10. Nie mam sukienki

Chwilę później się rozdzieliliśmy. Wino zostało tak jak stało, a fajki chociaż mocno ściskam w dłoni to spoczywały na dnie mojej kieszeni.

Nienawidziłam tego jak się właśnie czułam. Nienawidziłam tego, że moje serce wciąż wybijało swój własny rytm dla chłopaka, który powinien być już tylko przeszłością, a co najważniejsze to nienawidziłam tego, że raniłam Arthura. Nie chciałam tego, ale nie umiałam przestać. Nie mogłam wybić sobie z głowy miny Thymona, gdy się dowiedział. I nie potrafiłam przestać o nim myśleć. 

Po raz kolejny zajął moją głowę, a ja musiałam się tylko postarać, aby nie odgrywało to większego znaczenia w moim życiu i być po prostu szczęśliwa. Przecież to wszystko zależało ode mnie. To była moja decyzja czy pozwolę moim uczuciom wygrać nade mną, a ja nie wyobrażałam sobie, że miałabym to zrobić. Powrót do przeszłości nie wchodził w grę. Musiałam żyć teraźniejszością i swoją przyszłością, którą miałam już obiecaną z Arthurem. 

***

Następny dzień pomógł mi zapomnieć o wydarzeniach poprzedniego. Gdy nie myślałam o tym, że się zaręczyłam, czułam się dobrze. Wydawało mi się, że może czułam się w ten sposób, bo jednak małżeństwo było dużym zobowiązaniem, którego trzeba było dotrzymać. A ja nie byłam pewna czy byłam na to gotowa. W głowie odbijały mi się myśli, że może jednak nie chodziło o to co chciałam zrobić tylko z kim. Ale nie rozumiałam dlaczego? Jaki miałby być powód dla którego miałabym nie chcieć wychodzić za Arthura? Nie potrafiłam zrozumieć. Miałam straszną pustkę w głowie, a im więcej o tym myślałam tym gorsze miałam migreny. 

Chciałam już wrócić do domu. Wierzyłam, że tam poczułabym się lepiej. Jakoś się uspokoiła. Na spokojnie wszystko przemyślała. Wmawiałam sobie, że to miejsce było tego winą chociaż jednocześnie wiedziałam, że to bez sensu. 

Ale to niczego nie zmieniało, bo na razie nie mogłam wrócić do Nowego Jorku. Mama miała za kilka dni urodziny i wszyscy chcieliśmy zostać, i je wspólnie uczcić. Prezent dla niej kupiłam jeszcze tydzień przed świętami, więc przynajmniej tym nie musiałam się martwić. 

- Słuchasz mnie? - Natalie spojrzała na mnie z zaciśniętymi ustami, na co ciche westchnięcie wyszło z pomiędzy moich warg. 

- Ja.. Nie, przepraszam - spuściłam wzrok na swoje obuwie, gdy razem siedziałyśmy u mnie na tarasie. Po chwili poczułam jak mnie objęła jednym ramieniem, a głowę przyłożyła do mojej skroni. 

- Wiesz przecież co musisz zrobić - mówiła uspokajająco, gdy jej kciuk delikatnie głaskał moje odsłonięte ramie. - Gdybyś naprawdę tego chciała to byś się nie wahała - tego właśnie się obawiałam. Prawda mnie spoliczkowała choć ciągle ta myśl była gdzieś z tyłu mojej głowy. A nie powinna. Bo nie powinnam żałować. Bo miałam prawdziwe szczęście, że to właśnie taki facet jak Arthur mnie chciał. - Może zróbmy tak, co? Pojutrze jest impreza u Logana. To byłaby dobra okazja, żeby się wyluzować. Może w końcu zrozumiesz czego chcesz - podniosła wzrok na moje oczy, ale ja tylko westchnęłam. 

- Nadal robi imprezy? - mruknęłam od niechcenia, przyglądając się ptakom, które swobodnie latały po niebie. 

- Nawet nie wspomnę o tym, że trajkotałam o tym od godziny - posłała mi karcące spojrzenie, na co uśmiechnęłam się niewinnie. - Spotkałam go dzisiaj i mówił, że wziął rozwód i chce to jakoś uczcić. Podobno strasznie się męczył z tą babką i teraz ma ochotę na dużo wódki, i dobrą zabawę - lekko się uśmiechnęła. - No chodź, przecież nic takiego się nie stanie. W końcu się trochę rozluźnisz i zabawisz. Dobrze Ci to zrobi - szturchnęła mnie w ramię. 

- Nie wiem czy alkohol mi w czymkolwiek pomoże - mruknęłam ponuro. Dziewczyna wywróciła oczami. 

- W takim razie olejmy twój problem i po prostu choć na imprezę z przyjaciółką, która chce się zabawić. Zero facetów i gównianych myśli - uniosła brew wyraźnie rzucając mi wyzwanie. 

- Nie mam sukienki - stwierdziłam, na co w końcu na ustach dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. 

