#4 Rozdział I - Kwalifikacja

To rozdział, który mam za zadanie wprowadzić was w życie codziennie. Mam nadzieję, że się nie zrazicie i nie zanudzicie.

...................

Z przejętą miną chodziłaś wzdłuż srebrnego korytarza. Nie mogłaś przestać nerwowo zwijać swoją czarną, prostą spódniczkę za kolana. Ta część budynku wyglądała na okropnie zaniedbaną. Z ceglanych ścian odstawała szara farba, porysowana podłoga świeciła się w blasku rażących po oczach, starych lamp, a stojące pod ścianą drewniane krzesła, wyglądały na naprawdę kruche, dlatego większość oczekujących wolała czekać na dworze. Czego się spodziewałaś po takiej szkole? To nie główny budynek, a jedynie miejsce do ćwiczeń praktycznych, nie ma być tu przyjemnie. Byłaś następna w kolejce i już nie mogłaś się doczekać, aż wejdziesz na salę. Bałaś się, że wybrani nauczyciele wraz z dyrektorem, mogą Cię wziąć za dziewczynę z miasta, która nie podniesie kilograma cukru. Oparłaś się o ścianę, spoglądając na swoje czarne baleriny. Dziadek radził Ci wczoraj, żebyś nie zakładała butów na obcasie, ponieważ oni tego strasznie nie lubią. Matura poszła Ci tak dobrze, że mogłabyś aplikować gdziekolwiek indziej. Jednak obiecaliście sobie z [I/B]. To właśnie tu mieliście wspólnie studiować, a później razem pracować. Dodatkowo chciałaś się spotkać z nim...

Zza ogromnych, skrzypiących drzwi wyszedł właśnie wysoki chłopak o ciemnobrązowych oczach i zaczesanych blond włosach. Miał średnio zadowoloną minę, ale na Twój widok od razu się uśmiechnął.

- Następny ma wejść za pięć minut. - Wypowiedział uprzejmie, a Ty powędrowałaś za nim wzrokiem, gdy tylko się minęliście.

- To nie Twoja babcia mieszka naprzeciwko zakładu pogrzebowego? - Zatrzymał się w miejscu i odwrócił w Twoją stronę. Kogoś Ci przypominał, tylko chyba nie był nikim ważnym... Większość rzeczy sobie już przypomniałaś, ale jego osoba musiała Ci jakoś umknąć.

- W pobliżu. - Odpowiedziałaś poważnie.

- Tak myślałem... - Zaśmiał się i podrapał po karku. - Nie stresuj się, to nic trudnego, jeżeli dobrze się przygotowałaś.

- Rozumiem... Dziękuję za radę. - Czułaś w stosunku do niego pewną niechęć, więc postanowiłaś pozostać poważna, kiedy do Ciebie podszedł.

- Za wysoki. - Stwierdził, prostując się jeszcze bardziej. Spojrzałaś na niego ze zdziwieniem, nie za bardzo wiedząc, o co mu dokładnie chodzi. - Jestem za wysoki, ale zobaczymy. Wypadłem dobrze, więc może darują mi te dwa centymetry. 

- Z pewnością. - Odwzajemniłaś jego uśmiech, a następnie zerknęłaś na srebrny zegar, znajdujący się przed wejściem.

- Będę już iść. - Ruszyłaś w stronę drzwi, stresując się pomimo jego słów. Łatwo mu mówić, bo jest mężczyzną. Dla niektórych kobiety powinny się tu w ogóle na pokazywać...

- Do zobaczenia, Żabciu! - Usłyszałaś jego entuzjastyczny ton głosu. Żabciu? Spojrzałaś za nim, ale zniknął za szklanymi drzwiami na zewnątrz. Żabciu...

