15. Rozdział

Wstaję skoro świt, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mrużąc oczy przed wdzierającym się słońcem, przekręcam się na drugą stronę łóżka, ale tam miejsce po moim towarzyszu jest już zupełne zimne. Podnoszę się leniwie i zaraz dostrzegam mały liścik, który leży na nocnej szafce.

Obowiązki wzywają, ale nie smuć się Giovanni dotrzyma ci dziś towarzystwa, ja wieczorem. F.

Bardzo zabawne - myślę sobie i od razu kieruję się do łazienki. Kiedy już wychodzę spod prysznica, rozlega się pukanie do drzwi.

- Panienko Alicjo, zapraszam na śniadanie. - Donośny głos Barbary powoduje, że aż podskakuję.

- Dziękuję, tylko się ubiorę.

Dzisiaj stawiam na coś luźniejszego, więc zakładam czarne rurki i beżową oversizową koszulę. Włosy spinam w wysoki kucyk i tak gotowa ruszam na śniadanie. Już od samego wejścia do kuchni, Barbara wita mnie pełnym uśmiechem, a ulatujący zapach kawy przyjemnie wypełnia moje nozdrza.

- Jaką kawę podać? - pyta, a przy tym bez przerwy krząta się po swoim małym królestwie. Taka zatroskana, do złudzenia przypomina mi moją babcię. Aż dziwne ukłucie pojawia się w moim sercu.

- Poproszę cappuccino - odpowiadam z uśmiechem.

Po chwili już popijam swoją ulubioną kawę i przegryzam typowo włoskiego, czekoladowego rogalika. W pewnym momencie kątem oka zauważam wchodzącą postać.

- Boungiorno. Kiedy panienka będzie już gotowa, czekam w aucie. Musimy jechać na komisariat w Rzymie - komunikuje Giovanni ze stoickim spokojem i przystaje na baczność jak żołnierz.

- Już kończę, zabiorę tylko torebkę - mamroczę z pełną buzią.

Po czym narzucając jeszcze na siebie czarną ramoneskę, kieruję się w stronę SUVa. Cieszę się, że znowu będę miała okazję podziwiać piękną architekturę Rzymu. Ten wypad dobrze mi zrobi. Mam nadzieję, że trochę ochłonę po tych wszystkich wydarzeniach, których było aż nadto w trakcie ostatnich kilku dni.

Ku mojemu zadowoleniu zeznania dosyć szybko mi idą, zwłaszcza, że tutejsza policja jakoś za wiele mnie nie wypytuje. Tak jak mówił Flavio, śledztwo zostaje umorzone z braku dowodów, więc mogę spokojnie opuścić posterunek. Kiedy w oddali widzę już zbliżające się w moją stronę czarne auto z szoferem, nagle ktoś woła mnie po imieniu. Staram się nie reagować, myśląc, że się przesłyszałam.

- Alicjo, zaczekaj! - Już zdecydowanie głośniej nawołuje mężczyzna w języku polskim.

Odwracam się, niemo próbując rozpoznać nieznajomego, biegnącego w moją stronę. Kiedy już staje tuż przy mnie, nie mogę uwierzyć kogo widzę.

- Hej, Alessandro, co za spotkanie! - krzyczę z radością i rzucam się w ramiona mężczyzny.

- Kopę lat! - Uradowany cmoka mnie w policzek.

- Ile to minęło? Chyba z dziesięć, kiedy się ostatnio widzieliśmy. - Wyswobadzam się z uścisku kuzyna i nie mogę się napatrzeć na jego imponującą sylwetkę.

- Słuchaj, jak już się spotkaliśmy, to może masz chwilę, żeby porozmawiać przy kawie? Tutaj niedaleko jest mała kawiarenka - ochoczo proponuje.

- Chętnie, tylko, że czeka na mnie kierowca. Daj mi chwilę. Powiem, że niedługo wrócę.

