14. Rozdział
Chwilę stoję w konsternacji, wpatrując się w potężnego człowieka, którego sam wyraz twarzy napawa mnie przerażeniem i jakimś dziwnym uczuciem obawy, tym bardziej, że jest cały ubrany na czarno. Jego ciemne zaczesane idealnie do tyłu włosy, aż lśnią od nadmiaru brylantyny. Wydaje mi się, że może mieć około trzydziestki. Odłożywszy papiery na bok biurka, wstaje i kieruje się w moją stronę. Nie podchodzi za blisko, ale dystans jaki zostawia między nami uświadamia mi, że jest to człowiek roztaczający aurę tajemniczości.
- Boungiorno. - Pierwszy przerywa tę krępującą ciszę i wpatruje się we mnie mglistym wzrokiem.
- Przepraszam, że tak weszłam, ale myślałam, że jest tutaj Flavio - tłumaczę się zmieszana.
- Jak widać jestem ja... - robi małą przerwę, po czym dodaje, zakładając ręce na swojej klatce: - Alicjo, wiem kim jesteś i co tutaj robisz. Myślę, że nasza współpraca będzie przebiegać bez zakłóceń.
- Współpraca? - bąkam i marszczę brwi jeszcze bardziej omieśmielona. - Jestem tutaj tylko dzięki hojności M&F Company - wyjaśniam.
- Oczywiście, to miałem na myśli. Będziesz godnie reprezentować firmę - odchrząkuje z dziwnie podejrzanym wyrazem twarzy.
Nagle jego wzrok kieruje się gdzieś za mnie. Pewnie przez odgłos kroków, który powoli zaczyna do mnie docierać. Odwracam się za siebie, ale w tej samej chwili Flavio już staje obok.
- Tu jest moja zguba. - Skręca głowę w moją stronę i z rozbrajającym uśmiechem łapie mnie za dłoń. - Widzę, że już zdążyłaś poznać Alberto. A teraz porywam tę ślicznotkę - oznajmia elektryzującym głosem, przenosząc wzrok wcale nie na tamtego faceta, ale na moje usta.
Za nim cokolwiek zdołam powiedzieć, Flavio już mnie wyprowadza z gabinetu, prowadząc za rękę do pokoju. Bardzo mnie korci, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym Alberto, ale nie mam odwagi. Chyba dlatego, że ta nowopoznana osoba napawa mnie uczuciem lęku i pewną dozą nieufności.
Razem wchodzimy do mojej sypialni.
- Chyba teraz naprawdę czas na kolację. Nie chcę, aby mój honorowy gość zaraz mi tu zemdlał z głodu.- oświadcza z powagą. - Alicjo, jeszcze jedno... Mam nadzieję, że pamiętasz, co mówiłem ci w szpitalu zaraz po twoim wybudzeniu? Wiedz, że zatroszczę się o ciebie, a ja zawsze dotrzymuję słowa. - Wbija we mnie świdrujące spojrzenie.
- Flavio, słuchaj... - urywam.
- Cii... - Nie pozwala mi dokończyć, przykładając palec do moich ust. - Porozmawiamy przy kolacji. Czekam na dole. - Wypowiada, i nonszalanko składa pocałunek na moim policzku, po czym tak po prostu wychodzi.
Pospiesznie kieruję się do łazienki, aby wysuszyć wciąż jeszcze mokre włosy. Wykonuję delikatny makijaż, mocniej podkreślając usta i wciągam na siebie jedyną sukienkę jaką ze sobą wzięłam, nie wiedząc wcześniej, że mój pobyt się przedłuży. Teraz do mnie dociera, że pewnie rodzice umierają z obawy o mnie. Rozglądam się za komórką, ale kiedy ją znajduję, nie tracąc czasu wysyłam tylko wiadomość - Nie martwcie się, bo wszystko dobrze ze mną. Zadzwonię jutro. Zerkam jeszcze na godzinę i faktycznie już dwudziesta, więc wyszykowana wychodzę na spotkanie z panem przystojniakiem.
