20. Rozdział
- Dobrze, może szef być spokojny. Zrobię tak jak ustalone. - Ledwo jestem w stanie usłyszeć słowa kuzyna.
- Pamiętaj tylko o swoim ogonie - wybrzmiewa pewnie Flavio.
Jezu co to wszystko oznacza? Jestem kłębkiem nerwów i chyba zaraz oszaleję. Pozostaje wyłącznie mi ostatnia nadzieja w tym, że mój kuzyn jednak mi pomoże. Tylko czy będzie w stanie przeciwstawić się swojemu szefowi? Ale nie, przecież nie może być przeciwko mnie? To wszystko jest takie popaprane. Myśli natarczywie kłębią się w mojej głowie, niemal ją rozsadzając.
Po chwili słyszę huk zamykanych drzwi i kątem oka dostrzegam Alessandra za kierownicą. Boję się popatrzeć w jego stronę, bo już sama nie wiem kim tak naprawdę jest dla mnie ten człowiek.
- Zapinaj pasy. - Jego ton nie brzmi dobrze.
Posłusznie wykonuję czynność i ruszamy z podjazdu, a mnie zamiast ulgi, że w końcu zostawiam te miejsce za sobą, oblatuje niepewność. Niestety cały czas jestem w potrzasku i czy kiedykolwiek będę jeszcze wolna?
Jedziemy w grobowej ciszy przez dłuższy czas. W końcu zbieram się na odwagę by o coś zapytać, ponieważ w przeciwnym razie chyba zaraz pęknę jak przebity balon i zacznę wyć.
- Proszę powiedz, że to wszystko nie jest prawdą. Daj mi choć cień nadziei - wręcz błagam.
Niestety jego mina pozostaje bez wyrazu. Całkowicie ignoruje mnie, koncentrując się wyłącznie na jeździe.
- Do cholery, o co w tym wszystkim chodzi. Dla kogo ty pracujesz? Kim jest ten człowiek?! - kontynuuję.
Nic, zero odpowiedzi. Zaraz naprawdę wybuchnę. Jedynie dostrzegam mocniej zaciskające się jego dłonie na kierownicy.
- W co ty się wpakowałeś? Czy to jest jakaś pieprzona mafia?! - Tak, w końcu to słowo dociera do mnie. Takie rzeczy tylko znam z filmów i naiwnie myślałam, że to się nie dzieje, że ja nigdy nie będę należeć do takiego świata.
- Słuchaj mnie, Alicjo. Bądź grzeczna i wykonuj wszystkie moje polecenia, tylko bez żadnych numerów, bo... - ucina
- Bo co!? Alessandro mów!
- Bo tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
- Lepiej? Dla kogo, bo na pewno nie dla mnie. Chcę wiedzieć kim do cholery jest ten człowiek?
- Im mniej wiesz, tym lepiej i nie zadawaj mi więcej pytań. Robię to dla twojego dobra.
- Czy ty siebie słyszysz?! Mówisz, jak byś był z jakieś cholernej sekty.
Moje zdanie pozostaje bez odpowiedzi. Jedyne co mi zostaje to wytoczyć ostatnie działo i wziąć go na litość. Muszę spróbować każdego sposobu, a to jest moja ostatnia szansa.
- Alessandro, po naszym przypadkowym spotkaniu, w co już przestaję wierzyć, że takie było, próbowałam się z tobą skontaktować. Gdybyś mi podał dobry numer to zapewne byś wiedział, że dostałam telefon od rodziców o krytycznym stanie Marty. Tylko ciebie w tamtej chwili chciałam usłyszeć. - Zaczynam płakać, zakrywając twarz dłońmi. Nie wiem jak mam już do niego dotrzeć.
- Wiem o jej stanie. Przykro mi, Alu.
- Jeśli to wiesz, to chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że ja jestem jej teraz potrzebna. Muszę być przy niej przez cały czas. - Szlocham coraz mocniej.
- Wiem też, że rodzice otoczyli ją najlepszą opieką i masz przecież świadomość tego, że to oni są niezbędni w tej chwili jak i w przyszłości.
- Co kurwa?! Ale co ty insynuujesz? - pytam prawie do granic rozłoszczona.
- Nic, chcę ci tylko uświadomić, że mój szef jest bardzo wpływową osobą i przed niczym się nie zawaha, żeby dotrzeć do celu. Rozumiesz?
- Tego już za wiele. Zatrzymaj się w tej chwili. Jest mi nie dobrze. - Zaczynam oddychać coraz szybciej i obawiam się tego, że faktycznie zaraz zwymiotuję. Serce wali mi jak oszalałe, krew napływa do głowy, a gonitwa myśli tylko nakręca tę spiralę.
- Alicjo, zamknij oczy i wstrzymaj na chwilę powietrze. - Staram się robić co mówi. - Dobrze, a teraz powtórz tak kilka razy. Skup myśli na jednej rzeczy. Najlepiej wyobraź sobie coś pięknego.
Chyba nie jestem w stanie nic mu odpowiedzieć. Odpływam na fotelu przygnieciona moim dziwnym stanem.
Spokój, spokój - powtarzam w myślach jak mantrę. Staram sobie wyobrazić niczym niezmąconą taflę wody i delikatne fale unoszące moje ciało. Odpływam w te myśli. Nagle czuję uścisk na ramieniu.
