41. Rozdział
Flavio
- O czym ty mówisz? - powtarzam poddenerwowany.
- Przepraszam, byłam pewna, że już wiesz od Angelo. - Alicja nie ukrywa zmieszania.
- Angelo! - wykrzykuję, na co moja piękna raptownie odskakuje ode mnie.
Jest moim bratem, ale za grosz nie ma jaj, gdy trzeba stawić czoła jak coś się pierdoli. Może jeszcze nie do końca jestem w pełni władz, ale umysłowo już wróciłem do żywych, a przynajmniej mam takie wrażenie.
- Co się stało? - pyta brat od razu w wejściu.
- Jak co się stało, do chuja? Czy ty mnie masz już do reszty za jakieś pieprzone warzywo? Czy to prawda?
- Niestety nasz ojciec... - Spuszcza znacząco głowę.
- Kurwa! - podkreślam siarczyście.
- Zidentyfikowałem już ciało. Teraz tylko czekamy z pochówkiem do twojego powrotu - dodaje.
- A ty dokąd, kochanie? - od razu reaguję, gdy zauważam jak Alicja powolnie kieruje się w stronę wyjścia.
- Może lepiej będzie, jeśli zostawię was samych - mówi prawie szeptem.
- Nawet się nie waż. Teraz jesteś mi potrzebna najbardziej na świecie. Teraz nie pozwolę ci odejść. Już więcej nie będę tamtym kretynem. Pragnę być u twojego boku. W każdych chwilach, będąc wsparciem i podporą. Dlatego jeśli nadal mnie chcesz, pomimo tego co wygadywałem nie tak dawno, to nic się dla mnie tak nie liczy jak ty, moja piękna. Moja Alicja - wypowiadam najszczerzej jak tylko potrafię.
- Flavio...
- Przepraszam za tamto. Nie byłem sobą, tak mnie naszprycowali jakimś syfem - wtrącam i kątem oka, dostrzegam brata opuszczającego salę.
- Nie musisz przepraszać. Wiele przeszedłeś. Zresztą te dni śpiączki ciągnęły się w nieskończoność.
- Właśnie to wiem od Angelo, że cały czas byłaś przy mnie, a powinnaś przy siostrze.
- Nie mów mi co powinnam.
- Dobrze, że w porę oprzytomniałem. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym to wszytko spieprzył. Jesteś dla mnie idealna. Chodź tu, proszę. - Jej stale blada i zmartwiona twarz nagle się zarumienia, a oczy ukazują więcej niż słowa. Chociaż przed chwilą dowiedziałem się o tragicznej śmierci ojca, to dziwny spokój bije z mojego wnętrza. To dzięki niej jest mi łatwiej to znieść.
- Podziwiam twoje opanowanie - mówi
i podchodzi, aby pogładzić czule mój policzek. Odnajduje dłoń, żeby spleść nasze palce razem. Wtedy wyczuwam jak cała dygocze. Muszę jej spokojnie coś wytłumaczyć.
- Kochanie, jeśli chcesz wkroczyć do mojego bezwzględnego świata, to niestety będzie ci potrzebna pewna niezbędna cecha. A mianowicie potrzeba tłumienia w sobie pewnych ludzkich odruchów, które są normalne dla większości osób. My możemy sobie na to pozwolić jedynie wśród najbliższych, przy przeciwnikach musimy zachowywać kamienną twarz.
Nie myśl sobie, że śmierć ojca mnie nie obeszła. Tylko widzisz, ja już myślę zadaniowo. Nie mogę zwlekać z poznaniem prawdy, kto za tym atakiem stoi. Kto otwarcie wytoczył wojnę i absolutnie nie dać się zaszczuć.
- Mówisz o zemście? - Otwiera szeroko oczy.
- Zemsta jest potrzebna, aby nikt nigdy nie ważył się więcej targnąć na moją rodzinę. Tak to działa, a ja chciałbym, żebyś o wszystkim miała świadomość. Teraz spoczywa na mnie wielki obowiązek pomszczenia ojca, bo automatycznie przejmuję jego pozycję. Wiem, że jesteś niezwykłą osobą, pełną ciepła i dobroci. Nie chcę cię absolutnie zmieniać, ale stawiam sprawę jasno, aby było ci łatwiej. Nie jesteś słaba i bezradna, ponieważ potrafiłaś rozkochać i całkowicie zawładnąć nad taką osobą jak ja. Jesteś bardzo silną i odważną kobietą.