Już po postawieniu ostatnich kroków przy wielkim stole w jadalni, Flavio śmiało do mnie podchodzi i odsuwa mi krzesło. Podoba mi się ta jego niewymuszona kultura osobista. Robi też niemałe wrażenie w tym szykownym, czarnym garniturze. Dodatkowo atmosferę podkręca nastrojowa muzyka, która dobiega z oddali oraz przygaszone światło. Klimat niczym z scenerii filmu romantycznego.
- Pięknie wyglądasz, Alicjo - mówi, zasiadając do stołu po przeciwnej stronie. - Jak się czujesz, wszystko dobrze? - pyta, wodząc wzrokiem po mojej twarzy.
- Tak, zastanawiam się tylko co z moimi treningami i powrotem do Polski.
- Nie myśl o tym. Teraz powinnaś jeszcze się oszczędzać, przynajmniej do konsultacji z lekarzem. A właśnie, ma się tu zjawić za dwa dni.
- Tutaj? - pytam zdziwiona.
- Smacznego - kwituje krótko.
Pozostaje mi teraz zatroszczyć się o mój żołądek, więc ochoczo jem co mi zaserwowano. Kończąc ostatni kęs, Flavio unosi lampkę wina.
- Wino z mojej winnicy. Spróbuj, proszę. - Po skosztowaniu trunku przez nas oboje, dodaje: - Jest coś o czym musisz wiedzieć. Rozpoczęło się postępowanie w sprawie twojego wypadku na basenie. Niestety nie widać tego dość wyraźnie na kamerach, ale wydaje mi się, że Valeria może mieć coś z tym w wspólnego. Ona stała wtedy za tobą jako ostatnia. Czy coś pamiętasz?
- Ale co sugerujesz, że Valeria byłaby zdolna do... ? - urywam, bo aż trudno mi w to uwierzyć. - Dlaczego?
- Chyba sobie wyobraziła zbyt wiele. Kiedyś niestety coś między nami zaszło, ale to była pomyłka. Nie chciała tego przyjąć do wiadomości.
Teraz już sobie przypominam i zaczynam rozumieć. Te jej spojrzenie wtedy w restauracji basenowej. Jakby chciała, to by wzrokiem mnie zabiła. Mam jednak nieodparte wrażenie, że brunet nie mówi mi całej prawdy.
- Niestety nie pamiętam zbyt dobrze, po prostu był to nieszczęśliwy wypadek.
Muszę skłamać. Nie chcę się przyznać, że ostatnie co widziałam, to jej nieszczery uśmieszek. Chcę już tę sprawę zakończyć.
- W takim razie prawdopodobnie śledztwo zostanie umorzone, a jej nie zostaną postawione żadne zarzuty. Jutro Giovanni zawiezie cię na komisariat, żebyś złożyła zeznania.
- Flavio, ja też coś chciałabym ci powiedzieć - zaczynam bez przekonania. - Bardzo ci dziękuję za całą troskę, za to że mogę u ciebie nocować. Jesteś bardzo miły dla mnie, jak nikt dotąd, ale zrozum... - Głos mi się łamie. - To dla mnie zbyt wiele. Poza tym to, co się niedawno wydarzyło...
- Żałujesz? - wypala.
- Nie, nie chcę, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu tak na ciebie się rzuciłam. Ja taka nie jestem.
- Alicjo, dzięki tobie przeżyłem coś pięknego. Nie zastanawiaj się nad tym dłużej. Coś ci powiem... Najgorsze to żałować czegoś, co mogło uczynić twoje życie piękniejszym. A poza tym jesteśmy kwita.
- Jak to?
- Bo widzisz. - Wstaje. Podchodzi powolnym krokiem i pochyla się nade mną. - Skarbie, szalenie na mnie działasz i w tamtej chwili, kiedy mi się oddałaś nie musiałem prosić, bo wiem, że prosząc mnie, też mnie pragnęłaś.
- Nie schlebiaj sobie.
- Dostrzegam w tobie coś, czego chyba jeszcze sama o sobie nie wiesz - podsumowuje.