Weszłaś do wielkiej sali gimnastycznej, gdzie doskonale widać było unoszący się kurz. Kilka metrów wzwyż, tuż nad sufitem znajdowały się pojedyncze, zakratowane okna. Drewniana podłoga była lekko popękana, a ściany zniechęcały jasnym kolorem farby. Czułaś się przez chwilę jak w opuszczonym więzieniu lub zakładzie psychiatrycznym. Chociaż jakby na to tak spojrzeć, jest to całkiem prawdopodobne. Ten budynek na pewno wiele przeżył i odstaje od zadbanego, ciemnozielonego kampusu, wyglądającego jak baza. Stanęłaś na baczność przy drewnianym krześle z czerwoną poduszką na siedzisku, patrząc ponad głowy egzaminatorów. Była to groźnie wyglądająca kobieta po czterdziestce o ciemnych włosach spiętych w kok oraz bardzo pomarszczonej twarzy jak na swój wiek. Patrząc w papiery, zagryzła wargę, pomalowaną fioletową szminką, a jej ciemnozielona koszula wyglądała na dopiero co wyprasowaną, chociaż siedzą tu już parę dobrych godzin. Koło niej siedział dość młody mężczyzna o bystrych, niebieskich oczach i dość puszystych blond włosach, zaczesanych do tyłu. Patrzył się na Ciebie, poprawiając piaskowy szal wokół szyi. Nie za gorąco mu? Trzeci w kolejności był zamyślony Dyrektor, który witał was na samym początku rekrutacji. Był krótko obcięty i od niechcenia bawił się długopisem, jakby zupełnie nie chciał tu być. Na końcu wielkiej czwórki zasiadał zielonooki łysol o dość łagodnej minie oraz muskularnym ciele pod ciemnozielonym mundurem wyjściowym. Na pewno wcale nie jest z niego taki przyjazny człowiek, a stwarza jedynie pozory. Cała czwórka zajmowała stanowiska za długim, ciemnobrązowym stołem.

- Dzień dobry, może Pani usiąść. - Powiedział blondyn, zakładając na włosy okulary przeciwsłoneczne. Czyli to on jest odpowiedzialny za lotników, można było się domyślić. Są tu trzy kierunki: lotnictwo, logistyka i podchorążówka. Pamiętasz, że kiedyś również mieli tu dodać szkołę oficerską, ale cały projekt trafił szlag.

- Dzień dobry. - Odpowiedziałaś poważnie, zajmując miejsce przed komisją, która spojrzała na Ciebie powierzchownie.

- Imię i nazwisko. - Kobieta wypowiedziała groźnie, przykładając długopis do dokumentów.

- [T/I] [T/N]. - Odpowiedziałaś, a w tym czasie poczułaś na sobie wzrok Dyrektora. Wyjdzie trochę głupio, jak przyjmą Cię ze względu na znajomości, ale wiesz, że zasługujesz na to miejsce tak czy inaczej.

- Dlaczego samolot lata? - Spytał znienacka blond włosy nauczyciel, dość przyjaznym tonem. Spodziewałaś się takiego pytania i po wzięciu głębokiego wdechu byłaś gotowa do odpowiedzi...

.....

Udało Ci się odpowiedzieć na wszystkie pięć pytań i z zadowoleniem opuściłaś budynek, mijając tłumy kandydatów, popisujących się studentów oraz prezentujących musztrę wojskowych. Udałaś się w stronę metalowej bramy, pod której łukiem stał spotkany przez Ciebie blondyn wraz z kolegą siedzącym na czerwonym rowerze oraz mikrusem zajmującym bagażnik. Nie wyglądał na dużo młodszego, a zwyczajnie był niski. Oglądali maszerujących żołnierzy, a na Twój widok zaczęli coś do siebie szeptać, by następnie zwrócili się w Twoją stronę, gdy chciałaś koło nich przejść.

- Cześć, Żabciu. - Wyrwał się czarnowłosy niziołek w niebieskich dżinsach i rozciągniętym podkoszulku. Spojrzałaś na nich ze zmieszaniem. Co jak wcale nie mają dobrych zamiarów?

- Chyba nas nie pamięta. - Potężny właściciel roweru o kwadratowej twarzy odchylił się w stronę swojego kolegi.

- Coś kojarzę. - Odpowiedziałaś dość poważnie, a niski chłopak wybuchł śmiechem.

- No widzisz, a Tristan cały czas się przez Ciebie moczy w łóżko!

- Zamknij się, kurduplu. - Blondyn podszedł do niego, żeby zdzielić go po głowie.

