszcze w pracy, a gdy się upewniłam, że faktycznie tak było, poprosiłam jeszcze wujka, aby nie wspominał mężczyźnie o moim telefonie.

Gdy zaparkowałam pod warsztatem przez ulewę nie byłam w stanie nic zobaczyć. Wjechałam więc do środka przy okazji zajmując jedno z miejsc, na którym pracownicy zajmowali się autami. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się wokoło. Niestety nigdzie nie zauważyłam sylwetki ani twarzy mężczyzny. Zamiast tego dojrzałam jakąś kobietę, która opierała się bokiem o jakieś auto i cicho chichotała pod nosem.

Tam gdzie kobiety tam i Thymon - pomyślałam chociaż coś okropnego ścisnęło mnie w żołądku. Czy to możliwe, że powrócił do starych nawyków?

Przeczesałam dłonią włosy, a stukot moich szpilek nagle rozniósł się po całym pomieszczeniu. Nikt nie zwrócił na to uwagi.

- Wszystko jest w porządku - odezwał się męski głos, na co nagle stanęłam w miejscu.

- Jest Pan pewien? Wydawało mi się, że coś tam trzeszczało - chichot jaki z siebie wydała zranił moje uszy. Miała piskliwy głos, a wszystko wypowiadała w taki sposób, że byłam pewna, że nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że z nim jawnie flirtowała. I najpewniej nic się z jej autem nie stało.

- Tak, jestem pewny. Może już Pani jechać. Proszę tylko uregulować opłatę za przegląd tam gdzie zwykle - westchnął ewidentnie znudzony, a wtedy wychylił się zza auta i wycierając dłonie w ścierkę ruszył w moim kierunku. Ze skupieniem przecierał palce, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. W końcu zrobił to, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, dreszcz przeszedł przez moje ciało. Na jego twarzy ukazało się tylko zaskoczenie. Na chwilę się zatrzymał, jednak po chwili ruszył dalej.

- Możemy porozmawiać? - spytałam, gdy ten chciał mnie już wyminąć.

- Wydaje mi się, że już nie ma o czym - przeszedł obok mnie i stanął pod kolejnym autem. Otworzył mu maskę i się nachylił do jego środka.

- Mylisz się - jego ostry wzrok wbił się we mnie, a dłonie zacisnęły na krawędzi auta.

- Po co tu przyjechałaś? Ciebie to w jakiś sposób bawi czy co? - prychnął, patrząc na mnie z pogardą. - Wracaj do niego. Mówiłem już, że życzę wam szczęścia - zilustrował mnie krytycznym wzrokiem, a potem jakby nigdy nic ponownie nachylił się nad autem.

Odwrócił się, wyciągnął skrzynkę z narzędziami i postawił ją przy aucie.

- Nie chcę do niego wracać - szepnęłam w końcu, na co nasze spojrzenia znowu się skrzyżowały. - Daj mi wszystko wyjaśnić - byłam w stanie nawet go o to błagać.

Przesunęłam wzrokiem po roztrzepanych włosach, szarej koszulce, na której były czarne plamy od smaru i granatowych jensach. Wyglądał niby zwyczajnie, ale jednak nie umiałam odwrócić wzroku. Tak bardzo tęskniłam za jego widokiem, za patrzeniem na niego i za uśmiechem, którego dzisiaj jeszcze nie udało mi się dojrzeć.

- Wróciłaś do niego? - spytał cicho, a wzrokiem przesunął po mnie. Na dłużej zatrzymał wzrok na moim palcu.

- Nie, zerwaliśmy ze sobą na stałe - odparłam, delikatnie przekrzywiając głowę.

- Dlaczego? - jego głos był pełny napięcia. W dłoni mocno ściskał klucz francuski, a wargi mocno zagryzał.

- Bo.. - przerwałam, a potem odetchnęłam. - On nie jest mężczyzną, z którym chcę spędzić życie - mój głos był tylko odrobinę głośniejszy od szeptu. Obawiałam się nawet, że może mnie nie usłyszał, ale to jak się nagle jeszcze bardziej spiął powiedziało mi coś kompletnie innego.

- Dlaczego mi to mówisz? - spytał. Jego oczy z uwagą śledziły moją twarz.

- Bo nienawidzę Cię - syknęłam, zaciskając dłonie w pięści. - Nienawidzę tego, że nie potrafię przestać o Tobie myśleć. I nienawidzę tego, że tylko przy Tobie czuję się najszczęśliwszą kobietą na Ziemii. Nienawidzę też Twojego głupiego uśmieszku, który za każdym razem doprowadza mnie do stanu przedzawałowego. Nienawidzę Cię, rozumiesz?! - łzy wściekłości wyleciały z moich oczu. Wpatrywałam się w niego, gdy na jego ustach w końcu pojawił się tak długo przeze mnie wyczekiwany uśmiech. Odrzucił gdzieś na ziemię klucz francuski, który wydał z siebie okropny dźwięk, gdy opadł na podłogę.

