14. Nie chciałam, aby to się tak skończyło

Następny dzień zaczął się naprawdę kiepsko. Byłam w słabym stanie psychicznym, a moje fizyczne przemęczenie w niczym nie pomagało. Prawie całą noc przepłakałam w ramionach przyjaciółki. Zawsze była przy mnie w najgorszych momentach mojego życia. A ja byłam jej za to potwornie wdzięczna.

Już o godzinie 6 byłam na nogach. Kręciłam się po domu i tarasie, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Usłyszałam jak ktoś chodził po pokoju i byłam pewna, że to Arthur. Rozważałam to czy do niego pójść i porozmawiać, bo było strasznie dziwnie, ale zrezygnowałam z tego. Na pewno wyglądałam fatalnie i nie miałam ochoty, aby oglądał mnie w tym stanie. Nawet warstwa korektora mi nie pomogła w ukryciu przekrwionych oczu i bladej cery.

Co najgorsze to wiedziałam, że w końcu musieliśmy się spotkać i porozmawiać. Zwłaszcza, że dzisiaj razem szliśmy na urodziny mojej mamy.

Musieliśmy jakoś to ułożyć, ale póki co to nie byłam na to gotowa. A poza tym to tęskniłam za nim. Brakowało mi jego ramion, w których zawsze się chowałam. I uśmiechu, który zawsze mi posyłał. Za dotykiem i sposobie w jaki mnie traktował. Tak naprawdę to wszystkiego mi brakowało, a najgorsze w tym wszystkim było też to, że w tym wszystkim w mojej głowie tkwił też Thymon. Czułam się rozdarta pomiędzy dwoma mężczyznami, których kochałam, a przez to z każdą chwilą czułam się coraz bardziej winna. Nie miałam pojęcia jak to wszystko poukładać, więc już o 7 rano wyszłam z domu. Na całe szczęście wczoraj zniosłam sobie z pokoju ubrania na kolejny dzień razem z sukienką, którą miałam założyć później.

Wpadłam do kawiarni na kawę, a potem przedzwoniłam do Logana. Wyszło na to, że go obudziłam, ale wcale nie był zły tylko szybko się zebrał i razem zjedliśmy śniadanie. Opowiedziałam mu o tym co się stało. Uważnie mnie słuchał i co chwilę przytakiwał w zrozumieniu. Jako, że on sam dopiero zakończył swój długoletni związek, a raczej małżeństwo to miałam wrażenie, że on jakoś bardziej mnie rozumiał od reszty.

W międzyczasie dowiedziałam się, że kobietę, której się oświadczył spotkał na studiach. Spotykali się przez 5 lat z czego przez 2 byli małżeństwem. Dowiedziałam się, że po ślubie stała się kimś kompletnie innym, a jakiś czas temu oświadczyła, że chce rozwodu i, że kogoś ma. Współczułam mu tego, ale też nie widziałam po jego minie, aby był jakoś bardzo załamany. Rzecz w tym, że widziałam, że się po tym wciąż nie pozbierał, a sam wyjawił mi, że ta impreza miała mu pomóc o tym wszystkim zapomnieć. Pocieszało go tylko to, że nie dorobili się jeszcze dzieci.

W międzyczasie zadzwoniła Natalie, której musiałam wytłumaczyć, że wszystko jest okay i, że musiałam się po prostu przejść.

Potem jeszcze przez jakiś czas razem z Loganem włóczyliśmy się po mieście i wspominaliśmy stare czasy aż w końcu około 13 odprowadził mnie do domu.

Przyjęcie w domu rodziców miało się rozpocząć dopiero o 15, więc miałam jeszcze dużo czasu. Chciałam też być na miejscu wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach.

- Hej - odezwał się Arthur ponurym głosem, gdy tylko pojawiłam się w salonie. Nie byłam w stanie zidentyfikować co do tej pory robił. Telewizor był wyłączony, telefonu jego nigdzie nie widziałam, a on sam miał dość nieobecny wzrok.

- Cześć - przyjrzałam się jego postawie. Wyglądał naprawdę źle, a przez to poczułam się jeszcze gorzej. Zajęłam miejsce na fotelu, które stało obok kanapy, na której siedział. Jego wzrok podążył za mną tylko na chwilę, ale potem znów powrócił do wpatrywania się w czarny ekran telewizora. - Gdzie Natalie i Evan? - spytałam cicho, na co wzrok mężczyzny znowu na mnie spoczął. Tym razem na dłużej.