- Coś Ci zrobiłam? - Uśmiechnęłaś się, już dużo mniej zestresowana. Widać, że są pozytywnie nastawieni i nie mają do Ciebie żalu.

- Wrzucił Cię do stawu, jak razem z bratem łapałaś żaby. Założyliśmy się wtedy o batonika. Później jak wracał do domu przez cmentarz, to go wepchnęłaś do dołka i siedział tam całą noc, bo akurat nikt nie przechodził w pobliżu. - Czarnowłosy zaczął się nabijać z przyjaciela, który poczerwieniał ze złości. - Słowo daję! Do szesnastki bał się wracać sam do domu po zmroku, haha!

- Naprawdę to zrobiłam? - Gdy chłopcy zaczęli się szturchać, a właściciel roweru wyciągnął papierosa z kieszeni, Ty tylko uśmiechnęłaś się szeroko, próbując sobie to wyobrazić.

- Zaraz Ci przywalę w łeb, to będziesz jeszcze niższy. - Tristan szarpał małego za koszulkę, a tamten tylko kopał go po czarnych, prostych spodniach od garnituru.

- Jak wy się właściwie nazywacie? - Tym pytaniem przerwałaś ich sprzeczkę.

- Zielu, Gusto, a moje imię już znasz. - Blondyn wskazał najpierw na palącego bruneta, a później na niziołka z cwaniackim wyrazem twarzy. - Tak właściwie to Florian i Gustaw, nie będę krył ich beznadziejnych imion. - Dodał po chwili z wrednym uśmieszkiem, a Gusto posłał mu w piszczel jeszcze jednego kopniaka, wciąż siedząc na bagażniku. Dzielnie się trzyma.

- Zapamiętam Ci to. - Właściciel roweru zwrócił się do mówcy, a Ty szeroko się uśmiechnęłaś. Są dość zabawni, nie to, co ludzie z Twojego starego liceum.

- Na jaki kierunek chcesz się dostać? - Spytał uprzejmie, już całkowicie spokojny Tristan.

- Lotnictwo i kosmonautyka do grupy pilotów śmigłowców. - Odpowiedziałaś pewnie, patrząc po twarzach rówieśników.

- To ładnie... My mechaniki, co nie stary? - Gusto szturchnął łokciem palacza, a ten nasypał mu na głowę popiołu.

- No. - Wysilił się po chwili na ambitną odpowiedź.

- Będziemy mieć część zajęć razem, ponieważ ja idę do grupy transportowej. - Twoją uwagę ponownie przyciągnął blondyn.

- Jak zostaniesz tym pilotem, to ja to chrzanię. Już nigdy nie zaryzykuję i nie wsiądę na pokład żadnego samolotu. - Czarnowłosy ze zrezygnowaniem pokręcił głową, na co razem z Tristanem zareagowaliście chichotem.

- Nie myśl, że już zawsze będę Cię wozić na moim rowerze. - Odburknął mu poirytowany Florian, przez co wszyscy zaczęliście się śmiać.

- Tak właściwie to muszę już iść. - Uśmiechnęłaś się i im pomachałaś.

- Podwiozę Cię! - Wyrwał się Twój przyszły znajomy z uczelni, a Ty lekko przymrużyłaś oczy, gdy blondyn wyjął z kieszeni kluczyki. - Masz kawałek drogi, przecież nie będziesz tyle szła. - Podrapał się po karku z uśmiechem.

- Poradzę sobie. - Odpowiedziałaś dość ostro, ponieważ nachalni chłopcy to udręka. 

Najgorsi i tak są Ci, którzy Ci ubliżają, a później karzą pójść ze sobą na randkę. Miałaś dwa razy taką sytuację, lecz nigdy z niej nie skorzystałaś. Zgrywanie niedostępnego to nie zawsze dobry pomysł...

- I tak jadę do Twojej babci z zakupami. Pomagam jej, nie wspominała? - Nie stracił zapału, a Ty poczułaś lekką złość na siebie, że wzięłaś go za natręta.

- Nie. - Odpowiedziałaś dużo bardziej uprzejmie. W końcu pomaga Twojej babci, dobrze to o nim świadczy.