Już po kilku minutach idziemy urokliwymi uliczkami, żeby po chwili usiąść w bardziej ustronnym miejscu na zewnątrz kawiarni. Przed nami rozpościera się niesamowity widok na Piazza Navono z fontanną Neptuna. Zaczynamy popijać aromatyczną kawę, nie mogąc napatrzeć się na siebie. Od razu przypominają mi się te wszystkie cudowne lata z dzieciństwa, kiedy razem spędzaliśmy każde wakacje. Teraz już nic nie pozostało z tamtego małolata, ponieważ przede mną siedzi wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, którego biała koszula kontrastuje ze śniadą cerą, a falowane ciemne włosy spadają frywolnie na jego idealne rysy. Choć jest pół krwi Polakiem, to zupełnie wygląda jak rasowy Włoch. Odkąd pamiętam był przeciwieństwem swojego brata pod względem urody i charakteru.

- Ala, co cię tutaj sprowadza? - zaczyna.

- Długa historia... Miałam przylecieć tylko na weekend na treningi przygotowujące do zawodów pływackich, ale przez niefortunny wypadek trochę się wszytko przeciągnęło. Na szczęście dzięki temu mogliśmy się spotkać. - Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. - A ty Alessandro gdzie się podziewasz? Czym się zajmujesz? - pytam zaciekawiona.

- Też długa historia... Na chwilę przyleciałem tutaj w interesach, ale osiedliłem się w Palermo.

- Masz kogoś? - wypalam bez zastanowienia.

- Jestem pracoholikiem i nie mam na to zbyt wiele czasu. A ty moja droga?

- Hmm... sama już nie wiem. Jak dotąd całe moje życie było podporządkowane pływaniu i studiom, ale może czas to zmienić?

- A jednak! Strzała Amora. - Unosi brwi wraz z szelmowskim uśmieszkiem.

- Nie, to nie ma przyszłości, jesteśmy z innych światów. Flavio chwilowo mi pomaga - odpowiadam, bawiąc się pasmem włosów.

- Czyli to jego szofer czeka na ciebie?

- Tak, skąd wiesz? -pytam zaciekawiona, widząc lekkie zmieszane na jego twarzy.

- Nie, tak po prostu zgaduję. - Zerka przez moment na telefon, po czym raptownie dodaje: - Słuchaj muszę już lecieć. Praca wzywa, ale myślę, że jeszcze się spotkamy.

- To daj mi swój numer - proponuję.

- Zaraz ci zapiszę w telefonie. - Chwyta za niego i szybko wstukuje. Po czym ściska mnie mocno na pożegnanie.

- Dzięki za kawę.

- Pa, uważaj na siebie - rzuca i w mgnieniu oka znika za rogiem budynku.

Tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Chciałam jeszcze zadać mu tyle pytań, przede wszystkim co u drugiego kuzyna - Luci.

Zanim wychodzę z przepełnionej tłumem uliczki, niemalże wpadam na barczystego Giovanniego.

- Pan Flavio dzwonił, żeby panienka przygotowała się na wieczór. W tym celu jedziemy na małe zakupy - oznajmia dość poważnym tonem.

- Ale ja nie potrzebuję niczego. - Szybko protestuję.

- Muszę wykonać swoje polecenie. Panienka ma sobie coś ładnego wybrać, a ja zapłacę - burczy oschle.

- Dobrze, to przynajmniej nie mów tak do mnie oficjalnie. Jestem Alicja.

Giovanni nic nie odpowiada, tylko bez słów prowadzi mnie w stronę najdroższych sklepów cudowną Via dei Condotti.

Początkowo mocno się opieram, ponieważ nie zamierzałam przyjmować takich drogich prezentów, ale domyślam się, że jestem na przegranej pozycji. Podczas zakupów mój prywatny szofer jak i ochroniarz w jednym, już nawet na krok nie spuszcza mnie z oczu, a nawet ku mojemu zdziwieniu doradza w wyborze. Postanawiam, że nie będę więcej kusić nadmiernie odsłoniętym dekoltem, dlatego decyduję się na długą, czarną sukienkę z zabudowaną górą od Valentino. Nie wyglądam w niej jak zakonnica, bo ma jeden zajebisty akcent, a mianowicie odkryte plecy z ukrytym rozcięciem, schodzącym prawie do samego końca pleców.

- Giovanni, dziękuję, że mi świetnie pomogłeś wybrać. Masz niezły gust, a przede wszystkim cierpliwość. Twoja kobieta musi mieć cudownie z tobą - wypowiadam od razu gryząc się w język za moje nieprzemyślane słowa. - Przepraszam, nie powinnam - dodaję skruszona.