Chłopak ruszył w moim kierunku, a gdy znalazł się na tyle blisko, objął dłońmi moje policzki:

- Ja też Cię nienawidzę - syknął, a potem wbił mi palce w kark i złączył nasze usta w stanowczym pocałunku. Na moment się kompletnie rozpłynęłam, a moje dłonie zadrżały, gdy wplątałam je w jego miękkie włosy.

Serce mi zahuczało w uszach, a ja zapomniałam jak się oddycha. Tyle czasu czekałam na ten moment i już wiedziałam, że było warto.

***
- Wyjaśnisz mi czego konkretnie ode mnie oczekujesz? - spytał chłopak, gdy postawił przede mną kubek z parująca herbatą.

- Chciałabym po prostu.. zacząć od nowa - mruknęłam. - Minęło mnóstwo czasu i jeśli chcesz to moglibyśmy się poznać od nowa czy coś - westchnęłam cicho, czując to jak bardzo miałam spięte ciało. Objęłam palcami gorący kubek, a potem nerwowo w niego zastukałam. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać.

- Jeśli to sprawi, że będę mógł Cię widywać to w porządku - odparł zajmując miejsce na lekko obdartej kanapie po drugiej stronie pokoju. - Przepraszam, że Cię zostawiłem. Nie masz pojęcia jak teraz pluje sobie w twarz - zacisnął dłonie na szklance, która była po brzegi wypełniona pomarańczowym płynem.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam cicho, a potem schowałam dłonie pod stół.

- Byłem przerażony tym, że mógłbym wrócić, a ty byś mi powiedziała, że nic już do mnie nie czujesz. I, że masz kogoś - podniósł na mnie smutny wzrok. - Przewidziałem to - wykrzywił usta w grymasie, a potem napił się odrobinę soku pomarańczowego. - Tylko, że nie miałaś chłopaka, a narzeczonego. Jestem totalnym idiotą - zacisnął usta w wąską kreskę.

- Nie zaprzeczę - słabo się uśmiechnął. - Ale nie wracajmy już do tego. To przeszłość - zagryzłam wewnętrzną część policzka, a potem odetchnęłam dla uspokojenia.

- W tej przeszłości się w sobie zakochaliśmy - stwierdził. - Byłaś pierwszą i jedyną kobietą, której się to udało. Od początku byłem strasznym ćwokiem, a ty mi wszystko wybaczałaś. Gdy robiłem coś głupiego, wychodziłem bez słowa, a czasami mówiłem takie rzeczy, że najchętniej zrzygałbym się sam na siebie. Raniłem Cię i to nie raz, a ty i tak mi wszystko wybaczałaś. Teraz też to robisz. Nie zasłużyłem na to - odłożył szklankę na drewniany stolik obok, a potem westchnął.

- Thymon..

- Daj mi dokończyć - przerwał mi. - Byłaś i jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - serce mi znacznie mocniej zabiło. - Moje życie bez Ciebie jest totalnym gównem, ale czasem myślę, że właśnie na to zasłużyłem. Powinnaś sobie mnie odpuścić i znaleźć kogoś kto będzie na Ciebie zasługiwał - ułożył dłonie na kolanach, spoglądając na mnie smutnym wzrokiem.

- Dlaczego tak myślisz? - spytałam, nie rozumiejąc. - To prawda, że musiałeś się dużo nauczyć, ale nigdy nie zawiodłeś mojego zaufania. Pewnie, że czasem miałam wątpliwości, ale potem przychodziłeś i wszystko mi wyjaśniałeś. Widziałam, że się starałeś i to dlatego Ci wybaczałam. Bo wiedziałam, że mnie kochasz. Twoim jedynym błędem było to, że zniknąłeś na tyle lat. Teraz przestań się nad sobą użalać i powiedz, że chcesz spróbować od nowa, bo chce Cię w swoim życiu bardziej niż cokolwiek innego - mały uśmiech pojawił się na moich ustach.

- Więc zacznijmy od nowa - wstał z kanapy i podszedł do mnie. Wyciągnął w moim kierunku dłoń. - Jestem Thymon i jestem w Tobie potwornie zakochany - uśmiech ponownie zawitał na jego ustach.

- Od nowa - zmrużyłam oczy.

- Od nowa? - uniósł brew. - Wiesz, że to głupie? Nie zmienimy już tego co przeżyliśmy, a nawet gdyby to ja bym nigdy na to nie pozwolił. Przyjmij więc do wiadomości, że nasze serca biją dla siebie i daj się zaprosić na kolację - uśmiech rozciągnął jego usta, a ja z wahaniem przytaknęłam.

Sposób w jaki mówił o naszej miłości był czymś co mogłam słuchać całymi godzinami. Wierzyłam, że właśnie nie popełniałam kolejnego błędu.

-------
I wlatuje kolejny😁
Rozdział niesprawdzony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top