- W każdym razie choć na parking. Przecież Cię nie porwę. - Zaśmiał się, a następnie wskazał dłonią na zbiorowisko samochodów w pobliżu. Przytaknęłaś mu i z uśmiechem ruszyłaś do przodu.

- Nie idź z nim! Zwłoki ostatniej zakopał na polach pod lasem! To straszny popapraniec i niebezpieczny psychopata! - Zaczął za wami krzyczeć Gusto, który podczas końcówki rozmowy, wrócił wraz z Florianem do oglądania pokazu musztry.

- Tristan w poszukiwaniu swojej Izoldy... -Dopowiedział mu jeszcze właściciel roweru.

- Ty czytałeś w zawodówce lektury?! - Odkrzyknął im blondyn, kiedy już stanęliście koło zadbanego, ale dość starego samochodu w granatowym kolorze. Gdy zamki trzasnęły, wciąż rozbawiona wsiadłaś do środka, a to samo zrobił Tristan.

- Nie przejmuj się nimi. To duże dzieci. - Oznajmił pogodnie, gdy odpalił silnik.

- Są dość zabawni i zajmujący. Nie wiesz jak to jest, gdy chodzi się do najlepszej szkoły w mieście, gdzie wszyscy siedzą z nosem w książkach. Jak ktokolwiek się na przerwie odezwie, to dzień można uznać za zabawny. - Zażartowałaś, patrząc przez okno.

- Czyli masz dość wysokie wyniki w nauce? - Spytał z zainteresowaniem, a Ty zastanawiałaś się, jak masz zareagować. 

- Miałam po 95% z rozszerzonej fizyki i matematyki. - Zdecydowałaś się na szczerą odpowiedź, a on otworzył szerzej oczy, patrząc z uwagą na jezdnię.

- Oh... To się popisałem. - Zaśmiał się, aby następnie przelotnie na Ciebie spojrzeć. - Słuchaj, co tam u ...

- Nie żyje. - Wiedziałaś dobrze o co chodzi. Znowu to samo... Jeszcze raz, a dosłownie Cię coś trafi.

- Przepraszam! - Podniósł ręce ze zmieszaniem do góry, a Ty od razu nerwowo złapałaś się siedzenia.

- Trzymaj kierownicę, nic się nie stało! - Prawie krzyknęłaś, bojąc się o własne życie, co go rozbawiło. Po chwili odetchnęłaś z ulgą, ponieważ nie jechaliście za szybko, a on obdarzył jezdnię dość dużym skupieniem. - Dziś jak szłam na uczelnie, to spytało mnie o niego z pięciu miejscowych. Już przywykłam.

- Mam nadzieję, że oboje się dostaniemy. Dobrze mieć kogoś przyjaźnie nastawionego wśród studentów. - Przerwał ciszę, która zapanowała po jego wcześniejszym, niezręcznym pytaniu.

- Miejscowi za Tobą nie przepadają? - Niezbyt Cię to zainteresowało, bo nie przyjechałaś tu szukać przyjaciół. Chcesz spełnić obietnicę brata, poznać tajemnicę swoich problemów z pamięcią oraz dowiedzieć Cię kim dokładniej jest właściciel zakładu pogrzebowego.

- Widziałaś moich kumpli. W średniej uchodziliśmy za chuliganów, a ja miałem po prostu lepsze oceny i szczęście. - Zaśmiał się, a Ty przeleciałaś wzrokiem po jego białej koszuli i eleganckich spodniach. Czyli ten dzisiejszy strój to wyjątek? Zbliżaliście się do Twojego nowego miejsca zamieszkania, a więc chwyciłaś z tylnego miejsca torbę, pokrytą kolorowymi kwiatami i przyciągnęłaś ją do siebie.

- Dzięki za podwózkę. - Uśmiechnęłaś się, otwierając drzwi.

- Żabciu, odezwę się jak będzie lista przyjęć. Mam numer do Twojej babci. - Pomachał Ci z zadowolonym wyrazem twarzy. Przymrużyłaś oczy z lekkim grymasem. Natręt. 

- Jak chcesz, a nazywam się [Imię]. - Zamknęłaś z hukiem drzwi i pobiegłaś do drzwi.

