30. Rozdział

Miesiąc później

Alicja

Moje rany już dawno się wygoiły, lecz pozostały te na psychice. Te, które zabliźniają się najdłużej. Najbardziej nie daje mi spokoju jedna, najważniejsza kwestia, a mianowicie - dlaczego nikt nie zjawił się z tego pieprzonego centralnego biura śledczego. Przecież wysłałam to co chcieli ode mnie i święcie mogłabym przysiąc, że zanim Alberto na mnie się rzucił, to zdążyłam nacisnąć trzykrotnie sygnał S.O.S. To wszystko pozwala mi sądzić, iż brutalnie poświęcili moją osobę do swoich celów. Wystawili mnie na pożarcie lwom. Szczerze powiedziawszy, to mam ich w dupie i te ich całe śledztwo. Nie mam jedynie pojęcia, jak mam im to powiedzieć. Mam nadzieję, że to co dostali ode mnie, nie będzie za bardzo obciążające dla Flavia.

Nie mogę dłużej znieść myśli, że go wystawiłam.

A teraz znajduję się tuż nad brzegiem morza, spacerując bez celu. Targana sprzecznymi emocjami wchodzę coraz głębięj. Pozwalam, aby woda dała mi ukojenie. Przez ułamek sekundy nachodzi mnie myśl, aby skończyć to tu i teraz.

Kolejny raz... to znowu tak cholernie boli. W moich myślach przesuwają się klatka po klatce najpiękniejsze wspomnienia. Co ja sobie myślałam? Ponownie zostałam tak mocno zraniona, a moje serce rozbite na kawałki. Jednak wiem jedno, że tamten facet przestał już dla mnie istnieć. Moja miłość do niego była przekleństwem i przesłonila mi coś, co powinnam wcześniej dostrzec i zrozumieć.

Jeszcze nie wiem jakie konsekwencje będzie miało to co zrobiłam, ale jedno i najważniejsze wiem - nie poddam się tak łatwo. Nie zrobię tego, chociażby przez osoby, które mnie kochają. Dlatego wychodzę śmiało z wody, a w moją stronę zbliża się właśnie ten mężczyzna, na którym coraz bardziej mi zależy. Z uśmiechem na twarzy i z dwoma lodami w ręku, staje tuż przede mną. Uwielbiam czuć na sobie te jego głębokie spojrzenie, którym mam wrażenie, że wręcz mnie pożera.

- Och, fajny pomysł, żeby pływać w sukience - wypowiada z przekąsem, spoglądając wymownie na przemoczony materiał sukienki, spod której przebijają mi sterczące sutki. - Zwłaszcza teraz, kiedy jeszcze jest dosyć chłodna woda - dodaje, a ja bez namysłu zabieram mu loda i zdecydowanym ruchem dotykam nim jego czubek nosa.

Szybko odwracam się na pięcie i nawet, nie oglądając się, pędzę ile sił w nogach. Po kilkunastu metrach w końcu mnie dopada. Łapie za moją talię i unosi obkręcając dookoła z taką łatwością, jakbym była piórkiem na wietrze.

- Kręci mi się w głowie, wariacie! - piszczę.

- Waracie? Mogę być wariatem, ale tylko na twoim punkcie, kochanie - odrzeka tak diabelsko niskim głosem, od którego może zakręcić się w głowie.

Kiedy stawia mnie w końcu na piasku, chwieję się i z niemałą ochotą składam dłonie na jego policzkach. Muszę stanąć   na palcach, bo chcę zrobić coś szalonego. Powoli i delikatnie wysuwam język, aby samym koniuszkiem uwodzicielsko zlizać resztki loda z jego nosa.

- Hmm, jaki słodziak z pana, panie Morietti - wypowiadam z rozbawieniem, patrząc mu głęboko w oczy. Następnie językiem wędruję wprost do jego ponętnych ust.

Nawet nie wiem kiedy lądujemy na piasku.

- Zdecydowanie wolę spijać słodycz z twoich ust - mruczy w tak seksowny sposób, że czuję niebezpieczne pulsuwanie w podbrzuszu.

Do tego zaczyna mi się kręcić w głowie. Lecz pomimo tego, właśnie w tej chwili, z siłą tsunami coś ważnego do mnie dociera.