- Wyszli na spacer. Niedługo powinni wrócić - zacisnął usta w wąską kreskę, a ja cicho odetchnęłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ani jak naprawić tą całą popieprzoną sytuację.

- Wiesz.. Ja przepraszam Cię za to wszystko - odezwałam się. - Nie chciałam, aby to się tak skończyło. Nie chcę, aby było tak dziwnie. Póki tu jesteśmy to mogę schodzić Ci z drogi i wcale nie musimy przed nikim udawać, że wszystko jest w.. porządku - odchrzaknęłam, czując nagłą suchość w gardle. - Po prostu nie rozgłaszajmy póki co tego wszystkiego - mój głos stawał się coraz cichszy. Spuściłam wzrok, a oczy mężczyzny nie przestawały mnie obserwować nawet na chwilę.

- Póki co musi być dziwnie - stwierdził całkiem spokojnie. - Chyba oboje potrzebujemy przerwy.. od siebie. Jakoś muszę to wszystko sobie ułożyć, ale nie zepsuję urodzin twojej mamie. To tylko parę godzin, a jutro z samego rana wsiądę w samochód i wrócę do Nowego Jorku. Zabiorę swoje rzeczy zanim zdążysz wrócić - mówił w taki sposób jakby już całą tą wymowę przećwiczył wiele razy.

Żołądek znowu mi się ścisnął. Broda mi zadrżała, a oczy pragnęły upuścić kilka łez, jednak z całych sił trzymałam je i nie puszczałam poza moje oczy.

Nie potrafiłam słuchać tych okropnych rzeczy, które aktualnie do mnie mówił. Jedynym na co było mnie stać w tej sytuacji to ciche:

- W porządku - przez jeszcze jakaś chwilę wpatrywałam się w drzwi, które prowadziły na taras aż w końcu stwierdziłam, że przygotuję się do przyjęcia mamy. Prawie zapomniałam o tym, że chciałam być tam wcześniej. - Pójdę się przebrać - odezwałam się tak spokojnym głosem na jaki było mnie stać. Ten dzień był po prostu fatalny.

- Dobrze - odparł delikatnie zachrypniętym głosem. - Nie musisz się specjalnie przenosić do ich łazienki. Możesz z naszej skorzystać - niepewnie, lecz przytaknęłam głową, a potem zabrałam sukienkę, która leżała na oparciu kanapy. Bez słowa ruszyłam na górę i choć z całych sił się powstrzymałam to, gdy zamknęłam się w pokoju to już nie dałam rady dłużej się powstrzymywać i łzy popłynęły z moich oczu. Oparłam się plecami o drzwi, a potem się po nich ześlizgnęłam.

Pozwoliłam sobie na krótki płacz, aby uwolnić się od negatywnych emocji, a potem, nabierając płytkie oddechy starałam się uspokoić.

Wzięłam naprawdę krótki prysznic, a potem dokładnie wytarłam swoje ciało ręcznikiem. Wsunęłam na siebie koronkowy komplet czarnej bielizny, a potem założyłam sukienkę.

Przez moment przyglądałam się swoim opuchniętym oczom. W końcu stwierdziłam, że już nie było czasu na użalanie się nad sobą. Chciałam zabrać się za makijaż, ale właśnie wtedy przypomniałam sobie, że wszystkie kosmetyki stąd przeniosłam do łazienki, która należała do Nats i Evana.

Nasłuchiwałam tylko czy nikogo nie ma na korytarzu, a gdy się upewniłam, że tak faktycznie było to się prześlizgnęłam do pokoju obok. Nie chciałam, aby ktokolwiek widział mnie w tym stanie.

W łazience zatuszowałam cienie pod oczami warstwą korektora, pomalowałam też rzęsy, a potem przesunęłam pomadką o smaku wiśniowym po ustach. Włosy rozczesałam i dopiero wtedy byłam gotowa, aby zejść na dół.

Akurat minęłam się z Nats i Evanem, którzy wchodzili po schodach trzymając się za ręce. Wciągnęłam powietrze przez nos, a potem uśmiechnęłam się na przymus. Wiedziałam, że na nich to nie zadziała, ale nie chciałam już ukazywać tego w jak fatalnym byłam stanie.

Gdy dziewczyna planowała się już odezwać, przerwałam jej:

- Lećcie się przebrać, bo pojedziemy oddzielnie - mruknęłam, a potem jak najprędzej zeszłam na dół. Arthura już nie było na dole. Poszukiwałam go wzrokiem aż w końcu zauważyłam jak schodził po schodach już w pełni gotowy.

Na sobie miał czarne jeansy, a do tego błękitną koszule w białą kratę.

