27. Rozdział
Niemal przez cały dzień bezczynnie snuję się po rezydencji. Wprawdzie znam już kod, ale kompletnie nie mam ochoty na pływanie, a tym bardziej żeby myszkować w jego gabinecie.
Szczerze powiedziawszy, narazie sumienie nie pozwala mi na taki krok. Flavio wpłacając te pieniądze, ponownie ukazał jak wielką posiada nade mną kontrolę. Nie wiem czego jeszcze mogę się spodziewać po nim, bo skąd do diabła w ogóle wiedział o kasie? Czy od razu mam mu podziękować, czy udawać głupią, jakby nic się nie stało? Mam wrażenie, że wszytko się coraz bardziej komplikuje.
Z rozmyślań przy obiedzie, wyrywa mnie nagłe pojawienie się Alberto, którego sroga mina i bojowa postawa błyskawicznie stawiają mnie na równe nogi. Jeszcze jego tu brakowało. Kątem oka widzę jak przemyka przez salon. Obstawiam, że idzie do gabinetu. W sumie jak dotąd nie poznałam wszystkich zakamarków rezydencji, ale nie mam narazie siły, by to zmieniać.
Chaos w mojej głowie nie pozwala mi się skupić na niczym. Odruchowo zerkam na telefon i choć już prawie dochodzi czwarta, to mam wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Nie jestem w stanie dłużej znieść tej bezczynności. Przyzwyczajona do intensywnego trybu życia, chyba w tych czterech ścianach powoli zaczynam się dusić. Przytłacza mnie cała sytuacja, a dodatkowo zagadkowe zachowanie Flavio. Jeśli tak chce ze mną pogrywać, to niech mu będzie. Nie złamie mnie tak łatwo.
Wpatruję się w telefon i automatycznie przeskakuję po stronach portali społecznościowych. Wkurzam się widząc na fotkach znajomych, którzy wiodą zwykłe życie, a ja siedzę zamknięta w złotej klatce. Zanim odkładam komórkę, dźwięk powiadamia o wiadomości.
Obcy nr:
Nie zdążę przyjechać po Ciebie, kochanie. Bądź gotowa na siódmą. W twojej byłej sypialni czeka coś specjalnego na ten wieczór.
Prycham pod nosem, niedowierzając. Chyba już nie powinnam się dziwić, że pan wszechmogący robi wszystko, by mnie osaczyć, a do tego zna mój numer.
Nawet nie zamierzam mu odpisywać. Jednak ciekawość prowadzi mnie do "mojej" sypialni.
Od razu po przekroczeniu jej progu, mój wzrok ląduje na łóżku na którym leży granatowe aksamitne pudełko, przewiązane czerwoną kokardą. Z nutą niepewności rozchylam je, ale to co widzę przechodzi moje wyobrażenia. Odczytuję dołączony liścik, który powoduje niemałe rozbawienie na mojej twarzy.
Twój wdzięk dopełni piękna tej kolii.
Niestety, ale Flavio z pewnością nie kupi mnie żadnymi błyskotkami. Nie mam zamiaru tego zakładać. Zamierzam pozostać niewzruszona na wszystkie zagrywki. Mój plan jest niezmiennie ten sam. Na szczęście kwestia pieniędzy została załatwiona, więc muszę nadal robić dobrą minę do złej gry i w końcu mieć odwagę zakraść się do gabinetu. Świetnie się składa, że nie przyjedzie, bo dopiero na miejscu zobaczy, że nie mam tego świwcidwłka na sobie. Może igram z ogniem, ale muszę wytyczać granice zanim doszczętnie mną zawładnie.
Mniemam, że do takiej diamentowej kolii powinnam założyć wieczorową suknię, więc wybieram długą, czerwoną bez zbędnych dodatków. Nie mam ochoty udawać kogoś kim nie jestem.
Giovanni zjawia się punktualnie o siódmej. Miło jest ponownie z nim się spotkać, bo ten człowiek ma to coś w sobie, co można określić wewnętrznym spokojem. Chętnie przebywa się w otoczeniu takich osób.
