22. Rozdział

Wchodząc do mojego pokoju, przystaję na moment pogrążona w zadumie nad tym co było, co mogło się jeszcze wydarzyć, a zostało brutalnie przerwane. Rozglądam się lustrując wzrokiem dosłownie każdy powieszony dyplom, każdy medal, każdy puchar. To co było sensem mojego życia, zostanie już przeszłością uwiecznioną jedynie na fotografiach i pamiątkach. Zwłaszcza te jedno zdjęcie jest dla mnie najważniejsze i bez namysłu zabieram je ze sobą. To nasze wspólne zdjęcie rodzinne.

Kończę dopinać walizkę, kiedy do pokoju wchodzi Arleta, zamykając delikatnie drzwi za sobą.

- Poszedł do toalety. - Dziwię się, że mówi szeptem. - Mam coś dla ciebie. - Wyciąga pospiesznie skrawek papieru z kieszeni. - Był tu dzisiaj rano i nie wiem o co tu chodzi, ale prosił żebym wyłącznie na osobności ci to wręczyła.

- O kim ty mówisz? - Pytam zdezorientowana biorąc liścik, ale nie dostaję odpowiedzi, bo mój osobisty żandarm staje już w progu. Na szczęście zdążyłam już wsunąć do kieszeni ten tajemniczy kawałek papieru.

- Alessandro dobrze, że jesteś. - Wysilam się na radość w głosie. - Pomożesz mi z walizką? Ja skoczę tylko do toalety. - Wymykam się w tamtą stronę.

Co takiego przekazała mi Arleta? O kim ona mówiła? Nic z tego rozumiem.

Nie mogąc dłużej tkwić w niewiedzy, rozchylam małą poskładaną kartkę, lecz to co tam widzę zupełnie wytrąca mnie z równowagi. Już doskonale wiem od kogo jest ta wiadomość. Siadam na krawędź wanny, patrzę na litery i czuję jak targają mną emocje. Zdumienie, zaskoczenie, skołowanie oraz żal, że już wyjeżdżam stąd i tak naprawdę nie dowiem się prawdy, że już nie zdąży mi tego wyjaśnić.

Przepraszam za to zniknięcie. Wybacz, że się nie odzywam. Niedługo ci to wszystko wyjaśnię. Mam nadzieję, że mnie wtedy wysłuchasz i zrozumiesz...

Czytam ponownie nie wiedząc co mam o tym wszystkim myśleć. Dlaczego Łukasz chciał mi to przekazać i to w takiej formie? Poza tym, skąd do diabła wiedział, że tu będę? Coraz więcej niewiadomych zostających bez sensownych odpowiedzi.

Zbieram się w sobie nie mogąc wzbudzać podejrzeń i wychodzę z łazienki, przyjmując maskę obojętności. Na moje szczęście, widzę Arletę robiącą maślane oczy do Alessandra. Tak go zagaduje, że oboje nie dostrzegają mojej obecności, a przynajmniej odnoszę takie wrażenie.

- Niestety moje gołąbeczki, ale czas nas goni. - Po moich słowach nie umyka mi zdumiony wyraz twarzy kuzyna.

Żegnam się z koleżanką oczywiście nie zdradzając zbyt wielu szczegółów mojego wyjazdu. Kiedy tylko wychodzimy na klatkę schodową, Alessandro robi coś zupełnie zaskakującego. W jednej chwili przyciska mnie do ściany, blokując mi ruchy.

- Słuchaj Alicjo, jeśli myślisz, że jestem naiwny, to grubo się mylisz. - Jego spojrzenie nachalnie wbija się we mnie.

- Słucham? O co ci chodzi? - Próbuję udawać, że nie mam pojęcia o czym mówi.

- Oddaj mi to. - Wyciąga rękę, a mnie oblewają zimne poty, bo skąd on niby mógł wiedzieć o tym liściku? Zdążył się zorientować?

Przez moment stoimy bez ruchu, a na moje nieszczęście nawet nikt nie przechodzi przez piętro. Bezmyślnie wydaje mi się, że to cokolwiek mogłoby zmienić w mojej sytuacji. W końcu kapituluję, bo przecież mój opór i tak jest bez sensu.

- Dobrze spokojnie. O to ci chodzi? - Zdezorientowana oddaję mu pomięty kawałek papieru.

- Kurwa! - Siarczyście rzuca pod nosem po przeczytaniu tekstu, a jego nerwowe chodzenie w tę i z powrotem wpędza mnie w jeszcze większe osłupienie. Przecież to nie jest jakaś straszna wiadomość, a dodatkowo nie ma nawet podpisu.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak te kilka zdań zaważy na dalszej mojej przyszłości.

Alessandro w jednej chwili przystaje i nerwowo wyciąga z zakamarków kurtki dokładnie ten telefon, który widziałam tylko jeden raz na biurku.

Wysilam się próbując usłyszeć jak najwięcej, ale jego istny wkurw widocznie nie pozwala mu na cichą rozmowę.

- Nie pozwolę na to. Muszę dbać o jej bezpieczeństwo. - Kończąc rozmowę tylko dodaje - Kurwa, Robert mam nadzieję, że wiesz co robisz!

Okej... to była zdecydowanie dziwna rozmowa. Nic już z tego nie rozumiem.
Cholera, muszę dowiedzieć się czegoś więcej.

- Czy możesz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? Z kim ty właśnie rozmawiałeś? - Jego usta jedynie zaciskają się w cienką linię.

- Czy jesteś w stanie zaufać mi, ale tak bezgranicznie? - pyta ku mojemu zaskoczeniu.

- Ej, przerażasz mnie.

- Odpowiedz - wyraźnie naciska.