- Widziałaś go? - Gdy tylko weszłaś do salonu, zobaczyłaś dziadka, będącego w coraz gorszym stanie. Plamy na jego skórze robiły się coraz większe, a skóra miała na sobie niezliczoną ilość zmarszczek. 

- Jak wykładałem przez jakiś czas, to był uczniem, a teraz wielki Dyrektor... - Pomimo to mówił dość rześko, chociaż musiał sobie co chwilę robić przerwę.

- Widziałam dziadku. Myślę, że się dostanę. - Uśmiechnęłaś się do niego, opierając o ścianę.

- Na pewno. Spróbowałby Cię tylko nie przyjąć, a bym mu pokazał na co stać staruszka. - Zaśmiał się na tyle, ile umiał. Chyba niewiele mu już zostało... W końcu ma 98 lat, a Twoja babcia 72. Może i 26 lat jest między nimi różnicy, ale jeszcze nigdy nie widziałaś tak zgranej pary, jak ich sprzed paru lat.

- Kochanie, jak Ci poszło? - W progu stanęła babcia z zadowoloną miną.

- Dobrze. - Zwróciłaś się w jej kierunku.

- No to bardzo się cieszę. Szkoda, że rodzice z Tobą nie przyjechali... - Trochę zmarkotniała. Nie rozumiała, czemu ich przy Tobie nie ma, ale Ty jakoś nie odczuwałaś urazy. No, chyba że babcia tęskni za zięciem... To byłaby nowość.

-Są zajęci przygotowaniami do ślubu mojej siostry. Robią wszystko, żeby schudła, zapisują ją na siłownię, kupują zdrową, ale za to niejadalną żywność, jeżdżą po krawcach... Bardzo to przeżywają. - Zaczęłaś wymieniać z lekkim grymasem. Twoja siostra to prawdziwa kulka, pracująca w biurze. Oni się starają, a ona i tak siedzi za biurkiem, jedząc stosy donatów każdego dnia.

- Idziesz jako druhna? - Babcia objęła Cię ramieniem z zaciekawioną miną.

- Nie. [I/S] wzięła koleżankę... - To jedyny fakt, który Cię denerwował. Liczyłaś, że Twoja siostra okaże Ci trochę zainteresowania po tylu latach i zaproponuje przynajmniej to... Jednak bardzo się pomyliłaś.

- A tam. Ona zawsze taka była, dlatego wolę Ciebie. Cały czas tylko przyjaciółki, przyjaciele i znajomi, a rodzina na drugim miejscu. - Starowinka zaczęła machać rękami ze zdenerwowaną miną, jakby odganiała stado komarów.

- To prawda... - Pokiwałaś głową, a następnie pobiegłaś w kierunku schodów. - A teraz muszę iść się przebrać. Tristan zaczepił mnie na rekrutacji, więc przy okazji wzięłam zakupy. Stoją w kuchni. - Wykrzyczałaś już ze swojego pokoju. W tym drewnianym domu słychać najcichszy szmer, co testował Twój ojciec, używając do kłótni różnych tonów głosu.

- Dziękuję. - Usłyszałaś cichą odpowiedź babci.

Poprawiłaś dłonią swoją [u/k] sukienkę, kiedy zbliżałaś się do zakładu pogrzebowego. Tylko co masz mu powiedzieć? Może się lekko zdziwić na Twój widok, bo najwidoczniej nie chciał Cię ostatnio widzieć, ale... Dlaczego? Nie starzeje się, co wiesz już na pewno. Jesteś w stanie zrozumieć to, że okazuje Ci w ten sposób troskę, ponieważ powinnaś skupić się na swoim życiu, a nie ingerować w  życie nieśmiertelnych istot, ale... Jeśli miałaś o nim zapomnieć, to zapomniałabyś również o większości chwil z [I/B]. Nie chcesz się stać pracującą maszyną o monotonnym życiu. Pracowałabyś całodobowo, założyła małą rodzinę, ignorowałabyś swoje dzieci, bo przecież musisz pracować dla ich lepszej przyszłości. Po kilku latach byłabyś z mężem tylko ze względu na nie, ale wasz związek nie miałby nic wspólnego z miłością. Po wzięciu kredytów na dom Twoje dzieci by dorosły i zaczęły identyczny tryb życia, a Ty zostałabyś sama, w końcu umierając. Nie chcesz tak skończyć. Lubisz Adriana Cravena, więc czemu nie miałabyś podtrzymać z nim kontaktu? Chcesz szczęśliwie przeżyć swoje życie, dowiadując się co, czeka tuż po śmierci. Jako małe dziecko nigdy o to nie pytałaś, bo nie myślałaś, że pewnego dnia możesz po prostu umrzeć... Jednak [I/B] zetknął się z tym nieuniknionym elementem życia zdecydowanie za wcześnie. Nie spotkałaś go w zakładzie, a więc szybkim krokiem ruszyłaś na cmentarz, gdzie mijałaś po drodze smutnych ludzi, ubranych na czarno. Zdecydowanie był tu przed chwilą pogrzeb.

