Rozdział XXII

Przyglądałem się moim dwóm skarbom. Linadel leżał grzecznie już od dłuższego czasu. Momentami wręcz bałem się, że coś mu się stało. Dostawałem krótkich ataków paniki i upewniałem się, czy oddycha. Był taki... cichutki.

Nasir wybrał to imię. Nosił je jego ojciec. A teraz nosi je jego syn. Linadel miał moje oczy. Lodowo niebieskie. Tak samo, jak jego brat.

Przeniosłem wzrok na moje drugie dziecko. Sira kręcił się i co jakiś czas wymachiwał gwałtownie rączką. Już kilka razy dosięgnął swojego starszego brata. Nie mogłem jednak ich od siebie odsunąć. Gdy tylko to robiłem, Sira zaczynał płakać. A uspokojenie go nie było takie łatwe. Zresztą miałem wrażenie, że Linadel także lubił obecność braciszka.

Byli tacy słodcy. Nie mogłem się na nich napatrzeć. Rośli też tak strasznie szybko. Przysiągłbym, że wczoraj byli mniejsi. Nasir mówił, że szybko dorosną do rozmiarów ludzkich niemowląt, jednak jakoś mu nie dowierzałem. Mają dopiero tydzień. Jednak... chyba byli więksi. To mimo wszystko nadal moje kruszynki. Gdyby nie to, że musiałem przygotować obiad, a także posiłek dla moich maleństw, zostałbym tu cały dzień.

Odzyskałem już siły po porodzie. A przynajmniej mogłem już chodzić. Wróciłem więc do moich obowiązków. Co prawda Nasir proponował, że sam się wszystkim zajmie i prosił, bym odpoczywał, jednak wolałem sam zadbać o dom. Nasir jest uroczy i nie mogę nie docenić tego, że się stara. Niemniej nie sprząta zbyt dokładnie, a jego kuchnia jest jadalna jednak niezbyt wyrafinowana.

Pożegnałem się z moimi pociechami i udałem się do kuchni. Zacząłem za nimi tęsknić jakoś tak w trakcie przechodzenia przez sypialnię.

Przy stole siedział mój alfa. Właśnie patroszył rybę. Ja nie lubiłem tego robić. Ale mogłem usmażyć ją w przyprawach lub zrobić pożywny rybny gulasz. Nasir, gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.

- Dyara kochany. Malutcy śpią?

- Nie. Ale są wyjątkowo grzeczni. Nawet Sira. Dlatego zamierzam wykorzystać ten błogosławiony czas i coś zrobić. Pójdę po mleko. Zanim zrobią się głodni.

- O tak. Nie chcemy, by byli głodni. Czasem mam wrażenie, że na głód reagują nawet gorzej niż ty.

Przechodząc obok Nasira, lekko trzepnąłem go w tył głowy, na co roześmiał się głośno. Wyszedłem na zewnątrz i odetchnąłem głęboko. Byłem... zmęczony, ale szczęśliwy.

Linadel może i był spokojny, jednak Sira często płakał. A gdy płakał, jego starszy brat czasem do niego dołączał. Z drugiej strony, jeśli zdarzyło się, że to Linadel zaczął płakać, młodszy brat zawsze do niego dołączał. Tak więc ostatnimi czasy nie spałem zbyt wiele. Nasir oczywiście pomagał mi jak mógł. Jednak nie zawsze był w stanie ich uspokoić. Lepiej reagowali na moją obecność. Niemniej był bardzo zaangażowanym ojcem. Karmił ich, przewijał, próbował usypiać (z naciskiem na próbował), gdy myślał, że nie widzę i nie słyszę, urządzał sobie z nimi małe pogawędki (czasem narzekał w nich na mnie), no i często po prostu trzymał ich na rękach czy przyglądał się im z dumą, co było trochę komiczne. Chociaż... Rozumiałem go. Ja też nie mogłem oderwać od nich wzroku.
Niemniej lubiłem też te krótkie chwile ciszy.

Udałem się do przybudówki gdzie stokrotka i jej córeczka oraz nasz wredny kozioł mieli swój dom. Potrzebowałem świeżego mleka dla moich małych łakomczuchów, a i ja lubiłem wypić kubeczek ciepłego mleka do kolacji.