Od razu odwróciłam wzrok, a potem złapałam za prezent dla mamy, który od wczoraj stał spokojnie przy stoliku z telewizorem.

- Spodoba się jej. Zobaczysz - odezwał się, gdzieś niedaleko mnie, a ja jak robot przytaknęłam głową. Moją głowę przeszyły wspomnienia, gdy razem godzinami chodziliśmy po centrum aż w końcu znaleźliśmy to. To był nasz wspólny prezent dla niej.

W którym momencie to wszystko się tak zjebało? Jak ja mogłam to zjebać?

- Dobrze się czujesz? - spytał delikatnie. Wyczułam jego obecność tuż za sobą. - Słabo wyglądasz - dodał po chwili, a ja bezwiednie przytaknęłam głową.

Byłam przerażona tym, że zaraz mieliśmy jechać do rodziców i udawać, że wszystko było super. Dodatkowo musieliśmy zagrać w taki sposób, aby w to uwierzyli, a ich naprawdę trudno było okłamać.

- Martwię się - odparłam po chwili, a męskie dłonie choć niepewnie to objęły moje ramiona. Kciuki z czułością zaczęły gładzić.

- Będę przy Tobie - obiecał, a ja przymknęłam powieki. Odwróciłam się w jego kierunku, a nasze spojrzenia się znowu spotkały.

- Dziękuję - szepnęłam. Słaby uśmiech przyozdobił moje usta.

- Nie masz za co - ułożył dłoń na moim policzku i z czułością przesunął po nim kciukiem. Przegryzłam wargę, chcąc odrzucić od siebie pragnienie przytulenia czy pocałowania go, jednak to wcale nie pomogło. Zamiast tego wzrok mężczyzny przesunął się na moje usta, zaraz szybko powrócił do oczu.

Pragnęłam go. Chciałam, aby został i nie odchodził, ale nie mogłam mu tego zrobić. Brakowało we mnie wystarczającej nuty egoizmu, abym chociażby próbowała go zatrzymać. Zasługiwał na coś lepszego. Jednocześnie czułam potworny ból w piersi na samą myśl, że miałby zniknąć.

Do moich uszu dotarły kroki, a wtedy choć powoli to odsunęliśmy się od siebie. Natalie i tak już zdążyła zauważyć naszą pozycję, bo przez chwilę wpatrywała się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Po chwili jednak się uśmiechnęła i u boku z Evanem zeszła na dół. Mężczyzna, stojący obok niej trzymał w dłoni odręcznie zapakowany prezent.

Nats zerknęła na swojego chłopaka, a wtedy on bez słowa przytaknął.

- Zaczekamy w aucie - poinformował, a Arthur zgodził się ruchem głowy i oboje ruszyli w owym kierunku.

- W porządku? - spytała, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły.

- Tak, chyba tak.. - mruknęłam cicho, a dłońmi mocno ścisnęłam prezent, który wciąż spoczywał w moich dłoniach. - Po prostu.. Będzie mi go brakować - odparłam cicho. Gardło znowu zacisnęło mi się, więc wzięłam kilka głębokich wdechów.

- Wiem - objęła dłońmi moje ramiona, po czym czule je pogłaskała. Chciała już coś dodać, ale przerwałam jej:

- Chodźmy już zanim znowu się pobecze - uśmiechnęłam się słabo, na co dziewczyna choć z krzywą miną to przytaknęła głową. Obie ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Przed opuszczeniem domu założyłyśmy jeszcze buty i płaszcze, więc już po chwili czarne szpilki, które idealnie współgrały z moją sukienką leżały na moich stopach.

- Jeśli poprawi Ci to humor to naprawdę świetnie wyglądasz - odezwała się, na co posłałam jej słaby uśmiech.

- Dzięki - tylko na tyle było mnie stać. Po chwili obie wyszłyśmy z domu, a moje oczy automatycznie odnalazły Arthura. On też na mnie patrzył.

- Będzie dobrze, zobaczysz - posłała mi uśmiech, a potem obie przeszłyśmy do auta. Zajęłam miejsce z tyłu, a Natalie z przodu, zaraz obok swojego chłopaka.

Pomiędzy mną i Arthurem znajdowała się tylko przestrzeń wielkości jednego fotela, na którym leżały prezenty.

Zapięłam pasy, a wtedy w aucie zapanowała idealna cisza. Przez resztę trasy nikt się nie odzywał. Ja sama skupiłam wzrok za oknem, aby tylko nie patrzeć na mężczyznę, który wkrótce miał zniknąć z mojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top