chapter one
Dzień przed osiemnastymi urodzinami Jimina, chłopak spędził ze swoim najlepszym przyjacielem Jeonggukiem. Byli sąsiadami od najmłodszych lat, a w dodatku ich mamy się przyjaźniły. Można więc śmiało stwierdzić, że byli dla siebie jak bracia, bo razem się wychowywali. W związku z tym nie było dziwne, że ich rodziny wybrały się na wspólną wycieczkę do stolicy, oddalonej nieco od ich rodzinnego Busan, która akurat wypadła w przeddzień urodzin starszego z przyjaciół.
Rodziny rozpoczęły swoją wycieczkę już od rana, bo wszyscy chcieli spędzić w Seulu jak najwięcej czasu. Mamy przyjaciół cieszyły się na myśl o zakupach w jednej z najpopularniejszych galerii, ojcowie zagospodarowali sobie czas na odwiedzenie kilku zabytków, a także nieco później kilku barów. Żadna z tych opcji nie satysfakcjonowała do końca Jimina i Jeongguka, dlatego już w pociągu, umówili się z rodzicami, że oni sami pochodzą sobie po mieście i w którymś momencie wszyscy się spotkają w wyznaczonym miejscu, którym ostatecznie okazało się główne wejście do galerii.
Po dwóch godzinach podróży pociągiem wszyscy rozeszli się w swoje strony. Przyjaciele pierwsze swoje kroki skierowali do najbliżej kawiarni, by zjeść jakieś śniadanie, aby mieć siłę na resztę dnia, a przynajmniej do pory obiadowej
Obydwoje uśmiechnięci zamówili sobie owsiankę z owocami i kawę, po czym usiedli przy jednym z wolnych stolików. Na swoje zamówienie nie czekali zbyt długo, ze względu na mały ruch o tej godzinie. Ich jedzenie oraz napoje przyniósł całkiem przystojny i młodo wyglądający kelner. Mężczyzna odstawił ich zamówienie na stolik i odchodząc, życzył im smacznego, uśmiechając się przy tym.
-Leci na ciebie! - szepnął Gguk śmiejąc się pod nosem i przysunął swoją porcję do siebie, wiedząc że tymi słowami wprawi Jimina w zakłopotanie.
-Jeongguk! - szepnął starszy i odruchowo pacnął delikatnie swoją łyżką przyjaciela w głowę. - To, że ktoś się do nas uśmiecha, nie oznacza odrazu, że na nas leci!
-Ah tak? A kto normalny uśmiecha się od ucha do ucha z samego rana? I to w dodatku w pracy? Hm?
-My się uśmiechamy i robiliśmy to nawet wcześniej. I co teraz? - Jimin uniósł brew, patrząc na przyjaciela i zaczął jeść swoją owsiankę.
-Bo my to co innego, jesteśmy na wycieczce, poza tym co to jest za porównanie? On jest w pracy.
-Jeonggukie...? - spojrzał na niego, a gdy wiedział, że ma uwagę przyjaciela, kontynuował - Jedz lepiej, bo nie urośniesz. - zakończył temat. Jego młodszy przyjaciel często wmawiał mu, że komuś się podoba, nawet jeśli tylko nieznajomy spojrzał na Jimina. Gguk jednak nie został dłużny odpowiedzi, starszemu.
-Ja już jestem wyższy od ciebie, hyung - usmiechnął się zwycięsko i również zaczął jeść.
Kiedy już zjedli, wyszli z budynku, ponieważ za zamówienie zapłacili już na początku. Po śniadaniu postanowili odwiedzić kilka sklepów, w których obydwoje kupili po kilka ubrań dla siebie. Po drobnych zakupach, postanowili przejść się na miasto. Spacerowali sobie po mniej i bardziej zatłoczonych ulicach. Po drodze zwrócili uwagę na chłopaka który śpiewał i grał na gitarze i na dziewczynę która tańczyła.
-Może my też powinniśmy zatańczyć? - Gguk spojrzał błagalnie na przyjaciela.
-Zapomnij, doskonale wiesz, że jestem nieśmiały... - westchnął starszy i pociągnął przyjaciela za rękaw, idąc dalej przed siebie.
-Pff, mogłeś zaimponować swoim tańcem temu chłopakowi no...
-Gguk? Czy ty próbujesz mnie zeswatać z każdym przystojniejszym nieznajomym, którego spotykamy?- zaśmiał się Jimin, a po chwili poszli dalej w miasto.
Ten dzień, minął wszystkim wyjątkowo szybko. Nim się obejrzeli, wszyscy siedzieli już w pociągu. Jimin i Gguk, usiedli nieco dalej od rodziców, by móc swobodnie rozmawiać. Po całym dniu obydwoje byli zmęczeni, dlatego młodszy oparł głowę o ramię przyjaciela, a ten z kolei oparł głowę o tę drugiego.
-Jiminie? Słyszałeś tę historię o osiemnastych urodzinach i inicjałach na przedramieniu? - zapytał młodszy, zerkając na przyjaciela.
-Słyszałem Ggukie, a czemu pytasz?
-Bo jutro twoje urodziny... I zastanawiam się czy się nie stresujesz, jakie inicjały pojawią się na twoim przedramieniu...
-Nie stresuję się, bo jestem na 99 procent pewien, że pojawią mi się dwie literki "J" - Jimin usmiechnął się do niego i pogłaskał go po policzku. -Przecież ja już jestem dla ciebie jak stróż... A ty dla mnie
Jeongguk usmiechnął się na słowa starszego
- Chciałbym żeby tak było, wiesz Jiminah? Ale i tak nie umieraj, dobrze? I bez tego dobrze sobie radzimy jako swoi stróżowie - Jeongguk przytulił przyjaciela, a Jimin odwzajemnił ten gest.
Podróż pociągiem minęła dość szybko, jednak mimo to obydwóm przyjaciołom udało się na chwilę przysnąć. Kiedy dojechali na końcową stację obudził ich głos rozbrzmiewający w pociągu, a gdy dotarło do nich, że są na miejscu, chłopcy pożegnali się i pojechali do swoich domów samochodami należącymi do ich rodzin.
W domach wszyscy odpoczęli po dość aktywnym dniu, odrazu biorąc prysznic i kładąc się spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top