Rozdział XLVI
Zapewne nie skorzystałbym z zaproszenia, gdyby Lilla nie wybierała się na to całe spotkanie u Anny. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt towarzyski. Dziewczyna jednak nie chciała mnie słuchać. Praktycznie siłą mnie tam zaciągnęła.
Anna otworzyła malowane drzwi swojego domu z szerokim uśmiechem. Właściwie to... pachniała jak ciasteczka. Była niska, troszeczkę pulchna, ale śliczna. Miała taką matczyną aurę... i przytuliła mnie, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Dyara! Jak wspaniale, że przyszedłeś. A to są twoje maleństwa?! Jacy oni śliczni! Chodźcie, chodźcie. Wszyscy już są. Mam kompot i ciastka. A dla maluszków mleko i jeszcze więcej ciastek.
Cóż... chłopcy wiedzieli, co znaczy słowo 'ciastka' więc nie było już odwrotu. W środku było... mnóstwo ludzi. Cztery pozostałe omegi, które poznałem wczoraj i piątka dzieci w różnym wieku.
- No dobrze. To czas jeszcze raz wszystkich przedstawić. Ten maluszek w rękach Mii to jej synek Luka.
Był taki słodki... miał chyba z pół roku... Pamiętam jak Linadel i Sira mieli pół roku. Przysięgłym, że to było tak niedawno...
- Ta dwójka to moje dzieci. Damien i Róża.
Chłopiec musiał mieć koło ośmiu lat a dziewczynka pewnie sześć.
- Ta słodka łobuzica to córka Ysaaca, Klara.
Dziewczynka miała może cztery latka i właśnie ciągała za włosy niewiele starszą koleżankę.
- A ten aniołek to córeczka Jaspara Alice. Różo, Damienie zabierzcie proszę dzieci, niech się pobawią.
Dziewczynka podeszła do chłopców i wzięła ich za ręce. Byli troszeczkę zdezorientowani, ale i zaciekawieni. Już po chwili w pokoju obok słychać było śmiechy i krzyki. Anna tymczasem posadziła mnie przy stole i wcisnęła kubek z ciepłym kompotem. Zaskoczyło mnie tylko to, że to nie ona a Jaspar zadał pierwsze pytanie.
- Miło, że przyszedłeś. Jak ci mija dzień?
- Dobrze... tak myślę.
- Mam nadzieję, że czujesz się w naszym stadzie komfortowo. Nie ma tu wielu omeg.
- Sczerze mówiąc... W moim poprzednim stadzie było ich jeszcze mniej. Poza tym od dłuższego czasu mieszkałem tylko z moim alfą. Nie w stadzie.
Trochę kłamstwa, trochę prawdy.
- Och... Nie czuliście się samotni?
- My... Nie. Mieliśmy siebie.
Mia oderwała wzrok od swojego maluszka i spojrzała na mnie.
- Przepraszam, ale nie wyobrażam sobie życia bez stada. To musi być ciężkie. Kocham mojego alfę, ale chyba nie zniosłabym, gdyby był jedyną żywą duszą w pobliżu.
- Szczerze mówiąc, jestem raczej typem samotnika. A mój alfa to moja bratnia dusza. Denerwuje mnie czasem, ale jednocześnie tylko on mnie rozumie.
Zapanowała jakaś dziwna cisza. Dopiero teraz zorientowałem się, że wszystkie omegi na mnie patrzą.
- ... Powiedziałem coś nie tak?
To Ysaac przerwał ciszę.
- Byliście bratnimi duszami?
Anna znów złapała mnie za rękę. Często to robi. Jej dłonie były przyjemnie ciepłe.
- Więc to musi być dla ciebie ogromna strata... Nie wiem, jak to znosisz...
- Jesteśmy bratnimi duszami. Mój alfa żyje. Wiem to. Przez więź.
Sarah pisnęła i zaklaskała w dłonie.
- To takie romantyczne! Też chciałabym znaleźć swojego alfę... Tego jedynego! Jaspar wie, jak to jest. Jego alfa i on też byli bratnimi duszami.