Na miejscu, zostają przede mną otwrte drzwi od auta. Rozglądam się dookoła i napawam się pięknym widokiem ciągnących się w nieskończoność drzewek winogron. Jesteśmy na wzgórzach Lacjum, z których w oddali można dostrzec Morze Śródziemne. Nie są mi obce te okolice, bo niegdyś sporo podróżowałam z wujostwem. Mogę się tylko domyślać, że jestem w winnicy Flavia. Tylko narazie gospodarza brakuje.
- Pan Flavio, zaraz się pojawi - oznajmia Giovanni, szykownie oferując ramię.
Idziemy wzdłuż szpaleru palących się po obu stronach ścieżki pochodni. Nadaję one niesamowity klimat, podkreślając urok tego miejsca podczas powoli zapadającego zmroku. Budynek do którego zmierzamy jest typowy w tym regionie, kamienny z monumentalnym wejściem.
Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, iż na kolacji ma być ktoś jeszcze. Kiedy mój wzrok napotyka nieznajomą postać, robi mi się dziwnie nieswojo. Obcy mężczyzna zmierza w moją stronę. Zatrzymuję się w półkroku nieruchomo, a wtedy Giovanni wymyka się niepostrzeżenie. Flavia nadal nigdzie nie widzę.
- Buona sera - mężczyzna wita się skinieniem głowy.
Odpowiadam, czując przeszywający wzrok. Od razu dostrzegam wyraźne podobieństwo. Chociaż jest on wyższy i okulary nieco przesłaniają mu duże ciemne oczy, to nie mam już cienia wątpliwości z kim mam do czynienia. Na pewno mogę powiedzieć, że jest szalenie przystojnym brunetem.
- Angelo - przedstawia się w końcu, przytrzymując moją dłoń dłużej, niż bym chciała.
- Alicja - wypowiadam całkiem spokojnie z podniesioną głową.
W jednej chwili, jakby spod ziemi wyłania się Flavio i składa mi szybkiego całusa na skroniach.
- No bracie, już wiem czemu tak zależało ci na spotkaniu - oświadcza odważnie Angelo, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Rodzice już są? - Flavio zwraca się do brata i zaraz przenosi spojrzenie na mój dekolt.
- Jeszcze nie.
- To wybierz najlepsze białe wino na tę specjalną okazję. My za chwilę dołączymy - oznajmia niespodziewanie oschle.
Rodzice, brat? Czyżby faktycznie chciałby mnie przedstawić całej rodzinie? Do tej pory nawet nic o nich nie wiedziałam.
- Czyli nie trafiłem w twój gust - mówi, pochylając się nad moją głową, a po chwili czuję przeszywający, mocny uścisk na ramieniu. - Wiem co możesz zrobić, by złagodzić ból - wypowiada, jakby był conajmniej seryjnym mordercą. Wzdrygam się.
- Zostaw mnie - mówię ostrzej i staram się wyszarpnąć rękę.
- Lubisz być niegrzeczna - stwierdza.
- Flavio, proszę przestań!
- Przestanę, ale najpierw będziesz posłuszna - odpowiada złowieszczo.
Jestem zaskoczona jego nagłą zmianą zachowania. Obiecał, że nie zrobi mi żadnej krzywdy i da mi tyle czasu ile będę potrzebować, a kiedy nie zrobiłam tego czego chciał, od razu przyjął wrogą postawę.
- Chyba o czymś zapomniałaś - oznajmia i wyciąga z zakamarków kieszeni marynarki, tę samą kolię. Po czym wymownie zapina mi ją na szyi. - Tak już lepiej - szepcze do znowu do ucha i przegryza lekko jego płatek. - Chodź. - Nalega i ciągnie mnie za rękę poprzez ciemne korytarze winnicy.
Trafiamy do skąpanych półmrokiem podziemi. Tylko w kilku miejscach tlą się ozdobne kinkiety oświetlając półokrągłe sklepienie sufitu. Dziwne miejsce od razu napawa mnie lękiem. Z oddali, echem rozbrzmiewa muzyka.