Chciałabym w tej samej chwili wstać i uciec czym prędzej. Lecz tak się nie dzieje, bo moje zdradzieckie ciało reaguje szybciej niż rozum, gdy Flavio zbliża się na niebezpieczną odległość. Delikatnie opuszkami palców muska mój dekolt, zjeżdżając coraz niżej. Zatacza koło na moich już stwardniałych sutkach. Poddaję się tej pieszczocie, wiedząc, że może to mnie zgubić. Przy nim niestety moje hamulce puszczają, a ja nie wiedząc czemu nie protestuję. Flavio lepiej wie, jak trafić w mój czuły punkt, którym chyba on sam się staje. Siedząc unieruchomiona, mam wrażenie, że cała płonę, a z każdą kolejną sekundą desperacko walczę sama ze sobą. Po chwili czuję smak wina na ustach, który bez sprzeciwu zaczyna wdzierać się mocniej i intensywniej. Całujemy się namiętnie niemal do utraty tchu, ale muszę posłuchać rozumu i ostatkami sił przerywam tę scenę. Potrzebuję tej kontroli, inaczej znowu bym mu się oddała, chyba teraz na tym stole.
- Widzisz - oznajmia z wyrazem twarzy, niczym triumfator na igrzyskach śmierci.
W tej samej chwili zaczynam nienawidzić nie jego, tylko samą siebie. Zawsze to ja uciekałam od facetów, wytyczałam granice. Dopiero teraz to do mnie dotarło, że on działa na mnie niczym narkotyk. Powoli mnie uzależnia.
- Alicjo, nie bój się uczuć. Obiecuję, nic wbrew tobie.
- To chciałeś mi właśnie pokazać? - wybrzmiewam, nie kryjąc złości.
Jego zapewnienie jakoś wcale mnie nie uspokaja. Pragnę, aby ten dzień już się skończył, dlatego przełykam ślinę i nie chcąc pokazywać swojego zażenowania, szybko wstaję. Możliwe, że zbyt szybko, a krew z emocji jeszcze w mojej głowie mocno buzuje, ponieważ tracę równowagę. Jednak Flavio to zauważa i w porę łapie mnie w pasie. Mocno mnie podtrzymuje, tak, żebym nie upadła. W trakcie kilku sekund świat przestaje mi wirować i wszystko wraca do normy. To niestety nie uspokaja go, gdyż postanawia odprowadzić mnie do sypialni.
- Już lepiej? - pyta, pomagając mi usiąść na brzegu łóżka.
- Tak, chyba trochę za dużo tego twojego wina - odpowiadam nadal skołowana.
- Albo uraz po wypadku mógł dać znać o sobie - wtrąca. - Słuchaj, na pewno nie zostawię tak tu ciebie samej. W takim razie śpię z tobą - komunikuje z nieukrywaną satysfakcją.
- Chyba na podłodze - śmiało akcentuję takim małym przytyykiem - Przepraszam, ale na serio nic mi już nie jest. - Spuszczam jednak z tonu.
- Nie przyjmuję sprzeciwu. Obiecuję, że rączki będę trzymał przy sobie.
Czemu wcale mnie to nie uspokaja?
Udaje mi się samej dojść do łazienki. Maksymalnie przedłużam tam swój pobyt, skrycie licząc, że będzie już spał. Moja naiwność przegrywa w tym starciu, gdyż po wyjściu, Flavio z chytrym uśmieszkiem i w samych bokserkach leży na swoim łóżku. Na mój widok unosi białą pościel.
- Zapraszam.
Obchodzę łóżko, nawet nie patrząc w tamtą stronę. Potulnie układam się na drugiej części, wtedy on mnie przykrywa i sam też wsuwa się pod spód.
- Czemu się na to godzę? - mówię na głos zamiast w myślach. Głupia ja.
- Sama sobie odpowiedz, a poza tym ja nie lubię się powtarzać.
- Czyli nie mam nic do powiedzenia?
- Śpij już, mała kusicielko. - Po czym składa delikatny pocałunek na moim czole.
Po zliczeniu chyba wszystkich owieczek na kuli ziemskiej, nareszcie zasypiam mocno otulona jego zapachem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top