Szatyn uśmiechnął się do mnie delikatnie. Nie uszło mojej uwadze, że dziewczyna użyła formy przeszłej. Czułem jednak, że nie powinienem o to pytać.
Okazało się, że nie muszę. Jaspar był starszy ode mnie. I zdecydowanie... dojrzalszy. Chyba zdawał sobie sprawę, że w mojej głowie na pewno pojawiło się wiele pytań.
- To było trzynaście lat temu. Znalazłem mojego alfę w wieku siedemnastu lat. Rok później byliśmy parą. To trwało dwa lata. Łowcy go zabili. A teraz od pięciu lat jestem w nowym związku. Mój alfa jest bardzo wyrozumiały. Wziął mnie, mimo że byłem już oznaczony. A teraz mamy dziecko. Gdy odebrali mi mojego ukochanego, myślałem, że moje życie się skończyło. Nadal czuję jakąś pustkę. Czegoś brakuje w moim życiu i nikt nie zapełni tego pustego miejsca. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwy. A jednak jestem. Czasem jest ciężko, ale wiem, że mój ukochany chciałby bym był szczęśliwy.
- ... Przykro mi z powodu twojej straty.
- A mi z powodu twojej. Będę prosił Matkę, by zwróciła ci twojego alfę. By doprowadziła go do domu. Do ciebie.
- Jaki jest? Twój alfa?
To Sarah zadała to pytanie. I wydawała się szczerze zainteresowana.
- Mój alfa jest... Trochę przygłupi, ale za to bardzo odważny. Jest też dobry i opiekuńczy. Uratował mi życie... wiele razy. Opiekował się mną i wspierał, gdy tego potrzebowałem. Nasze początki były... trudne... Właściwie to bardzo trudne. Na początku trochę... nienawidziłem go. Możliwe, że nawet chciałem zabić.
Ysaac zaśmiał się głośno.
- To trochę jak ja mojego Adriena. Zrobił mi dzieciaka jeszcze zanim mnie oznaczył. Czekałem na to prawie rok, bo jego rodzice mnie nie lubili. A co takiego zrobił twój alfa?
- ... Zgwałcił mnie.
- ... Cóż to trochę gorsze.
Widząc ogólne zdezorientowanie, postanowiłem nieco to sprostować.
- Był wtedy... nie do końca sobą. Już dawno mu to wybaczyłem. Kocham go. Jest też wspaniałym ojcem.
- Znalazłeś prawdziwy skarb.
Anna poczochrała moje włosy i podsunęła mi talerz z ciastkami.
- Na pewno kiedyś nam go przedstawisz. Bardzo chciałabym go poznać.
- On na pewno chciałby poznać was. Będzie wam bardzo wdzięczny, za co to robicie.
- A co takiego robimy?
- Jesteście tacy mili... serdeczni... pomocni. Nie znacie mnie, a traktujecie tak dobrze.
- Och słońce oczywiście, że ci pomagamy. Alfy nie rozumieją pewnych spraw. Musimy więc sobie nawzajem pomagać. Zwłaszcza gdy mamy takiego Alfę jakiego mamy.
- Właśnie! - Ysaac zgarnął jedno ciastko z talerza nim kontynuował. - Gdy okazało się, że jestem w ciąży, a mój głupi alfa jeszcze nie wiedział, czy raczy mnie oznaczyć, byłem przerażony. Bałem się, że tego nie zrobi. Że zostanę z tym sam. A moi rodzice byli wściekli. Nie chcieli mnie widzieć. Anna mnie wtedy przygarnęła. A Jaspar w końcu stracił cierpliwość, z której tak słynie i poszedł do Adriena. Nie wiem, co mu nagadał i żaden z nich nie chce mi powiedzieć... No ale koniec końców Adrien przyszedł do mnie. Błagał na kolanach, bym mu wybaczył! Miesiąc później byłem już jego a on mój.
- To... miłe. Że tak siebie wspieracie.
- Jesteśmy jak wielka rodzina. A ty jesteś naszym nowym bratem.
- ... Dziękuję. Ja też... też wam pomogę, jeśli kiedykolwiek będę mógł.
Ugryzłem jedno ciastko... smakowało jak... dom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top