Epilog
Flavio
Mógłbym się tak budzić i trzymać ją w ramionach już na zawsze, ale dzisiaj jest nasz wielki dzień. Nasz ślub.
Musimy zdążyć ze wszystkim. Z dołu dochodzą do mnie przeróżne odgłosy. Zapewne panuje tam jeszcze istne zamieszanie, gdyż cała ceremonia odbędzie się w naszej posiadłości, a dokładniej w ogrodach.
Nie zamierzam jeszcze wstawać, napawam się jej widokiem. Jej rozkosznie spokojną twarzą. Jej włosami rozrzuconymi na wszystkie strony. Jej zapachem, którym zaciągam się niczym narkoman na głodzie. Do tego te cudowne uczucie, że po wszystkich przykrościach z mojej strony, zaufała mi i zgodziła się zostać moją żoną. Już myślałem, że nic dobrego mnie nie czeka. Jestem pieprzonym szczęściarzem, chociaż moje działania były czysto egoistyczne.
Nie chcę patrzeć wstecz. Muszę skupić uwagę na nas i zapewnieniu maksymalnej ochrony. Co do pierwszego nie mam najmniejszej obawy, ale druga sprawa będzie stale groźnie się ciągnęła, ciążac mi na barkach. Tak już będzie i nigdy tego nie zmienię. Jestem kim jestem, należę do najpotężniejszej rodziny mafijnej we Włoszech.
- Kochanie, która to godzina? - pyta przez przymknięte powieki, leniwie przedłużając mruczenie. Najwyraźniej dopiero zorientowała się, że moja dłoń obejmuje jej całą pierś, co chwila drażniąc kciukiem twardy sutek. Cholernie mnie kręci, to jak na nią działam.
- Jeszcze mamy czas. Nie pozwoliłbym przespać ci naszego ślubu - szepczę, ściskając mocniej.
- Tak mi dobrze, nie chcę wstawać.
- Niech twoją motywacją będzie zbliżająca się noc poślubna.
- To nie jedyna moja motywacja, wariacie.
Po czym przyciągam ją za kark i zamykam te jędrne usteczka w pełnym wymiarze pocałunków.
- Obiecaj, że już zawsze będziesz mnie tak budził - wypowiada wprost w moje rozchylone usta.
- Obiecuję, ale zanim się ulotnisz, chciałbym żebyś coś ode mnie przyjęła.
Podchodzę do komody na przeciwko łóżka i wyciągam to co od zawsze miałem jej wręczyć w tym dniu. Coś co jest niezmiernie ważne z dwóch powodów. Nawet nie wiem kiedy bezszelestnie staje za mną, napierając nagim ciałem.
- Odwróć się - nakazuję, choć z chęcią bym nie przerywał jej nagłego zbliżenia. - Unieś włosy. - Gdy tylko to robi wykorzystuję moment i przytykam wargi najpierw do jej odsłoniętej szyi, a później sprawnie zapinam łańcuszek.
- Co to? - dopytuje, opuszczając głowę.
- To, kochanie moja pamiątka rodzinna. Pragnę, abyś od dzisiaj ją nosiła.
- Brak mi słów, dziękuję - odpowiada, stale trzymając w palcach ozdobny wisiorek, który po otwarciu skrywa coś jeszcze. - Ten znak...
- Tak to nasz herb rodzinny. Głowa lwa i nasze splecione inicjały.
- Ale ja nie mam nic dla ciebie.
- Masz, za kilka godzin wypowiesz jedno słowo, które znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek. Masz dla mnie siebie.
~~~~~~
Alicja
Stoję u progu ogromnego wyjścia na taras, z którego biały dywan poprowadzi mnie wprost do niego. Już za chwilę zostanę żoną, jego żoną. Ekscytacja tłumi we mnie całe zdenerwowanie. Moja przyjaciółka Arleta z gracją rozkłada za mną trzymetrowy welon.
Piękne kwiatowe dekoracje ścielą się cudnym widokiem, wyznaczając trasę z tarasu przez schody wprost do białej altany. Od zawsze wiedziałam, że moje ulubione piwonie będą królować na ślubie, jeśli do takowego w ogóle by doszło. Są dosłownie wszędzie, we wszystkich możliwych pastelowych barwach, ustawione na białych kolumnach.