Cieszyłem się tym spokojem i stabilnością. Śnieg już topniał. Przyroda budziła się do życia. Mieliśmy dom i wszystko, czego potrzebowaliśmy. A teraz mieliśmy też dwójkę zdrowych dzieci. Czekało nas jeszcze wiele trudów związanych z wychowaniem naszych pociech jednak to trudy, których nie mogę się doczekać. Zresztą Nasir też. Już gada o tym, jak będzie uczył naszych synów polować, łowić ryby i kontrolować swoje wilcze zapędy.

Teraz mam w domu trzy alfy. Mam nadzieję, że Matka obdarzy mnie cierpliwością. Mnóstwem cierpliwości. Ogromem cierpliwości.

Przez chwilę jeszcze rozkoszowałem się ciszą i spokojem. Nie trwało to długo, bo wkrótce usłyszałem płacz. Podwójny. No tak. Zbliżała się pora karmienia.

Wróciłem do domu i postawiłem wiaderko z mlekiem na stole, po czym od razu udałem się do pokoju dziecięcego. Nasir już tam był i próbował uspokoić Sirę. Nie bardzo wiedział jak podnieść drugiego malucha, gdy pierwszego już trzymał w rękach. Podszedłem do nich i wziąłem Linadela z łóżeczka. Gdy już trzymałem go pewnie i wygodnie spojrzałem na Nasira.

- Daj mi go i leć przygotować jedzenie.

Nasir delikatnie ułożył maluszka na mojej drugiej ręce. Chodziłem po pokoju, delikatnie nimi kołysząc i wygadając uspokajające bzdury, których i tak nie rozumieli. Niemniej... słyszeli mój głos. O ile Linadel troszeczkę się uspokoił, tak jego brat krzyczał jeszcze głośniej. Dopiero gdy przybył Nasir z wybawczym posiłkiem, mogłem odetchnąć z ulgą.

Cieszyłem się trochę, że zazwyczaj moje dzieci wszystko robiły dość synchronicznie. W tych samych porach robili się głodni i spali w tym samym czasie. Dzięki temu mieliśmy jakieś krótkie chwile odpoczynku.

Nasir zabrał ode mnie Linadela. No tak. Oczywiście, że mi zostawił to bardziej kłopotliwe dziecko. To nic. Następnym razem upewnię się, że będę bardzo zajęty, gdy któremuś będzie trzeba zmienić pieluchę. Tak więc każde z nas karmiło maluszka. Ja miałem utrudnione zadanie, bo Sira zwracał swój posiłek mniej więcej dwukrotnie częściej niż jego brat. Był też bardziej żywotny podczas całego procesu karmienia. Niemniej miałem swoje sposoby. Powoli poznawałem jego zachowania i szło mi coraz lepiej. Jeszcze trochę i będę ekspertem w wychowywaniu krnąbrnych alf. Tych małych i dużych.

- Myślisz, że dadzą nam dzisiaj trochę pospać?

- Jeśli Dyara jest zmęczony, ja dzisiaj wstanę do nich w nocy. Zrobiłbym to wczoraj. Przedwczoraj też. Ale Dyara z jakiegoś powodu zrywa się i nie da mi pomóc.

- ... No bo tak jakoś się martwię, jak płaczą. No i ja ich lepiej uspokajam...

- Tak, a później rano wyglądasz...

- No jak wyglądam?

Nasir popatrzył na mnie i dostrzegałem w jego oczach mieszaninę niepewności i ostrożności.

- ... Jak zjawa.

- Cóż może dlatego, że nie śpię pół nocy.

- Ja też nie. Jak Dyara do nich idzie, to przecież czekam na ciebie.

- ... W sumie dlaczego?

- ... Bo boję się, że Dyara będzie zirytowany tym, że on nie śpi a ja tak i urządzi mi kazanie w środku nocy.

Przyznam, że trochę mnie to zatkało. Nawet nie sam fakt, że Nasir wziął pod uwagę taki rozwój wydarzeń. Bardziej to, że w sumie... miał rację. Pewnie bym tak zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top