- Więc idziemy jutro na zakupy - starała się to ukryć, ale widziałam, że była bardzo podekscytowana. Odkąd się przeprowadziłyśmy do Nowego Jorku, nie imprezowałyśmy już tak często. Ja leczyłam złamane serce, a ona wtedy mnie wspierała. Byłam wtedy tak zmęczona wszystkim, że nawet nie chciało mi się na imprezy chodzić. Moje wychodzenie z mieszkania ograniczało się tylko do chodzenia na zajęcia na studiach i robienie jakichś krótkich zakupów. Przez te 7 lat nasze życie się pozmieniało. Nie potrafiłam stwierdzić czy na lepsze czy gorsze. Przecież właśnie tak wyglądała dorosłość, nie? 

***

- Chciałabym w środę pójść na imprezę - odezwałam się, gdy już leżeliśmy w łóżku. Arthur miał na kolanach laptopa i od pół godziny odpowiadał na maile, tak samo jak i ja. Pomimo tego, że oboje wzięliśmy kilka dni wolnego, to nie mogliśmy zostawić pracy. Ciągle się piętrzyła, a ja nie wyobrażałam sobie, że po powrocie miałabym to wszystko naraz ogarnąć. 

- W porządku - odparł, a ja choć byłam wpatrzona w swojego laptopa to wiedziałam, że on też na mnie nawet nie zerknął. Gdy zajmowaliśmy się pracą, byliśmy nią w całości pochłonięci. To była nasza taka wspólna cecha. 

Minęła dłuższa chwila zanim poczułam jego wzrok na sobie. Zerknęłam na niego, nie rozumiejąc co się działo. Miałam wrażenie, że sprawdzał mnie w jakiś sposób, że czegoś szukał.

- Jest tego jakiś powód? - uniósł brew, a jego wzrok na moment zsunął się pierścionek na moim palcu. Od razu zrozumiałam o co mu chodziło, a wtedy moje palce zatrzymały się nad klawiaturą.

Podejrzewał coś?

- Nie, jasne, że nie. Nats chciała pójść, bo nasz stary kumpel robi imprezę i tak jakoś - wzruszyłam ramionami, a niewielki uśmiech wykwitł na moich ustach. Mężczyzna przytaknął, a po chwili powrócił wzrokiem do ekranu laptopa, jednak wydawało mi się, że już nie to było w jego głowie.

Cicho odetchnęłam, wracając wzrokiem do maila, który musiałam wysłać.

***
Następnego dnia już o 13 znalazłyśmy się razem z Natalie w centrum handlowym w poszukaniu dla nas obojga jakichś sukienek. Było koło 15, gdy z szerokimi uśmiechami wsiadałyśmy do auta, wkładając do niego 6 toreb z ubraniami. Cóż, nie wyszło tak jak chciałyśmy, ale miałyśmy parę nowych ciuchów, na co jakby nie było nie narzekałyśmy.

Gdy tylko wróciłyśmy do domu, przywitali nas nasi mężczyźni. Oczywiście każdy z nich się spodziewał, że z naszych zakupów nie wrócimy tylko z dwoma sukienkami. Mimo to, żaden nie narzekał, a tylko się uśmiechnęli i powiedzieli, abyśmy pokazały im co kupiłyśmy.

Nasz pokaz mody trwał przez jakieś kolejne pół godziny. Nawet nie zauważyłam kiedy się skończył, ale zanim Arthur porwał mnie na górę, zauważyłam tylko jak Evan razem z Natalie praktycznie siebie pożerali.

***

Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który przyglądał mi się ze spokojem wymalowanym na twarzy. Mocniej przytuliłam policzek do jego nagiej piersi i na moment przymknęłam oczy, wsłuchując się w delikatnie przyśpieszone bicie jego serca.

- Co myślisz o tych zaręczynach? Tak naprawdę - spytał, a jego palce z czułością przesunęły się po moich łopatkach. Podniosłam na niego zaskoczony wzrok, a już po chwili uniosłam się na dłoniach.

- J - ja naprawdę nie wiem - szepnęłam, mocno zagryzając wewnętrzną część policzka. Wiedziałam, że powinnam być pewna, ale jednocześnie coś mi mówiło, że to nie tak powinno być. - Kocham Cię, ale.. - westchnęłam, szukając odpowiednich słów. - Naprawdę nie wiem o co mi chodzi - zagryzłam wargę w końcu spoglądając na mężczyznę, który jedynie posyłał mi niewielki uśmiech.

- Cieszę się, że jesteś ze mną szczera - odparł, unosząc się na dłoniach. Ułożył dłoń na moim policzku, a potem delikatnie go pogłaskał. - Nie musimy się z niczym śpieszyć, jeśli chcesz zmienić zdanie i zdjąć pierścionek to w porządku - posłał mi uśmiech. - Chyba, że sądzisz, że w takim razie może to my jesteśmy błędem - mruknął, na co od razu pokręciłam głową.

- Nie chcę go ściągać, ale chciałabym po prostu to wszystko na spokojnie przemyśleć - odparłam zgodnie z prawdą.

- Dobrze, w niczym nie będę Cię pośpieszał - uśmiechnął się, a wtedy wpadłam w jego ramiona.

- Dziękuję - zaciągnęłam się jego zapachem, chowając nos w jego szyję. Mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy, mocno obejmując.

Przez następną godzinę rozmawialiśmy jeszcze o świętach podczas, których się tyle wydarzyło, a na sam koniec temat spadł na jutrzejszą imprezę, która - miałam wrażenie - zaważy o wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top