29. Rozdział

Flavio

Roznosi mnie na samo wspomnienie o Ariannie. Obawiałem się tego, że mama zacznie coś wywlekać. Najwidoczniej, naprawdę jeszcze nie mogę o niej zapomnieć. Nawet nie próbuję, ale chciałbym w końcu ułożyć swoje wystarczająco popieprzone już życie. Teraz liczy się tylko i wyłącznie dla mnie Alicja. Jestem wściekły na siebie, że tak ją potraktowałem i zostawiłem samą bez słowa.

Jeździłem bez celu przez całą noc, a teraz jestem tutaj, nad grobem mojej żony.

- Kochanie, nigdy cię nie wypuszczę z serca, ani naszego małego aniołka - wypowiadam drżącym głosem, klęcząc na ziemi. - Ale pozwól, że spróbuję poskładać swoje życie na nowo. Ono nadal trwa.

Sunę palcami po chłodnej płycie pomnika. Podnoszę głowę, by popatrzeć jej prosto w oczy. W oczy, które na zawsze w mojej pamięci pozostaną radosne, dokładnie takie jak na tym zdjęciu w szklanej oprawie.

Przymykam na moment powieki i już wszystko wiem.Chyba właśnie tego potrzebowałem.

Nabieram mocno powietrze i uświadamiam sobie, że muszę szybko wracać, aby wszystko wyjaśnić Alicji. Już żadnych więcej tajemnic. Odkryję przed nią moje karty. Wyłącznie tak mnie zrozumie i pozna motywy mojego działania. Dla niej chcę być dobrym człowiekiem, a nie demonem zła. Bezwzględny pozostanę dla przeciwników.

~~~~

Wchodzę pewnym krokiem do salonu i rozglądam się wokół. Wszędzie jej szukam, ale coraz bardziej wkrada się we mnie niepokój.

Basen. Tak to ostatnie miejsce, gdzie z pewnością ją znajdę. Już od wejścia atakują mnie straszne krzyki. Natychmiast pędzę do gabinetu. Jednak, to co tam zastaję powoduje, że błyskawicznie podejmuję jedyną właściwą decyzję w tym momencie. Bez wahania odbezpieczam swój rewolwer na widok Alberto, który z opuszczonymi do kolan spodniami leży nad moją kobietą.

- Alberto! Zajebię cię! Puść ją! - wydzieram się z furią.

Gdy tylko odwraca się w moją stronę, bez ostrzeżenia posyłam mu kulkę między oczy. Jego ciało bezwładnie opada na podłogę, zalewając ją powiększającą się kałużą krwi. Nie mam pojęcia czy zdążyłem. Alicja nawet się nie porusza.

- Moja piękna, już po wszystkim. Jestem przy tobie. - Ujmuję jej twarz i przeciągam mocno do siebie. - Przepraszam najdroższa, że tak cię zostawiłem. Miałem cię chronić. Wybacz. Nie daruję sobie, jeśli on ci to zrobił.

Chwytam jej wiotkie ciało i podnoszę, żeby zabrać jak najszybciej z tego miejsca. Zemdlała.

Układam ostrożnie Alicję na nasze łóżko. Widok krwi już nie robi na mnie żadnego wrażenia, ale jej zaschnięte ślady po tym skurwielu na całym jej delikatnym ciele, doprowadzają mnie do pasji. Dopiero teraz dostrzegam otwartą ranę nad jej łukiem brwiowym, do tego ma liczne siniaki na twarzy oraz nadgarstkach. Przykrywam ją i wzywam lekarza.

Mijają minuty. Dla mnie jak wieczność przez którą niemal szaleję z bezradności. Zlecam swoim ludziom, żeby natychmiast zrobili porządek z ciałem tego gnoja. Jak mogłem zostawić ją pod jednym dachem z takim człowiekiem? Przecież już Arianna wspominała mi o jego dziwnym zachowaniu, ale on skutecznie uśpił moją czujność. Zawsze był u mego boku i bez zarzutu wykonywał swoją pracę, a przecież wiem, że w świecie mafii nie można ufać nikomu.

- Kurwa! - Z całych sił uderzam ręką w ścianę. Jestem wściekły do granic.

Czuwam przy jej boku, jak wtedy w szpitalu. Już po raz drugi naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Jestem dla niej zagrożeniem większym niż myślałem. Powinienem przestać działać wyłącznie egoistycznie i dać jej wybór, ale już za późno, dlatego muszę naprawić swój błąd i jak najszybciej zrobić ją nietykalną. Wtedy nikt nie będzie mógł ważyć się jej dotknąć, bo w przeciwnym razie może już kopać swój grób.

Powoli, delikatnie odkażam jej ranę na czole. Na co raptownie przez zaciskające powieki, wydobywa z siebie cichy jęk i cała się spina.

- Jesteś? To ty mnie uratowałeś? - Jej piękne, duże oczy wymownie spoglądają na mnie, a z jednego kącika wyłania się pojedyncza łza.