Rozlegające się z oddali magiczne dźwięki Bitter sweet symphony - The Verve wygrywane na skrzypcach, pobudzają moje pokłady odwagi. Serce boleśnie mnie ściska na tę podniosłą chwilę.
Ja chyba śnię.
Gdybym tylko mogła, to w podskokach porwałabym się w jego ramiona. Muszę zachować powagę, kiedy wzrok wszystkich skupiony jest na mnie. Mój jest zwrócony tylko w jedną stronę.
Z chwilą, gdy jestem w połowie drogi, docierają do mnie szepty zachwytu nad suknią. Czuję się w niej jak bogini. Koronkowe ornamenty niczym druga skóra delikatnie okalają moje ciało, a tiulowy dół, romantycznie tańczy na delikatnym wietrze, połyskując w pełnym słońcu. Podobnie jak rozpuszczone włosy, które jedynie falują smagane co jakiś czas mocniejszym podmuchem. Kurczowo ściskam bukiet. Staram się oddychać pełną piersią i już tylko dzieli nas kilka kroków. Na moment odwracam wzrok, by uśmiechem obdarować rodziców i moją ukochaną siostrzyczkę.
Oni naprawdę tu są.
Tata wychodzi przed szereg, aby zaoferować mi ramię. Piękny gest przekazania córki w ręce pana młodego. Jakby oddanie swojego najcenniejszego skarbu, aby ktoś inny już o niego dbał. W tej samej chwili wyraźnie wzruszony szepcze mi do ucha:
- Córeczko, wyglądasz olśniewająco.
Uśmiechem dziękuję, gdyż słowa zostają mi uwięzione w gardle. Z całych sił próbuję nie uronić ani jednej łzy, które w sekundę mocno napierają w powieki. Odganiam je kilkukrotnie mrugając.
Ten jedyny stoi dumnie. Czeka z poważną miną i tylko czasem, prawie niezauważalnie drgają mu kąciki ust. Z jego oczu wyraźnie bije uwielbienie wycelowane w moją stronę. Zawsze wygląda nienagannie, dbając o każdy szczegół, ale teraz przeszedł wszystkie normy. To powinno być karalne. Po raz pierwszy widzę mojego mężczyznę w takim wydaniu. Mogłabym go określić mianem najprzystojniejszego amanta filmowego w dziejach kina, w tym idealnym czarnym garniturze, białej koszuli z muszką i włosami zaczesanymi do tyłu. Sam ten widok zwala z nóg, ale nadal staram się twardo stawiać krok za krokiem. To przede wszystkim zasługa taty, który mocno mnie podtrzymuje. Z chwilą, gdy stajemy przed sobą, wykonuje wymowny gest, poklepując ramię Flavia. Oddaje mnie w jego ręce.
On wyciąga dłoń w moją stronę. Ale dlaczego jej nie czuję? Coś ze świstem przelatuje tuż przy moim uchu. Ułamek, sekunda...
Jeden...
Dwa...
Trzy...
Kolejne strzały.
Niesamowity huk i tylko krzyki roznoszące się zewsząd. Kręci mi się przed oczami, spuszczam głowę. Dostrzegam rozchodzące się plamy krwi na tle białej koronki.
Boże! Muszę obudzić się z tego koszmaru!
Ale to widok przede mną rozdziera mi serce i powala na kolana. Przeraźliwy jęk bębni mi w uszach, lecz dopiero po chwili orientuję się, że to ja. Upadam.
Zanim ogarnie mnie całkowita ciemność, szlochając wyrywa się z moich piersi:
- Nie zostawiaj mnie, Flavio!
KONIEC CZ. 1
~~~~~~~
Kochani, z całego serca dziękuję, że razem ze mną podążaliście przez tę historię 😗😗😗
Wasze komentarze oraz polubienia są stale dla mnie motywacją i dlatego nie zostawiam tak tej powieści. Chociaż od początku miałam zamysł na tylko jedną część - z happy endem.
A co Wy sądzicie? Jak wrażenia?
Już niedługo pojawi się na moim profilu druga część -
"Nad powierzchnią".
A w niej... cóż... wskakujcie, aby się przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top