- Dobrze, że nie chcesz mnie zmieniać, ale to już się wydarzyło. Stało się wtedy, kiedy patrzyłam na twoje spokojne oblicze. Dużo sobie przemyślałam i zdałam sprawę w jednej kwestii. Chciałabym zawalczyć o naszą przyszłość bez względu na wszystko.
Po jej szczerym wyznaniu tyko utwierdzam się w przekonaniu, że ta cudowna kobieta jest dla mnie stworzona. Jest idealna i teraz muszę zrobić koleiny krok w jej stronę. Dać jej dobitną gwarancję tego co wybrała.
- Pochyl się, kochanie. - Cholernie potrzebuję zasmakować jej ust. Robię to z dziką przyjemnością. - Tak się cieszę, że cię mam, że nic się nie zmieniło między nami - wypowiadam z całą szczerością i czułością na jaką mnie stać.
- Flavio, jedna rzecz się zmieniła. - Unoszę jej brodę, posyłając zaciekawiony wzrok. - Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, kiedy ty mi wyznawałeś miłość, wtedy jeszcze cię nie kochałam. Nie kochałam do szaleństwa tak bardzo jak teraz.
- Słucham? Powtórz - mówię oszołomiony.
- Kocham cię, mój wariacie i nawet nie masz pojęcia ile razy już ci to mówiłam.
- Spójrz na mnie.
Jestem największym farciarzem i nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił tego co już od dłuższego czasu planowałem.
- Może nie są to sprzyjające okoliczności, ale nie mogę już dłużej czekać. Alicjo, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Wiem, że ją zaskoczyłem. Widzę to po niej. - Wybacz, że nie klęczę przed tobą, tak jak powinienem - wyjaśniam.
- Tak.
- Tak? - dopytuję.
- Tak, Flavio Morietti, zostanę twoją żoną - potwierdza radośnie, a w jej oczach dostrzegam błysk. Ten sam znajomy cudowny błysk.
- Jesteś cudowna i cała moja, a ja cały twój, już na zawsze. - Zauważam szkliste oczy Alicji, więc wykorzystuję moment i wsuwam pierścionek na jej drżący palec. Może dzięki temu, że miałem go przy sobie, to jakimś cudem ocalał z katastrofy.
Nie mam zamiaru zaprzepaścić tej wyjątkowej chwili, więc na razie nie powiem kogo podejrzewam o zamach. To mogłoby ją dobić. Muszę ją chronić, a szczególnie teraz, gdy zgodziła się zostać moją narzeczoną.
Kiedy już wyjdę o własnych nogach, mam zamiar rozpętać piekło. Winni zapłacą mi za śmierć i cierpienie. Najpierw muszę zwołać swoich żołnierzy i obrać odpowiednią taktykę. Niestety Angelo może tylko zająć się strategią, dlatego wiem kto będzie w stanie mi pomóc i pokierować precyzyjnie działaniami.
Natomiast Alicja zajmie się przygotowaniami do ślubu, a ja dopnę swego. Pomszczę ojca i pokaże kto jest donem tego rodu.
- Jest piękny, dziękuję - oświadcza, kręcąc dłonią na wszystkie strony.
- To ja dziękuję, że zgodziłaś się być moją na zawsze - mruczę zadowolony i przyciągam ją do siebie, zaborczo całując. Nieważne, że przyspieszony oddech niemal miażdży mi płuca. - Cholera.
- Co się stało? - odsuwa się i pyta zdezorientowana.
- Wielce ubolewam nad jedną rzeczą. Teraz powinienem odpowiednio się tobą zająć, a nie leżeć tu jak mumia.
- Mogę pójść na pewien kompromis - mówi z błyskiem w oczach.
- Co masz na myśli?
- Pozwól, że najpierw to ja się tobą zajmę, a później mi to wynagrodzisz.
- Hmm... na taki układ mogę się zgodzić.
- Oczywiście, jak tylko lepiej się poczujesz i odłączą cię od tej aparatury, która mogłaby nie wytrzymać - dodaje nieco bardziej rozbawiona.