- Jestem i nigdy cię nie opuszczę - wypowiadam najczulej jak tylko potrafię, gładząc ją po mokrym policzku.

- Dziękuję - szepcze cicho.

- Przepraszam - odpowiadam zwieszając głowę. Tak trudno mi to przychodzi, bo wiem, że zawaliłem.

- Nie, Flavio, to ja cię bardzo przepraszam. - Zaskakuje mnie.

- Ty? Moja kruszynko, nie masz nic sobie do zarzucenia. Odpoczywaj. Niebawem lekarz przyjedzie.

Nie mam pojęcia czemu ona mnie przeprasza, przecież to nie jej wina, że tak się stało. Na chwilę zamieram, gdy jej delikatna dłoń odnajduje moją. Nie puszcza, patrząc błagalnie.

- Tak bardzo mnie boli głowa. - Mruży oczy stale ściskając mi rękę. - Już wszystko sobie przypominam. Flavio, on mówił takie straszne rzeczy - wypowiada drżącym głosem. - Muszę ci coś ważnego powiedzieć - dodaje po chwili.

- Ciii... nie męcz się. - Składam pocałunek na czubku jej głowy.

W tej samej chwili rozlega się pukanie do drzwi. Wpuszczam lekarza, a sam wychodzę, żeby spokojnie wykonał swoją pracę.

Korzystając z okazji, upewniam się czy chłopaki dobrze już posprzątali i nie zostawili żadnych śladów. Muszę też sprowadzić ojca, bo trzeba będzie ustalić co z tym fantem zrobić. Na razie nie będę zaprzątać sobie głowy pierdołami. Teraz muszę być blisko niej, aby poskładać w całość, to co zepsułem.

Na korytarzu mijam się z lekarzem.

- Co z nią? - Nie wytrzymuję i pytam z obawą.

- Będzie dobrze. Rany opatrzyłem, ale potrzeba czasu na te emocjonalne. Obawiam się o stan głowy, dlatego trzeba zrobić badanie tomografem z racji na nie tak dawny uraz. - Podaje mi receptę - to w razie konieczności, na uspokojenie - dodaje, jednocześnie wyciągając rękę na pożegnanie.

Szybkko wracam do sypialni, ale nie zastaję Alicji w łóżku. Sądząc po jej stanie, zapewne udała się do łazienki. Wykorzystuję ten moment na zawołanie pokojówki. Nie mogę znieść obrazu jaki maluje się na białej pościeli i jeszcze mógłby za bardzo utrwalić się w pamięci Alicji, więc jednym, zdecydowanym ruchem ściągam wszystko na podłogę.

Na szczęście już po kilku minutach nie ma na łóżku żadnych śladów po tych traumatycznych przeżyciach. Niestety tak naprawdę stale nie wiem, czy doszło do najgorszego. Muszę być wyjątkowo delikatny i nie naciskać.

Dopiero po kilku minutach słyszę jej obecność w garderobie. Odwracam głowę w tamtym kierunku i obserwuję jak powoli idzie w moją stronę. Boję się odezwać, żeby nie zepsuć niczego. Stoję sztywno jak posąg, a ona podchodzi do mnie, po czym kładzie delikatnie dłoń na moim ramieniu. Ta wymowna cisza więcej dla mnie znaczy niż słowa. Mógłbym ponownie dla niej zabić, żeby tylko mi wybaczyła.

- Chciałabym się zdrzemnąć - wypowiada po chwili zaskakująco spokojnie, zerkając na łóżko.

- Oczywiście. Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń do mnie. Mój numer już masz.

- Tak, potrzebuję - nieśmiało kontynuuje.

- Słucham, kochanie.

- Zostań ze mną.

Nie spodziewałem się tego. Błyskawicznie ściągam i rzucam w kąt marynarkę. Sama podaje mi rękę, prowadząc do łóżka. Nie chcę zbyt naruszać jej prywatnej sfery, dlatego postanawiam położyć się w bezpiecznej odległości.

- Flavio, mogę jeszcze o coś prosić?

- O co tylko chcesz.

- Przytul mnie. - Spogląda tymi pięknymi oczami, ale nie musi prosić mnie dwa razy, bo automatycznie całym sobą zamykam ją w swoich ramionach. Czuję jak wtula się we mnie, a jej bijące serce wystukuje miarowy rytm.

- Już lepiej, skarbie? Nie jestem zbyt silny? - pytam z troską.

- Flavio, on nie zdążył. Tylko dzięki tobie żyję. Powiedział, że skończę jak...

- Spokojnie, nie wracaj do tego. - Nie pozwalam jej dokończyć, wiedząc już to najważniejsze.

Mam wrażenie, że całe zło tego świata znika, gdy obejmuję tę cudowną kobietę. Czuję niesamowitą ulgę. Teraz jestem pewien, że nic nam już nie zagraża. Nikt i nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Muszę zrobić co w mojej mocy, aby była przy mnie szczęśliwa. Wtedy kiedy będzie gotowa, wyjawię jej wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top