Grabarz obserwował właśnie złożone wiązanki wokół świeżego grobu, opierając się o jeszcze mokry szpadel. Najwidoczniej Cię nie zauważył lub udawał, że Cię nie widział. Obie opcje są w tym wypadku możliwe. Zamiast czarnego płaszcza, miał dziś na sobie ciemną koszulę, a jego długie włosy związane były w kucyk. Czyli jemu tez bywa gorąco...

- Dzień... - Stanęłaś koło niego, po czym się zawahałaś. Kiedyś nie zwracałaś się do niego na Pan, czy powinnaś robić tak teraz?- Cześć. Chyba.

- Jesteś dość upartą osobą, nie prawda? - Uśmiechnął się szeroko i spuścił głowę.

- Tak, ale chyba trochę niezręczną towarzysko. - Zaczęłaś się nerwowo bawić palcami, również uśmiechając. 

- Czy ja wiem? Chyba znalazłaś już pierwszych znajomych, [Z/I]? - Spojrzał na Ciebie wesoło, a Ty nabrałaś dużą dawkę powietrza do płuc.

- Właściwie to nie. Oni znaleźli mnie. 

- Rozumiem... Tristan wyrósł na niezłą partię, nie uważasz? -Był znacznie poważniejszy niż kiedykolwiek. 

Założył szpadel na ramię i ruszył w drogę powrotną. Zupełnie jakby chciał Ci czarno na białym wskazać, że wasza relacja nie ma sensu, bo jest nieśmiertelny. Jednak jak już stwierdził... Jesteś dość upartą osobą.

- Nie. Jest dość przeciętny. - Dorównałaś mu kroku z zamyśloną miną.

- Przeciętny? - Zaśmiał się na Twoje słowa.

- Nie ma w sobie czegoś wyjątkowego, nie odstaje od reszty, więc słowo przeciętny chyba do niego pasuje. - Wytłumaczyłaś mu, czemu przypisałaś do blondyna taki przymiotnik, co rozbawiło go jeszcze bardziej.

- Masz dziwny gust, młoda damo. - Westchnął, a mijający was ludzie, wyglądali na zaniepokojonych. Co jakiś czas tędy przechodzi i nikt nie zauważył, że od wielu lat wygląda tak samo... To dopiero zaskakujące.

- A Ty się dziwnie zachowujesz. - Wypowiedziałaś dość ostro, co nawet jego lekko zdziwiło. Po prostu poczułaś się w jego towarzystwie jak kiedyś. Wtedy nie hamowałaś swoich emocji, nie myślałaś za dużo nad tym co mówisz i nie przejmowałaś się reakcją innych. To były dobre czasy.

- W sensie dziwniej niż kiedyś. Czemu Cię nie pamiętałam, gdy przyjechałam tu tej zimy? - Liczyłaś, że po prostu Ci odpowie i spuściłaś z tonu.

- A ile pamiętasz? - Przymrużył oczy z niezadowoleniem.

- Chyba większość, chociaż... - Uśmiechnęłaś się głupawo i ponownie zaczęłaś bawić się palcami. - Nie mogę w to uwierzyć. Mroczny Żniwiarz... Dość głupio się czuję w Twoim towarzystwie, nie wiem co mogłabym powiedzieć, aby się nie zbłaźnić.