- Nie wiem co mam ci odpowiedzieć.

- Nie mamy czasu. Czy chcesz żebym ci pomógł? Ale wtedy już nie będzie odwrotu. Czy zapominasz o naszej rozmowie?

- Ja muszę wracać. Nie zdążyłam ci powiedzieć o czymś. - Zawieszam się na chwilę na myśl, że mógłby mi pomóc, ale już podjęłam decyzję. - Tak naprawdę, to Flavio jest mi bardzo potrzebny. Jest mi potrzebne jego pieprzone dwa miliony dolarów na ratowanie Marty. - Spogląda na mnie z niedowierzaniem, a pulsująca żyła na czole ukazuje jak bardzo jest zdenerwowany.

- To, że wracasz jest bezdyskusyjne, ale czy... Nie to bez sensu. - Kończy, kręcąc głową w geście poddania się.

- Powiesz wreszcie o co ci chodzi?

- Alicjo, potrzebuję cię bardziej niż myślisz. - Zaciska mocno szczękę. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Ja nie mogę ci teraz o tym powiedzieć. Powinniśmy lepiej już jechać. - Chwyta mnie za ramię i prowadzi do auta.

- Do cholery, Alessandro mówisz do mnie jakimiś półsłówkami.

- Zaufaj mi, proszę.

Chciałabym mu zaufać, tak bardzo chciałabym, ale już sama nie wiem w co on ze mną sobie pogrywa. Dostaję od niego ciągle sprzeczne sygnały. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że jednak chciałby mi pomóc, ale zarazem powiedział, że i tak muszę tam wracać. Jednak liczy się dla mnie fakt, że w końcu wyciągnął do mnie rękę pomimo niebezpieczeństwa. Przecież jest moją rodziną, ale dlaczego tak uparcie powstrzymuje się od wyjaśnienia o co mu chodzi? Kim jest też do cholery ten cały Robert? Jezu, chyba zaraz oszaleję z tej niewiedzy.

Widocznie los przygotował mi więcej niespodzianek niż myślałam.

Wyjeżdżamy z Krzyków po wysłaniu wszystkich niezbędnych dokumentów na uczelnię. Na Bielanach obieramy powrotny kierunek trasy, a do mnie powoli dociera, że zostawiam za sobą rodzinne miejsce, jadąc ze świadomością, że to początek mojego nowego życia. Jestem zdeterminowana, by dotrzymać obietnicy złożonej ojcu. Nic się bardziej nie liczy niż życie mojej siostry i to mnie cholernie motywuje.

Kiedy już jedziemy autostradą, dostrzegam w bocznym lusterku jadące za nami przez dłuższą chwilę czarne, terenowe auto. Rzucam pytającym spojrzeniem w stronę Alessandra,  wiedząc, aby lepiej nie odzywać się zbyt pochopnie. On wyłącznie szybkim gestem pokazuje mi żebym milczała. Jego wzrok przeskakuje raz na środkowe lusterko, raz na boczne, a w między czasie co chwila zerka na smartwatcha. Stara się nie wyprzedzać nikogo, jadąc stale prawym pasem, choć miał śmiało kilkakrotnie ku temu okazje. Jedziemy w milczeniu przez dłuższą chwilę, a ruch na trasie jakby zamiera. Nagle czuję coś niepokojącego, gdy drugi samochód zrównuje się z tym jadącym za nami. Alessandro dociska mocno na pedał gazu, a nasze auto wyraźnie przyspiesza, dzięki czemu w krótkim czasie oddalamy się od nich. Boję się odezwać, tylko kurczowo zaciskam dłonie po obu stronach fotela. Zerkam jedynie co chwilę w boczne lusterko. Niespodziewanie w oddali dostrzegam coś, po czym dosłownie zamieram w niemym krzyku.

Wszystko dzieje się błyskawicznie niczym w kadrze filmu sensacyjnego. W jednej sekundzie auto z naszego pasa zostaje brutalnie zepchane na bariery ochronne. Na tyle mocno, że obracając się kilkukrotnie wokół własnej osi, przelatuje przez nie i staje całe w płomieniach. Z moich ust wydobywa się jęk przerażenia, który chcę stłumić zakrywając dłonią mocno usta.

Nigdy nie byłam świadkiem żadnego wypadku, a już tym bardziej takiego wydarzenia. Działając instynktownie od razu w mojej głowie rodzi się potrzeba pomocy.

Musimy zjechać i zawiadomić pogotowie.

Chcę to wręcz wykrzyczeć z siebie, ale przerzucając swój wzrok na Alessandra widzę jak kiwa zaprzeczająco głową. Od razu rozumiem. Siedzę skulona i przestraszona jak mała myszka, nie mogąc nic zrobić. Jeszcze przez cały czas w moich myślach przeskakują migawki z tamtego wypadku.

Po kilku minutach szaleńczej jazdy wydaje mi się, że chyba mogę się odezwać, zresztą po tych nerwach pęcherz daje o sobie znać.

- Alessandro, kiedy zrobimy postój? - wypowiadam bez emocji.

- Tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić, a następny parking będzie za dziesięć kilometrów.

Pewnie moja mina w tym momencie jest bezcenna.

Zjeżdżamy z trasy i zatrzymujemy się w oddalonej części parkingu. Wychodząc z toalety tętno ponownie mi przyspiesza. Mój wzrok przykuwa jedno auto. Teraz jestem pewna, że tuż obok mnie przejeżdża te same czarne BMWu, powodując zimne dreszcze na całym ciele. Rozglądam się za kuzynem, ale nigdzie go nie widzę. Nagle czuję, że ktoś łapie mnie w pasie i odciąga w nieznanym mi kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top