W gruncie rzeczy dopiero Flavio uświadomił mi parę bardzo istotnych spraw. Po pierwsze - trwał przy mnie przez cały czas, nie naciskał w żadnej kwestii i po drugie - dał mi coś czego kompletnie nie spodziewałam się po nim. Dał mi wybór. Wolny wybór. Przy nim poczułam się prawdziwie zaopiekowana i najważniejsza.

Flavio nie jest dla mnie już żadnym zagrożeniem i ja też nie mam zamiaru być tym dla niego.

Zatem, czy już przyszedł czas na odkrycie kart?

- Flavio - zaczynam nieśmiało, podpierając się na łokciach.

- Słucham, piękna - szepcze i układa głowę na moich udach.

Zanim jednak decyduję się na kolejny krok, bawię się jego rozwianą burzą włosów. Kilkukrotnie nawijam na palce frywolnie spadające kosmyki. Jakby to w jakimś stopniu było w stanie mnie rozluźnić.

- Nie wiem czy to, co powiedział mi Alberto coś wyjaśni, ponieważ nie znam szczegółów twojego związku z... - urywam, bo przypominam sobie, jak zagroził wypowiadać mi jej imię.

- Arianna. Arianna była moją żoną - dodaje coś co mnie lekko szokuje. Widocznie przełamał się w tej kwestii.

- Nie mam pojęcia, czy to możliwe, ale wydaje mi się, że Alberto stał za jej śmiercią. - Przełykam narastającą gulę w gardle.

- Jak to? - pyta, podrywając się do siadu.

- Powiedział, że nie mógł jej mieć i dlatego mnie wykorzysta, że nie zdążyłeś jej ocalić i mnie też nie zdążysz. On chciał zemsty. Rozumiesz?

- Kurwa! Jak mogłem być tak ślepy? - Spuszcza głowę. - Arianna mówiła mi, że się go obawia, a ja nic z tym nie zrobiłem. Nic.

- Nie obwiniaj się - mówię z troską.

- Ona zginęła przeze mnie! Ona i nasze nienarodzone dziecko, a mama... sama widzisz.

- Twoja mama?

- Tak, w ostatniej chwili postanowiła do niej wsiąść i razem pojechały na zakupy, a wieczorem przy uroczystej kolacji mieliśmy ogłosić radosną nowinę. To był drugi miesiąc i jeszcze nikt nie wiedział. Mama zadzwoniła z drogi, że coś się dzieje z hamulcami. Kiedy przyjechałem było już za późno. Arianna umarła na moich rękach - mówi łamiącym się głosem, wręcz widzę ile ta szczera wypowiedź jego kosztuje. Jak zaczyna szybciej oddychać, napinając przy tym mięśnie.

- Przepraszam, nie wiedziałam - ściszam głos, aż mnie zatyka.

- Nie przepraszaj, to dzięki tobie potrafię w końcu o tym mówić. - Unosi na mnie wzrok. - Jest jeszcze jedna sprawa z nią związana. Jej rodzina, a dokładniej siostra, obwinia mnie o jej śmierć. Kilka razy dała mi dobitne powody, żebym mógł mieć podstawy, aby tak sądzić. Między innymi twój wypadek...

- Co chcesz przez to powiedzieć? - pytam zdezorientowana.

- Wiem, że przez Valerię spadłaś. - Nagle się spinam, przypominając sobie jej wizerunek na obrazie. - Valeria jest jej siostrą bliźniaczką. Mści się, bo od początku była przeciwna naszemu związkowi. Chodzi też o to, że wybrałem Ariannę, a nie ją - tłumaczy.

- Już dobrze. Jestem z tobą. - Zbliżam się do niego i robię jedyną rzecz, którą powinnam - obejmuję go mocno. Trwamy tak w swoich ramionach przez dłuższą chwilę.

Powoli udaje mi się poukładać wszystko w głowie. Niestety, ja nigdy nie będę mogła przyznać się do tego, co zrobiłam. Na razie postanawiam dać nam szansę i obecnie nie chcę myśleć o konsekwencjach.