- Spokojnie, wszystko zaraz minie. Miałaś atak paniki. Włączę ci jakąś muzykę relaksacyjną, a za pięć kilometrów zrobimy krótki postój na stacji.
Nie mam pojęcia jak długo to trwało. Powoli wracam do żywych. Nie wiem nawet jak mam zachować się w stosunku do Alessandra. To on był czynnikiem zapalnym. To on powiedział coś, co już usłyszałam z ust Flavia. Przypomniał mi o realnym zagrożeniu mojej rodziny.
- Alu, lepiej już się czujesz?
- Tak - rzucam oschle. - Jedź dalej. Nie chcę się zatrzymywać.
- Dobrze, jak wolisz.
Chyba przysnęłam dość głęboko, bo kiedy się obudziłam zorientowałam się, że już byliśmy na północy Włoch. Przynajmniej przez moment podczas snu, nie musiałam się bać. Teraz niestety strach jest ciągłym moim towarzyszem, do którego chyba muszę zacząć się przyzwyczajać.
Zerkam na kuzyna. Widzę, że lekkie zdenerwowanie maluje się na jego twarzy.
- Przespałaś dwa postoje. Kolejny możemy mieć za dziesięć kilometrów - komunikuje.
- Tak. Miałam właśnie mówić, że muszę za potrzebą.
Po krótkiej chwili zjeżdżamy na przydrożną stację. Od razu wyskakuję z auta i się rozprostowuję. Po wyjściu z toalety kupuję nam dwie kawy i dostrzegam kuzyna stojącego zaraz przy drzwiach.
- Idziesz na papierosa - wypowiada tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie palę.
- To masz okazję. - Zanim zdołam zaprotestować, energicznie chwyta mnie za przedramię i prowadzi daleko w głąb parkingu.
- Przestań, idę do auta! - podnoszę głos próbując zmienić kierunek trasy.
- Tylko się nie wyrywaj, bo obserwują nas. Muszę ci coś powiedzieć. Mamy jeszcze pięć minut. Nie możemy robić dłuższych postojów, więc się nie ociągaj - mówi nerwowo po czym częstuje mnie tym ohydztwem. - Posłuchaj, przepraszam cię. Nigdy nie zrobiłbym nic wbrew tobie, ale oboje po uszy tkwimy w tym bagnie. Naprawdę muszę wykonać to polecenie. Zaufaj mi i nie pytaj mnie o nic więcej, zwłaszcza w aucie, bo jest na podsłuchu.
- Już mnie chyba nic nie zdziwi - odpowiadam zrezygnowana.
- Kończ i wracamy - ponagla mnie, zerkając na swój telefon.
Kolejne godziny jazdy mijają nam na wspominaniu starych, dobrych czasów. Ach, wszystko bym dała, żeby móc cofnąć czas. Kiedyś życie było takie beztroskie i o wiele prostsze.
- A właśnie, co słychać u Luci? - pytam niepewnie.
- Niestety nie mam z nim kontaktu. Wiem, że przerwał studia i nikt nie wie gdzie się podziewa.
No dobrze, muszę przyjąć taką wersję, ponieważ już boję się wypytać o cokolwiek. Może lepiej poinformuję rodziców, że już jadę.
- Alessandro, ile jeszcze potrwa nasza podróż? Chcę zadzwonić do domu.
- Za kilka godzin w Norymberdze będziemy mieć nocleg. Z samego rana ruszymy, więc jutro około południa powinniśmy dojechać.
- Co ja mam im powiedzieć? Nigdy nie okłamałam swoich rodziców.
- Będę przy tobie, nie martw się. Powiemy im, że musisz zrobić sobie przerwę od studiów ze względu na swoje wyniki i chcesz na jakiś czas zostać ze mną w Rzymie.
- No właśnie moje studia, moja kariera. To wszystko przepadło. Nigdy się z tym nie pogodzę - wypowiadam z żalem, czując ukłucie w sercu, które i tak już jest przepełnione bólem.
- Nie musisz tam jechać. Przygotowałem ci komplet dokumentów do wysłania, więc będziesz miała więcej czasu dla Marty.
- Proszę zostaw mnie na chwilę w spokoju. O niczym więcej nie chcę teraz słyszeć. - Odwracam się najbardziej jak tylko mogę w stronę okna i bez celu patrzę w zmieniający się krajobraz.
Dojechaliśmy do hotelu dosyć późnym wieczorem. Niestety nasz pokój okazał się wspólny z dwoma pojedynczymi łóżkami. Trudno to tylko kilka godzin.
Po kolacji i wieczornej toalecie próbuję zasnąć. W pokoju panuje półmrok. Kiedy już prawie odlatuję, coś wyrywa mnie ze snu, a raczej dźwięk nerwowo pisanego tekstu na kartce. Podnosząc się na łokciach, dostrzegam kuzyna siedzącego przy stole. Chyba musiał mnie usłyszeć, bo w tej samej chwili przerywa. Chwyta jeszcze za komórkę i coś wystukuje, ale kiedy odkłada ją na bok biurka, orientuję się, że takiej u niego nie widziałam. Na pewno wcześniej miał inny telefon. Okej, przecież każdy może mieć dwa numery, ale intuicja podpowiada mi, żeby bardziej mieć to na uwadze. Jednak sen okazuje się w tym momencie silniejszy i przegrywam z nim, lądując głową na miękkiej poduszce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top