- Zaraz, to ja nie wytrzymam, kochanie, a później nie chciałbym być w twojej skó... - Lecz nie dane jest mi skończyć, gdy Alicja opada swoimi ciepłymi ustami na moje i zaczyna zmysłowo całować. To ona wyznacza rytm, a ja całkowicie jej się poddaję. Dotyka mnie czule i powoli. Delikatnie zcałowuje moje obolałe ciało jakby chciała zabrać ze mnie wszystkie rany. Jej dotyk z jednej strony doprowadza mnie do szaleństwa, a z drugiej działa jak kojący balsam. Nawet przez bandaże jestem w stanie wyczuć te delikatne jak skrzydła motyla muśnięcia. Jeden impuls i faktycznie zaraz nie wytrzymam, co tylko potwierdza mój niebezpiecznie nabrzmiały członek.
Dobrze, że w pore przerywa, zatrzymując się tuż przy mojej twarzy z widocznymi mokrymi śladami na policzkach.
- Tak bardzo bałam się, że cię stracę - szepcze.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Moje rany to nic w porównaniu co ty przeze mnie przeszłaś, a teraz jeszcze zgodziłaś się zostałaś moją narzeczoną.
- Twoją dumną narzeczoną. - Dobitnie podkreśla z przebłyskiem zadowolenia w oczach.
- Nie chcę, abyś już przeze mnie płakała, chyba, że tylko ze szczęścia. Zdążysz w miesiąc z sukienką?
- Miesiąc? - Z rozbawieniem obserwuję jej zdziwienie. - Jeśli tylko dojdziesz do pełni władz, to może być i miesiąc. - Puszcza mi złowieszcze spojrzenie.
- Kiedy się zmieniłaś w tak przebiegłą diablicę?
- Wiesz, dużo przespałeś. - Wtula się we mnie.
- Wcale nie narzekam, obiecuję, że nie dam ci zasnąć w noc poślubną.
~~~~
Kolejne dni ciągną się nieubłaganie. Na szczęście, zostało tylko kilka ran na nogach, ale najgorzej jest z moją prawą ręką, na której potrzebny był przeszczep skóry. To niewiele w porównaniu, jaką cenę zapłacił ojciec.
Moja cudowna narzeczona stale przy mnie czuwa. Od swoich ludzi dostałem już wszystkie potrzebne informację, więc tylko pozostaje działać.
Kiedy mogę już chodzić, chcę poprosić o jej rękę ojca, któremu należy się szacunek. Alicja pomaga mi w zapięciu guzików koszuli, a ja tylko muszę się mocno hamować by nie rzucić się na nią. Do tego wygląda przepięknie w tej granatowej sukience.
- Prowadź, kochanie - mówię, łącząc nasze palce.
Matka Alicji nie ukrywa łez, a siostra, która można powiedzieć, że jest jej małą kopią, stale wpatruje się w nas jak w obrazek.
Dotarło właśnie do mnie, że zyskałem nową rodzinę. Jej ojciec znacząco klepie mnie po ramieniu i dodaje:
- Oddaję ci moją córeczkę, dbaj o nią jak o najcenniejszy skarb.
- Proszę się nie martwić. Obiecuję, że zadbam o państwa córkę - oświadczam poważnie.
- Cudownie wyglądacie razem - mówi uradowana mama Alicji. - A kiedy ślub?
- Za miesiąc. - Po moich słowach kobieta wymownie spogląda na brzuch mojej narzeczonej. Chyba tego się nie spodziewała, bo jej brwi znacząco się unoszą.
- Nie, mamo, to nie jest to o czym myślisz. My się po prostu tak kochamy, że nie ma na co czekać. Zresztą, pamiętasz co nie tak dawno mi mówiłaś? - Alicja natychmiast reaguje.
Najwidoczniej opowiedziała im już więcej, niż myślałem, bo nie zadawali żadnych pytań. Na pewno o jednym fakcie nie wiedzą. Cieszę się, że mogłem pomóc Marcie.
- Bardzo miło było państwa poznać i zapraszam do nas, do Włoch - mówię na pożegnanie.
- Dzieci, jeśli tylko będziemy mogli.
- Mamo, jasne, że tak, a tobie Martuś w końcu pokażę obiecane piękne miejsca. No i najważniejsze, bez druhny nie odbędzie się ceremonia. - Alicja pochyla się nad siostrą i coś jeszcze do siebie szepczą.
Opuszczamy szpitalną salę w skupieniu, ale zarazem z nadzieją, że w końcu pokonaliśmy wszystkie przeciwności. Nasze serca zostaną niedługo związane najmocniejszym węzłem małżeńskim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top