- Dziękuję, Flavio. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale dziękuję ci z całego serca, za uratowanie siostry. Wiem, że to ty wpłaciłeś te pieniądze.  Tylko skąd wiedziałeś? - decyduję się wyjawić.

Odsuwa się ode mnie, ale nadal trzyma mnie w ramionach.

- Wspieram różne fundacje, a kiedy dostałem informację o twojej siostrze, nawet nie wahałem się przez sekundę. Nie chciałem, żebyś to ty mnie prosiła - wyjaśnia.

- A, czy w ogóle zamierzałeś mi powiedzieć?

- Czy to ma znaczenie? Ważne, że mogłem pomóc. Nie chcę, żebyś mnie oceniała tylko przez pryzmat pieniędzy. Chcę zaoferować ci coś więcej - oznajmia, składając czule pocałunek na moim czole. - A jak ona się czuje?

- Niespodziewanie dobrze zaeragowała na terapię. Lekarze są dobrej myśli, ale jeszcze przez jakiś czas pozostanie w Stanach. Rodzice jak zawsze otoczyli ją troską.

- Kochanie, a co byś powiedziała, żeby do nich polecieć? Minęło prawie dwa miesiące, od kiedy widzieliście się ostatnio.

- Mówisz serio? - Moje brwi unoszą się ze zdziwienia.

- A jak myślisz? - uśmiecha się.

Bez większego zastanowienia wskakuję na niego tak, że oplatam nogami jego biodra.

- Wiesz co? Przypomniałaś mi o tym, kiedy po raz pierwszy tak na mnie wskoczyłaś i jak to się skończyło... Chyba muszę częściej robić ci takie niespodzianki.

- Ale jeszcze nie wiesz jak się teraz skończy. Bo ja wiem. Lepiej zbierajmy się. Twoja mama nie daruje nam, gdy nie pokażemy się na festiwalu.

- Masz rację, lepiej z nią nie zadzierać. Chodź, moja kusicielko. - Podaje mi swoją mocną dłoń.

Niespodziewanie mam wrażenie, że nasza relacja nabiera tempa, a przede wszystkim pojawia się te uczucie, przed którym cały czas się mocno wzbraniałam.

~~~~~

Festiwal wina okazuje się ogromną imprezą plenerową. Nie jest to sztampowa impreza z nadętymi ludźmi pod krawatem, a wielka festa, która trwa zazwyczaj do białego rana.

Ludzie gromadzili się już od godzin popołudniowych, ale Flavio specjalnie przyciągał nasz przyjazd, jak twierdził tylko po to, aby pokazać wszystkim, że jestem jego kobietą. Wytłumaczył mi, dlaczego to jest tak ważne i że tylko wtedy będę mogła czuć się bezpiecznie.

Dopiero wkraczam w jego świat. Świat nieznany, bajkowy, ale wiem doskonale, że pod tym wszystkim czai się druga strona medalu o której lepiej żebym nie wiedziała. Trudno mu uwierzyć, że godzę się na to, ale istnieje jakaś niewidoczna nić, która przyciąga mnie do tego człowieka.

Miał rację, kiedy oboje wchodzimy na główny dziedziniec, a oczy wszystkich są zwrócone na nas. W tym momencie czuję się jakbym była na jakimś wybiegu. Nogi robią mi się jak z waty. Na szczęście Flavio przyciska mnie mocno do siebie i szepcze do ucha:

- Wiedziałem, że powalisz ich swoją urodą, piękna.

Staram się rozluźnić i uśmiechać, a kiedy na horyzoncie pojawia się Angelo z uderzająco białym szeregiem zębów, całe napięcie powoli znika.

- Bracie - kiwa głową. - Witam piękną damę. - Podchodzi i prowadzi nas do jednego ze stolików.

Kątem oka dostrzegam już nieliczne obserwujące mnie o osoby. Dzięki temu łatwiej jest mi zacząć podziwiać piękno tego miejsca. Rozglądam się, ale w pewnym momencie, mój wzrok natrafia na te jedno niespodziewane spojrzenie. W dosyć sporej odległości z kobietą u boku, stoi i bez przerwy wlepia się we mnie. Już doskonale wiem, że ten wieczór wiele wyjaśni i nie zamierzam stać bezczynnie. Takiej okazji nie można zmarnować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top