Jednak w odpowiedzi słyszę tylko śmiech. Przynajmniej mam wrażenie, że jakaś bariera między nami pęka.

W powrotnej drodze uświadamiam sobie, że miałam zadzwonić w końcu do rodziców. W tym samym momencie oblatuje mnie dziwne obawa, gdyż na ekranie smartfonu, nie ma nawet jednego połączenia, ani wiadomości. Nic? W głowie zaczynają mi się kłębić czarne chmury jak to mam w zwyczaju robić. Najlepiej będzie jak od razu zadzwonię do mamy. Czekam z niecierpliwością, słuchając kolejnego sygnału nieodebranego połączenia. Próbuję ponownie, w końcu udaje mi się usłyszeć niestety łamiący się głos taty.

- Tato, coś się stało? - od razu wypalam zaciekawiona.

- Alu nie chcieliśmy cię zamartwiać, ale musisz wiedzieć o stanie Marty ... - Coś czułam, że nie będzie to przyjemna rozmowa.

- Co z nią?! Mów tato! - niemal krzyczę do słuchawki.

- Córeczko, jej stan z dnia na dzień coraz bardziej się pogarsza. Nie przyjmuje już pokarmów i ...- ucina.

- Tato, proszę powiedz czy jeszcze mam czas, czy jeszcze zdążę? - Z wielkim trudem przychodzą mi te słowa przez gardło.

- Nie wiem, Alu. Nikt tego nie wie - odpowiada zrezygnowany.

- Postaram się jak najszybciej przylecieć. Dobrze już się czuję. Proszę informuj mnie na bieżąco.

- Dobrze. Trzymaj się córeczko.

Momentalnie serce podchodzi mi do gardła. Z niepokojem myślę o mojej biednej siostrze, przy której tak bardzo chciałabym być w tej chwili. Staram się odsuwać najgorsze myśli, które tak siłą wdzierają się do umysłu. Nikt nie jest przygotowany na odejście najbliższej osoby i choć widząc tę nierówną walkę, mamy nadzieję, że najgorsze nigdy nie nadejdzie.

- Giovanni, zatrzymaj się proszę! - rzucam w stronę mężczyzny, dotykając jego ramienia.

Potrzebuję wysiąść i zaczerpnąć powietrza. W tej chwili ciśnienie chyba mi skacze do dwustu.

W ciągu dziesięciu minut wracam powoli do siebie i nie wiem dlaczego, ale chwytam za telefon i automatycznie wybieram numer, który mi podał do siebie Alessandro. W tym momencie wydał mi się najbliższą tu osobą, której mogę się wyżalić. Niemalże dwie godziny minęło od naszego krótkiego spotkania, a ja na nowo poczułam, że mogę mu zaufać, tak jak przed laty kiedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Niestety szybko się rozczarowuję, słysząc informację: Nie ma takiego numeru. Nie mogę w to uwierzyć! Czyżby się pomylił? Niech to szlag! Wskakuję z powrotem do auta z impetem zamykając drzwi.

Do rezydencji docieram w wisielczym humorze. Jedyne czego pragnę to poinformować Flavia o swoim wyjeździe. Muszę jak najszybciej być przy Marcie. Po przekroczeniu progu od razu uderza we mnie cisza i pustka, wypełniająca te ogromne przestrzenie. Wszechobecny luksus uświadamia mi, że nie pasuję do tego świata. Giovanni pomaga mi wnieść wszystkie rzeczy, a ja z niemocy opadam bezwładnie na łóżko. W duchu modlę się, żeby Marta wytrzymała do naszego spotkania. Los był zdecydowanie łaskawszy dla mnie, a z nią obszedł się w najgorszy sposób, zabierając zdolność do samodzielnej egzystencji i fundując chorobę jaką jest rdzeniowy zanik mięśni. Niestety od urodzenia była więźniem własnego ciała i w tej nierównej walce coraz bardziej przegrywała, mając zaledwie piętnaście lat.

********
Uwaga, w następnym rozdziale będzie perspektywa Flavia ...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top