W momencie kiedy przekraczamy próg, do oczu wkrada mi się widok pomieszczenia wypełnionego po brzegi butelkami z winem. Idziemy dalej bez słowa, żeby w końcu znaleźć się w ogromnej sali, na środku której znajduje się stół na co najmniej dwanaście osób.
Ja jednak skupiam uwagę na kobiecie, która perfekcyjnie błądzi rękoma po cudownym instrumencie, wydobywając z niego najpiękniejsze melodie. Czyżby to też wiedział o mnie? Stoję rozmarzona w bezruchu, napawając się muzyką.
- Pobudziłem twój ostatni zmysł? - pyta zaciekawiony.
- Skąd wiesz o harfie?
- Wiem więcej niż myślisz, skarbie - unosi kącik ust w szelmowskim uśmiechu. - Teraz chciałbym cię przedstawić.
W jednej chwili otwierają się drzwi, które dopiero zauważam. Raptownie dostrzegam coś na co nie byłam przygotowana. Pan Morietti, którego już rozpoznaję prowadzi przed sobą wózek inwalidzki na którym siedzi piękna, starsza kobieta. Nie zdradzam swojego zmieszania zaistniałą sytuacją. Pojawiając się tuż przy nas, obdarowuje mnie ona serdecznym uśmiechem. Co nieco to mnie uspokaja.
Przedstawiamy się wzajemnie, a wszystko odbywa się w dość oficjalnej atmosferze. Dopiero, kiedy dołącza do nas Angelo, mam wrażenie, że napięcie lekko spada.
- Wiele słyszałem o urodzie Polek, ale teraz faktycznie, mogę potwierdzić to co mówią - wypowiada bez wahania Angelo. Dostrzegam jedynie wycelowane w jego stronę ostre spojrzenie jego brata.
Wszyscy zajmują miejsce przy stole, a Flavio, stojąc podnosi lampkę z białym winem.
- Chciałbym wznieść toast za spotkanie. Dziękuję, że jesteście w tym ważnym dla mnie dniu, w którym po pierwsze mogę przedstawić wam szczególną osobę, a po drugie oznajmić, że nasza winnica ponownie została najlepszą w regionie.
- Brawo! - Wybrzmiewają wszyscy, po czym każdy z gości wznosi toast i upija trunek.
- Alicjo, Flavio wspominał o twoich pływackich osiągnięciach. Bardzo cenię osoby, które oddają się swojej pasji - dodaje pani Morietti. - Jednocześnie przykro mi z powodu twojego wypadku. Ja sama kiedyś, jak widzisz uległam poważnemu zdarzeniu w którym... - urywa, gdy słychać wyraźne chrząkniecie Flavia.
- Mamo, proszę... - oznajmia poddenerwowany, czego wyraz mogą dać jego mocno ściągnięte brwi.
- Myślę, że Alicja powinna wiedzieć - naciska pani Morietti.
- Pozwól, że sam to zrobię w odpowiednim czasie.
Jedynie pan Morietti nie wypowiada ani słowa, przeżuwając w skupieniu każdy kęs. Zapada naprawdę nerwowa atmosfera.
- Cieszę się, że u twego boku, po tak długim czasie, znajduje się kobieta, a do tego tak zjawiskowa. - Dociera do mnie wypowiedź jego mamy, która zerka w moją stronę. - Mam nadzieję, że pokażecie się razem na naszym corocznym festiwalu wina - zwraca się w stronę Flavio.
Niespodziewanie jeden z ochroniarzy przerywa nam tę miłą pogawędkę. Szepcze coś tuż nad uchem pana Morietti i po jego jednym skinieniu głowy, wszyscy trzej podrywają się do wyjścia. Zostaję sam na sam z panią Morietti. Nie mogę zaprzeczyć, że sytuacja zrobiła się dziwna, ale sądzę, że kobieta jest skłonna wiele mi opowiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top