10. Rozdział
Docierają do mnie tylko jakiechś głosy z oddali. W tej samej chwili ktoś dotyka mojej lewej powieki i ją rozchyla. Do źrenic wpada mi oślepiający błysk światła. Zaciskam mocno oczy, a ból głowy rozsadza mi czaszkę. Mam wrażenie, że cały świat wiruje. Wydobywam z siebie głośne jęknięcie. Powoli do mnie dociera, to co się wydarzyło na basenie. Próbuję bardziej otworzyć oczy. Jakieś zamazane postaci stoją wokół mnie i rozmawiają po włosku. Moja ostrość widzenia wyostrza się na tyle, żeby dostrzec mężczyznę w białym fartuchu.
- Dzień dobry, czy pamięta pani jak się nazywa? - zadaje mi pytanie po angielsku.
- Jestem, Alicja Kusińska - mamroczę cicho pod nosem, mrużąc oczy. Stale nie mogę się przyzwyczaić do światła.
- Czy coś panią boli?
- Jedynie głowa. Czuję się skołowana i chce mi się wymiotować.
- To normalne przy wstrząśnieniu mózgu, dlatego jeszcze zostaje pani u nas w szpitalu na jednodniowej obserwacji. Ważne jest też, żeby nie ściągać kołnierza ortopedycznego - tłumaczy lekarz.
Zamieram, jakbym znowu dostała obuchem w głowę. Przecież muszę wracać do domu.
- Panie doktorze, ale dzisiaj mam lot do Polski - mówię głośniej z bólem wymalowanym na twarzy.
- Niestety w obecnym pani stanie jest to niemożliwe. Czekamy jeszcze na wynik tomografu, ale sądzę, że jutro będzie pani mogła opuścić szpital. Lot samolotem po takim urazie głowy i kilkugodzinnym braku przytomności, nie będzie możliwy przynajmniej przez pięć dni.
No świetnie kurwa! Przeklinam w myślach, bo nie tak sobie wyobrażałam mój pobyt tutaj. Ogarnia mnie wściekłość.
Wszyscy wychodzą, a do mnie dopiero teraz dociera, że moja dłoń ciągle tkwi w czyimś uścisku... Zerkam w prawą stronę i widzę zatroskaną minę Flavio. Podnosi się z miejsca oraz powoli przysuwa w moją stronę, wpatrując się głęboko w oczy.
- Alicjo, jak się cieszę, że się wybudziłaś! Nie darowałbym sobie, gdyby coś złego ci się stało. - W jego głosie można wyczuć troskę i radość.
- Ale ja... - urywam, bo nie wiem co powiedzieć. Chyba mnie zamurowało.
Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Teraz już nie czuję żadnego bólu tylko niesamowitą radość w sercu i zdziwienie. Chętnie rzuciłabym mu się w ramiona, gdyby tylko to było takie proste...
- Cii... - przykłada palec do swoich ust i dodaje: - Najważniejsze, że żyjesz. O nic się nie martw. Zatroszczę się o ciebie.
Po jego ostatnich słowach, głowa mi znowu zaczyna lekko pulsować. Na mojej twarzy pojawia się rumieniec, a całe ciało spina. Po chwili robi mi się lekko i odpływam.
Nie wiem na jak długo odleciałam, ale gdy otwieram oczy za oknem jest już ciemno. Spoglądam na prawo i widzę jego zatroskaną minę. Czy on cały czas tutaj przy mnie był? Niestety na mojej twarzy na pewno maluje się zażenowanie, bo niestety pęcherz daje o sobie znać.
- Muszę do toalety - cedzę przez zęby.
Próbuje powoli podnieść się do pionu, opuszczając nogi na bok łóżka. Lekko chwiejnie wstaję, ale niestety w sekundę tracę równowagę. Czuję tylko jak się unoszę wtulona w twardą klatkę Flavio. Zanosi mnie tak do toalety, która na szczęście znajduje się w pokoju.
- Poradzisz już sobie? - Zadaje pytanie, stawiając mnie na chłodnej podłodze.
- Myślę, że tak - rzucam.
Przecież nie będzie przy mnie podczas tak krępującej czynności. Na szczęście zamyka drzwi. Uff.
Po wyjściu z toalety, od razu ponownie zostaję uniesiona. Flavio trzyma mnie w objęciu, a ja nie spuszczam z niego wzroku. Delektuję się tą chwilą, a moje ciało przeszywają dreszcze. Chyba on to też wyczuwa, bo obdarza mnie tym swoim, jakże wymownym spojrzeniem. Rany, chyba przepadam... Powoli kładzie mnie na łóżku, okrywa pościelą, a do mnie dopiero dociera to, że muszę powiadomić rodzinę.
- Flavio, czy mogę prosić o swój telefon? Chciałabym zadzwonić do rodziców. Na pewno będą martwić się, jeśli dzisiaj nie wrócę.
- Spokojnie, Alicjo. Oni już o wszystkim wiedzą. Teraz najważniejsze jest, żebyś odpoczywała i o niczym nie myślała - tłumaczy.
Po czym przybliża się do mnie na niebezpieczną odległość i składa czułego całusa na czole, a następnie na policzku. Jak ja mam teraz o niczym nie myśleć? Moje myśli dopiero się kotłują na wszystkie strony. Mam wrażenie, jakbym rozpływała się w środku, a każda cząstka mojego ciała chce krzyczeć z podniecenia.
Nagle słyszę sygnał telefonu. Flavio pospiesznie odbiera i coś fuka pod nosem, po czym wychodzi z sali. Nie ma go dobrą chwilę, a kiedy wraca minę ma nie tęgą.
- Alicjo, muszę już iść, ale nie martw się, jutro z samego rana przyjadę. Zobaczę co da się zrobić z twoim wypisem - oświadcza ciepłym głosem i przybliża się, aby złożyć mi pocałunek na policzku. Przymykam oczy. Pewnie to zauważa, gdyż na moment zatrzymuje się.
Dzielą nas tylko centymetry i atmosfera napięta do granic możliwości. Obiega mnie konsternacja. Czuję jego przyspieszony oddech oraz powiew ciepłego powietrza z nutą mięty.
- Spokojnej nocy - dodaje, po czym prostuje się i pewnym krokiem wychodzi z sali.
Moja klatka piersiowa unosi się w zwariowanym tempie. Mija dłuższa chwila, kiedy w końcu jestem w stanie się uspokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top