- Nie rozdaje autografów żywym. - Odpowiedział wciąż chłodno, ale już zaraz się zaśmiał. - Mogę dać Ci ewentualnie pieczątkę, kiedy umrzesz.

- Będę Cię trzymać za słowo na łożu śmierci. Nie myśl, że o tym zapomnę. - Zapewniłaś go z szerokim uśmiechem.

- Mam dziwną myśl, żeby zbudować Ci trumnę, Młoda Damo. - Gdy już doszliście do zakładu pogrzebowego, oparł o ścianę szpadel i poklepał Cię po głowie, jak kiedyś, kiedy byłaś dzieckiem. - Chociaż jak spadniesz z nieba, to nie będzie co zbierać, a przyznam, że to wielka szkoda.

- Będziesz mnie łapać. - Twoja odpowiedź od razu go rozbawiła.

- Z otwartą trumną? 

- Dokładnie. - Przytaknęłaś, a on pokręcił głową.

- Co ja z Tobą mam, Młoda Damo? Umierać nie chcesz, zapomnieć mnie nie chcesz... Niedługo przez to zaczniesz odstawać od reszty. - Otworzył przed Tobą drzwi do zakładu z rozbawieniem i zrezygnowaniem.

- Mała strata. - Usiadłaś na jednej z trumien, obserwując mężczyznę idącego na zaplecze. 

- Chyba wiem, czemu tak właściwie Cię pamiętam. Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale [I/B] wiedział o tym bardzo dobrze. Pamiętasz jak piszczał, gdy zobaczył pająka? Zawsze się wszystkiego bał, w porównaniu do mnie. Umiałam trzymać się swojego zdania, byłam odważna... Teraz wiem, jak bardzo od zawsze bałam się jednej rzeczy. - Wypowiedziałaś dość głośno, będąc w głębokiej zadumie.

- Jakiej? 

- Nigdy nie chciałam być nijaka. Pospolita i zwyczajna. Patrzysz na taką osobę i od razu widzisz jaka jest. Gdy chodziłam do prywatnych szkół po śmierci brata, to niestety stałam się taką osobą. Spojrzałeś na mnie i już wiedziałeś, że jestem kujonem, nudziarą, nie mam życia, a za kilka lat będę Twoją szefową. Codziennie ten sam mundurek na zajęcia, tak samo spięte włosy i nic poza tym. Tego się zawsze bałam.

- Nigdy nie byłaś nudna. - Adrian stanął przed Tobą ze zlewką w dłoni i ciepłym uśmiechem na twarzy. - Teraz nawet widać, że od zawsze masz w sobie coś wyjątkowego. Tylko nieliczni ludzie są w stanie oprzeć się amnezji roznoszonej przez nieśmiertelne istoty.

- Też chcę być nieśmiertelna. - Zaświeciły Ci się oczy, a mężczyzna głośno westchnął.

- Nie chcesz. To uciążliwe. - Usiadł naprzeciwko Ciebie z zadowoloną miną.

- A jakbym była wampirem... - Rozmarzyłaś się, a on dość głośno zachichotał.

- Pewnie. Siadaj, a Ci zaraz przypiłujemy zęby, damy trumnę i obsypiemy pudrem dla dzieci.

- Coś się stanie? - Spytałaś odrobinę poważniej, na co on zareagował pytającym spojrzeniem. - Gdy o Tobie nie zapomnę.

- Możesz mieć problemy i trafić pod kontrolę Żniwiarzy, ale za dużo Ci nie zrobią. - Machnął ręką, aby za chwilę odrobinę się nad Tobą pochylić z psotnym uśmieszkiem. - Gdy kiedyś ktoś z korporacji będzie chciał zadać Ci kilka pytań, to kopnij go z całej siły, nazywając zboczeńcem. Gwarantuję, że więcej nie przyjdą.

- Wiesz, że wezmę sobie tą radę do serca? - Uśmiechnęłaś się szeroko i poruszyłaś brwiami.

- Na to właśnie liczę.

....................

Piszcie, jeżeli zanudzam was wstępami. Według mnie są one potrzebne i wprowadzają w klimat historii, ale nie wiem, czy wy też tak uważacie. Chodzi mi na przykład o tą rozmowę kwalifikacyjną na studia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top